Shinoda otworzył oczy i szybkim ruchem wyłączył pikający
budzik. Przetarł ślepia i spojrzał na zegar. Leniwie wygramolił się z wygodnego
łóżka. Uliczne lampy dawały tyle
światła, że wystarczająco oświetlały pokój muzyka. Chwycił lekko niebieską
kołdrę i zaścielił swoje kochane legowisko. Zaczął powoli ubierać czarne dżinsy
oraz jakąś starą koszulkę. Starał się to robić jak najciszej, aby nie obudzić
ukochanej, która jeszcze smacznie spała. Gdy ubrał na siebie cudne ciuchy
podszedł do wielkiego, obsypanego śniegiem okna. Dla każdego okres świąteczny
to coś wspaniałego, jednak nie dla Mike’a, ten czas kojarzy mu się z utratą
swojego kochanego synka. Kolorowe światełka migały na dużej, zielonej choince
przed jego domem. Gałęzie łysych drzew uginały się lekko pod ciężarem białego
puchu. Spike spojrzał smutnymi brązowymi ślepkami na dzieciaki, które od rana
siedziały na dworze i bawiły się w najlepsze. Brakowało mu tego. Brakowało mu
dziecięcego śmiechu, płaczu. Położył ciepłą dłoń, na zimną szybę. Chciało mu
się płakać. Tak bardzo przyzwyczaił się
do swojego potomka. Mógł siedzieć godzinami obok Patricii, obok jej brzucha i
mówić do niego. Planował sobie jak da dziecku na imię, jak zrobi pokój swojej córuni lub
synkowi. Jednak to nie miało sensu. Wszystko przepadło. Otrząsnął się.
Popatrzył na swoją żonę, na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. Usiadł
obok niej i zaczął gładzić jej brązowe włosy. Była dla niego wszystkim.
Szczególnie po śmierci rodziców, uważał ukochaną za najważniejszą osobę w jego
życiu. Pocałował ją delikatnie w ciepłe czoło.
- Kocham cię – wyszeptał, poczym wstał i wyszedł wolnym
krokiem z dużej sypialni. Znalazł się w pięknie wystrojonym holu. Gołymi nogami stąpał po zimnych,
ciemnobrązowych panelach. Zapalił światło, które umożliwiło mu bezpieczne
przejście przez korytarz. Na beżowych ścianach wisiały zdjęcia w pięknie
wykonanych, czarnych ramach. Gdy znalazł się na końcu długiego pomieszczenia
zszedł po jasnych, marmurowych schodach i zgasił za sobą oświetlenie. Udał się
do przytulnej kuchni. Podszedł do białej szafki pod oknem. Położył łokcie na
czarnym laminowanym blacie i podparł
swoją głowę. Zaczął patrzeć na ogromne miasto. Świąteczne Los Angeles. Wszędzie
ustrojone choinki, piękne lampki, bałwany. Było mu źle. Tak bardzo tęsknił za
spędzaniem czasu przy dużym brzuchu Patricii. Uwielbiał to robić. Za każdym
razem, gdy wracał do domu rzucał wszystko na bok i pędził do ukochanej żony.
Kochał mówić do swojego małego dzieciątka. Nie mógł doczekać się, aż będzie
mógł je wziąć na ręce, spojrzeć synkowi lub córce w oczy. Pewnego dnia to
wszystko runęło. Shinoda długo nie mógł się pogodzić z tym, że jego żona
poroniła. Po jego bladym, zimnym policzku spłynęła łza. Zawsze wesoły, zabawny
Mike, teraz był na samym dnie rozpaczy.
- Misiu? – nagle usłyszał znajomy głos. Głos, który
sprawiał, że Spike czuł się lepiej. Odwrócił się. Ujrzał drobną istotkę stojącą
w przejściu. Zwiesił głowę na dół. Bał się, że dziewczyna uzna, że jest słaby.
Za każdym razem, gdy się rozklejał, udawał się do łazienki. W takich momentach
chciał być sam. – Misiu – Patricia powtórzyła ciepłym tonem i podeszła do
swojego męża. Stanęła naprzeciwko niego. Chwyciła jego chłodną dłoń i uniosła lekko zwieszoną w
dół głowę. Zaczęła gładzić jego niepoukładane, czarne włosy i pocałowała go w
czoło. Wiedziała, że to na sto procent pomoże. Faktycznie, kobieta miała rację.
Mężczyzna nieoczekiwanie bardzo mocną ją przytulił.
- Kocham cię – powiedział zachwianym głosem. Łzy same
zaczęły spływać po jego bladych policzkach.
- Też cię kocham Misiu – wyszeptała. Odsunęła się od niego
leciutko i zaczęła wycierać łzy spływające po jego twarzy, ciepłymi, delikatnymi dłońmi. – No już. Nie
płacz – dodała i spojrzała się prosto w jego piękne, świecące się, brązowe
oczy. – Lepiej? – rzekła po chwili.
Chłopak tylko skinął głową, że tak.
- Ehh.. – westchnął Shinoda i lekko się uśmiechnął. Kochał
ją, tak cholernie ją kochał. Szorstkimi dłońmi wziął jej kosmyk brązowych
włosów z twarzy i chwycił ją za biodra. Nie mógł przez cały czas użalać się nad
sobą. Jednak to było bardzo trudne do zrealizowania. Cmoknął ją delikatnie w
zimne usta i przyłożył czoło do jej czoła. Zamknął powieki i delektował się tą
wspaniałą chwilą. Po siedmiu minutach obojga udali się do ogromnego salonu. Usiedli
na szarej, wygodnej kanapie. Naprzeciwko znajdował się duży telewizor. Mike
wstał, podszedł do kominka i nawrzucał trochę drewek. Podpalił je i wrócił do
ukochanej. Obok nich znajdowała się potężna, piękna choinka. Dziewczyna oparła
głowę o ramię Spike’a i zamknęła oczy. Znajomość z muzykiem to jedyna dobra
rzecz jaka ją w życiu spotkała. Jednak jedna myśl sprawiała, że Patricia czuła
się źle. Mianowicie była w ciąży, jednak nie chciała powiedzieć o tym
Shinodzie. Bała się, że chłopak znów za bardzo przywiąże się do dziecka. Zamyśliła
się. Zupełnie zapomniała o otaczającym ją świecie, o Kenjim, który siedział
obok niej. Ta cała tajemnica coraz bardziej ją męczyła. Dziewczyna postanowiła
jednak mu o tym powiedzieć. Zresztą
później i tak by zauważył. – Miśku – otworzyła powieki i wstała. Stanęła
naprzeciwko przystojnego mężczyzny, który
tak bardzo ją kochał.
- Słucham? – wyszeptał. Patrzył jej teraz głęboko w
niebieskie oczka. W jej ślepkach odbijało się lekko światełko lampek na
choince. Kobieta trochę się zawahała.
- Ja… - przerwała. – Ech.. – westchnęła i uśmiechnęła się
lekko do męża. – Będziesz tatusiem – wyszeptała z uśmiechem na twarzy.
- Słucham? Ja tatusiem? – otworzył buzię ze zdziwienia.
Wpatrywał się w cudowną twarz małej istotki, która stała naprzeciwko niego. –
Nawet nie wiesz jak się cieszę – w jednej chwili wstał i mocno przytulił
Patricię. Chłodną dłoń położył na jej brzuch i pocałował żonę w czerwone,
delikatne usta. Radość rozsadzała go od środka, jednak próbował to wszystko
jakoś ukryć. Gdyby pozwolił emocjom zapanować nad jego ciałem, teraz skakałby
po pokoju i turlał się po podłodze. Jego średni humor od razu mu się poprawił.
- To taki mały prezent ode mnie – zaśmiała się cicho.
Mężczyzna uśmiechnął się i pocałował dziewczynę w czoło.
- To raczej prezent ode mnie. To ja cię zapłodniłem –
wytknął język i cmoknął kobietę w nos. Patricia uśmiechnęła się do niego. –
Chłopiec? Dziewczynka? – spytał.
- Jeszcze nie wiadomo – rzekła i poprawiła jego czarne
włosy. Po bladych policzkach Shinody zaczęły spływać łzy. Był tak bardzo
szczęśliwy. – Ej, Misiu. Nie płacz – wyszczerzyła białe ząbki i przetarła jego
twarz.
- Będę tatusiem – rozpłakał się jeszcze bardziej i
przytulił swoją żonę. Po dwudziestu minutach obojga poszli do kuchni i zaczęli
przygotowywać potrawy, które położą na stół, gdy zjawią się goście. Mike był
strasznie podekscytowany cała sytuacją, która miała miejsce jeszcze nie całą
godzinę temu. Po dwóch godzinach wszystko było już gotowe. Patricia i Spike
specjalnie wstali trochę wcześniej, aby się wyrobić.
- No, chodź tatusiu, trzeba się ubrać. Za pół godziny
zjedzie się cała ekipa – uśmiechnęła się i udała się na górę po jasnych,
marmurowych schodach. Mężczyzna podążył za nią. Obydwoje weszli do ogromnej
sypialni. Kobieta podeszła do szafy i zaczęła przeglądać ciuchy. Shinoda
natomiast dokładnie obserwował jej każdy ruch i uśmiechał się sam do siebie. –
Kochanie, trzymaj. Ubierz to – powiedziała spokojnie i wręczyła ciuchy zadowolonemu
chłopakowi.
- No dobrze – wymamrotał, pocałował żonę w czoło i poszedł
do wielkiej łazienki. Najpierw zdjął z siebie starą koszulkę oraz czarne dżinsy
i rzucił je na jasną podłogę, a następnie wszedł pod prysznic. Wypucował swoje
zmęczone, blade ciało, a potem dokładnie wytarł się niebieskim, ogromnym
ręcznikiem. Kiedy był już czysty zaczął myć swoje czarne włosy. Musiał wyglądać
idealnie, przecież dziś wielki dzień. Boże Narodzenie. Spłukał głowę i zaczął
ubierać szare dżinsy oraz szykowną koszulę w kratę. Kiedy skończył, wyszedł z
pomieszczenia i udał się na dół. Zaczął
znosić tradycyjne potrawy na ogromy
stół, który wykonany był z pięknego, ciemnego drewna. Na meblu znajdował się
biały, ozdobiony jakimiś złotymi rysunkami obrus. Shinoda wrócił do kuchni i
zaczął układać talerze na jeden stos. Nieoczekiwanie
Patricia zeszła po marmurowych schodach i stanęła w wejściu do pomieszczenia, w
którym znajdował się jej mąż. Mike spojrzał na pięknie ubraną kobietę i nie
mógł odwrócić od niej wzroku. Drobna istotka miała na sobie czarno-białą
sukienkę do kolan, lekki makijaż. Jej rozpuszczone, brązowe włosy dodawały
dziewczynie jeszcze więcej uroku. Na jej uszkach znajdowały się białe kolczyki,
a na szyi stylowy złoty naszyjnik z serduszkiem. – Może być? – spytała niepewnie
i zwiesiła głowę na dół, zupełnie jakby bała się, że Spike skrytykuje jej
ubiór.
- Prześlicznie wyglądasz kochanie – muzyk podszedł do niej,
złapał ją za biodra i pocałował w pomalowane szminką, czerwone usta. Patricia spojrzała chłopakowi głęboko w jego
brązowe oczka. Kochała je. Mogłaby tak wpatrywać się godzinami. Nieoczekiwanie
skierowała wzrok na kołnierzyk Shinody, który nie był idealnie ułożony.
Poprawiła go i cmoknęła męża w policzek, po czym udała się do salonu. Popatrzyła
na pięknie przystrojoną choinkę, pod którą znajdowały się już prezenty dla
gości i na wielki stół. Nagle do
usłyszała huk zbitego szła. Szybkim krokiem udała się do pomieszczenia, z którego
dobiegł hałas. Gdy stanęła w wejściu do kuchni, ujrzała chyba cztery rozbite
szklanki oraz Mike’a, który stał tuż obok. – Czekaj, nie wchodź. Wszędzie są
kawałki szkła, a ty jesteś na boso. Zaraz to posprzątam – chłopak rzekł
spokojnym głosem, poczym wyciągnął miotłę i zaczął zmiatać kawałki szkła na
jedną kupkę. Kobieta lekko uśmiechnęła się do męża i poszła założyć czarne
balerinki. Kiedy wróciła było już czysto. Nieoczekiwanie ktoś zadzwonił do
drzwi. Wolnym krokiem udała się do przedpokoju i otworzyła pierwszemu gościowi.
Był to Rob. Bourdon przywitał się z Patricią i wszedł do środka.
- Nie zdejmuj butów – wyszeptała i zaprosiła go gestem
dłoni, aby wszedł w głąb domu. Bourdon wszedł do salonu i zaczął rozglądać się
po pomieszczeniu.
- Ale się tutaj zmieniło – rzekł i klapnął na szarą
kanapę. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła. Mała istotka, rzadko kiedy się
odzywała.
- O… Pan Robert Bourdon – Spike podszedł do perkusisty i
przywitał się z nim.
- Pan Shinoda. Ech…
kiedy my się ostatnio widzieliśmy co? Dwadzieścia lat temu? – podrapał się po
głowie.
- Może wczoraj? – zaśmiał się Mike. Kobieta w tym czasie udała się do kuchni po
talerze, które wcześniej przygotował muzyk i przyniosła je na stół. Po
dwudziestu minutach wszyscy goście byli już na miejscu, każdy położył prezent
pod choinkę i usiadł do stołu.
- To co? Prezenty? – zaproponował Joe.
- Tak! – zgodził się Chester, poczym wstał i rzucił się w
stronę choinki. Zaczął szukać swoich prezentów. Po godzinie, gdy już każdy miał
swój prezent, zaczęło się kosztowanie rozmaitych dań.
- Wicie co? Będę tatusiem – rzekł dumnie Spike.
- No to gratulujemy – uśmiechnął się Brad.
- Chłopic czy dziewczynka? – dopytywał się Rob. Shinoda
czuł się niesamowicie. Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Nie wiemy – Mike podrapał się po głowie.
- No stary, nieźle – Joe wyszczerzył białe zęby.
- Dobra, a teraz czas na otwieranie prezentów – dodał Kenji.
Chester otworzył swoje paczki. Były w nich: puzzle, serowe
chrupki, nowe tunele, czarne buty, stylowa czapka oraz koszulka w paski. Bez
zastanowienia założył obuwie, które przed chwilą odpakował i zaczął przechadzać
się po pokoju. Joe też postanowił otworzyć wielkie pudło. Zajęło mu trochę
czasu, ale udało mu się. Gdy zobaczył swój prezent osłupiał. Otrzymał wielką
kostkę Rubika…z czekolady.
- Jezu! Kocham was! – włożył głowę w tort.
- Boże – Brad walnął się w czoło i wyszczerzył białe
kiełki. Teraz i on zapragnął otworzyć swoje dwie paczki. Dostał nową gitarę,
kostki do gitary i prostownice. Gdy to zobaczył zaśmiał się sam do siebie.
- Na serio? Prostownica? – przetarł twarz i uśmiechnął
się. Dave miał już na sobie prezent. Mianowicie stój elfa oraz podobnie jak
Chester, nowe buty.
- Może teraz ty Rob? – zaproponował Hahn. Bourdon nie
odzywając się zaczął rozszarpywać paczkę.
- Jezu! – krzyknął, poczym wyciągnął pałeczki i zaczął
skakać po pokoju. – Zawsze o nich marzyłem! – rzucił się na kanapę i przytulił owe
przedmioty.
- Kochanie? Otworzysz prezent? – uśmiechnął się Shinoda.
Usiadł obok swojej ukochanej i obserwował jej każdy ruch. Dziewczyna osłupiała
gdy zobaczyła to co znajdowało się w śrdoku małego kartoniku. – Wesołych Świąt –
wyszeptał i cmoknął ją w policzek.
- Ale… nie musiałeś – wymamrotała i wyciągnęła piękny
naszyjnik z diamencikiem.
- Daj, założę ci go – zaproponował, poczym nałożył
wisiorek na szyję kobiety i ponownie pocałował ją policzek. Następnie Mike
chwycił swój prezent i zaczął go rozpakowywać. Wyciągnął dwie nowe koszule,
gitarę, kostki do gitary i farby. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Po pięciu
godzinach każdy wrócił do swojego domu.
- I jak tam po
dzisiejszym dniu? – spytała cicho Patricia.
- Bardzo dobrze – westchnął i podszedł o swojej żony, a
następnie ją mocno przytulił. – Kocham cię – wyszeptał i pocałował ją w
delikatne usta.
- Też cię kocham Misiu – rzekła i wtuliła się w swojego
męża. Shinoda nadal nie mógł uwierzyć w to, że jego dziewczyna jest w ciąży.
Będzie ojcem. Nareszcie będzie mógł popatrzeć dziecku w oczy, usłyszeć jego
śmiech i płacz. Chciał teraz być cały czas obok Patrici, którą tak bardzo
kochał.Modlił się, aby nie stało się to co kiedyś. Wpatrywał się w jej niebieskie ślepka i czuł, że to kobieta, której nigdy by nie opuścił.