niedziela, 28 września 2014

III

Głośne pukanie obudziło Shinodę z płytkiego snu. Przetarł zmęczone oczy, wstał z łóżka i szybkim krokiem udał się na dół. Gdy otworzył drzwi, ujrzał młodą dziewczynę i wysokiego mężczyznę w przeciwsłonecznych okularach. Muzyk ze zdziwieniem obserwował dwójkę, która się nie odzywała.
- Wszystko wyjaśnione jest w tym liście – nieoczekiwanie ogromny facet wręczył kawałek papieru, a po chwili odszedł zostawiając lekko przerażoną kobietę wraz z jej tobołkami. Spike otworzył szeroko ślepka widząc, jak nieznajomy odchodzi.
- Wejdź – powiedział niepewnie. Dobrze wiedział kto to jest. To córka jego brata, ale czemu nikt go nie powiadomił? Brunet chwycił torbę i wniósł ją, zamykając za sobą drzwi. – Siadaj, gdzie chcesz – uśmiechnął się delikatnie i zabrał się za czytanie. Jego oczy robiły się większe z każdym zdaniem. Spojrzał smutnymi źrenicami na cichą nastolatkę. Nie odzywała się, brakowało w niej radości. Shinoda przetarł delikatnie szorstką dłonią swą zdezorientowaną twarz. Zajął miejsce naprzeciwko niskiej dziewczyny. – Trzymasz się jakoś? – cicho zaczął rozmowę. Nie odpowiedziała. Słychać jedynie było jak przełknęła ślinę. – Dobrze, nie będę naciskał – Mike widząc stan Lucy postanowił zrezygnować z pytań dotyczących wypadku. Chcąc ukryć swój smutek, poszedł do sypialni. Strata brata była dla Spike’a zbyt dotkliwa. Oparł się jedną ręką o średniej wielkości, dębową komodę, a drugą dłonią zakrył prawie płaczące oczy. Myślał, że nic nie jest w stanie poruszyć jego lodowatego serca. Mylił się. Czuł się jak największe gówno. Nie miał ochoty żyć, chciał uciec od tego wszystkiego, ale nie może zostawić młodej. W jego ciele właśnie trwała wojna. Ciche westchnięcia i pociąganie nosem roznosiło się po całym pokoju. Nieoczekiwanie stanął normalnie, wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Nagle wszystko zaczęło lądować na ziemi. Wściekły na los Shinoda zrzucał doniczki, ramki i figurki, które upadając rozbijały się na mnóstwo kawałków. Gdy jego złość trochę ustąpiła podniósł jedno zdjęcie. Przedstawiało ono Mike’a i jego brata. Spike zrezygnowany opadł na kolana. Czuł jak ostre przedmioty wbijają mu się w ciało, jednak nie zwracał na to uwagi. Smutek i zdesperowanie było o wiele większe niż ból fizyczny.

---

- Dave powiedz, że żartujesz – powiedziała zdruzgotana kobieta. – Dave, błagam! – krzyczała, połykając własne łzy. – Nie zostawiaj mnie!
- Kobieto, ogarnij się. Najpierw mnie zdradzasz, a potem prosisz, abym cie nie zostawiał? – wysoki mężczyzna o tajemniczym uroku osobistym zmarszczył wysokie czoło. Pokręcił głową i głośno westchnął. - Może znajdziesz sobie innego frajera, który będzie nabierał się na twoje sztuczki – powiedział cicho i zatrzasnął za sobą drzwi. Farrell przeczesał delikatnie rude włosy, które rozchodziły się na wszystkie strony i udał się do srebrnego samochodu. Wsiadł do auta i popatrzył przed siebie. – Czemu zawsze muszę mieć problemy z dziewczynami? – powiedział cicho, a następnie uderzył z całej siły w kierownicy, sprawiając, że po chwili delikatnie skulił się z bólu. – Kurwa – przeklął pod nosem i zaczął się śmiać sam z siebie, choć sytuacja wcale tego nie wymagała. Ruszył. Myśląc o domu i ciepłym kakao zupełnie nie zwracał uwagi na to co się wokół niego dzieje. Pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego. Natłok problemów i nieprzyjemnych spraw po prostu za bardzo przeciążał głowę zmęczonego życiem Dave’a.   – Mam już dość tego wszystkiego – stwierdził rozbijająco. – Potrzebuję trochę wolnego – dodał po chwili, uśmiechając się jednocześnie. Od czasu do czasu promienie światła padały na twarz basisty zespołu Linkin Park.  Stojąc na światłach, przyglądał się wędrującym ludziom, bezdomnym zwierzętom i ulicznym artystom. Wszyscy byli tak bardzo zróżnicowani. Niektóre osoby miały na sobie ubrania od najznakomitszych projektantów, inni znów najtańsze ciuszki ze zwykłych sklepów. Gdy pojawiło się zielone, muzyk ruszył. Wsłuchując się w muzykę, która leciała akurat w radiu, delikatnie pukał palcami o kierownicę i kręcił głową to w prawo, to w lewo. Gdy dotarł do domu, opadł na czerwoną kanapę i zasnął.

---

Lucy siedziała już w swoim pokoju i, aby się trochę zrelaksować i zapomnieć o tym wszystkim, zaczęła malować. Shinoda natomiast od godziny krzątał się bezczynnie po domu. W końcu postanowił iść do córki brata. Zapukał cicho w dębowe drzwi i niepewnie wszedł.
- Hej – zaczął rozmowę.
- Cześć wujku – odpowiedziała nieśmiało, delikatnie zwieszając głowę na dół. Mike spojrzał na dzieło.
- Pięknie – uśmiechnął się delikatnie, po czym usiadł obok dziewczyny.
- Dziękuję – Lucy odgarnęła wolno fioletowe włosy, aby nie opadły jej na zaczerwienioną twarz. Nastąpiła niezręczna cisza.
- Słuchaj. Mów do mnie po prostu Mike, ok? – zaśmiał się wysoki brunet.
- Okej, Mike – na pięknej twarzy siedemnastolatki pojawił się lekki uśmiech. – Mike – zrobiła chwilę przerwy. – Powiedz mi… jaki on był? – spytała niepewnie.
- Jason?
- Tak.
- Jason… Jason był wspaniałym człowiekiem. Robił wszystko, aby uszczęśliwić rodzinę i móc zapewnić jej byt. Przez co niestety miał dla was mało czasu. Jednak był naprawdę kochany, opiekuńczy i prawdomówny – powiedział Shinoda, wpatrując się w jeden punkt przed siebie, uśmiechając się delikatnie. Jednak po czasie wesołe rysy zniknęły, a pojawił się smutek. Mike za wszelką cenę próbował się jakoś opanować i nie rozpłakać  przed dziewczyną. – Zaraz, czy ty rysujesz mnie? – nieoczekiwanie Spike zmienił temat. Kobieta pokiwała głową, że tak. – Poczekaj. Brakuje mi czegoś… ooo… idealnie – zaśmiał się, gdy dorysował sobie wielkie oczy i uśmiech niczym emotikonka ,,:3’’. Wysoki mężczyzna sprawił, że siedemnastolatka zaśmiała się i zakryła twarz swoją dłonią.
- No błagam cie wujku.
- Mówiłem coś – Shinoda nieoczekiwanie spoważniał. Jego powaga była udawana, jednak Lucy miała wątpliwości.
- No dobrze… Mike – poprawiła się,  lekko się uśmiechając, sprawiając, że na twarzy bruneta również pojawił się uśmiech.

- Nigdy nie miałem okazji z tobą zagadać – stwierdził smutno. – I teraz tego żałuję, bo jesteś naprawdę niesamowita – wyszczerzył śnieżnobiałe zęby.  

niedziela, 14 września 2014

II

Gdy zespół zajął miejsca, Chester wstał i udał się do kuchni po napoje oraz przekąski. Wróciwszy do salonu ułożył wszystko na dębowym stole, a po chwili wrócił się po szklanki.
- Muszę wam coś powiedzieć – nieoczekiwanie Joe zabrał głos. – Poznałem niedawno fajną dziewczynę i sądzę, że coś może z tego być – uśmiechnął się Koreańczyk.
- No, no, no – zaśmiał się Brad jednocześnie biorąc ciastko.  – To kiedy ślub?
- Nie bądź dziecinny – Hahn zrobił poważną minę. – Takie rzeczy były zabawne,  jak mieliśmy dziesięć lat  – dodał. Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza. Coś takiego nie zdarzało się zbyt często. Prawie zawsze choć jeden członek zespołu miał coś do powiedzenie, a potem to już tylko kwestia czasu, gdy reszta dołączała się do rozmowy.  W ogromnym pokoju słychać było jedynie dźwięk łamania paluszków i gryzienia ciastek. Nieoczekiwanie rozległa się głośna melodia.
- Przepraszam na chwilę – oznajmił Shinoda wyciągając telefon, wstał od stołu i udał się na dwór. – Słucham?
- Mam dla ciebie zadanie – Mike usłyszał męski głos. – Pamiętasz tamtego pajaca, który nam się naraził? Masz się go pozbyć. Ma zniknąć do końca tego tygodnia – mężczyzna rozłączył się. Muzyk schował komórkę do kieszeni i wrócił do przyjaciół.
- Muszę iść, przepraszam – Kenji zrobił smutną minę, a po chwili odszedł.
- Co mu się stało? – spytał niepewnie Joe chrupiąc paluszki.
- Pewnie Anna po niego zadzwoniła – zaśmiał się Bennington. – Dlatego ja nie angażuję się w związki – wyjaśnił i wziął łyk pomarańczowego soku.
- Tak szczerze mówiąc… Anna jest jakaś podejrzana… Sam nie wiem czemu – stwierdził Dave drapiąc się po głowie. – Taka sucha dla Mike’a. Taka dziwna – dodał po chwili.
- Wydaje ci się – Delson wyszczerzył białe zęby.

***

Shinoda pewnym krokiem wszedł do budynku. Cała ta rudera wyglądała jakby miała rozpaść się za kwadrans, a pomieszczenia przypominały sale opuszczonego psychiatryka. W środku roiło się od różnych, groźnie wyglądających mężczyzn, mimo to wysoki brunet spokojnym już krokiem wędrował obok nich. Gdy dotarł do wielkich metalowych drzwi, wszedł bez pukania.
- Ile płacisz? – Kenji rzucił bezuczuciowo.
- Sto tysięcy – odrzekł szef całej tej organizacji.
- Okej – Mike wyszedł i kierował się do specjalnego pokoju. Wyciągnął kluczyk z kieszeni, a po chwili otworzył drzwi. We wnętrzu pomieszczenia czuć było pleśń i stęchliznę. Minoda spojrzał z uśmiechem na twarzy na ulubiony pistolet i nóż. Chwycił oba przedmioty i dokładnie ukrył w kurtce. Kiedy był już na dworze, wziął głęboki oddech i udał się ciemną ścieżką. Założył kaptur na głowę i kierował się do domu osoby, której miał się pozbyć. Wiedział o niej wszystko. Kiedy dotarł na miejsce, usiadł na ławeczce na przeciwko mieszkania ofiary. Wyciągnął papierosa i zapalił go. Zaciągnął się, a po chwili wydał z siebie białą chmurę. Smugi dymu otulały jego twarz. Nieoczekiwanie cel podjechał drogim samochodem. Wyszedł z auta i zabrał się za otwieranie domu. Shinoda wstał z ławki i spokojnym krokiem szedł przed siebie. W jego umyśle nie było nic. Pustka. Żadnych nerwów. Niski mężczyzna wszedł do mieszkania i zabrał się za kluczenie mieszkania. Mike z całej siły kopnął drzwi sprawiając, że ofiara upadła na podłogę. Mężczyzna nawet nie zdążył spojrzeć na swojego zabójcę, a już rozległ się strzał. Bezwładna głowa uderzyła o szare płytki, a wokół niej robiła się coraz większa plama krwi. Kenji spojrzał z pogardą na martwe ciało, a po chwili wyszedł z domu, jakby nigdy nic. Muzyk udał się w kierunku obskurnego budynku, gdzie znajdował się jego szef.  Po piętnastu minutach drogi był już na miejscu. Usiadł na czerwonym fotelu i spojrzał na mężczyznę z wielką blizną na buzi.
- Jak zwykle jesteś niesamowity – zaśmiał się szyderczo ,,Król ‘’.– Jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś. Łap – wielki facet popalając cygaro przysunął srebrną walizkę w stronę Shinody, na którego twarzy widniało zobojętnienie, ale i lekki uśmieszek. – Do następnego.
Mike chwycił przedmiot i ruszył w stronę swojego domu.
- Ja pierdole – pomyślał muzyk i wziął głęboki oddech pochłaniając świeże powietrze. Jasny księżyc oświetlał delikatnie połowę twarzy chłopaka. Widząc swój dom uśmiechnął się i przyspieszył kroku. Cicho wszedł do mieszkania i udał się na górę. Chcąc zaskoczyć dziewczynę powolnym krokiem zbliżał się do sypialni. Gdy cicho uchylił drzwi zobaczył coś co bardzo go zdenerwowało. Rzuciwszy walizkę na podłogę wyciągnął pistolet i wycelował w przestraszonego blondyna, który jeszcze przed chwilą zabawiał się z Anną. Dziewczyna zaczęła piszczeć.
- Zamknij się! – wykrzyczał wysoki brunet. Jego nozdrza przypominały zachowanie rozłoszczonego byka. – Jeden ruch i odstrzelę ci łeb, rozumiesz? – wycedził w stronę gołego mężczyzny.
- Zostaw go, błagam – kobieta zaczęła prosić jednocześnie dławiąc się łzami.
- Nie martw się, tobie też to nie ujdzie sucho.
- Pomo… - strzał. Czerwony kolor zabarwił białe prześcieradło i poduszki. Zaczęły się piski. Drugi strzał. Dwa martwe, ubrudzone krwią ciała leżały obok siebie. Shinoda biorąc głęboki oddech  rzucił pistolet na szafkę, a po chwili chwycił bezwładnego blondyna. Wyrzucił go przed okno. Podobnie zrobił z Anną. Wyszedł na dwór i ułożył zwłoki na sobie. Odpalił kolejnego papierosa i oblał zwłoki benzyną. Popatrzył przez chwilę na twarz byłej ukochanej i cicho westchnął. Rzucił fajkę na chłopaka i obserwował jak ogień zaczyna pożerać swoje ofiary.  W oczach Mike’a odbijały się płomienie, a w głowie słyszał jakby krzyki, szepty. Nigdy tak nie było. Wpatrując się w płonące ciała rozmyślał nad tym wszystkim.


 ---

Oh God. Rozdział z pewnością należy do tych średniej jakości. 
Gdy miałam wenę to szkoła nie pozwalała mi napisać czegokolwiek, a kiedy mam w miarę wolne to wena nie pozwala mi napisać czegoś porządnego. 
No cóż. Mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się podoba. :) 
Do następnego. :)
Szablon wykonany przez Calumi