niedziela, 23 lutego 2014

One Shot 2



- Joe pamiętasz jak się poznaliśmy? Bo ja pamiętam ten dzień doskonale – zaśmiał się Shinoda.
- Jak mógłbym zapomnieć? - odparł uśmiechnięty Joe, poczym zamknął oczy. 

***

- Wstawaj! – krzyknął ojciec. Hahn szybko otworzył zaspane oczy i zerwał się z łóżka.
- Jezu, już prawie ósma – wyszeptał patrząc na czarny zegar ścienny.  Chwycił jakieś ciuchy i natychmiast je na siebie założył. Wziął plecak i zbiegł na dół po jasnych schodach. Ubrał niestarannie buty i otworzył drzwi. – Pa! – wrzasnął na cały dom i pobiegł zamykając za sobą drewniany przedmiot. Po dwóch minutach biegu sapał jakby przebiegł kilometr. Po chwili truchtu jego oczom ukazała się ogromna szkoła. Nieoczekiwanie rozległ się głośny dzwonek na lekcje. – O nie – pomyślał i przyspieszył.  – No świetnie, pierwszy dzień szkoły, a ja się spóźnię - wpadł do szkoły i spokojnym krokiem udał się do  sali. Po tym biegu był tak zmęczony, że nie miał już siły. Wszedł do pomieszczenia, gdy akurat czytane było jego nazwisko. – Jestem – wysapał, po czym udał się do swojej ławki.  
- Co grubciu zmęczyłeś się, co? – zaśmiał się wysoki blondyn. Joe zwiesił głowę w dół. Nauczycielka zmierzyła chłopaka i jasno dała mu do zrozumienia, że ma przestać. Przez całą lekcję Hahn czuł się nieswojo. Możliwe, że przez te papierowe kulki, którymi był obstrzeliwany.
- No dzieci, zaraz będzie przerwa – powiedziała spokojnym głosem wysoka pani. Gdy tylko rozległ się dzwonek, każdy wybiegł z sali. Joe jako jedyny spokojnym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Udał się do ogromnej hali, gdzie pełno było stołów. Usiadł przy jednym z nich. Wyciągnął kartki oraz ołówki i zaczął rysować. Nieoczekiwanie podszedł do niego chłopak, który męczył go w klasie. – No, no, no. Widzę, że nieźle się nastarałeś się  nad tym rysunkiem – wskazał na piękny obrazek. – Była by szkoda – chwycił pracę w dłoń. – Gdyby ktoś ją podarł – zaśmiał się.
- Błagam, zostaw – Joe upadł na kolana.
- Jaki ty jesteś głupi – w jednej chwili zniszczył ,,wypociny’’ Koreańczyka. Hahn miał łzy w oczach. Rysował to prawie tydzień.
- Zostaw go Benson – nieoczekiwanie smutny chłopak usłyszał niski głos.
- No proszę. Sam Michael Shinoda – uśmiechnął się blondyn. – Siema – wyciągnął rękę w stronę bruneta.
- Spadaj stąd – odrzekł obrzydzony Mike.
- O co ci chodzi? – spytał zdziwił się wysoki chłopak. Kenji tylko zmierzył go wzrokiem. – Aaa o to. O to, że byłeś zbyt słaby i się bałeś tak? – zaśmiał się Benson.
- Nie, to ty byłeś zbyt głupi – Spike zmarszczył czoło.
- Uważaj co mówisz  - blondyn wziął zamach, jednak Shinoda umiejętnie ominął uderzenie. W jednej chwili walnął przeciwnika w nos. Ten upadł na ziemie i zwinął się w kłębek. Po minucie wstał i pobiegł w stronę toalety. Hahn ze smutkiem w brązowych oczach spoglądał na rozdartą pracę.
- Dziękuję – wyszeptał niepewnie Joe. Usiadł z powrotem na miejsce i schował przedarty rysunek do kolorowej teczki.
- Nie ma za co. Mike jestem – wysoki brunet z uśmiechem na twarzy wyciągnął dłoń w stronę Koreańczyka.
- Joe – chłopak lekko się uśmiechnął.
- Przykro mi z powodu rysunku. Wiem jak to jest, gdy starasz się nad swoją pracą, a tu przychodzi taki kretyn i go niszczy – Kenji próbował nawiązać kontakt z nowopoznanym kolegą. Czuł, że mają dużo wspólnego ze sobą.
- Ty też rysujesz? – zapytał Hahn.
- No raczej – zaśmiał się Shinoda. – Interesujesz się może muzyką? – dodał po chwili.
- Skąd wiedziałeś? – odparł Joe z bananem na twarzy.
- A tak jakoś
- Kocham muzykę. Moim marzeniem jest zostać DJ w grupie rockowej – rzekł uśmiechnięty grubszy chłopak. – Tak wiem, co sobie myślisz. DJ w zespole rockowym? – lekki uśmiech znikł z twarzy Koreańczyka.
- Myślę, że to dobry pomysł. Ja zawsze chciałem połączyć rocka z rapem, a jak jeszcze dodamy trochę miksowania to wyjdzie epicka zajebistosć.  Nawet mam mały zespół. Może chciałbyś dołączyć? – zaproponował zadowolony Spike.
- Ja? No pewnie – wydusił z siebie po chwili namysłu.
- To przyjdź po lekcjach na boisko – uśmiechnął się brunet. Nieoczekiwanie rozległ się dzwonek. 

***

Joe wolnym krokiem szedł w stronę kupki chłopaków.
- O! Joe! – w jednej chwili usłyszał swoje imię. To był Mike. Przyspieszył tępa.
- Cześć – powiedział niepewnie niski chłopak.
- Siema – pozostali odpowiedzieli chórem.
- No to tak. To jest Dave, Brad i Rob – Shinoda przedstawił nowemu członkowi zespołu swoich przyjaciół.
- To co? Idziemy do garażu Brada? – zaproponował Delson.  Spike tylko kiwnął głową i ruszyli. 

***

- O tak. To były szalone czasy – zaśmiał się Joe patrząc na rozbawionego Kenji’ego.
– Może pójdziemy po Chestera? Znów się spóźnia  - zaproponował Mike.
- Co ty. Ja nie mogę – Hahn wstał i podszedł do lodówki.
- No jasne – Shinoda zrobił obrażoną minę. – Rob, idziesz ze mną?
- No pewnie – uśmiechnął się po czym wyszedł zza instrumentu.

***

- Zabierzcie mnie stąd. Ona tu jest. Błagam – wyszeptał w głowie Bennington i zamknął przestraszone oczy. Otulały go ciepłe futrzane kurtki. Siedział skulony w szafie bojąc się ruszyć nawet lekko dłonią. – Nieee! – krzyknął, gdy poczuł, że ktoś łapie go za nogi. 

***

Shinoda wraz Bourdonem stanęli przy drzwiach ogromnej Villi. Mike przyłożył dłoń do drewnianych drzwi i zapukał. Nikt nie otworzył. Puka jeszcze raz. Znowu to samo.
- Może się naćpał? – zasugerował Rob.
- Oby nie – Spike zaczął przegryzać nerwowo wargę.
- A co jeśli mu się coś stało. Sam wiesz, że nie dawno zerwał z tą dziewczyną. I wiesz jak on to przeżywał – stwierdził zaniepokojony Rob. Kenji uświadamiając sobie, że może być to prawdą nacisnął klamkę. O dziwo drzwi się otworzyły. W pomieszczeniu panował podejrzany półmrok. Wysoki brunet zapalił światło.
- To tu się do jasnej cholery stało? – po ciele Shinody przeszedł nieciekawy dreszcz, gdy ujrzał przed sobą wielki bałagan.
- Mike? – Rob wskazał na drewniany przedmiot za nimi. Spike odwrócił się i zrobił ogromne oczy.
- Boże – wyszeptał. Ciemnie drzwi były całe podrapane.  Zupełnie jakby ktoś z nożami zamiast paznokci jeździł po nich palcami. Chwilę się zawahali, ale po chwili ruszyli w głąb domu. Szli wolnym krokiem przez ponury, długi korytarz. Ich serca waliły jak szalone. Strach przeszywał ich biedne ciała sprawiając, że szli coraz wolniej.  Cały ten pokój jak i reszta pomieszczeń był jakiś dziwny , opustoszały, ciemny. Światło nie działało.  W domu najwyraźniej nikogo nie było. Stawiali małe, powolne kroki. – Nie wolno się bać – powtarzał sobie przerażony Shinoda. Ich wyobraźnia zaczęła działać i tworzyć dziwne odgłosy i obrazy. Burdon postanowił włączyć telefon i podświetlić drogę. Szybko tego żałował. Na białych, brudnych płytkach znajdował się napis z krwi ,, Witam w piekle’’. Serca prawie wyskoczyły im z piersi. Teraz Mike nie próbował sobie wmawiać, że się nie boi. Był zbyt tym wszystkim przerażony. W jego jak i Roba głowie pałętały się chore myśli. W jednej chwili usłyszeli krzyk swojego przyjaciela. Zamarli. Mięsień na chwilę przestał pąkować krew. Stali i nie mogli się ruszyć. Strach wziął górę. – Rob, mu simy tam iść. Pomóc mu – wyszeptał roztrzęsiony brunet. Bourdon spojrzał tylko na ciemną postać przyjaciela. Chwycili się za dłonie, aby się nie zgubić i ruszyli w stronę piwnicy – stamtąd dobiegały krzyki i dziwne odgłosy.  Kenji cały czas dotykał dłonią zimnej ściany, aby przypadkiem nie uderzyć o coś i nie zrobić niepotrzebnego hałasu. Po chwili dostrzegli słabe światło. Powoli zaczęli schodzić po jasnych schodach. Sami nie wiedzieli czego się mają spodziewać. To co ujrzeli pozostanie im za zawsze w pamięci. Chester leżał na podłodze przykuty łańcuchami ,a obok niego stała czarnowłosa kobieta. Trzymała w czerwonych dłoniach okrwawiony nóż. 

***

- Joe, wiesz może gdzie jest Mike? – spytała niepewnie Anna. – Dzwoniłam do niego, ale nie odbiera.
- Zostawił telefon w studiu, może dlatego nie odbierał – zaśmiał się Hahn. – Ale wracając do twojego pytania. Mike poszedł do domu Chestera razem z Robem. Powinni niedługo wrócić – uśmiechnął się Koreańczyk. – Może się czegoś napijesz?
- Nie dziękuję  – odrzekła z uśmiechem na twarzy.
- A po co ci Spike? – spytał popijając sok pomarańczowy.
- Muszę z nim poważnie porozmawiać. Jestem na niego wściekła. Nienawidzę go  – rzekła i wzięła głęboki oddech. – No nic, idę po niego. Pa – pożegnała się i po chwili wyszła z budynku.  Wolnym krokiem poszła w stronę domu Benningtona.  

***

- Niech ona przestanie – pomyślał Chester. Czerwona maź spływała po jego bladych dłoniach. – Niech ta psychicznie chora kobieta zostawi mnie w spokoju! – krzyknął w sobie i syknął z bólu, który zadała mu kobieta. – Boli jak cholera. Dam radę, dam kurwa radę – powtarzał sobie. Czuł jak jego była dziewczyna jeździ swobodnie nożem po jego bladym ciele uśmiechając się przy tym.
- Widzisz kochanie… - przerwała i zabrała srebrne narzędzie z jego brzucha. – Jeśli ja nie mogę się tobą cieszyć, to już nikt nie będzie mógł – polizała zakrwawiony nóż.
- Jesteś chora! – krzyknął przerażony wokalista. Kobieta tylko się zaśmiała.
- Boisz się – przysunęła swoją twarz do jego. Pocałowała go wpuszczając do jego buzi krew, którą przed chwilą zlizała z ostrego przedmiotu. Przejechała delikatnie palcami po jego twarzy i usiadła na jego ubrudzony czerwoną mazią brzuch. – Kocham Cię – szepnęła mu do ucha. W jednej chwili Chester wypluł zgromadzoną w buzi ciecz na jej bladą twarz. Dziewczyna wstała z niego podeszła do drewnianego stolika, gdzie leżało pełno igieł i różnych narzędzi. Chwyciła garść małych szpilek i podeszła do leżącego na ziemi chłopaka. Zaczęła wbijać mu powoli ostre przedmioty w obolałe ciało.

*** 

Shinoda widząc to prawie nie zwymiotował, zresztą podobnie miał Rob. Mike postanowił jeszcze chwilę pomyśleć zanim wyruszy na ratunek. Kobieta ponownie chwyciła srebrny nóż i tworzyć niewielkie rany w ciele jego przyjaciela.

                                                                              ***

Anna nie pukając otworzyła drzwi.  – Co tu się stało? – spytała w głowie. Zamknęła za sobą drewniany przedmiot i przeżyła szok widząc tyle zadrapań. Udała się w głąb ciemnego pomieszczenia. Wściekłość opanowała jej ciało, tak, że nie bała się ciemności, ani dziwnych odgłosów. Po prostu szła przed siebie.

                                                                              ***

Mike wziął się w garść i zrobił pierwszy krok. Serce Bourdona zaczęło być szybciej. Shinoda wykorzystał to, że czarnowłosa kobieta stała tyłem. Chciał do niej podejść i umiejętnie zabrać srebrny przedmiot. Musiał opanować swój szybki oddech. Bennington zauważył przyjaciela, jednak nie patrzył na niego za długo, aby nie wydać go. Spike miał już szansę na odebranie narzędzia byłej Chestera.
- Mike?! – usłyszał z góry. W jednej chwili poczuł jak coś ostrego wbija mu się w ciało. Popatrzył tylko na przestraszoną twarz Chestera i upadł na ziemię. Robert szybko rzucił się na brudną od krwi dziewczynę powalając ją na podłogę.  – Mike Kochanie! – krzyknęła przestraszona Anna i podbiegła do leżącego Kenji’ ego.  Mike popatrzył na jej piękne brązowe oczy i położył bladą dłoń na wystraszoną twarz. Rob w tym czasie szybko zadzwonił po pogotowie.
- Nic mi nie jest – wyszeptał.
- Kochanie! – dziewczyna wybuchła płaczem. – Jezu, Mikey – dodała po chwili. – Błagam cię, nie odchodź – wybełkotała.
- Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnął się lekko i przybliżył twarz żony do swojej buzi. Pocałował delikatnie jej blade i mokre od łez usta. Przetarł małe kropelki wody spod jej oczu. Wpatrywał się w jej czerwone usta, świecące ślepka i mały nosem, który tak uwielbiał.
- Obiecaj mi – chwyciła jego zakrwawioną dłoń. – Kochanie, obiecaj mi to! – Jej łzy spadały na nieruchomą twarz Shinody. Błagam Cię – przyłożyła zapłakaną głowę do jego pyszczka.
- Obiecuję – po policzkach mężczyzny zaczęły spływać łzy. Popłakał się. Wiedział, że to już koniec. Wiedział, że będzie musiał ją zostawić. Ją i syna, którego tak kochał. Oni byli dla niego wszystkim.
- Zrób to dla mnie i dla Otisa. Nie zostawiaj nas! – krzyczała zdesperowana kobieta.  
- Przekaż mu, że bardzo go kocham – wymamrotał wybuchając płaczem. Nie chciał ich opuszczać. Gdy tylko urodził się jego syn, to nie mógł się doczekać, aż powie do niego ,, tato ‘’.  Chciał jeszcze chwilę z nim być, popatrzeć teraz na niego, poczochrać jego  krótkie włosy. Chciał jeszcze żyć, nie chciał umierać. Na myśl, że musi zostawić wszystko to co kocha jeszcze bardziej się rozpłakał. Zespół, żona, dziecko, fani.
- Sam mu to przekażesz Mikey! – krzyczała Anna. Jej oczy były już całe czerwone. Lekko przetarła zapłakaną twarz swojego męża. – Rozumiesz? Sam!
- Przepraszam, że dziś nie poszedłem na zakupy – wymamrotał.
- Mike, trudno. Mam to gdzieś, że nie poszedłeś – wyszeptała.
- Ale obiecałem ci. Znów cię zawiodłem – powiedział smutno.
- Mike, nie zawiodłeś mnie. Nie jestem na ciebie zła, rozumiesz? – przyłożyła głowę do jego ubrudzonej krwią piersi.
Po policzkach Roba zaczęły spływać łzy. Przykuł byłą Chestera do ściany i podszedł do leżącego na ziemi chłopaka. – Zaraz będzie pogotowie Mike. Wytrzymaj stary, błagam cię – wyszeptał. – Dasz radę, wierze w ciebie. Jesteś silny – bełkotał.
- Będzie dobrze Rob. Nie płacz – odrzekł cicho zakrwawiony Spike. – Dziękuję ci, że tu byłeś, zresztą, że zawsze przy mnie byłeś. Podziękuj reszcie chłopaków – wydusił z siebie poczym zmrużył lekko oczy.
- Mikey, błagam cię, nie rób mi tego! – krzyknęła Anna, jednak on nie dawał znaku życia. – Kochanie! – wrzasnęła ponownie. Shinoda leżał i nie ruszał się. Jego klatka piersiowa przestała się ruszać, z ust nie wydobywało się już ciepło.  – Mikey, powiedz, że tylko żartujesz. Ty lubisz żartować. Mike! – wybełkotała. – Kochanie, jak ja teraz sobie bez ciebie poradzę? Kochanie! Otwórz oczy. Masz teraz wstać i powiedzieć, że żartowałeś, rozumiesz? Nie denerwuj mnie. Mikey, proszę – powiedziała ciszej. – Mikey – powtórzyła zachwianym głosem. Nieoczekiwanie do pomieszczenia wpadli ratownicy. Rob chwycił Annę i przytulił ją. Jej łzy spływały na czarną bluzę Bourdona, tworząc mokrą plamę. Ludzie próbowali mu pomóc. Kobieta patrzyła z nadzieją, że wstanie i podejdzie do niej. Przytuli ją i spokojnie wrócą do domu, jednak on nadal leżał. Nie ruszał się. Jego twarz stała się poważna jak nigdy.  Po trzech minutach reanimacji płomyk nadziei zgasł.
- Przykro nam – powiedział smutno jeden z ratowników. Kobieta wyrwała się z objęć perkusisty i przykleiła się do martwego ciała swojego męża. Wciąż nie docierało to do niej. Nie docierało, że od dziś będzie sama, że od dziś Otis nie będzie miał ojca, że będzie musiała kłaść się sama spać, że od dziś w jej domu będzie inaczej niż zwykle. Nie będzie miała do kogo dzwonić. Jedynie słuchając piosenek będzie mogła usłyszeć jego głos. Już nigdy nie będzie tak wspaniale.Po chwili bezradnie patrzyła na to jak ciało jej męża jest wnoszone na górę. Zabierane gdzieś daleko.

***

- Widzisz Otis, tatuś bardzo cię kochał, zresztą pewnie kocha nadal - powiedziała uśmiechnięta kobieta, próbując ukryć swój ogromny smutek. Usiedli przed ogromnym telewizorem. Anna włączyła film, w którym była ona, Mike i ich syn. - Kto to? - wskazała na wysokiego mężczyznę. Wiedziała, że młody pewnie nie odpowie. 
-Tata - wybełkotał malutki chłopiec.
Szablon wykonany przez Calumi