Promienie pomarańczowego słońca delikatnie oświetlały twarz
śpiącej Anny, która leżała rozłożona na całym łóżku. Jej twardy sen nie
pozwolił usłyszeć cichych szurnięć ze strony poruszającego się po pokoju Mike’a.
Mężczyzna od godziny plątał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kartek z
tekstem do kolejnej piosenki zespołu. Ze zrezygnowaną miną udał się do kuchni i
zabrał się za szykowanie śniadania. Wyciągnął z szafki chleb, masło i talerze
wraz ze sztućcami. Kiedy zajrzał do lodówki nie kłócąc się z myślami,
stwierdził, że trzeba udać się na zakupy. Czynność ta nie należała do listy
ulubionych wysokiego bruneta. Sycząc i narzekając cicho pod nosem chwycił
pozostałe dwa plasterki szynki i resztę sera.
- Co za gówniane śniadanie – powiedział patrząc na stół, na
którym znajdowało się jedzenie. – Za godzinę pójdę do sklepu – wyszeptał do
siebie. Monologi u Shinody były normą. Codziennie odprawiał pogaduchy sam ze
sobą, gdyż Anna wstawała dopiero trzy godziny później. Zdarzały się również konwersacje
z serem albo z mlekiem, popołudniowe tańce z kurczakiem, który za chwilę miał
trafić do piekarnika. U muzyka wszystko było możliwe. Gdy zaczął jeść ubogą
potrawę zdał sobie sprawę, że dziś musi uczestniczyć wraz z Chesterem w
wywiadzie dla magazynu muzycznego. Kiedy skończył swój posiłek, wstał z krzesła
i podszedł do wielkiego okna. Otworzył je, a po chwili wyciągnął z kieszeni
pudełko papierosów. Poranne rozluźnienie było jak najbardziej wskazane. Musiał
robić to w u ukryciu. Anna nie lubiła tego gówna. Shinoda jeszcze dwa lata temu
umiał spalić dwie paczki dziennie, ale dzięki determinacji jego pięknej dziewczyny
udało mu się zmniejszysz ilość wypalanych ćmików do jednej fajki na dobę. Opierając
się na parapecie, zaciągał się, a po minucie wypuszczał z ust szarobiałą
chmurę, która unosiła się ku górze i leciała do swych śnieżnych sióstr wędrujących
po niebieskim niebie. – Jak przyjemnie – pomyślał Mike, po czym zamknął oczy. Po
pełnym relaksie wyrzucił papierosa do śmietnika, a następnie zaczął ubierać
ulubione Nike’i. Zarzucił na siebie bluzę, a po chwili wyszedł z domu klucząc
za sobą drzwi. Spokojnym krokiem udał się w kierunku samochodu, który grzecznie
czekał na swojego właściciela. Muzyk wsiadł do czarnego auta i ruszył do
sklepu. Na drodze nie było korków, więc do celu dotarł w jakieś dziesięć minut.
Gdy wszedł do wielkiego marketu wyciągnął listę, którą wcześniej sobie
przygotował. Jako pierwsza na kartce była szynka. Potem jajka, ser, kurczak,
sałata, jogurty itd. Po godzinie Mike’owi udało się wyjść z budynku. – No nareszcie
– wysapał pod nosem, poczym wrócił do domu. Otwierając drzwi do budynku poczuł
się dość niekomfortowo. Sam nie wiedział o co chodzi. Po cichu wszedł do
mieszkania usiłując nie zdradzić swojej obecności. Nieoczekiwanie do jego uszu
dobiegły dziwne dźwięki. Spokojnym, ale ostrożnym
krokiem kierował się na górę. W jednej chwili wpadł do sypialni, bowiem stamtąd
pochodziły tajemnicze szurnięcia. W pokoju była Anna, która właśnie ubierała spodnie.
W pomieszczeniu panował chaos. Porozrzucane kartki, koszule na biurku, pościel
na podłodze. Shinoda chwilę popatrzył na to wszystko, a po minucie wyszedł.
Wrócił do samochodu po zakupy. Chwycił je i zaniósł do kuchni. Po jakimś czasie
zaczął wszystko układać cicho wdychając i co chwilę poprawiając włosy, które
opadały mu na czoło.
- Żelem byś je poprawił – zaproponowała kobieta stojąca obok.
Muzyk wyraźnie się przestraszył i dość mocno uderzył o otwarte drzwiczki od
szafki. Wziął głęboki oddech i spojrzał na swoją dziewczynę trzymając się za
bolącą głowę. Czarnowłosa chwyciła kubek i nalała do niego pomarańczowego soku.
– Kiedy jedziesz? – spytała ze smutną miną.
- Już – odpowiedział stojący mężczyzna, po czym podszedł do
swojej miłości i pocałował ją delikatnie w czoło. – Pa – wyszeptał i wyszedł z
domu. Anna szczęśliwym wzrokiem patrzyła na odjeżdżający samochód swojego
chłopaka. Radosnym krokiem udała się do sypialni. Będąc w swoim ulubionym pokoju
podeszła do ogromnej szafy, a po chwili otworzyła ją.
- Możesz wyjść – zaśmiała się cicho i kusząco. Zza drzwi
wyszedł wysoki blondyn. – Mike już pojechał – uśmiechnęła się delikatnie, a po
minucie przyciągnęła do siebie umięśnionego faceta. Niebieskooki chwycił jej
twarz i zaczął całować ją namiętnie, przez cały czas trzymając jej pośladki.
- Kiedy masz zamiar mu powiedzieć? No wiesz… o nas? – spytał
popychając ją powoli w stronę łóżka.
- Jak zapisze mi majątek. Zobaczysz będziemy ustawieni – na jej
twarzy pojawił się uśmiech. Po jakimś czasie wylądowali na miękkim łóżku.
***
- Jestem – Shinoda szczęśliwym krokiem wszedł do studia,
gdzie czekał na niego zespół. – To co dziś robimy? – spytał, poczym usiadł na
kanapie obok Brada.
- Na pewno nie zjemy nic wyjątkowego, bo KTOŚ zjadł cały
sernik, który zrobiła moja babcia – Delson spojrzał złym wzrokiem na Joe, który
właśnie przegryzał batonika.
- Co ja? – Dj spytał mając twixa w buzi, przez co nikt nie
zrozumiał o co mu chodzi.
- Co? – spytał Phoenix próbując ukryć rozbawienie całym tym zjawiskowym
widokiem.
- To nie jest śmieszne – wybełkotał Hahn nadal mając
jedzenie w jamie ustnej.
- Śmierdzisz? Joe nie musisz się przyznawać – zaśmiał się
Rob jednocześnie sprawiając, że Dave wybuchł śmiechem, zresztą jak i cała
reszta.
- Dobra… powaga – Chester otarł oko i usiadł prosto. – Mike,
dziś nie mamy wywiadu, bo go odwołałem – uśmiechnął się wokalista zespołu
Linkin Park.
- Jak to? – Shinoda zrobił wielkie oczy i otworzył
delikatnie usta.
- Stwierdziłem, iż ludzie, którzy piszą te bzdety w tej
gazecie to chuje – powiedział szczerząc zęby. – A tak na serio, to nie mam
ochoty na to, żeby jacyś obcy ludzie wpierdalali mi się potem w życie. Wiesz o
co chodzi – Bennington wstał z krzesła i podszedł do lodówki, po czym wyjął
Pepsi. Delikatnie ją otworzył, a po chwili przyłożył usta do zimnej puszki.
Czuł jak chłodny napój spływa mu po przełyku i trafia do żołądka. Cicho westchnął
z zadowolenia i usiadł z powrotem na swoje miejsce. W pomieszczeniu zapanowała
cisza. – Ej. Chodźcie do mnie dzisiaj. Zrobimy sobie imprezkę, czy coś –
zaśmiał się Chester.
- Właściwie… czemu nie? – uśmiechnął się Brad. – I tak nie
ma nic do zrobienia – przerwał. – To co, jedziemy? – reszta zespołu skinęła
głową.