Kiedy weszli do tajemniczej jaskini, nawet przyzwyczajony do
ciemności wzrok Pat, zawiódł. Musieli więc rozpalić pochodnie, która swoim
dużym płomieniem rozświetlała tylko fragment obszaru wokół nich. Od czasu do
czasu słyszeli głuche dźwięczenie, spadających na chłodną ziemię, kropel wody,
ćwierkanie ptaków oraz własne oddechy, przy czym tętno wiedźminki było bardzo
ograniczone ze względu na chęć usłyszenia jakichkolwiek podejrzanych odgłosów.
Szli długim i szerokim korytarzem wydającym się nie kończyć. Od czasu do czasu
stąpali po malachitowych kępach trawy, bądź mijali różnego rodzaju grzyby. Od
malutkich, neonowych grzybków, po kilku metrowe w odcieniach szarości.
Świetliki wielkości muszek owocowych, tworzyły konstelacje gwiazd na czarnym
niebie, a tutejsze myszy wesoło brykały, bawiąc się w berka, pod stopami
wiedźminki i Oprawcy, którzy nie zwracając na nie uwagi, wciąż brnęli przed
siebie z chęcią dotarcia na koniec jaskini. Długo nie musieli czekać, by
znaleźć się w centrum, z jakiego biegły cztery rozgałęzienia, a pośrodku
znajdowało się błękitne jezioro. Zatrzymali się w dość wyjątkowo oświetlonym
środku.
- Może usiądziemy? - Draven rozejrzał się wokół siebie, a
następnie popatrzył na dziewczynę, która pokiwała głową. Oboje zajęli miejsca i
zaczęli wpatrywać się w głąb małego jeziorka. W jednej chwili do głowy Pat
powróciły wszystkie wspomnienia związane z Geraltem, Kaer Morhen i bliskimi. Z
Lambertem. Zwiesiła wzrok, a następnie skuliła się, by położyć brodę na kolana.
- Co jest? - mężczyzna spytał, kładąc obok siebie dwa potężne topory.
- Nic. Chyba – przerwała i cicho westchnęła, próbując ukryć
słabość, jaka ją teraz dopadła. - Sama nie wiem.
- Hmm – podrapał się po brodzie. - To może opowiesz coś o
sobie? - spytał, by zmienić temat i nie dać wiedźmince czasu na większe
rozmyślenia. Nie wiedział, że jeszcze bardziej pogorszył sytuację. Dziewczyna
spojrzała na niego swoimi błękitnymi, kocimi oczyma, a potem powróciła do
wpatrywania się w jeziorko.
- Co mam mówić? - syknęła tak, że Draven odsunął się kawałek
dalej.
- Spokojnie.
- Wybacz – Pat zmarszczyła czoło, a następnie odwróciła
głowę tak, by zamknąć oczy i wsłuchiwać się w cichy szelest wody. Bardzo małe
fale unosiły, się niczym piórka, po tafli błękitnego nieba zamkniętego w
skalnej obręczy, a światło rozchodziło się po całym wnętrzu, ginąc w
tajemniczych rozgałęzieniach. Oczami widziała siebie, pędzącą na koniu wśród
dzikich puszczy, zielonych lasów. Szczęśliwą, ścigającą się z Vesemirem. Jego
twarz ozdobiona zmarszczkami, młode, kocie oczy wpatrujące się w Pat oraz szare
włosy wraz z podmuchami wiatru biegły do tyłu. Wszystko wydawało się takie
prawdziwe. Gnali po wydeptanych wcześniej ścieżkach, gnali w najlepsze, nie
zwracając uwagi na otoczenie. Na groźne bestie czające się w lasach. Po prostu
gnali. Brakowało jej tego. Tych wspólnie spędzonych chwil. Złych i dobrych.
Brakowało.
- Hej. Co jest? - lekkie szturchnięcie w ramię wybudziło ją
z pięknego snu o beztroskich czasach. Odwróciła się i napotkała na zielone oczy
Dravena. Było w nich teraz coś takiego, że nie mogła oderwać od nich wzroku, a
nawet wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. - No? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Nic – ponownie syknęła wprawiając towarzysza w lekką
irytację.
- Spokojnie, panno wiecznie niezadowolona – parsknął cicho,
a następnie spojrzał w błękitne jeziorko, by lekko westchnąć.
- Skoro ci nie pasuję, to dlaczego ze mną polazłeś?
- Polazłem. Myślałem, że będzie ciekawiej, a tu co? Jakieś
jeziorko. Nie po to błądziłem w ciemnościach, zdarłem sobie łokieć.
- Ojoj – powiedziała najsłodziej jak potrafiła. - Może
podmuchać? - ironia w jej głosie była tak dobrze słyszalna, że Draven
automatycznie odwrócił się do niej i zrobił minę niczym niezadowolony oraz
zniesmaczony kot.
- Jeśli bardzo pragniesz – zaśmiał się i podłożył pod jej
nos swoją rękę.
- Spadaj – uśmiechnęła się i delikatnie odepchnęła
umięśnioną łapę. - To może ty powiesz coś o sobie? - zaproponowała, by odwrócić
uwagę od własnej osoby, sprawiając jednocześnie ogromną radość swojemu
towarzyszowi.
- A dlaczego by nie? - uśmiechnął się po czym oparł się na
dłoniach, które ułożył za plecami na ziemi. - Najogólniej – jestem połączony
więzami krwi z królem Noxus – orzekł, po czym spojrzał na Pat.
- Noxus? - wyszeptała cicho, jakby niepewna swojego pytania.
Wiedziała o tych dzikich krainach więcej, niż mogłoby się komukolwiek wydawać.
Niejednokrotnie czytała grube księgi, ozdobione malowidłami, przedstawiającymi
śmierć, czaszki, czy kości, o tym państwie. Yennefer często ostrzegała ją przed
ludźmi tej narodowości, przedstawiając pewne zwyczaje, czy zachowania. Między
innymi wiązało się to z głośnymi oraz głośnymi egzekucjami, gwałtami itp. Wiele
słyszała o legendarnej wojnie między Noxusem i Demacią, która zresztą trwa po
dziś.
- Zgadza się, Noxus – spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.
- A co, boisz się? - zaśmiał się. Dziewczyna tylko zaprzeczyła.
- Wracając. Wraz z Dariusem jesteśmy jak bracia – słysząc to
imię Pat delikatnie się zamyśliła, usiłując przypomnieć sobie fragment z jednej
z ksiąg. - Jednak, kiedy wstąpiłem do krajowej armii, cóż – przerwał na chwile
i splunął w bok. - No nie wyszło. Według Dariusa byłem zbyt łasy na śmierć i
przemoc. Tak więc, zaciągnąłem się do więzienia, gdzie zasłynąłem jako Wielki
Oprawca, a moje egzekucje przyciągały setki tysięcy, głodnych śmierci, ludzi.
- To na czym polegały te egzekucje, skoro cieszyły się aż
takim powodzeniem?- spytała widząc ogromną ekscytację w jego zielonych oczach.
- Wyobraź sobie, że jesteś groźnym więźniem. Przesiedziałaś
w lochach ładnych parę lat i nagle, pewnego słonecznego dnia, wypuszczają cię.
Jedyne co musisz zrobić, to uciec poza bramy więzienia. Biegniesz po
zapadającym się, gorącym piasku, nawet nie zauważasz tłumów stojących na górze
masywnego muru, jaki cię otacza. I kiedy jesteś już przy wyjściu, a twoje życie
ma się polepszyć – przerwał na chwilę, by niezauważalnie chwycić za topór. -
Dostawał w plecy – powiedział brzydko, niskim tonem, jednocześnie zatrzymując
ostry koniec broni przed nosem Pat, wprawiając ją w chwilowy bezdech.
- Masz niezły cel w takim bądź razie.
- W końcu z tego słynę – uśmiechnął się oraz ułożył topór na
kolanach, przejeżdżając palcem po jego krawędzi. Siedzieli jakiś czas w ciszy,
wsłuchując się w cichy szelest wody.
- To co się wydarzyło, że trafiłeś aż tu? - spytała
wpatrując się w dłonie Dravena, wędrujące po zimnym metalu.
- Cóż – zamyślił się na moment – zapragnąłem iść dalej, by
głosić mą chwałę – poprawił złotą opaskę z zielonym kamykiem, która delikatnie
zsunęła mu się na czoło. - Pewnego dnia napotkałem Letho, który zaproponował mi
całkiem niebrzydką ofertę, jakiej sobie nie odmówiłem, co zresztą widać –
dokończył układając sobie włosy niezbyt ładnie. - Do kurwy nędzy – syknął,
tarmosząc brązowe włosy.
- Czekaj – słysząc to, szybko ściągnął topór z kolan, dając
jasny przekaz dziewczynie. Pat mimo chwilowych wątpliwości, postanowiła usiąść
na wyznaczonym miejscu. Momentalnie mężczyzna nachylił lekko głowę, by dać
wiedźmince większe możliwości. Kobieta, ku zdziwieniu Dravena, zdjęła z jego
głowy złotą opaskę. W jednej chwili, ciemnobrązowe włosy opadły na wytatuowaną
twarz, na jakiej malowało się lekkie zdziwienie. - Zielony diament. Bardzo
rzadki kamień – dotknęła delikatnie opuszkiem palca obiekt rozmowy.
- Po mamie – powiedział cicho, dając dziewczynie możliwość
założenia opaski z powrotem. Zaczęła układać jego rozczochrane włosy z dużą
dokładnością i troską. Nie spodziewał się, że dotyk tej dziewczyny zadziała na
niego w ten sposób. Było mu idealnie. Postanowiła również zając się kitką
mężczyzny, którą pochwyciła w dłonie, kładąc ręce na masywnych ramionach
Dravena, rozwiązując kosmyki tylko po to, by ponownie związać je z dużą
dokładnością. Nawet nie zauważyła, kiedy została pochwycona w tali. Uśmiechnął
się i spojrzał w jej błękitne, kocie oczy, fascynujące go od początku ich
znajomości, a po chwili przejechał dłonią do góry, zatrzymując się dopiero na
twarzy młodej dziewczyny. Zarumieniła się delikatnie, a on zauważając lekkie
zakłopotanie, odgarnął delikatnie białe kosmyki opadające bezwładnie na twarz
koloru młodych, niedojrzałych jeszcze czerwonych porzeczek. Nie przeszkadzało
jej to, że mężczyzna rozpinał guziki czarnej, nieco zniszczonej koszuli. Boje
tego chcieli. Z nieśmiałego muśnięcia ust, przeszli do gwałtowniejszego
zajęcia. Miętowa kamizelka, wraz z górą dziewczyny znalazły się obok, na
samotnych toporach, a plecy Dravena dotknęły zimnej podłogi, dając mu dodatkowe
powody do zadowolenia. Ich ciała łącząc się w jedno, odczuwały zaspokojenie
bardzo dokładnie ukrytej potrzeby. Zadyszani, delektowali się każdą sekundą
tego magicznego połączenia. Kiedy role się odwróciły i to Pat leżała na dole,
czuła niesamowite bezpieczeństwo, gdyż bycie pod ogromnym mężczyzną stanowiło
dla niej coś nowego i przyjemnego. Chwycił jej małe dłonie, by przesunąć je wysoko
nad głowę wiedźminki. Czuli się idealnie.
***
- Czyli mam rozumieć, że wracam do Kaer Morhen, by dokończyć
mój trening? - spytał Shinoda, popijając poranną kawę oraz patrząc na Yennefer,
która wygodnie i z gracją siedziała na krześle, przy stole w kuchni. Skinęła
głową, po czym chwyciła plasterek ogórka i zjadła go, wycierając się, położoną
obok niej, czerwoną serwetką. Mike widząc to przesadzone zachowanie, przewrócił
oczyma i powrócił do wcześniejszego zajęcia. - Hmm. Będę musiał coś wymyślić,
by chłopacy nie mieli mi za złe, że znowu wyjeżdżam z dupy – stwierdził,
drapiąc się po czarnych włosach, ułożonych na żel.
- Spokojnie, wystarczy, że powiesz im, że wyjeżdżasz, bo na
przykład, no nie wiem – zamyśliła się na chwilę i przełożyła nogę na nogę. -
Wyjeżdżasz, bo musisz zająć się jakimś członkiem rodziny, na pewno coś
wymyślisz Mike – dodała i ponownie chwyciła plasterek starannie obranego,
zielonego ogórka. - Jednakże, muszę cię ostrzec, bo na twoich znajomych, panie
Mike, czai się pewien człowiek – mówiąc to, zmarszczyła czoło, a na twarzy
Shinody pojawił się cień zaniepokojenia. - Mimo tego, nie masz się o co
martwić, bowiem zapewnię im ochronę. Nad każdym twoim kolegą będzie czuwał
jeden czarodziej. Najbardziej zaufani i najpotężniejsi – nie robiła tego dla
członka zespołu Linkin Park, a dla Pat. Sprowadzając tutaj swoich znajomych,
mogła bez problemu dowiedzieć się, czy czasem w niewyjaśnionych przypadkach jej
córka znalazła się właśnie tu. Jej umiejętność teleportowania się nie była
dopracowana, jednakowoż, Yennefer niczego nie mogła zakładać i popierać stu
procentowo.
- Jaki znowu człowiek? - spytał niepewnie, jakby z obawą o
swoje pytanie. Sam nie wiedział, czy chce być poinformowany o owym człowieku i
jego zamiarach, bojąc się usłyszeć prawdy.
- Niestety imienia nie znam – odpowiedziała wpatrując się w,
pełne niepokoju, brązowe oczy muzyka. - Wiem jednak, jak ostatnio zabiłeś
całkiem niemałą grupkę ludzi – uśmiechnęła się delikatnie i za pomocą wzroku
pochwaliła jego czujność oraz umiejętności.
- A no zgadza się. Wystąpił ostatnio taki incydent – odparł,
odwracając głowę w bok, a po chwili podparł ją na dłoni, nadal myśląc o
przyjaciołach z zespołu oraz nieznanym człowieku.
- Policja była nieco zszokowana celnością i prawie idealnym
okręgiem trupów. Nie powiem. Ładnie i spektakularnie - uśmiechnęła się.
- Dziękuję – skinął głową, a po chwili spoważniał. - Ale
ktoś wie, że to ja?
- Oprócz mnie, oraz paru czarodziejów – powiedziała, po czym
spojrzała w górę, udając, że myśli. - Nie – dodała. - To znaczy, jeszcze
Vesemir. A właśnie. Kiedy wrócisz do zamku, twoim treningiem zajmie się
Vesemir, bo cała reszta wyparowała. Najszybciej wróci Eskel, potem Lambert,
chyba. A co do Geralta, tego już nie wiem.
- Co się stało, jeśli można zapytać?
- Po pewnym balu, nieco się w Kaer Morhen zmieniło. Lambert
odszedł w poszukiwaniu sławy wraz z Keirą, Eskel musiał odpocząć od tego
miejsca i nieco zarobić – zaczęła wymieniać.
- A Pat?
- Pat uciekła, a za nią ruszył Geralt. Idiota – stwierdziła,
po czym ponownie chwyciła za kolejnego ogórka. - Jak zwykle woli zrobić
wszystko samemu. Zostałby w domu i dał sprawę w dłonie specjalistów. Ale nie.
Pan wiedźmin, Geralt z Rivii mądrzejszy jest od całego świata – zwężyła usta i
zmarszczyła czoło. - Mój wiedźmin – powiedziała z uczuciem, po czym rozpłakała
się jak małe dziecko.
Witajcie kochani!
Nareszcie przybywam z kolejnym rozdziałem. Nawet nie wiecie ile radości mi to sprawia. :3 Jeszcze raz przepraszam za zaniedbanie bloga, ale szkoła nie daje mi możliwości spokojnego pisania. Mimo tego, postaram się bardziej zmobilizować i pojawiać się częściej. Już niedługo pojawią się moje komentarze pod Waszymi opowiadaniami, więc spokojnie. <3
A no i w przyszłym rozdziale pojawi się więcej Linkinów, jakby ktoś czuł niedosyt.
No nic. Dajcie znać co sądzicie o rozdziale w komentarzach i do następnego. <3
Bywajcie!