niedziela, 6 marca 2016

XXXII


Kiedy weszli do tajemniczej jaskini, nawet przyzwyczajony do ciemności wzrok Pat, zawiódł. Musieli więc rozpalić pochodnie, która swoim dużym płomieniem rozświetlała tylko fragment obszaru wokół nich. Od czasu do czasu słyszeli głuche dźwięczenie, spadających na chłodną ziemię, kropel wody, ćwierkanie ptaków oraz własne oddechy, przy czym tętno wiedźminki było bardzo ograniczone ze względu na chęć usłyszenia jakichkolwiek podejrzanych odgłosów. Szli długim i szerokim korytarzem wydającym się nie kończyć. Od czasu do czasu stąpali po malachitowych kępach trawy, bądź mijali różnego rodzaju grzyby. Od malutkich, neonowych grzybków, po kilku metrowe w odcieniach szarości. Świetliki wielkości muszek owocowych, tworzyły konstelacje gwiazd na czarnym niebie, a tutejsze myszy wesoło brykały, bawiąc się w berka, pod stopami wiedźminki i Oprawcy, którzy nie zwracając na nie uwagi, wciąż brnęli przed siebie z chęcią dotarcia na koniec jaskini. Długo nie musieli czekać, by znaleźć się w centrum, z jakiego biegły cztery rozgałęzienia, a pośrodku znajdowało się błękitne jezioro. Zatrzymali się w dość wyjątkowo oświetlonym środku.
- Może usiądziemy? - Draven rozejrzał się wokół siebie, a następnie popatrzył na dziewczynę, która pokiwała głową. Oboje zajęli miejsca i zaczęli wpatrywać się w głąb małego jeziorka. W jednej chwili do głowy Pat powróciły wszystkie wspomnienia związane z Geraltem, Kaer Morhen i bliskimi. Z Lambertem. Zwiesiła wzrok, a następnie skuliła się, by położyć brodę na kolana. - Co jest? - mężczyzna spytał, kładąc obok siebie dwa potężne topory.
- Nic. Chyba – przerwała i cicho westchnęła, próbując ukryć słabość, jaka ją teraz dopadła. - Sama nie wiem.
- Hmm – podrapał się po brodzie. - To może opowiesz coś o sobie? - spytał, by zmienić temat i nie dać wiedźmince czasu na większe rozmyślenia. Nie wiedział, że jeszcze bardziej pogorszył sytuację. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi błękitnymi, kocimi oczyma, a potem powróciła do wpatrywania się w jeziorko.
- Co mam mówić? - syknęła tak, że Draven odsunął się kawałek dalej.
- Spokojnie.
- Wybacz – Pat zmarszczyła czoło, a następnie odwróciła głowę tak, by zamknąć oczy i wsłuchiwać się w cichy szelest wody. Bardzo małe fale unosiły, się niczym piórka, po tafli błękitnego nieba zamkniętego w skalnej obręczy, a światło rozchodziło się po całym wnętrzu, ginąc w tajemniczych rozgałęzieniach. Oczami widziała siebie, pędzącą na koniu wśród dzikich puszczy, zielonych lasów. Szczęśliwą, ścigającą się z Vesemirem. Jego twarz ozdobiona zmarszczkami, młode, kocie oczy wpatrujące się w Pat oraz szare włosy wraz z podmuchami wiatru biegły do tyłu. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Gnali po wydeptanych wcześniej ścieżkach, gnali w najlepsze, nie zwracając uwagi na otoczenie. Na groźne bestie czające się w lasach. Po prostu gnali. Brakowało jej tego. Tych wspólnie spędzonych chwil. Złych i dobrych. Brakowało.
- Hej. Co jest? - lekkie szturchnięcie w ramię wybudziło ją z pięknego snu o beztroskich czasach. Odwróciła się i napotkała na zielone oczy Dravena. Było w nich teraz coś takiego, że nie mogła oderwać od nich wzroku, a nawet wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. - No? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Nic – ponownie syknęła wprawiając towarzysza w lekką irytację.
- Spokojnie, panno wiecznie niezadowolona – parsknął cicho, a następnie spojrzał w błękitne jeziorko, by lekko westchnąć.
- Skoro ci nie pasuję, to dlaczego ze mną polazłeś?
- Polazłem. Myślałem, że będzie ciekawiej, a tu co? Jakieś jeziorko. Nie po to błądziłem w ciemnościach, zdarłem sobie łokieć.
- Ojoj – powiedziała najsłodziej jak potrafiła. - Może podmuchać? - ironia w jej głosie była tak dobrze słyszalna, że Draven automatycznie odwrócił się do niej i zrobił minę niczym niezadowolony oraz zniesmaczony kot.
- Jeśli bardzo pragniesz – zaśmiał się i podłożył pod jej nos swoją rękę.
- Spadaj – uśmiechnęła się i delikatnie odepchnęła umięśnioną łapę. - To może ty powiesz coś o sobie? - zaproponowała, by odwrócić uwagę od własnej osoby, sprawiając jednocześnie ogromną radość swojemu towarzyszowi.
- A dlaczego by nie? - uśmiechnął się po czym oparł się na dłoniach, które ułożył za plecami na ziemi. - Najogólniej – jestem połączony więzami krwi z królem Noxus – orzekł, po czym spojrzał na Pat.
- Noxus? - wyszeptała cicho, jakby niepewna swojego pytania. Wiedziała o tych dzikich krainach więcej, niż mogłoby się komukolwiek wydawać. Niejednokrotnie czytała grube księgi, ozdobione malowidłami, przedstawiającymi śmierć, czaszki, czy kości, o tym państwie. Yennefer często ostrzegała ją przed ludźmi tej narodowości, przedstawiając pewne zwyczaje, czy zachowania. Między innymi wiązało się to z głośnymi oraz głośnymi egzekucjami, gwałtami itp. Wiele słyszała o legendarnej wojnie między Noxusem i Demacią, która zresztą trwa po dziś.
- Zgadza się, Noxus – spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem. - A co, boisz się? - zaśmiał się. Dziewczyna tylko zaprzeczyła.
- Wracając. Wraz z Dariusem jesteśmy jak bracia – słysząc to imię Pat delikatnie się zamyśliła, usiłując przypomnieć sobie fragment z jednej z ksiąg. - Jednak, kiedy wstąpiłem do krajowej armii, cóż – przerwał na chwile i splunął w bok. - No nie wyszło. Według Dariusa byłem zbyt łasy na śmierć i przemoc. Tak więc, zaciągnąłem się do więzienia, gdzie zasłynąłem jako Wielki Oprawca, a moje egzekucje przyciągały setki tysięcy, głodnych śmierci, ludzi.
- To na czym polegały te egzekucje, skoro cieszyły się aż takim powodzeniem?- spytała widząc ogromną ekscytację w jego zielonych oczach.
- Wyobraź sobie, że jesteś groźnym więźniem. Przesiedziałaś w lochach ładnych parę lat i nagle, pewnego słonecznego dnia, wypuszczają cię. Jedyne co musisz zrobić, to uciec poza bramy więzienia. Biegniesz po zapadającym się, gorącym piasku, nawet nie zauważasz tłumów stojących na górze masywnego muru, jaki cię otacza. I kiedy jesteś już przy wyjściu, a twoje życie ma się polepszyć – przerwał na chwilę, by niezauważalnie chwycić za topór. - Dostawał w plecy – powiedział brzydko, niskim tonem, jednocześnie zatrzymując ostry koniec broni przed nosem Pat, wprawiając ją w chwilowy bezdech.
- Masz niezły cel w takim bądź razie.
- W końcu z tego słynę – uśmiechnął się oraz ułożył topór na kolanach, przejeżdżając palcem po jego krawędzi. Siedzieli jakiś czas w ciszy, wsłuchując się w cichy szelest wody.
- To co się wydarzyło, że trafiłeś aż tu? - spytała wpatrując się w dłonie Dravena, wędrujące po zimnym metalu.
- Cóż – zamyślił się na moment – zapragnąłem iść dalej, by głosić mą chwałę – poprawił złotą opaskę z zielonym kamykiem, która delikatnie zsunęła mu się na czoło. - Pewnego dnia napotkałem Letho, który zaproponował mi całkiem niebrzydką ofertę, jakiej sobie nie odmówiłem, co zresztą widać – dokończył układając sobie włosy niezbyt ładnie. - Do kurwy nędzy – syknął, tarmosząc brązowe włosy.
- Czekaj – słysząc to, szybko ściągnął topór z kolan, dając jasny przekaz dziewczynie. Pat mimo chwilowych wątpliwości, postanowiła usiąść na wyznaczonym miejscu. Momentalnie mężczyzna nachylił lekko głowę, by dać wiedźmince większe możliwości. Kobieta, ku zdziwieniu Dravena, zdjęła z jego głowy złotą opaskę. W jednej chwili, ciemnobrązowe włosy opadły na wytatuowaną twarz, na jakiej malowało się lekkie zdziwienie. - Zielony diament. Bardzo rzadki kamień – dotknęła delikatnie opuszkiem palca obiekt rozmowy.
- Po mamie – powiedział cicho, dając dziewczynie możliwość założenia opaski z powrotem. Zaczęła układać jego rozczochrane włosy z dużą dokładnością i troską. Nie spodziewał się, że dotyk tej dziewczyny zadziała na niego w ten sposób. Było mu idealnie. Postanowiła również zając się kitką mężczyzny, którą pochwyciła w dłonie, kładąc ręce na masywnych ramionach Dravena, rozwiązując kosmyki tylko po to, by ponownie związać je z dużą dokładnością. Nawet nie zauważyła, kiedy została pochwycona w tali. Uśmiechnął się i spojrzał w jej błękitne, kocie oczy, fascynujące go od początku ich znajomości, a po chwili przejechał dłonią do góry, zatrzymując się dopiero na twarzy młodej dziewczyny. Zarumieniła się delikatnie, a on zauważając lekkie zakłopotanie, odgarnął delikatnie białe kosmyki opadające bezwładnie na twarz koloru młodych, niedojrzałych jeszcze czerwonych porzeczek. Nie przeszkadzało jej to, że mężczyzna rozpinał guziki czarnej, nieco zniszczonej koszuli. Boje tego chcieli. Z nieśmiałego muśnięcia ust, przeszli do gwałtowniejszego zajęcia. Miętowa kamizelka, wraz z górą dziewczyny znalazły się obok, na samotnych toporach, a plecy Dravena dotknęły zimnej podłogi, dając mu dodatkowe powody do zadowolenia. Ich ciała łącząc się w jedno, odczuwały zaspokojenie bardzo dokładnie ukrytej potrzeby. Zadyszani, delektowali się każdą sekundą tego magicznego połączenia. Kiedy role się odwróciły i to Pat leżała na dole, czuła niesamowite bezpieczeństwo, gdyż bycie pod ogromnym mężczyzną stanowiło dla niej coś nowego i przyjemnego. Chwycił jej małe dłonie, by przesunąć je wysoko nad głowę wiedźminki. Czuli się idealnie.

***

- Czyli mam rozumieć, że wracam do Kaer Morhen, by dokończyć mój trening? - spytał Shinoda, popijając poranną kawę oraz patrząc na Yennefer, która wygodnie i z gracją siedziała na krześle, przy stole w kuchni. Skinęła głową, po czym chwyciła plasterek ogórka i zjadła go, wycierając się, położoną obok niej, czerwoną serwetką. Mike widząc to przesadzone zachowanie, przewrócił oczyma i powrócił do wcześniejszego zajęcia. - Hmm. Będę musiał coś wymyślić, by chłopacy nie mieli mi za złe, że znowu wyjeżdżam z dupy – stwierdził, drapiąc się po czarnych włosach, ułożonych na żel.
- Spokojnie, wystarczy, że powiesz im, że wyjeżdżasz, bo na przykład, no nie wiem – zamyśliła się na chwilę i przełożyła nogę na nogę. - Wyjeżdżasz, bo musisz zająć się jakimś członkiem rodziny, na pewno coś wymyślisz Mike – dodała i ponownie chwyciła plasterek starannie obranego, zielonego ogórka. - Jednakże, muszę cię ostrzec, bo na twoich znajomych, panie Mike, czai się pewien człowiek – mówiąc to, zmarszczyła czoło, a na twarzy Shinody pojawił się cień zaniepokojenia. - Mimo tego, nie masz się o co martwić, bowiem zapewnię im ochronę. Nad każdym twoim kolegą będzie czuwał jeden czarodziej. Najbardziej zaufani i najpotężniejsi – nie robiła tego dla członka zespołu Linkin Park, a dla Pat. Sprowadzając tutaj swoich znajomych, mogła bez problemu dowiedzieć się, czy czasem w niewyjaśnionych przypadkach jej córka znalazła się właśnie tu. Jej umiejętność teleportowania się nie była dopracowana, jednakowoż, Yennefer niczego nie mogła zakładać i popierać stu procentowo.
- Jaki znowu człowiek? - spytał niepewnie, jakby z obawą o swoje pytanie. Sam nie wiedział, czy chce być poinformowany o owym człowieku i jego zamiarach, bojąc się usłyszeć prawdy.
- Niestety imienia nie znam – odpowiedziała wpatrując się w, pełne niepokoju, brązowe oczy muzyka. - Wiem jednak, jak ostatnio zabiłeś całkiem niemałą grupkę ludzi – uśmiechnęła się delikatnie i za pomocą wzroku pochwaliła jego czujność oraz umiejętności.
- A no zgadza się. Wystąpił ostatnio taki incydent – odparł, odwracając głowę w bok, a po chwili podparł ją na dłoni, nadal myśląc o przyjaciołach z zespołu oraz nieznanym człowieku.
- Policja była nieco zszokowana celnością i prawie idealnym okręgiem trupów. Nie powiem. Ładnie i spektakularnie - uśmiechnęła się.
- Dziękuję – skinął głową, a po chwili spoważniał. - Ale ktoś wie, że to ja?
- Oprócz mnie, oraz paru czarodziejów – powiedziała, po czym spojrzała w górę, udając, że myśli. - Nie – dodała. - To znaczy, jeszcze Vesemir. A właśnie. Kiedy wrócisz do zamku, twoim treningiem zajmie się Vesemir, bo cała reszta wyparowała. Najszybciej wróci Eskel, potem Lambert, chyba. A co do Geralta, tego już nie wiem.
- Co się stało, jeśli można zapytać?
- Po pewnym balu, nieco się w Kaer Morhen zmieniło. Lambert odszedł w poszukiwaniu sławy wraz z Keirą, Eskel musiał odpocząć od tego miejsca i nieco zarobić – zaczęła wymieniać.
- A Pat?

- Pat uciekła, a za nią ruszył Geralt. Idiota – stwierdziła, po czym ponownie chwyciła za kolejnego ogórka. - Jak zwykle woli zrobić wszystko samemu. Zostałby w domu i dał sprawę w dłonie specjalistów. Ale nie. Pan wiedźmin, Geralt z Rivii mądrzejszy jest od całego świata – zwężyła usta i zmarszczyła czoło. - Mój wiedźmin – powiedziała z uczuciem, po czym rozpłakała się jak małe dziecko.


Witajcie kochani!
Nareszcie przybywam z kolejnym rozdziałem. Nawet nie wiecie ile radości mi to sprawia. :3 Jeszcze raz przepraszam za zaniedbanie bloga, ale szkoła nie daje mi możliwości spokojnego pisania. Mimo tego, postaram się bardziej zmobilizować i pojawiać się częściej. Już niedługo pojawią się moje komentarze pod Waszymi opowiadaniami, więc spokojnie.  <3
A no i w przyszłym rozdziale pojawi się więcej Linkinów, jakby ktoś czuł niedosyt. 
No nic. Dajcie znać co sądzicie o rozdziale w komentarzach i do następnego. <3
Bywajcie!
Szablon wykonany przez Calumi