Głośne pukanie obudziło Shinodę z płytkiego snu. Przetarł
zmęczone oczy, wstał z łóżka i szybkim krokiem udał się na dół. Gdy otworzył
drzwi, ujrzał młodą dziewczynę i wysokiego mężczyznę w przeciwsłonecznych
okularach. Muzyk ze zdziwieniem obserwował dwójkę, która się nie odzywała.
- Wszystko wyjaśnione jest w tym liście – nieoczekiwanie
ogromny facet wręczył kawałek papieru, a po chwili odszedł zostawiając lekko
przerażoną kobietę wraz z jej tobołkami. Spike otworzył szeroko ślepka widząc,
jak nieznajomy odchodzi.
- Wejdź – powiedział niepewnie. Dobrze wiedział kto to jest.
To córka jego brata, ale czemu nikt go nie powiadomił? Brunet chwycił torbę i
wniósł ją, zamykając za sobą drzwi. – Siadaj, gdzie chcesz – uśmiechnął się
delikatnie i zabrał się za czytanie. Jego oczy robiły się większe z każdym
zdaniem. Spojrzał smutnymi źrenicami na cichą nastolatkę. Nie odzywała się,
brakowało w niej radości. Shinoda przetarł delikatnie szorstką dłonią swą
zdezorientowaną twarz. Zajął miejsce naprzeciwko niskiej dziewczyny. – Trzymasz
się jakoś? – cicho zaczął rozmowę. Nie odpowiedziała. Słychać jedynie było jak
przełknęła ślinę. – Dobrze, nie będę naciskał – Mike widząc stan Lucy
postanowił zrezygnować z pytań dotyczących wypadku. Chcąc ukryć swój smutek,
poszedł do sypialni. Strata brata była dla Spike’a zbyt dotkliwa. Oparł się
jedną ręką o średniej wielkości, dębową komodę, a drugą dłonią zakrył prawie
płaczące oczy. Myślał, że nic nie jest w stanie poruszyć jego lodowatego serca.
Mylił się. Czuł się jak największe gówno. Nie miał ochoty żyć, chciał uciec od
tego wszystkiego, ale nie może zostawić młodej. W jego ciele właśnie trwała
wojna. Ciche westchnięcia i pociąganie nosem roznosiło się po całym pokoju.
Nieoczekiwanie stanął normalnie, wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Nagle
wszystko zaczęło lądować na ziemi. Wściekły na los Shinoda zrzucał doniczki,
ramki i figurki, które upadając rozbijały się na mnóstwo kawałków. Gdy jego
złość trochę ustąpiła podniósł jedno zdjęcie. Przedstawiało ono Mike’a i jego
brata. Spike zrezygnowany opadł na kolana. Czuł jak ostre przedmioty wbijają mu
się w ciało, jednak nie zwracał na to uwagi. Smutek i zdesperowanie było o
wiele większe niż ból fizyczny.
---
- Dave powiedz, że żartujesz – powiedziała zdruzgotana
kobieta. – Dave, błagam! – krzyczała, połykając własne łzy. – Nie zostawiaj
mnie!
- Kobieto, ogarnij się. Najpierw mnie zdradzasz, a potem
prosisz, abym cie nie zostawiał? – wysoki mężczyzna o tajemniczym uroku
osobistym zmarszczył wysokie czoło. Pokręcił głową i głośno westchnął. - Może
znajdziesz sobie innego frajera, który będzie nabierał się na twoje sztuczki –
powiedział cicho i zatrzasnął za sobą drzwi. Farrell przeczesał delikatnie rude
włosy, które rozchodziły się na wszystkie strony i udał się do srebrnego
samochodu. Wsiadł do auta i popatrzył przed siebie. – Czemu zawsze muszę mieć
problemy z dziewczynami? – powiedział cicho, a następnie uderzył z całej siły w
kierownicy, sprawiając, że po chwili delikatnie skulił się z bólu. – Kurwa –
przeklął pod nosem i zaczął się śmiać sam z siebie, choć sytuacja wcale tego
nie wymagała. Ruszył. Myśląc o domu i ciepłym kakao zupełnie nie zwracał uwagi
na to co się wokół niego dzieje. Pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego.
Natłok problemów i nieprzyjemnych spraw po prostu za bardzo przeciążał głowę
zmęczonego życiem Dave’a. – Mam już dość tego wszystkiego – stwierdził
rozbijająco. – Potrzebuję trochę wolnego – dodał po chwili, uśmiechając się
jednocześnie. Od czasu do czasu promienie światła padały na twarz basisty
zespołu Linkin Park. Stojąc na
światłach, przyglądał się wędrującym ludziom, bezdomnym zwierzętom i ulicznym
artystom. Wszyscy byli tak bardzo zróżnicowani. Niektóre osoby miały na sobie
ubrania od najznakomitszych projektantów, inni znów najtańsze ciuszki ze
zwykłych sklepów. Gdy pojawiło się zielone, muzyk ruszył. Wsłuchując się w
muzykę, która leciała akurat w radiu, delikatnie pukał palcami o kierownicę i
kręcił głową to w prawo, to w lewo. Gdy dotarł do domu, opadł na czerwoną
kanapę i zasnął.
---
Lucy siedziała już w swoim pokoju i, aby się trochę
zrelaksować i zapomnieć o tym wszystkim, zaczęła malować. Shinoda natomiast od
godziny krzątał się bezczynnie po domu. W końcu postanowił iść do córki brata.
Zapukał cicho w dębowe drzwi i niepewnie wszedł.
- Hej – zaczął rozmowę.
- Cześć wujku – odpowiedziała nieśmiało, delikatnie
zwieszając głowę na dół. Mike spojrzał na dzieło.
- Pięknie – uśmiechnął się delikatnie, po czym usiadł obok
dziewczyny.
- Dziękuję – Lucy odgarnęła wolno fioletowe włosy, aby nie
opadły jej na zaczerwienioną twarz. Nastąpiła niezręczna cisza.
- Słuchaj. Mów do mnie po prostu Mike, ok? – zaśmiał się
wysoki brunet.
- Okej, Mike – na pięknej twarzy siedemnastolatki pojawił
się lekki uśmiech. – Mike – zrobiła chwilę przerwy. – Powiedz mi… jaki on był?
– spytała niepewnie.
- Jason?
- Tak.
- Jason… Jason był wspaniałym człowiekiem. Robił wszystko,
aby uszczęśliwić rodzinę i móc zapewnić jej byt. Przez co niestety miał dla was
mało czasu. Jednak był naprawdę kochany, opiekuńczy i prawdomówny – powiedział
Shinoda, wpatrując się w jeden punkt przed siebie, uśmiechając się delikatnie.
Jednak po czasie wesołe rysy zniknęły, a pojawił się smutek. Mike za wszelką
cenę próbował się jakoś opanować i nie rozpłakać przed dziewczyną. – Zaraz, czy ty rysujesz mnie?
– nieoczekiwanie Spike zmienił temat. Kobieta pokiwała głową, że tak. –
Poczekaj. Brakuje mi czegoś… ooo… idealnie – zaśmiał się, gdy dorysował sobie
wielkie oczy i uśmiech niczym emotikonka ,,:3’’. Wysoki mężczyzna sprawił, że
siedemnastolatka zaśmiała się i zakryła twarz swoją dłonią.
- No błagam cie wujku.
- Mówiłem coś – Shinoda nieoczekiwanie spoważniał. Jego
powaga była udawana, jednak Lucy miała wątpliwości.
- No dobrze… Mike – poprawiła się, lekko się uśmiechając, sprawiając, że na
twarzy bruneta również pojawił się uśmiech.
- Nigdy nie miałem okazji z tobą zagadać – stwierdził smutno.
– I teraz tego żałuję, bo jesteś naprawdę niesamowita – wyszczerzył śnieżnobiałe
zęby.