- Ale jak to wolne? – Chester ze zdziwieniem wpatrywał się,
w stojącego przed nim Dave’a.
- Posłuchaj…, przez dłuższy czas nie ogarniam swojego życia
i po prostu chciałbym odpocząć – Farrell spokojnie kontynuował rozmowę, która
nie szła w dobrym kierunku.
- Dave, niedługo mamy trasę… trzeba się przygotować.
- Przygotuję się, odpoczywając w domu – odpowiedział z
lekkim uśmieszkiem rudy basista. Bennington zdenerwowany postawą jaką
prezentuje jego towarzysz, wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą białymi
drzwiami. Po chwili słychać było jakieś huki. Zupełnie jakby wszystko co było
wokół wokalisty spadło na podłogę. Nieoczekiwanie do pokoju wszedł Shinoda.
- Cześć wszystkim – wykrzyczał głośno brunet. Widząc
zaspanego rudzielca, który rozłożył się na kanapie, ciśnienie lekko mu się
podniosło. – Zamiast pracować przed ważną trasą koncertową, ten idiota śpi –
marszcząc czoło, przeszedł do pomieszczenia obok. Spojrzawszy na Chestera klękającego na
podłodze, uniósł delikatnie jedną brew do góry. – Co tu się wyczynia? – zapytał
cicho i niepewnie. Zupełnie jakby nie do końca chciał znać odpowiedź.
- Nic. Po prostu mam już dość tego pieprzonego świata.
Rozumiesz? – Bennington wstał i bez skrupułów pchnął bruneta, który znajdował
się naprzeciwko.
- Co ty odpierdalasz, stary? – Mike wyraźnie zdenerwowany
złapał przyjaciela za rękę i przyciągnął z całej siły do siebie. Ich oczy
znalazły się w jednej linii. Chester wyglądał niezbyt dobrze. Podkrążone
ślepia, bardziej czerwone niż białe białko. – Ćpałeś – Shinoda wycedził przez
zęby. W jednej chwili drobny mężczyzna wyrwał się ze szpon, które go trzymały i
wyszedł z budynku. Zarzucając kaptur od czarnej kurtki, szybkim krokiem kroczył
przez kalifornijskie chodniki. Chciał się znaleźć po prostu w domu. Przemyśleć
wszystko. Gdy otworzył masywne drzwi jego nozdrza od razu wychwyciły zapach
wódki, która znajdowała się w salonie. Nalana, czekała grzecznie na swojego
właściciela. Zamykając dom, Chester delikatnie się uśmiechał. Myśl o tym, że
zaraz znikną wszystkie problemy dodawała mu otuchy. Wesołym krokiem podszedł do
drewnianego stolika, na którym znajdował się trunek i usiadł na podłodze.
Chwytając trzęsącą się dłonią chłodną szklankę, jego oczy lekko się
rozszerzyły. Przyłożył przedmiot do ust i jednym ruchem przechylił głowę wraz z
wódką do góry, pochłaniając ciecz.
---
- Mike? Musisz przyjść – niski, męski głos zdawał się
poważniejszy niż zwykle. Shinoda wyłączył telefon i udał się do budynku, gdzie
znajdował się gang do którego należał. Wchodząc do pokoju szefa, jego ręce
lekko drgały. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł pewnego rodzaju niepokój. –
Siadaj. Mamy problem. Jeden z JAB wie, gdzie znajduję się nasza ”Baza”. Tu masz
wszystkie informacje, które są ci potrzebne. Działaj .
Mike wyszedł z pomieszczenia, jednocześnie patrząc na
kartki. Gdy dowiedział się, gdzie ma, szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.
Wiedział, że nie będzie łatwo, ale nie ma czasu, aby się lepiej przygotować.
Wróciwszy do domu, upewniając się wcześniej, że nikt nie patrzy, zszedł do
piwnicy. Tam sekretnym kodem otworzył specjalne pomieszczenie, które było
bardzo dobrze zamaskowane. Chwycił pistolet maszynowy, kamizelkę kuloodporną i
nóż. Gdy wkładał na siebie skórzaną kurkę usłyszał czyjeś kroki. To Lucy.
Shinoda szybko schował bronie pod kurtkę i z lekko speszoną miną patrzył na
schodzącą po schodach dziewczynę.
- Wujku? Gdzie idziesz? – spytała, jednocześnie uśmiechając
się. Miała nadzieję, że dziś też spędzi miły wieczór z muzykiem.
- Załatwić jedną sprawę. Przed drugą powinienem być. Pa –
Mike wysferzył białe zęby i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. – Mało brakowało –
westchnął cicho brunet. Lekko przyspieszonym krokiem wędrował ku celu. Pistolet
maszynowy delikatnie spowalniał ruch, ale wysoki mężczyzna niezbyt się tym
przejmował. Gdy znalazł się przed domem ofiary, podszedł do drzwi i zapukał. Ze
zwieszoną głową w dół czekał, aż ktoś otworzy. Nieoczekiwanie światło
oświetliło bujną, czarną czuprynę Shinody. Zaczął powoli podnosić swą twarz.
Jego uśmiech zaniepokoił faceta stojącego naprzeciwko muzyka. Zanim jednak zdążył
sięgnąć po broń, którą miał przy sobie, poczuł ostre kłucie. Kładąc swoją dłoń
na brzuch, lekko się przestraszył. Czuł jak lepka, ciepła ciecz otula jego
blade ze strachu palce. Po chwili upadł na kolana i przewrócił się na bok,
patrząc wielkimi oczyma przed siebie. Mike zamknął za sobą drzwi i wszedł do
środka, aby znaleźć potrzebne rzeczy. Wchodząc do kuchni usłyszał cichy oddech.
Był tu ktoś jeszcze. Nieoczekiwanie ktoś rzucił się na mężczyznę z nożem.
Shinoda zrobił unik i zwinnie odparł atak, podcinając napastnikowi gardło.
Bezwładne ciało opadło na białą posadzkę. Brunet rozejrzał się po mieszkaniu.
Nic nie znalazł. Wychodząc popatrzył jeszcze na leżącą ofiarę, która ledwo
dychała. Po chwili padł strzał. Krew pokryła limonową ścianę i szare drzwi. Nie
zastanawiając się nad niczym Spike wyszedł z budynku i udał się do domu.
Wchodząc do mieszkania otworzył szeroko oczy. Naprzeciwko niego stała Lucy z
otwartą buzią. Widząc jej stan szybko się zastanowił co z nim nie tak. – Ręce pomyślał
– gdy spojrzał na ubrudzone czerwoną mazią dłonie, przełknął głośno ślinę.
---
Siedzący na kanapie Chester, smutnym wzrokiem patrzył się
przed siebie. Znów przegrał walkę. W jego oczach gromadziły się łzy, a dłonie
zaciskały się w pięść. Nieoczekiwanie mała kropelka spłynęła po zimnym policzku
wokalisty. – Czemu nie potrafię sobie poradzić? – wyszeptał, poczym wybuchł
płaczem. – Mam już dość – dodał po chwili, dławiąc się własnymi łzami. Zakrył
rękoma bladą twarz i wziął głęboki oddech. – Czy czujesz chłód i zagubienie w
rozpaczy? Budujesz nadzieję, choć porażka
jest wszystkim co znasz. Przypomnij sobie o całym smutku i frustracji. I pozwól
temu przeminąć – zatrzymał się. Wstał i spojrzał w lustro. Widział zapłakanego
mężczyznę, który nie umie poradzić sobie ze swoim życiem. – Pozwól temu
przeminąć! – wykrzyczał zdesperowany wokalista. Upadł na kolana i płakał.
Przegrał. To już jest koniec. Nie potrafił zebrać w sobie siły, by pokonać
uczucie bezsilności i frustracji.