poniedziałek, 6 kwietnia 2015

XII





Brunet powolnym krokiem wszedł do ciemnego pomieszczenia. Stanął naprzeciwko wielkiego mężczyzny i popatrzył na niego lekko podejrzliwym wzrokiem. Po chwili wyciągnął z kieszeni pieniądze i wręczył je olbrzymowi, na którego twarzy automatycznie pojawił się serdeczny uśmiech. Otworzył drzwi znajdujące się obok niego i wskazał na nie ręką. Shinoda zaczął schodzić po obskurnych, betonowych schodach. Im niżej się znajdował, tym coraz głośniej słyszał jakąś muzykę.  Gdy znalazł się na dole różowawe światło oślepiło go, sprawiając, że automatycznie przymrużył oczy. Wszedł w głąb wielkiego pomieszczenia, które wypełnione były różnymi ludźmi. Szedł spokojnym korkiem po czerwonym dywanie, mijając chude kobiety tańczące na rurze. Wzrokiem błądził między stolikami. Szukał swojego ulubionego miejsca. Delikatnie uśmiechnął się pod nosem, gdy owe znalazł. Przy wielkim, dębowym stole siedziało już parę osób.
- No nareszcie. Mike, ile można czekać? – zaśmiał się wysoki blondyn w przeciwsłonecznych okularach. Wyszczerzył swoje zęby, na których znajdowały się złote ozdoby. Shinoda przywitał się z każdym, a następnie rozsiadł się wygodnie na miękkiej kanapie.
- To co dziś mamy? – Spike spytał z zaciekawieniem, pocierając jednocześnie ręce.
- Dziś możemy zaszaleć – odpowiedział Richard i skinął głową do siedzącego naprzeciwko chłopaka w czerwonych włosach. Mężczyzna wstał i wysypał z worka różnego rodzaju narkotyki. Shinoda patrząc na to automatycznie uśmiechnął się. Uwielbiał widok tego gówna. Nie zdążył nawet sięgnąć po blanta, gdy do stolika podeszła skąpo ubrana dziewczyna. Blondynka z pożądaniem patrzyła na muzyka, który również nie przeszedł wzrokiem obok niej obojętnie. Nie powstrzymując się, oblizał wargę i podniósł jedną brew do góry.

***

Ciche tykanie zegara znajdującego się w obskurnym pokoju dobijało sfrustrowanego Chestera, który bezwładnie siedział w czerwonym fotelu.
- Witam – nagle usłyszał niski głos. Średniej wysokości mężczyzna o niebieskich oczach wszedł do pomieszczenia. Wyciągnął mały, brązowy notatnik i usiadł naprzeciwko Benningtona. Rozsiadł się w wygodnie na białej kanapie i spojrzał z uwagą na błądzącego wzrokiem po pokoju mężczyznę. – No dobrze. To jak się pan dzisiaj czuje? – brunet przerwał ciszę. Wokalista popatrzył na niego lekko gardzącymi oczyma i przełknął cicho ślinę.
- Dobrze – odpowiedział po chwili walczenia sam ze sobą. Wiedział, że jakiekolwiek przejawy agresji i przeciwstawianie się nie ma sensu. Jeśli szybko chce stąd wyjść musi być miły i spokojny. Jednak jego wnętrze chciało robić coś innego. Wyrywało się na wszystkie strony. Właśnie w tej chwili, mężczyzna najchętniej podszedłby do tego człowieka i wykrzyczałby cały swój ból. Udawało mu się to powstrzymywać. Brunet pokiwał głową i spojrzał z uśmiechem na zdenerwowanego wokalistę.
- Niech pan mi powie, panie Bennington – przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech. Spodziewał się, że pacjent zaraz zacznie na niego krzyczeć i rzuci się na niego z pięściami. Przyzwyczaił się. – Jak to jest. Czemu zaczął pan ponownie brać to świństwo? – uważnie obserwował zachowanie Chestera, który o dziwo siedział spokojnie i patrzył w podłogę.
- Sam nie wiem – zaczął cicho i niepewnie. Właśnie teraz chciał wszystko wykrzyczeć. To całe gówno, które miał  w środku. Nabrał powietrza, jakby miał zaraz krzyknąć z całej siły. Lecz po chwili powoli wypuścił z siebie to wszystko. – Może dlatego, że nie wytrzymuje całej tej presji? – przerwał i spojrzał rozbrajająco na mężczyznę, który znajdował się naprzeciwko. – Wiesz. Ja po prostu chyba nie daję już rady.
Lekarz popatrzył na muzyka ze zdziwieniem. Pierwszy raz trafił na kogoś tak spokojnego. Ponownie przełknął ślinę, a  następnie zaczął pisać coś w notatniku.
- Coś się stało?
- Czemu twierdzisz, że coś się stało? – mężczyzna w białym kitlu podniósł jedną brew do góry, patrząc nadal w kartkę.
- Bo spojrzał się pan na mnie, jakbym był… nie wiem – przerwał na chwilę i uśmiechnął się. – Jakimś słoniem z tunelami i tatuażami – zaśmiali się jednocześnie.

***

- Te, Mike. Twój brat chciał się z tobą widzieć – wysoki blondyn podszedł do muzyka, który aktualnie zajmował się jedną z kobiet z ośrodka. Shinoda westchnął cicho, szepnął coś dziewczynie do ucha, a następnie wstał z wygodnej kanapy. Szedł długim, szarym korytarzem, aż dotarł do drewnianych drzwi. Bez wahania otworzył je i wszedł do środka.
- Czego chciałeś, Norman? – nie uzyskał odpowiedzi. Usiadł na krześle, które znajdowało się naprzeciwko wielkiego biurka i założył nogę na nogę. W pomieszczeniu panowała cisza. Dopiero po chwili słychać było skrzypienie obracającego się krzesła biurowego.
- Chciałem po porostu cię zobaczyć – uśmiechnął się niebieskooki mężczyzna. – To dziwne, że chciałem zobaczyć własnego brata?
- Jak na ciebie, owszem – syknął Mike, po czym zmarszczył czoło.
- Słuchaj, mam sprawę – Shinoda słysząc to, przewrócił brązowymi oczami i głęboko westchnął. – Nie jęcz mi tu, bo tu chodzi o twoje życie idioto – Norman lekko podniósł ton i wstał z krzesła. Po chwili uspokoił się. – Pamiętasz taką młodą dziewczynę. Ta od naszego braciszka. Jak tam ona miała na imię?
- Lucy – wtrącił Spike.
- No właśnie – Reedus machnął ręką – Ta sucz wpadła w łapy Stonsów – gdy to powiedział, Shinoda otworzył lekko usta.
- Nic jej nie jest? – wydał z siebie ledwo słyszalny dźwięk.
- Nic jej nie jest?! – wykrzyczał z oburzeniem Norman. – Ta głupia szmata wszystko im wypaplała – Mike’owi zrobiło się słabo. Jego myśli zaczęły wirować mu w głowie. Nie wiedział co się z nim dzieje. Nogi nagle zrobiły się słabe, tak samo ręce. Nie mógł nic z siebie wydusić. Ogarnęła go totalna dezorientacja. Dobrze wiedział, że nie może teraz mieszkać we własnym domu, a wszystko co się tam znajduje, musi schować w bezpiecznym miejscu.
- Na razie zamieszkasz u mnie. Później zobaczy się  co z tobą zrobić – z rozmyśleń wyrwał go Reedus. – Musimy zapewnić ci eskortę, jak będziesz przenosił wszystkie dokumenty i spluwy z twojego mieszkania – oznajmił niebieskooki i wziął papierosa do ust. Siedzieli tak parę minut. W ciszy, dezorientacji. – Co się dzieje?
- Jak ona mogła to zrobić? – spytał niepewnie Shinoda, patrząc na brata ze strachem w oczach. Reedus spojrzał z niepokojem na brata. Pierwszy raz widział jak się boi. Jak czegoś się obawia. Przez moment zabrakło mu odpowiedzi na pytanie, więc błądził wzrokiem po pokoju.
- Proste. Nie wiesz do czego zdolne jest zagubione dziecko? Dziecko naszego pieprzonego brata? – przerwał. – Jutro zabieramy się za przeprowadzkę. 



Witam Was Kochani po baaaaardzo długiej nieobecności. Chciałam Was bardzo przeprosić za to. 
No ale dobra. Napisałam rozdział. Co prawda jest taki średni i w sumie za dużo to się tutaj nie dzieje, aczkolwiek mam zamiar wprowadzić więcej akcji w następnych częściach, także bądźcie czujni. :D
No nic. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i nie zabijecie mnie za długi okres niepisania i niekomentowania Waszych blogów. 
Do zobaczenia Kochani. <3

7 komentarzy:

  1. Nareszcie! <3 Ale mi brakowało twoich rozdziałów. Naprawdę.
    Bardzo mi się podobał. W końcu wyjaśnia się coś na temat Lucy, chociaż nadal nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
    Dodałaś nowych bohaterów - Richard i Norman. Nieźle. :D
    To jak przedstawiłaś Mike'a jest po prostu zabójcze. Taki ohydny z wyglądu pan z dużą ilością pieniędzy, fajką w ustach, zabawiający się z młodymi paniami. Biedny Mike. XD Ale świetnie to napisałaś.
    Był też wątek z Chesterem. Pod koniec tego akapitu zastanawiałam się czy on faktycznie udaje ten swój spokój, czy stał się taki naprawdę.
    No nic. Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziemy tyle czekać.
    Życzę duuuużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Brakowało mi tego opowiadania :3 Jakoś nie mogę sobie Mike'a wyobrazić tak zilustrowanego.....Nowi bohaterowie, czuję, że na mieszają w życiu zespołu :( Scena z Chesterem jest niesamowita ♥ Lucy, w co ty żeś się wpakowała? Michael nie jest już taki pewny siebie.....
    Życzę dużo weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Nom skarbie, zaszczyciłaś nas swoją obecnością, no tak długo cię nie było, że się stęskniłam za tym opowiadaniem.
    Jednak wybaczam, bo rozdział był świetny i dobrze, że się nie działo dużo, bo takie rozdziały też są potrzebne.
    Pozdrawiam,
    Lilith.

    PS. Nie każ nam tak długo czekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. <3
      No niestety będę musiała Was prosić o wyrozumiałość, bo teraz mam okres egzaminów i nie będę miała czasu na pisanie. :(

      Usuń
  4. Hmm... Hej ;) Wiedz, że nadal jestem i zaglądam oraz czytam ;) Fragment z Chesterem napisany po mistrzowsku! Strasznie mi się podobał! ;) A po Lucy można było się spodziewać czegoś takiego, choć, cóż, łudziłam się, że nic takiego nie zrobi ;)
    Pozdrawiam!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi