-
Panie – do ogromnej komnaty wszedł rycerz, widocznie
zaniepokojony. Ubrany w typową zbroję z niebieskimi elementami,
należącymi do flagi królestwa. Uklęknął przed tronem, którego
łokietniki, niezwykle wygodne, zrobione były z najdelikatniejszej
skóry,by ręce nie przemęczały się od leżenia na nich, a
zakończenia stanowiły dwie, lwie głowy, patrzące dumnie na osobę
kłaniającą się królowi. Oparcie udekorowane białą tkaniną,
dzielnie znosiły ugięcia pod plecami monarchy. Siedział on
wygodnie i pytającym wzrokiem spoglądał na swojego rycerza,
zajmującego się głównie patrolowaniem pobliskich terenów. -
Niedaleko Niebieskiego Stawu znajduje się kobieta. Odziana jest w
połączenie skórzanej kurtki z delikatną kolczugą oraz miała na
plecach dwa miecze, zatem nie wiedzieliśmy co uczynić – oznajmił,
zrelacjonował, a po chwili wstał i wyprostował się niczym kłoda
wyskakująca z wody. Król popatrzył chwilę, podrapał się po
brodzie, a po chwili cicho westchnął.
-
Czy ta kobieta, którą opisujecie, była sama? - spytał wreszcie.
Był zmęczony po ostatniej nocy, kiedy śniły mu się koszmary
związane z jego rodziną.
-
Sama – potwierdził.
-
Zatem weź Lothara i udaj się z nim na miejsce. Nie bądźcie zbyt
agresywni i po prostu dowiedzcie się co ją tu sprowadza -
uśmiechnął się delikatnie, po czym skinął głową na znak, że
rycerz, zwiadowca może już odejść i pójść wykonać swoje
zadanie. Zatem wyszedł z komnaty i natychmiast udał się na
zewnątrz w poszukiwaniu Lothara – najważniejszego żołnierza w
całym królestwie oraz najbliższego człowieka króla. Po
intensywnych poszukiwaniach nareszcie udało mu się znaleźć
mężczyznę, który sprawdzał ostrość swojego miecza.
-
Lotharze. Pan prosi, byś udał się ze mną nad Niebieskie Jezioro,
bowiem ktoś nieznajomy się tam krząta – Lothar jedynie uniósł
jedną brew do góry, po czym zawiesił wzrok w podłogę.
-
Na co czekasz, towarzyszu? - spytał z uśmiechem, jakby szczerzył
się do brunatnej ziemi. - Szykuj konie.
***
Po
dwudziestu minutach znaleźli się niedaleko wspomnianego akwenu.
Lothar zszedł z konia i słysząc cichy śpiew, oddał go
towarzyszowi, a następnie udał się sam przed siebie. Podobał mu
się głos, jaki słyszał, mimo wszystko zmrużył oczy i bacznie
obserwował okolicę, by nie wpaść w żadną zasadzkę. Jednak nic
podejrzanego nie dostrzegł, jedyne co dane było mu ujrzeć, to
kobieta, która teraz nuciła cudowną melodię, obmywając swe
nagie, blade ciało, błękitną wodą. Podniósł powieki, po czym
zamarł w bezruchu, by nie spłoszyć takiego widoku. Stał tak przez
pięć minut i wpatrywał się w plecy nagiej dziewczyny, której
jezioro posłużyło za dolną część ubrania, bowiem zasłaniała
wszystko od pasa w dół.
-
Długo jeszcze będziesz cieszył mną swe oczy? - usłyszał nagle
głos pełny spokoju, jak i lekkiej arogancji. Zupełnie, jakby
wiedziała, że całe to zajście niezmiernie radowało rycerza. -
Czy podałbyś moją czarną koszulkę? - spytała, odwracając się
do niego twarzą, jednoczenie zasłaniając piersi ręką. - Nie bój
się, to tylko blizna – uśmiechnęła się najcieplej, jak tylko
potrafiła, zauważając zakłopotanie rycerza, który zresztą nie
tylko z tego powodu nie wiedział zbytnio, jak ma zareagować. - To
jak? Dostanę to, o co proszę? - ten tylko skinął głową, a
następnie rozejrzał się w poszukiwaniu rzeczy, o której mówiła
białowłosa. Zbliżyła się do niego, na taki dystans, by jezioro
dalej zasłaniało jej dolną część ciała. Mężczyzna nie
zastanawiając się długo, zdjął buty, a następnie wszedł do
wody i podał czarną bluzkę, wpatrując się w oczy, jakich
wcześnie nie miał możliwości zobaczyć. Błękitne, niczym te
jezioro.
-
Lothatrze, to może być pułapka! - oboje nagle usłyszeli lekko
zdenerwowany głos. Dziewczyna jeszcze mocniej zasłoniła swe
piersi, a jej twarz przybrała lekko różowego koloru. Mimo uwagi
towarzysza, mężczyzna nie cofnął się, dalej stał naprzeciw
białowłosej i trzymał w dłoni jej czarną, długą koszulkę.
Kiedy otrzymała swoją rzecz, odwróciła się plecami i założyła
ją na siebie, pozwalając, by dół delikatnie zanurzył się w
wodzie.
-
Zatem zwiesz się Lothar – uśmiechnęła się, wpatrując się
jednocześnie w jego jasne oczy. Tylko wyszczerzył zęby, bowiem na
nic innego nie było go stać. - Pozwól, że się ubiorę – podał
jej dłoń, by ta nie przewróciła się. Mimo wszystko, nie przyjęła
jego pomocy, natomiast spojrzała z lekkim chłodem, jakby chciała
przekazać mu, że jest w stanie sama o siebie zadbać. Kiedy wyszła,
koszulka ciasno opinała jej pośladki, przez to Lothar, jak i jego
towarzysz, onieśmielili się dość mocno. Dziewczyna weszła za
duży kamień i zaczęła się przebierać. Wychodząc zza niego,
spotkała się ze zdziwieniem mężczyzny o jasnych oczach. Ubrana w
skórzaną kurtkę, nosząc dwa miecze na plechach wywołała
mieszane uczucia. W dodatku ta blizna.
-
A ty? Kim ty właściwie jesteś?
-
Nazywam się Pat – oznajmiła, poprawiając medalion na szyi. -
Szukam schronienia na jakiś czas, bowiem rana, jaką noszę na nodze
nie daje mi spokoju i nie mogę wyruszyć dalej – oznajmiła
rycerzom. - A woda w tym jeziorku działa kojąco, przez co mogłam
chwilę odpocząć od bólu. Lothar zastanowił się przez chwilę.
Kobieta jednocześnie sprawiała wrażenie bezbronnej, aczkolwiek dwa
miecze na plecach oraz dziwny medalion niezbyt mu się podobały.
Mimo tego, podjął decyzję.
-
Zaprowadzę cię do króla – spojrzał jej prosto w oczy, nie
zważając na reakcję towarzysza. Dziewczyna uśmiechnęła się i
delikatnie skinęła głową, po czym ruszyła za rycerzami. Rana,
mimo opatrunku dalej bolała, a okład z liści zaczynał już lekko
uwierać. Widząc zakłopotanie dziewczyny, Lothar pomógł wskoczyć
jej na swojego konia, a po chwili sam znalazł się tuż za nią.
Chcąc chwycić za lejce, objął ją najdelikatniej, jak tylko
potrafił, by nie odebrała tego źle, przez co fala ciepła ogarnęła
jego ciało. - Jedźmy zatem – rzekł i ruszyli w stronę wielkiego
zamku, gdzie byli oczekiwani.
***
-
Cholerne Górniki – Geralt splunął soczyście na wysuszoną
ziemię. Upał nie dawał mieszkańcom odpoczynku od około tygodnia.
Rolnicy zmuszeni byli wychodzić przed szóstą do, maksymalnie,
jedenastej, a dopiero potem po osiemnastej, by nawadniać pola lub
cokolwiek z nimi zrobić. Niedługo zaczynał się okres zbiorów,
także nie można było pozwolić, by rośliny zmarły w tym
najważniejszym momencie. Brak pożywienia wiązałby się z ogromnym
głodem oraz wieloma zgonami. Wiedźmin bywał tu wiele razy, lecz
każda jego wizyta nie wiązała się z niczym miłym, zatem nie
można było mu się dziwić takiej reakcji. Szedł spokojnym
krokiem, lecz twardo stąpał skórzanymi butami po glebie, ciągnąc
za lejce konia, który posłusznie podążał za właścicielem.
Słońce nagrzewało jego zbroję, jednak mimo tego, nie odczuwał
temperatury, tak, jak reszta społeczności. Jego organizm zupełnie
inaczej odbierał bodźce, niż ludzki system nerwowy, oddechowy i
tak dalej. Obserwował bawiące się dzieci w strumieniu, na
dorosłych oblewających wodą zwierzęta, by dać im jakiekolwiek
ukojenie oraz spoglądał na chaty, zadbane, jakby nienaruszone
czasem, a przecież stały tu od jakiś kilkudziesięciu lat. Sam nie
wiedział kogo, gdzie dokładnie ma szukać, zatem postanowił iść
do głównego budynku – karczmy. Wchodząc, na pierwszy rzut oka,
nie zauważył nikogo specjalnego nawet siadając przy stoliku i po
dłuższej obserwacji, nie dostrzegł niczego ciekawego. Dostając,
wcześniej zamówione, piwo, pił je spokojnie i bez pośpiechu.
Mimo, że wiedział, iż jego córce grozi niebezpieczeństwo,
wiedział o swojej bezradności w tej chwili. Postanowił zatem
czekać. Po godzinie doczekał się znajomej twarzy, która może
pomoże rozwiązać jego problemy.
-
Geralt! - uśmiechnął się mężczyzna o brązowawej, krótko
ściętej brodzie.
***
Oboje
stanęli przed obliczem zmęczonego króla, który wpatrywał się z
zainteresowaniem w białowłosą, rozglądająca się bacznie po
ogromnej sali. Kiedy ich wzrok spotkał się, oboje odwrócili głowy
w inne strony. Władca udawał, że spogląda pytającym wzrokiem na
Lothara, by nikt nie zwrócił uwagi na dziwną reakcję.
-
Zatem, Lotharze, z kim mamy do czynienia? - spytał po chwili ciszy.
Do pokoju wszedł młodzik.
-
Pat – oznajmił – Więcej nie powiedziała, ponieważ potrzebuje
szybkiej pomocy. Jest ranna – dodał i wskazał na lekko
wybrzuszone miejsce na nodze.
-
Dobrze, jednak za nim damy jej opiekę, pragnę wiedzieć parę
informacji na twój temat, Pat – dziewczyna słysząc słowa,
delikatnie skinęła głową, a po chwili spojrzała na młodego
mężczyznę w niebieskawym kapturze.
***
Spoglądała
na medyka z nutką zaciekawienia, jak delikatnie zdejmuje jej
własnoręcznie zrobione okłady.
-
Nieźle cię urządzili – oznajmił Lothar, wchodząc do
pomieszczenia. Nie zaszczyciła go spojrzeniem.
-
Zgadza się. Miałam szczęście, że nie wdało się zakażenie –
stwierdziła, po czym, dla wygodniejszej pozycji, umieściła dłonie
za ciałem, na łóżku, by opierać się w jakiś sposób.
-
Oj duże – dodał blondyn oczyszczający ranę. - Mogłaś stracić
całą nogę – dodał.
-
Ale nie straciłam- uśmiechnęła się lekko, a następnie
delikatnie przesunęła nogę, by dać mężczyźnie lepsze warunki
pracy.
-
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem – uznał medyk. - Nigdy
nie spodziewałbym się, że Kurtyk może posłużyć jako opatrunek
– zamyślił się i spojrzał na dziewczynę.
-
Kurtyk i sok z jabłka – dodała. - To połączenie usuwa wszystkie
bakterie oraz broni ranę przed innymi zarazkami. Kosztem jest
jedynie ogromny ból na samym początku. Lothar przyglądał się
dwójce, a dokładniej dziewczynie, która patrzyła spokojnie na
swoją nogę.
-
Długo będzie dochodziła do siebie? - spytał nagle i szorstko, jak
na dowódcę przystało.
-
Rana jest dość głęboka, lecz po tym, jak założę bandaże,
dziewczyna będzie mogła chodzić – oznajmił. - Oczywiście bez
szaleństw – uśmiechnął się do dziewczyny, a ta wyszczerzyła
białe kiełki.
-
To dobrze – mężczyzna oparł się o kamienną ścianę i
przyglądał się obojgu w ciszy i przemyśleniach. Głównie
dręczyła ciekawość – Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi –
pomyślał, a następnie zawiesił wzrok na posadzce. Pokój
oświetlało południowe słońce, którego promienie odbijały się
od ozdobnych tarcz, mieczy oraz zbroi. Zmęczona twarz Lothara
wyglądała na jeszcze bardziej dotknięta przeżyciami, niż by
chciał. Ten widok zaciekawił Pat, bo przecież co ciekawego mógł
skrywać dowódca królewskich oddziałów zbrojnych. - Jak
skończysz, przyprowadź ją do króla – rzekł obojętnie, po czym
wyszedł, zostawiając dwójkę w samotności. Poszedł na podwórze
i pospiesznym krokiem udał się do stajni, a tam odnajdując swojego
czarnego konia, ruszył najszybciej jak potrafił, zostawiając
wszystko w tyle. Udał się do magicznego, błękitnego jeziorka.
Usiadł metr przed wodą i zaczął wpatrywać się w nieruchomą
taflę. Wiedział, że jego życie nigdy nie będzie już takie samo.
Jest i nowy rozdział. Zapraszam do komentowania <3
Bywajcie kochani :3