-
Panie, przybyłam – jak kazałeś – średniego wzrostu kobieta
ukłoniła się nisko przed swym władcą.
-
Witaj Kyve – dobrze zbudowany mężczyzna, w ciężkiej zbroi,
skinął głową. Jego zmarszczone czoło przyprawiało każdego o
gęsią skórkę, a morderczy wzrok wyłaniał najskrytszy strach.
Złota korona zdobiła czarne włosy, tylko parę kosmyków
wyróżniało się swoją barwą, ponieważ były białe. Pozostałość
po walce z wszechmocnym czarodziejem – Ryzem, mocno dała się we
znaki. - Mam dla ciebie ważne zadanie - rzekł niskim głosem, a po
chwili pogłaskał, znajdującego się obok, białego tygrysa.
Zwierze siedziało wygodnie obok potężnego tronu, wpatrując się w
przybyłą kobietę, której ciemnobrązowe oczy błądziły po
zimnej posadzce. - Zależy mi, abyś przyprowadziła do mnie Dravena
– westchnął cicho. - Teraz, kiedy Demacia praktycznie stoi u
naszych bram, potrzebna nam każda pomoc, a szczególnie pomoc tak
brutalnych wojowników, jakim jest niewątpliwie mój brat.
Chciałbym, aby stanął obok mnie, ramię w ramię. Jak na braci
przyznało.
-
Nie boisz się, że odmówi? - spytała nie pewnie, zakładając
ręce. - Wybacz panie, ale po tym, co mu powiedziałeś, nie jestem
pewna, czy zechce wrócić i walczyć u twego boku – stwierdziła,
następnie zastanawiając się chwilę nad następną wypowiedzią.
Oboje milczeli. Darius wiedział, że Kyve miała rację. Po
praktycznym wyparciu z rodziny i agresywnym wydaleniu z krajowego
wojska, brat króla mógł czuć pewną niechęć. Mimo tego, chciał
spróbować.
-
Gdyby się nie zgodził – wstał i stanął w miejscu, wpatrując
się w wielkie okno z widokiem na miejski krajobraz oraz puste łąki
za nim. - Przekaż mu, że zapłacę. Nawet połowę tego, co
znajduję się w skarbcu – dodał po chwili, zagryzając mocno
zęby. Kobieta jedynie skinęła głową i zaczęła szykować się
do wyjścia z ogromnej komnaty. - To nie wszystko Kyve – szybko
zaniechał jej czynności, po czym podszedł wolnym krokiem, ciężko
stąpając żelaznymi butami, do mahoniowej szafy, na której stał
portret tajemniczej kobiety. - Widzisz, jest jeszcze coś, o co
chciałbym cię prosić – rzekł, chwytając obraz. - Wraz z
Dravenem podróżuje pewna dziewczyna – Pat. Ją też przyprowadź,
bo chciałbym wykorzystać jej moc. Słyszałem, że magia, jaką w
sobie posiada jest ogromna, także może pomóc nam w walce z
nieprzyjacielem, a dodatkowo, może będzie chciała zasiąść obok
mnie, na tronie.
-
Znam ją. To Pat, córka Geralta z Rivii oraz Yennefer z Vengerbergu
– odpowiedziała po chwili zamysłu, wpatrując się w portret
białowłosej wiedźminki z blizną biegnącą przez policzek.
***
Ciche
szepty zbudziły go z płytkiego śnienia o spotkaniu z córką.
Otwierając oczy, źrenice zrobiły się nieco większe, niż zwykle,
przez ciemności, jakie tu panowały. Głosom towarzyszyło rżenie
koni i stukanie podków o ubitą ziemię. Geralt nie miał
wątpliwości, co do zamiarów nieznanych osób. Szybko i zgrabnie
wstał z ziemi, chwytając po drodze obydwa miecze, a następnie
zakładając je na plecy. W dłoń chwycił małe, lecz zabójcze
ostrze. Nieoczekiwanie usłyszał stłumiony krzyk kobiety.
-
Anna – pomyślał, otwierając szeroko oczy. Na palcach, najciszej,
jak potrafił, podszedł do drewnianych drzwi, przez które słyszał
ciche sapanie. - Skurwiel – zacisnął pięści i wślizgnął się
niespostrzeżenie do małej izdebki. Tak jak przypuszczał, okoliczny
zbój zabawiał się ciałem bezradnej kobiety. Zajęty przyjemnością
nawet nie usłyszał kroków, cichego szelestu, ni nawet skrzypnięć.
Po prostu dawał upust swoim pragnieniom. Dopiero, gdy poczuł oddech
na swojej spoconej szyi, zdał sobie sprawę z tego, w jakiej
sytuacji się znajduje. Jednak, zanim zdążył zrobić cokolwiek,
ostrze znalazło się w jego szyi, przecinając wszystko w środku,
powodując dość obfite krwawienie. Przestraszona kobieta, trzęsąc
się, spojrzała na kocie, pomarańczowe oczy świecące w ciemności,
pełne okrucieństwa i złości.
-
Już dobrze. Wszystko zaraz się skończy – głos, jaki usłyszała,
w żadnym stopniu nie pasował do tego, co widziała. - W razie
czego, przytrzymaj – włożył w jej delikatną dłoń, ostry
sztylet. - Będzie dobrze – te słowa wciąż brzmiały w jej
głowie. Nawet nie spostrzegła, że w pokoju nie ma nikogo, prócz
jej i martwego człowieka, który zakrwawiał podłogę swoją
czerwoną, brudną krwią.
Niszczyli
wszystko, co spotkali na swej drodze. Kradli najcenniejsze rzeczy,
żywność, kobiety gwałcili, a mężczyzn zabijali. Na tym właśnie
polegało całe ich życie. Porzuceni przez rodziny, wygnani przez
mieszkańców, dobierali się w grupki, a następnie chodzili od
jednej wioski, do drugiej, szkoląc się w swoim fachu. Zawsze ich
czyny nie odnajdowały konsekwencji, jednak nie tego felernego dnia,
kiedy w małej wiosce znajdował się, pełen złości, wiedźmin.
Widzieli szare włosy, kocie oczy i ostrze, odbijające obraz,
okrągłego księżyca. Porzucając dotychczasowe zajęcia, wszyscy
chwycili za swe bronie. Stare siekiery, lekko tępe ostrza. Wszystko,
czym dało się zranić przeciwnika, nadawało się idealnie. Część
z chłopów myślała nawet, co skrywa w kieszeniach nieznany
przybłęda. Żaden z nich nie miał pojęcia na co się pisze, nie
miał pojęcia, że wyszedł naprzeciw śmierci, która łapczywie
zbiera swoje plony. Wraz ze zbliżającym się mężczyzną, coraz
bardziej dostrzegali dziwne rzeczy w jego oczach. Zupełnie, jakby
płonęły tysiącem słońc, niczym demon, największe koszmary,
śmierć. Dopiero wtedy, gdy idealnie zrobiona strzała, wystrzelona
z kuszy, utknęła w głowie jednego ze zbójów, zobaczyli,
przejrzeli na oczy. Nieznajomy był już przy nich, z półobrotu
rąbał z idealną precyzją, odcinając głowy, przebijając serca.
Wirował, jak młynek wśród bezradnych mężczyzn. A on, tańczący
ze śmiercią, po prostu robił swoje – zabijał z nieziemską
złością. Jednak wśród całej tej mieszaniny, wśród wariackich
obrotów, Geralt nie zauważył dwóch młodszych, zapalonych
mężczyzn. Jeden uderzył go w głowę, drugi ranił w ramię.
Wiedźmin miał wielkie szczęście, że natrafił na najgorsze
ofermy w całej gromadzie. Z przekonaniem, iż obezwładnili
jegomościa, wrzucili go nieumiejętnie do tutejszego stawu.
Nieudolnie, bowiem, zanim wiedźmin wpadł do wody, przeturlał się
po ziemi, zbierając wszystkie liście, glinę i inne nieprzyjemne
rzeczy. Nabierając wcześniej odpowiedniej ilości powietrza,
lewitował między mułem, a taflą wody, czekając, aż oprawcy
dołączą do reszty. Kiedy to nastąpiło, cicho i niespostrzeżenie
wyszedł na powierzchnie i szedł z chęcią dokończenia swojego
dzieła. Mokra zbroja odbijała księżycowy blask, niczym brudne
lustro, a białe włosy, całe w błocie, opadały na zdenerwowaną
twarz. Zacisnął dłoń na bogato zdobionej rękojeści oraz wypluł
mieszankę śliny i krwi na ziemię, po czym po cichu, od tyłu
szybkim ruchem przeciął tętnicę szyjną, potem tylko gleba
przybrała czerwone barwy.
***
Wczesnym
rankiem wyruszyli z jaskini bogatsi o nowe doświadczenia i relacje,
jakie zawiązali między sobą. Ich konie, nafaszerowane magicznymi
miksturami, nie zważały na usypiającą woń lasu, a po prostu szły
wyznaczaną, przez ludzi, drogą.
-
Chciałam ci podziękować wiedźminie – powiedziała, niepewnie
chodząc do izdebki, gdzie na ziemi płonęło małe ognisko.
Spojrzała wielkimi źrenicami na wiedźmina, który wpatrywał się
w gorące płomienie. Milczał. Wiedziała, że przyszła w
nieodpowiednim momencie, mimo tego, usiadła cicho niedaleko
mężczyzny. - To co dla mnie zrobiłeś – wyciągnęła z kieszeni
lekko uschnięty kwiat czarnej róży, po czym ułożyła go obok
Geralta. - Jestem ci ogormnie wdzięczna – wyszeptała.
-
Nie ma za co – uśmiechnął się delikatnie. - Mimo, że sama
mogłaś sobie poradzić – spojrzał na nią, na jej lekko
zdziwioną twarz. - Wiem, że jesteś elfką z rodu Gujy – uniósł
jeden kącik. - Dla ciebie, takie rzeczy, nie są czymś, że tak
powiem, mocnym. Nie potrafisz odczuwać smutku, strachu, tak, jak
ludzie – dokończył po chwili. - Zawsze byliście znani ze swoich
umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami w dość łatwy
sposób.
-
Mimo wszystko, zrobiłeś to.
-Taki
mam już przymus – spojrzał z powrotem w ognisko i oparł brodę
na kolanie.
-
Ratować najbliższe otoczenie, a w szczególności najbliższych. I
nie wiadomo, co by ci groziło, ty i tak zaryzykujesz własne życie
– chwyciła patyk w dłonie, by wrzucić go w wygłodniałe języki.
- Szczególnie, gdy chodzi o Pat – w tym momencie wiedźmin
spojrzał na nią podejrzliwie. - Spokojnie, spokojnie. Wraz z
naszymi umiejętnościami radzenia sobie, jak to wcześniej
wspomniałeś, ze strachem i smutkiem, potrafimy także czytać w
myślach oraz dowiadywać się o przeszłości, teraźniejszości i
najbliższej przyszłości – uśmiechnęła się serdecznie. - A
jedyne czego nam potrzeba, to energia płynąca ze wspomnień.
***
-
Przykro mi – zwiesiła delikatnie głowę. Geralt nie potrafiąc
wydusić z siebie ani jednego słowa, po prostu wpatrywał się w
dogasające ognisko. Dawało one coraz słabsze światło, zupełnie,
jak nadzieja mężczyzny. Mimo wszystko walczył. Walczył w sobie, o
każdą najjaśniejszą myśl, by nie stracić wszystkich, by nie
doprowadzić do mroku.
-
Musi być jakieś rozwiązanie – powiedział cicho, jakby
stłumionym głosem. Błądził wzrokiem po gorących językach,
zupełnie, jakby oczekiwał od nich jakiejkolwiek odpowiedzi. - Do
jasnej cholery! Musi! - wstał i rzucił mieczem o podłogę, łapiąc
się po tym za głowę.
-
I jest – oznajmiła cicho. - Jednak wiąże się to z tym, iż
utracisz ją, będziesz widział tylko raz na parę lat – dodała
po chwili spoglądając na chodzącego w kółko wiedźmina. Milczał,
jednocześnie domagając się odpowiedzi. - Niestety wiem tylko to,
że dziewczyna musi kogoś poznać. Tylko tyle dano mi w odpowiedzi.
-
Za mało – przegryzł nerwowo wargę, po czym podniósł srebrny
miecz z bogato zdobioną rękojeścią. - Wiesz chociaż, gdzie mam
szukać?
-
Wiem tylko tyle, że Pat będzie w Górnikach. Mimo wszystko nie
wiem, czy przybędziesz na czas, czy będziesz musiał spytać o
drogę, jaką się udała – sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła
mahoniową gałązkę. - Weź ją proszę. Kiedy będziesz
potrzebował mojej pomocy, podpal ją – podała magiczny przedmiot
Geraltowi i uśmiechnęła się delikatnie.
-
Dziękuję – skinął głową.
-
Jednak pamiętaj, masz szansę tylko raz, więc skorzystaj z niej
rozsądnie – ostrzegła go z wielką powagą. Uśmiech
automatycznie zniknął z jej twarzy, a oczy straciły blask. - Muszę
odejść, bowiem widziałam rzeczy, które dotyczą nie tylko ciebie
i twojej córki, wiedźminie. Mimo wszystko, nie zaprzątaj sobie
nimi głowy, masz teraz ważniejsze sprawy na głowie – wstała od
ogniska, a następnie ukłoniła się. - Żegnaj, Geralt. Niech
bogowie będą z tobą – wyszła, zamykając za sobą drzwi i
białowłosego mężczyznę wpatrującego się w ognisko.
Ajajajajajajaj. Dawno mnie tu nie było, co? Zarówno tu, jak i na Waszych blogach. Powiem wprost. Moja szkoła odebrała mi jakąkolwiek wenę i czas. Coś okropnego, naprawdę. Najgorzej, kiedy chce się przekazać daną treść, ale nie można ubrać tego w ładne słowa.
No nic. Rozdział nie należy do tych najlepszych, nie oszukujmy się, mimo wszystko, mam nadzieję, że kolejne będą lepsze.
Czekam na Wasze komentarze.
Bywajcie Kochani! <3
No witam drogą panią
OdpowiedzUsuńWitam witam
Co mogę napisać rozdział jest całkiem fajny
Za bardzo weny nie mam na komentarz ale powiem że rozdział jest całkiem fajny
Czekam kolejny i nie tak długo
Życzę weny no i pozdrawiam
Mika Shinoda
P.S. Zapraszam do siebie http://klucze-krolestwa.blogspot.com/2016/06/show-me-how-to-be-whole-again-part-1.html?m=1
http://klucze-krolestwa.blogspot.com/2016/06/nigdy-nie-boj-sie-marzyc.html - zapraszam serdecznie na One-Shota
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWItam!
OdpowiedzUsuńJeju, nareszcie. Tak mi brakowało Twoich rozdziałów, a wczoraj za cholerę nie mogłam się zabrać za komentowanie, za co przepraszam. ;_; Generalnie to jest genialnie i mam nadzieję, że z racji tego, iż rozpoczynamy za tydzień wakacje, będziesz pisać dużo, dużo więcej. Chociaż doskonale rozumiem Twój brak weny, ja go mam np od początku roku szkolnego. Szkoła to zło.
No ale bardziej na temat rozdziału...
Widzę, że rozkręcasz się w tematyce Lola. To zawsze potrafisz to wszystko tak idealnie połączyć ze sobą, kilka światów i zupełnie innych postaci. Ja bym nie umiała. Jak opisywałaś Dariusa, to wyobraziłam go sobie jako takiego typowego króla, ale pasuje mi on na takiego. :D No i on chce Dravena i Pat. Czy to o tym jest mowa na końcu? O tym, że zabiorą Pat? :< Niech się tylko nic złego z nią nie dzieje.
W ogóle Geralt jaki przejęty pod koniec. Najlepszy ojciec. Zresztą w całym tym rozdziale był taki opiekuńczy i widać po nim, że dla Pat zrobiłby wszystko. Sytuację z Anną też pięknie opisałaś. Dużo emocji i akcji. A ja lubię czytać takie fragmenty.
Wybacz, że nie napiszę jakoś więcej. Po wczorajszym braku weny, dzisiaj i tak 1332878 razy lepiej mi się czytało i pisało ten komentarz. Także. Niech Cię już wena nigdy nie opuszcza i piiiiiiisz mi więcej!
Ja tu najwierniejszą fanką jestem, chcę więcej!! <3
Btw ta playlista robi taki klimat, że woowoowowo! Wspaniała jest!
Weny i do pisania, już! xD <3