poniedziałek, 27 czerwca 2016

XXXIV


- Panie – do ogromnej komnaty wszedł rycerz, widocznie zaniepokojony. Ubrany w typową zbroję z niebieskimi elementami, należącymi do flagi królestwa. Uklęknął przed tronem, którego łokietniki, niezwykle wygodne, zrobione były z najdelikatniejszej skóry,by ręce nie przemęczały się od leżenia na nich, a zakończenia stanowiły dwie, lwie głowy, patrzące dumnie na osobę kłaniającą się królowi. Oparcie udekorowane białą tkaniną, dzielnie znosiły ugięcia pod plecami monarchy. Siedział on wygodnie i pytającym wzrokiem spoglądał na swojego rycerza, zajmującego się głównie patrolowaniem pobliskich terenów. - Niedaleko Niebieskiego Stawu znajduje się kobieta. Odziana jest w połączenie skórzanej kurtki z delikatną kolczugą oraz miała na plecach dwa miecze, zatem nie wiedzieliśmy co uczynić – oznajmił, zrelacjonował, a po chwili wstał i wyprostował się niczym kłoda wyskakująca z wody. Król popatrzył chwilę, podrapał się po brodzie, a po chwili cicho westchnął.
- Czy ta kobieta, którą opisujecie, była sama? - spytał wreszcie. Był zmęczony po ostatniej nocy, kiedy śniły mu się koszmary związane z jego rodziną.
- Sama – potwierdził.
- Zatem weź Lothara i udaj się z nim na miejsce. Nie bądźcie zbyt agresywni i po prostu dowiedzcie się co ją tu sprowadza - uśmiechnął się delikatnie, po czym skinął głową na znak, że rycerz, zwiadowca może już odejść i pójść wykonać swoje zadanie. Zatem wyszedł z komnaty i natychmiast udał się na zewnątrz w poszukiwaniu Lothara – najważniejszego żołnierza w całym królestwie oraz najbliższego człowieka króla. Po intensywnych poszukiwaniach nareszcie udało mu się znaleźć mężczyznę, który sprawdzał ostrość swojego miecza.
- Lotharze. Pan prosi, byś udał się ze mną nad Niebieskie Jezioro, bowiem ktoś nieznajomy się tam krząta – Lothar jedynie uniósł jedną brew do góry, po czym zawiesił wzrok w podłogę.
- Na co czekasz, towarzyszu? - spytał z uśmiechem, jakby szczerzył się do brunatnej ziemi. - Szykuj konie.


***


Po dwudziestu minutach znaleźli się niedaleko wspomnianego akwenu. Lothar zszedł z konia i słysząc cichy śpiew, oddał go towarzyszowi, a następnie udał się sam przed siebie. Podobał mu się głos, jaki słyszał, mimo wszystko zmrużył oczy i bacznie obserwował okolicę, by nie wpaść w żadną zasadzkę. Jednak nic podejrzanego nie dostrzegł, jedyne co dane było mu ujrzeć, to kobieta, która teraz nuciła cudowną melodię, obmywając swe nagie, blade ciało, błękitną wodą. Podniósł powieki, po czym zamarł w bezruchu, by nie spłoszyć takiego widoku. Stał tak przez pięć minut i wpatrywał się w plecy nagiej dziewczyny, której jezioro posłużyło za dolną część ubrania, bowiem zasłaniała wszystko od pasa w dół.
- Długo jeszcze będziesz cieszył mną swe oczy? - usłyszał nagle głos pełny spokoju, jak i lekkiej arogancji. Zupełnie, jakby wiedziała, że całe to zajście niezmiernie radowało rycerza. - Czy podałbyś moją czarną koszulkę? - spytała, odwracając się do niego twarzą, jednoczenie zasłaniając piersi ręką. - Nie bój się, to tylko blizna – uśmiechnęła się najcieplej, jak tylko potrafiła, zauważając zakłopotanie rycerza, który zresztą nie tylko z tego powodu nie wiedział zbytnio, jak ma zareagować. - To jak? Dostanę to, o co proszę? - ten tylko skinął głową, a następnie rozejrzał się w poszukiwaniu rzeczy, o której mówiła białowłosa. Zbliżyła się do niego, na taki dystans, by jezioro dalej zasłaniało jej dolną część ciała. Mężczyzna nie zastanawiając się długo, zdjął buty, a następnie wszedł do wody i podał czarną bluzkę, wpatrując się w oczy, jakich wcześnie nie miał możliwości zobaczyć. Błękitne, niczym te jezioro.
- Lothatrze, to może być pułapka! - oboje nagle usłyszeli lekko zdenerwowany głos. Dziewczyna jeszcze mocniej zasłoniła swe piersi, a jej twarz przybrała lekko różowego koloru. Mimo uwagi towarzysza, mężczyzna nie cofnął się, dalej stał naprzeciw białowłosej i trzymał w dłoni jej czarną, długą koszulkę. Kiedy otrzymała swoją rzecz, odwróciła się plecami i założyła ją na siebie, pozwalając, by dół delikatnie zanurzył się w wodzie.
- Zatem zwiesz się Lothar – uśmiechnęła się, wpatrując się jednocześnie w jego jasne oczy. Tylko wyszczerzył zęby, bowiem na nic innego nie było go stać. - Pozwól, że się ubiorę – podał jej dłoń, by ta nie przewróciła się. Mimo wszystko, nie przyjęła jego pomocy, natomiast spojrzała z lekkim chłodem, jakby chciała przekazać mu, że jest w stanie sama o siebie zadbać. Kiedy wyszła, koszulka ciasno opinała jej pośladki, przez to Lothar, jak i jego towarzysz, onieśmielili się dość mocno. Dziewczyna weszła za duży kamień i zaczęła się przebierać. Wychodząc zza niego, spotkała się ze zdziwieniem mężczyzny o jasnych oczach. Ubrana w skórzaną kurtkę, nosząc dwa miecze na plechach wywołała mieszane uczucia. W dodatku ta blizna.
- A ty? Kim ty właściwie jesteś?
- Nazywam się Pat – oznajmiła, poprawiając medalion na szyi. - Szukam schronienia na jakiś czas, bowiem rana, jaką noszę na nodze nie daje mi spokoju i nie mogę wyruszyć dalej – oznajmiła rycerzom. - A woda w tym jeziorku działa kojąco, przez co mogłam chwilę odpocząć od bólu. Lothar zastanowił się przez chwilę. Kobieta jednocześnie sprawiała wrażenie bezbronnej, aczkolwiek dwa miecze na plecach oraz dziwny medalion niezbyt mu się podobały. Mimo tego, podjął decyzję.
- Zaprowadzę cię do króla – spojrzał jej prosto w oczy, nie zważając na reakcję towarzysza. Dziewczyna uśmiechnęła się i delikatnie skinęła głową, po czym ruszyła za rycerzami. Rana, mimo opatrunku dalej bolała, a okład z liści zaczynał już lekko uwierać. Widząc zakłopotanie dziewczyny, Lothar pomógł wskoczyć jej na swojego konia, a po chwili sam znalazł się tuż za nią. Chcąc chwycić za lejce, objął ją najdelikatniej, jak tylko potrafił, by nie odebrała tego źle, przez co fala ciepła ogarnęła jego ciało. - Jedźmy zatem – rzekł i ruszyli w stronę wielkiego zamku, gdzie byli oczekiwani.


***


- Cholerne Górniki – Geralt splunął soczyście na wysuszoną ziemię. Upał nie dawał mieszkańcom odpoczynku od około tygodnia. Rolnicy zmuszeni byli wychodzić przed szóstą do, maksymalnie, jedenastej, a dopiero potem po osiemnastej, by nawadniać pola lub cokolwiek z nimi zrobić. Niedługo zaczynał się okres zbiorów, także nie można było pozwolić, by rośliny zmarły w tym najważniejszym momencie. Brak pożywienia wiązałby się z ogromnym głodem oraz wieloma zgonami. Wiedźmin bywał tu wiele razy, lecz każda jego wizyta nie wiązała się z niczym miłym, zatem nie można było mu się dziwić takiej reakcji. Szedł spokojnym krokiem, lecz twardo stąpał skórzanymi butami po glebie, ciągnąc za lejce konia, który posłusznie podążał za właścicielem. Słońce nagrzewało jego zbroję, jednak mimo tego, nie odczuwał temperatury, tak, jak reszta społeczności. Jego organizm zupełnie inaczej odbierał bodźce, niż ludzki system nerwowy, oddechowy i tak dalej. Obserwował bawiące się dzieci w strumieniu, na dorosłych oblewających wodą zwierzęta, by dać im jakiekolwiek ukojenie oraz spoglądał na chaty, zadbane, jakby nienaruszone czasem, a przecież stały tu od jakiś kilkudziesięciu lat. Sam nie wiedział kogo, gdzie dokładnie ma szukać, zatem postanowił iść do głównego budynku – karczmy. Wchodząc, na pierwszy rzut oka, nie zauważył nikogo specjalnego nawet siadając przy stoliku i po dłuższej obserwacji, nie dostrzegł niczego ciekawego. Dostając, wcześniej zamówione, piwo, pił je spokojnie i bez pośpiechu. Mimo, że wiedział, iż jego córce grozi niebezpieczeństwo, wiedział o swojej bezradności w tej chwili. Postanowił zatem czekać. Po godzinie doczekał się znajomej twarzy, która może pomoże rozwiązać jego problemy.

- Geralt! - uśmiechnął się mężczyzna o brązowawej, krótko ściętej brodzie.


***



Oboje stanęli przed obliczem zmęczonego króla, który wpatrywał się z zainteresowaniem w białowłosą, rozglądająca się bacznie po ogromnej sali. Kiedy ich wzrok spotkał się, oboje odwrócili głowy w inne strony. Władca udawał, że spogląda pytającym wzrokiem na Lothara, by nikt nie zwrócił uwagi na dziwną reakcję.
- Zatem, Lotharze, z kim mamy do czynienia? - spytał po chwili ciszy. Do pokoju wszedł młodzik.
- Pat – oznajmił – Więcej nie powiedziała, ponieważ potrzebuje szybkiej pomocy. Jest ranna – dodał i wskazał na lekko wybrzuszone miejsce na nodze.
- Dobrze, jednak za nim damy jej opiekę, pragnę wiedzieć parę informacji na twój temat, Pat – dziewczyna słysząc słowa, delikatnie skinęła głową, a po chwili spojrzała na młodego mężczyznę w niebieskawym kapturze.


***


Spoglądała na medyka z nutką zaciekawienia, jak delikatnie zdejmuje jej własnoręcznie zrobione okłady.
- Nieźle cię urządzili – oznajmił Lothar, wchodząc do pomieszczenia. Nie zaszczyciła go spojrzeniem.
- Zgadza się. Miałam szczęście, że nie wdało się zakażenie – stwierdziła, po czym, dla wygodniejszej pozycji, umieściła dłonie za ciałem, na łóżku, by opierać się w jakiś sposób.
- Oj duże – dodał blondyn oczyszczający ranę. - Mogłaś stracić całą nogę – dodał.

- Ale nie straciłam- uśmiechnęła się lekko, a następnie delikatnie przesunęła nogę, by dać mężczyźnie lepsze warunki pracy.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem – uznał medyk. - Nigdy nie spodziewałbym się, że Kurtyk może posłużyć jako opatrunek – zamyślił się i spojrzał na dziewczynę.
- Kurtyk i sok z jabłka – dodała. - To połączenie usuwa wszystkie bakterie oraz broni ranę przed innymi zarazkami. Kosztem jest jedynie ogromny ból na samym początku. Lothar przyglądał się dwójce, a dokładniej dziewczynie, która patrzyła spokojnie na swoją nogę.
- Długo będzie dochodziła do siebie? - spytał nagle i szorstko, jak na dowódcę przystało.
- Rana jest dość głęboka, lecz po tym, jak założę bandaże, dziewczyna będzie mogła chodzić – oznajmił. - Oczywiście bez szaleństw – uśmiechnął się do dziewczyny, a ta wyszczerzyła białe kiełki.
- To dobrze – mężczyzna oparł się o kamienną ścianę i przyglądał się obojgu w ciszy i przemyśleniach. Głównie dręczyła ciekawość – Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi – pomyślał, a następnie zawiesił wzrok na posadzce. Pokój oświetlało południowe słońce, którego promienie odbijały się od ozdobnych tarcz, mieczy oraz zbroi. Zmęczona twarz Lothara wyglądała na jeszcze bardziej dotknięta przeżyciami, niż by chciał. Ten widok zaciekawił Pat, bo przecież co ciekawego mógł skrywać dowódca królewskich oddziałów zbrojnych. - Jak skończysz, przyprowadź ją do króla – rzekł obojętnie, po czym wyszedł, zostawiając dwójkę w samotności. Poszedł na podwórze i pospiesznym krokiem udał się do stajni, a tam odnajdując swojego czarnego konia, ruszył najszybciej jak potrafił, zostawiając wszystko w tyle. Udał się do magicznego, błękitnego jeziorka. Usiadł metr przed wodą i zaczął wpatrywać się w nieruchomą taflę. Wiedział, że jego życie nigdy nie będzie już takie samo.
 



Jest i nowy rozdział. Zapraszam do komentowania <3
Bywajcie kochani :3 

7 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie!
    Nie mam dziś kompletnie weny na komentarz, ale postaram się napisać najlepszy jaki będę mogła. Chociaż nie ma w tym rozdziale też jakoś wiele wątków.
    No to zaczynając od początku. Podoba mi się bardzo jak kreujesz Lothara. Widać od razu, że pozna się bliżej z Pat. (hehehhehehhehehhheheh). Świetnie opisałaś Pat w jeziorze i generalnie całą tę scenę w tym miejscu. Biedna ranna Pat. Mam nadzieję, że się szybko wyleczy no i będzie wszystko supi.
    Smuci mnie taki zmartwiony, bezradny Geralt. I kogo spotkał w tej karczmie? Ja wiem kogo! Moją ulubioną postać, bo mi zaspoilerowałaś. <3 Może ten pan pomoże Geraltowi w poszukiwaniach. Oby, bo ja już chcę aby się spotkali znowu. :< Najlepszy ojciec z najlepszą córką.
    Ogólnie to naprawdę nie mam weny za co przepraszam. Co do całości, to rozdział jest jak zawsze świetny. Ja lubię te spokojniejsze bardzo. Zawsze dajesz takie piękne opisy.
    Życzę Ci bardzo dużo weny, żebyśmy już nie musieli mieć takich przerw w czytaniu, bo ja się wtedy zaczynam gubić.
    Pisz już kolejny i dawaj więcej spoilerów. <3
    I obiecuję, że następny komentarz będzie lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci w stu procentach szczerze, że podobało mi się fhui, ale mało ogarnęłam, co przeczytałam. Nie pamiętam już prawie nic z tego opowiadania, ale mam czas, więc pewnie przeczytam sobie je raz jeszcze i wtedy jak wstawisz nowy rozdział to będę na bieżąco.
    Bo jak weszłam na tego bloga, to ten klimat aż mnie pochłonął, ta muzyka, to wszystko, takie pasujące że ojeny. Miałam wrażenie, że odkrywam to wszystko na nowo. Tęskniłam za tym blogiem.
    Mam nadzieję, że w wakacje pojawią się jakieś rozdziały, bo teraz mam wielką ochotę czytać dalej. No i chcę Mike'a, ale nie będę Cię zmuszać. xD
    Tak w ogóle, to ostatnio chciałam przeczytać Twoje stare opowiadanie od nowa i zrobiłabym to, gdyby tu jeszcze było. xD Także ten. Pisz, bo mam wenę na czytanie Twoich tworów.
    Weny życzę. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay. Jak miło słyszeć takie rzeczy, naprawdę. Co do muzyki - starałam się dobrać ją tak, by wszystko pasowało i dawało ten idealny klimat.
      Wiesz co? Też mam nadzieję, że pojawi się więcej rozdziałów. ;-;
      Co do Mike'a - spokojnie. Pojawi się on w swoim czasie i odegra dość ważną rolę. :>
      No nic. Bardzo dziękuję za takie miłe słowa i do zobaczenia!
      Bywaj!

      Usuń
  4. http://klucze-krolestwa.blogspot.com/2016/07/zwiastun-keys-to-kingston.html?m=0 - Zapraszam

    Przeczytam nie długo i ocenię

    OdpowiedzUsuń
  5. http://klucze-krolestwa.blogspot.com/2016/07/zwiastun-keys-to-kingston.html?m=0 - Zapraszam

    Przeczytam nie długo i ocenię

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi