Shinoda otworzył szeroko oczy i zerwał się z miejsca.
Gwałtownie reagując na to co się wydarzyło, nie reagując na rzeczywistość spadł z łóżka, uderzając z hukiem o podłogę.
Dopiero po tym momencie zauważył, iż jest w swoim pokoju. Przetarł spocone
czoło i usiadł, opierając się o drewniany przedmiot. Rozglądał się uważnie po
całym pokoju, który był w stylu nowoczesnym i co chwilę mrugał. Jego sen był
tak realistyczny, że nie wiedział, iż to wszystko co się wydarzyło, było tylko
wytworem jego głowy. Nagle przypomniał sobie o zniknięciu Dave’a. Z pośpiechem wstał
z zimnej podłogi, wyłożonej białymi płytami i sięgnął, znajdujący się na
drugiej połowie łóżka telefon. Następnie wybrał numer do Roba i połączył się.
- Słucham? – głos
Roberta zdawał się być jeszcze bardziej spokojny niż zwykle.
- Rob? Jak tam z Dave’em. Znalazł się?
- Słucham? Przecież Dave jest u mnie – odpowiedział z lekkim
zdziwieniem. – O czym ty mówisz?
- Ale… - Shinoda przerwał i zmarszczył czoło. –
Nie ważne. Cześć – pożegnał się i rozłączył się. Mike stał z otwartą buzią i
zastanawiał się nad zaistniałą sytuacją. – No nieźle – wyszeptał pod
nosem. Spokojnym krokiem wyszedł z
pokoju i udał się na dół. Wchodząc do kuchni poczuł dziwny zapach, zupełnie
jakby ktoś przed chwilą robił tu obiad, tylko, że dla jakiegoś zwierza. Nadal
marszcząc czoło powędrował do salonu. Na kanapie leżała wygodnie Lucy. Spała i
to bardzo mocno, bo nie obudził jej huk, który przed chwilą spowodował Spike
uderzając ramieniem o szarą ścianę. Z jego ust wydobył się cichy syk
niezadowolenia i bólu. Mimo to, zachował spokój. To zachowanie w niczym nie przypominało bruneta. Normalnie zacząłby
krzyczeć i obwiniać cały świat o to, iż coś tu stoi. Spojrzał na stół, na
którym stał talerz z resztkami jakiejś dziwnej potrawy, wyglądającej raczej,
jak to ocenił Mike, jak wymiociny kota
jego taty. Lekko uniósł jedną brew do góry, a następnie usiadł na wygodnym fotelu.
Obserwował dziewczynę, która leżała naprzeciwko niego i cicho pochrapywała.
Odgłosy, jakie wydawała z siebie Lucy sprawiały, iż Shinoda ledwo powstrzymywał
się przed atakiem śmiechu. Po dłuższej
chwili przeszło mu i zachował powagę. Patrząc na dziewczynę delikatnie się
uśmiechał. Poczuł jak coś ciepłego wypełnia jego środek. Uczucie to dla Mike’a
było nowe i dziwne. Brunet zmarszczył czoło i powoli analizował co się z nim dzieje. Chwytając za czarny materiał,
ściągnął z siebie ulubioną bawełnianą bluzę i oparł się o miękkie oparcie. W
pokoju słychać było tylko dziwne odgłosy Lucy, której fioletowe włosy dotykały
podłogi, albo wchodziły jej do ust. Spike widząc niesforną fryzurę, podszedł do
kobiety i delikatnie, by jej nie obudzić, złapał za kosmyki i założył je za
ucho dziewczyny. Gdy to zrobił, z powrotem usiadł na swoje miejsce i zamknął
oczy. Wsłuchiwał się w swój oddech i badał uczucie, które odczuł.
-
Dzięki – Shinoda usłyszał nieoczekiwanie i gwałtownie podniósł powieki. Spojrzał
na Lucy, która teraz siedziała i wpatrywała się w niego. Jej błyszczące oczy
nie dawały mu spokoju. Piękne, mieniące się niczym lampki świąteczne oczka.
- Za
co? – spytał po chwili zamysłu i z lekkim zdziwieniem patrzył na kobietę.
- Za
to, że po prawiłeś mi włosy – powiedziała wesoło i uśmiechnęła się tak, że na
twarzy Mike’a również pojawił się uśmiech.
- A
nie ma za co – zaśmiał się cicho, a następnie przejechał czarne włosy dłonią.
-
Podziwiam, że potrafisz spać na siedząco – Lucy zachichotała się, a po chwili
odgarnęła kosmyki fioletowych włosów na bok, by nie opadały jej na twarz. Shinoda
miał pytający wyraz twarzy. – Spałeś dobre dwie godziny – wyjaśniła. Oczy Mike’a
otworzyły się szeroko.
- No
nieźle – pokiwał głową, a następnie zaśmiał się. – A ty mnie tak obserwujesz od
tych dwóch godzin?
-
Możliwe – powiedziała ledwo słyszalnym głosem, jednocześnie odwracając wzrok.
Spike uśmiechnął się.
-
Tak swoją drogą, gotowałaś coś, prawda? – brunet zmienił temat.
-
Tak.
- Co
gotowałaś?
-
Gulasz – odpowiedziała nie pewnie, bojąc się dalszych pytań. Bała się, że coś
przeskrobała.
-
Aaaa… Okej – Shinoda zaśmiał się głośno.
- A
co? – Lucy była wyraźnie zdziwiona zachowaniem Mike’a.
-
Nie nic. Po prostu myślałem, że są to kocie wymiociny – Spike zakrył głowę
dłonią i chichrał się.
-
Słucham?
-
Chodź. Może nauczę cię jak robisz ładny i smaczny gulasz – zaproponował muzyk,
a po chwili wstał z miejsca. Humoru mu nie brakowało. Dziewczyna udała się za mężczyzną, wciąż mając
zdziwienie na twarzy. – Okej, najpierw wyciągamy chleb. Następnie masło, ser,
szynkę, co tam ci się podoba. Następnie smarujemy sznytkę i kładziemy na niej
to co lubimy. Gotowe! – ostanie słowo wykrzyczał, przy czym podniósł kanapkę do
góry.
-
Ale to nie jest gulasz – zaśmiała się Lucy.
- To
miał być gulasz?
-
Tak – dziewczyna wyraźnie nie mogła powstrzymać swojego śmiechu.
-
Śmiejesz się z mojego ‘’gulaszu’’? – udając złość chwycił szynkę i uderzył nią
delikatnie w policzek kobiety.
-
Ach tak? – nieoczekiwanie Shinoda dostał w głowę z sera. Po dłuższej bitwie,
obydwoje znaleźli się na podłodze. Wokół nich leżały rozrzucone sznytki chleba, plasterki szynki. Płytki
ubrudzone masłem, były całe żółte i przypominały kafelki w brudnej, publicznej
toalecie w jakimś obskurnym barze.
-
Trzeba to będzie posprzątać – nagle Mike zrobił się poważny, a po chwili głośno
westchnął.
-
Wiesz co? Myślałam, że ta cała sława cię zepsuła, że to przez nią o nas
zapomniałeś – Lucy wydusiła z siebie z trudem. Spike zawiesił się na chwilę.
Jego oczy wydawały się dziwne i nienaturalne. Zupełnie jakby coś go opętało.
- To
nie chodziło sławę – zaczął. – Zresztą nie zapomniałem o was – wymamrotał pod
nosem wpatrując się przed siebie. – Wiele razy chciałem do was przyjechać,
spotkać się z wami, ale było to fizycznie nie możliwe – dodał po chwili. – Bo widzisz.
Z twoim tatą nie układało nam się zbyt dobrze. Kłóciliśmy się, wyzywaliśmy od
najgorszych, ale dopiero potem pewne wydarzenie spowodowało, że zupełnie
straciliśmy kontakt. Chciałem zobaczyć chociaż ciebie, ale on… On twierdził, że
nie powinienem się tobie pokazywać i nawiązywać z tobą kontaktów, bo jestem… -
przerwał. Lucy wpatrywała się zdezorientowanym wzrokiem w zamyślonego Shinodę.
Czekała na dalszą część, ale ona nie nastąpiła.
- Bo
jestem? Kim jesteś? – jej ciekawość nie dała jej spokoju.
- Bo
nie jestem odpowiednim przykładem dla ciebie – odpowiedział. – Wiesz, dużo
przeklinam, krzyczę i tak dalej. Jestem po prostu zły – spojrzał na nią delikatnie
się uśmiechając i próbując nie powiedzieć prawdy. Chciał jej teraz wszystko
powiedzieć. O tym wszystkim co spotkało go tamtego dnia, ale bał się. Wiedział,
że uzna go za potwora i zacznie go nienawidzić.
- Nie
jesteś zły – podniosła lekko kąciki ust, a po chwili przytuliła się do Mike’a.
I tak oto jestem z nowym rozdziałem.
Taki bardziej spokojny.
Dajcie znać w komentarzach co sądzicie. :)