sobota, 29 listopada 2014

VII

Shinoda otworzył szeroko oczy i zerwał się z miejsca. Gwałtownie reagując na to co się wydarzyło, nie reagując na rzeczywistość  spadł z łóżka, uderzając z hukiem o podłogę. Dopiero po tym momencie zauważył, iż jest w swoim pokoju. Przetarł spocone czoło i usiadł, opierając się o drewniany przedmiot. Rozglądał się uważnie po całym pokoju, który był w stylu nowoczesnym i co chwilę mrugał. Jego sen był tak realistyczny, że nie wiedział, iż to wszystko co się wydarzyło, było tylko wytworem jego głowy. Nagle przypomniał sobie o zniknięciu Dave’a. Z pośpiechem wstał z zimnej podłogi, wyłożonej białymi płytami i sięgnął, znajdujący się na drugiej połowie łóżka telefon. Następnie wybrał numer do Roba i połączył się.
- Słucham? –  głos Roberta zdawał się być jeszcze bardziej spokojny niż zwykle.
- Rob? Jak tam z Dave’em. Znalazł się?
- Słucham? Przecież Dave jest u mnie – odpowiedział z lekkim zdziwieniem. – O czym ty mówisz?
-  Ale… - Shinoda przerwał i zmarszczył czoło. – Nie ważne. Cześć – pożegnał się i rozłączył się. Mike stał z otwartą buzią i zastanawiał się nad zaistniałą sytuacją. – No nieźle – wyszeptał pod nosem.  Spokojnym krokiem wyszedł z pokoju i udał się na dół. Wchodząc do kuchni poczuł dziwny zapach, zupełnie jakby ktoś przed chwilą robił tu obiad, tylko, że dla jakiegoś zwierza. Nadal marszcząc czoło powędrował do salonu. Na kanapie leżała wygodnie Lucy. Spała i to bardzo mocno, bo nie obudził jej huk, który przed chwilą spowodował Spike uderzając ramieniem o szarą ścianę. Z jego ust wydobył się cichy syk niezadowolenia i bólu. Mimo to, zachował spokój. To zachowanie w niczym  nie przypominało bruneta. Normalnie zacząłby krzyczeć i obwiniać cały świat o to, iż coś tu stoi. Spojrzał na stół, na którym stał talerz z resztkami jakiejś dziwnej potrawy, wyglądającej raczej, jak to ocenił  Mike, jak wymiociny kota jego taty. Lekko uniósł jedną brew do góry, a następnie usiadł na wygodnym fotelu. Obserwował dziewczynę, która leżała naprzeciwko niego i cicho pochrapywała. Odgłosy, jakie wydawała z siebie Lucy sprawiały, iż Shinoda ledwo powstrzymywał się przed atakiem śmiechu.  Po dłuższej chwili przeszło mu i zachował powagę. Patrząc na dziewczynę delikatnie się uśmiechał. Poczuł jak coś ciepłego wypełnia jego środek. Uczucie to dla Mike’a było nowe i dziwne. Brunet zmarszczył czoło i powoli analizował co się  z nim dzieje. Chwytając za czarny materiał, ściągnął z siebie ulubioną bawełnianą bluzę i oparł się o miękkie oparcie. W pokoju słychać było tylko dziwne odgłosy Lucy, której fioletowe włosy dotykały podłogi, albo wchodziły jej do ust. Spike widząc niesforną fryzurę, podszedł do kobiety i delikatnie, by jej nie obudzić, złapał za kosmyki i założył je za ucho dziewczyny. Gdy to zrobił, z powrotem usiadł na swoje miejsce i zamknął oczy. Wsłuchiwał się w swój oddech i badał uczucie, które odczuł.
- Dzięki – Shinoda usłyszał nieoczekiwanie i gwałtownie podniósł powieki. Spojrzał na Lucy, która teraz siedziała i wpatrywała się w niego. Jej błyszczące oczy nie dawały mu spokoju. Piękne, mieniące się niczym lampki świąteczne oczka.
- Za co? – spytał po chwili zamysłu i z lekkim zdziwieniem patrzył na kobietę.
- Za to, że po prawiłeś mi włosy – powiedziała wesoło i uśmiechnęła się tak, że na twarzy Mike’a również pojawił się uśmiech.
- A nie ma za co – zaśmiał się cicho, a następnie przejechał czarne włosy dłonią.
- Podziwiam, że potrafisz spać na siedząco – Lucy zachichotała się, a po chwili odgarnęła kosmyki fioletowych włosów na bok, by nie opadały jej na twarz. Shinoda miał pytający wyraz twarzy. – Spałeś dobre dwie godziny – wyjaśniła. Oczy Mike’a otworzyły się szeroko.
- No nieźle – pokiwał głową, a następnie zaśmiał się. – A ty mnie tak obserwujesz od tych dwóch godzin?
- Możliwe – powiedziała ledwo słyszalnym głosem, jednocześnie odwracając wzrok. Spike uśmiechnął się. 
- Tak swoją drogą, gotowałaś coś, prawda? – brunet zmienił temat.
- Tak.
- Co gotowałaś?
- Gulasz – odpowiedziała nie pewnie, bojąc się dalszych pytań. Bała się, że coś przeskrobała.
- Aaaa… Okej – Shinoda zaśmiał się głośno.
- A co? – Lucy była wyraźnie zdziwiona zachowaniem Mike’a.
- Nie nic. Po prostu myślałem, że są to kocie wymiociny – Spike zakrył głowę dłonią i chichrał się.
- Słucham?
- Chodź. Może nauczę cię jak robisz ładny i smaczny gulasz – zaproponował muzyk, a po chwili wstał z miejsca. Humoru mu nie brakowało.  Dziewczyna udała się za mężczyzną, wciąż mając zdziwienie na twarzy. – Okej, najpierw wyciągamy chleb. Następnie masło, ser, szynkę, co tam ci się podoba. Następnie smarujemy sznytkę i kładziemy na niej to co lubimy. Gotowe! – ostanie słowo wykrzyczał, przy czym podniósł kanapkę do góry.
- Ale to nie jest gulasz – zaśmiała się Lucy.
- To miał być gulasz?
- Tak – dziewczyna wyraźnie nie mogła powstrzymać swojego śmiechu.
- Śmiejesz się z mojego ‘’gulaszu’’? – udając złość chwycił szynkę i uderzył nią delikatnie w policzek kobiety.
- Ach tak? – nieoczekiwanie Shinoda dostał w głowę z sera. Po dłuższej bitwie, obydwoje znaleźli się na podłodze. Wokół nich leżały rozrzucone  sznytki chleba, plasterki szynki. Płytki ubrudzone masłem, były całe żółte i przypominały kafelki w brudnej, publicznej toalecie w jakimś obskurnym barze.
- Trzeba to będzie posprzątać – nagle Mike zrobił się poważny, a po chwili głośno westchnął.
- Wiesz co? Myślałam, że ta cała sława cię zepsuła, że to przez nią o nas zapomniałeś – Lucy wydusiła z siebie z trudem. Spike zawiesił się na chwilę. Jego oczy wydawały się dziwne i nienaturalne. Zupełnie jakby coś go opętało.
- To nie chodziło sławę – zaczął. – Zresztą nie zapomniałem o was – wymamrotał pod nosem wpatrując się przed siebie. – Wiele razy chciałem do was przyjechać, spotkać się z wami, ale było to fizycznie nie możliwe – dodał po chwili. – Bo widzisz. Z twoim tatą nie układało nam się zbyt dobrze. Kłóciliśmy się, wyzywaliśmy od najgorszych, ale dopiero potem pewne wydarzenie spowodowało, że zupełnie straciliśmy kontakt. Chciałem zobaczyć chociaż ciebie, ale on… On twierdził, że nie powinienem się tobie pokazywać i nawiązywać z tobą kontaktów, bo jestem… - przerwał. Lucy wpatrywała się zdezorientowanym wzrokiem w zamyślonego Shinodę. Czekała na dalszą część, ale ona nie nastąpiła.
- Bo jestem? Kim jesteś? – jej ciekawość nie dała jej spokoju.
- Bo nie jestem odpowiednim przykładem dla ciebie – odpowiedział. – Wiesz, dużo przeklinam, krzyczę i tak dalej. Jestem po prostu zły – spojrzał na nią delikatnie się uśmiechając i próbując nie powiedzieć prawdy. Chciał jej teraz wszystko powiedzieć. O tym wszystkim co spotkało go tamtego dnia, ale bał się. Wiedział, że uzna go za potwora i zacznie go nienawidzić.

- Nie jesteś zły – podniosła lekko kąciki ust, a po chwili przytuliła się do Mike’a.




I tak oto jestem z nowym rozdziałem. 
Taki bardziej spokojny. 
Dajcie znać w komentarzach co sądzicie. :)

niedziela, 16 listopada 2014

VI

- Masz? – dziewczyna nerwowo chwyciła za ramię swojego chłopaka.  Brunet wolno wyciągnął kolorową paczkę z kieszeni od czarnych spodni i wręczył ją Lucy. – No nareszcie – uśmiechnęła się pod nosem, a po chwili otworzyła pudełko i wyciągnęła papierosa. Jej ręce delikatnie drgały, gdy szukała w kurtce zapalniczki. – Do jasnej cholery – powiedziała cicho ze złością  na twarzy. Wysoki mężczyzna przewracając niebieskimi oczami podał kobiecie ogień. Kiedy Lucy udało się zapalić, wyszczerzyła swoje białe ząbki, po czym usiadła na ławce. Wpatrywała się ucieszonymi ślepkami w ciemną postać, która stała przed nią i uśmiechała się. Po chwili miejsce obok dziewczyny zostało zajęte. Poczuła jak zimna dłoń łapie jej drgającą rękę. Dym otaczał jej twarz i przez chwilę ograniczał widoczność.
- I jak tam u nowego opiekuna? – brunet zaśmiał się cicho, poczym objął Lucy. Dziewczyna wtuliła się w niego i siedziała spokojnie, zaciągając się jednocześnie.
- Myślałam, że będzie źle. Jest fajnie – odpowiedziała i z jej zmarzniętych ust wyleciała szarobiała chmura, która podświetlana od  tyłu przez światło, wyglądała jak para. – Jednak ostatnio… coś mnie zaniepokoiło – przerwała i wpadła w trans, a jej oczy zrobiły się trochę zaniepokojone. Delikatne puknięcie w ramie przerwało zastanowienie. – W sumie to… zapomniałam – skłamała. Sama musiała to wszystko przemyśleć.

***

Gdy obudził się, spostrzegł, że nie jest we własnym domu. Obskurne ściany, dziwne narzędzia, przedmioty. Rozejrzał się dokładnie, a po chwili bez żadnego oporu wstał z niewygodnego łóżka. Podszedł do drzwi. Nacisnął na klamkę. Zamknięte. Zaczął je szarpać. Nadal nic. Zaniepokojony całą tą sytuacją spojrzał dokładnie na miejsce, w którym się obudził. Wokół pełno zdjęć, kartek, zabawek. Nieoczekiwanie do pokoju wszedł Mike. Chester wesołym wzrokiem patrzył na przyjaciela, jednak ten zachował kamienną twarz.
- To przez ciebie ona nie żyje – brunet wycedził przez zęby wpatrując się oczami przepełnionymi nienawiścią.
- O co ci chodzi, stary? – Bennington ze zdziwieniem patrzył na Shinodę. Po chwili spojrzał na fotografie, które go otaczały. Na zdjęciach widniała Kate, ukochana dziewczyna Spike’a.  – Nie zabiłem jej.
- Zabiłeś!
- Nie zrobiłbym ci tego – dławiąc się własną śliną, chłopak cofał się powoli do tyłu, macając jednocześnie dłońmi przestrzeń, by w nic nie uderzyć.
- Nienawidzę cię!
- Błagam, przestań. Nie zrobiłbym ci tego, naprawdę! – wykrzyczał zdesperowany. W jego oczach pojawiły się łzy.
- A jednak to zrobiłeś…  Kochałem ją, rozumiesz? Kochałem… - na twarzy Mike’a panowała wściekłość. Krzyk ogłuszał Chestera. Bennington powoli się kulił, aż po chwili zakrył twarz dłońmi i zamknął oczy. W jego głowie słowo ,, Zabiłeś!’’ nasilało się coraz bardziej, aż po chwili czuł jak rozsadza mu głowę.
- Tracimy go! Tracimy! – wysoki mężczyzna zawiadomił ludzi. Gromada zebrała się przy ciele bezradnego mężczyzny. Serce biło coraz wolniej, a klatka unosiła się coraz rzadziej. Wokół Chestera panował ruch, zamęt. Wszystko by go ratować.  Liczyła się każda sekunda. Pomimo dokładnej pracy i ratunku, stan pacjenta pogarszał się.

***

- Już jestem! – Lucy wykrzyczała wchodząc do domu. Zamknęła za sobą drzwi, a po chwili udała się do kuchni, by odłożyć wcześniej kupione rzeczy. – Dziwne – wyszeptała pod nosem, gdy nasłuchiwała czy ktoś raczy jej odpowiedzieć. Lekko zdenerwowana postawą jaką reprezentuje Mike, ruszyła w stronę sypialni Shinody. Sama nie wiedziała co myśleć. Dobrze wiedziała, że mężczyzna jest w domu. Wchodząc do pokoju muzyka, speszyła się. Mężczyzna leżał na łóżku i był wtulony w poduszkę. Nieoczekiwanie odwrócił się w stronę dziewczyny, sprawiając, iż ta uderzyła się o ramę od drzwi. Z jej ust wydobył się cichy jęk. Dziewczyna wolno odsunęła się od rzeczy, o którą uderzyła. – Przepraszam… już wychodzę – wyrzuciła z siebie po chwili zastanowienia i szybkim krokiem udała się do swojego pokoju. Myśląc i dokładnie analizując to co przed chwilą widziała, sama nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Oczy Spike’a były widocznie świecące i migoczące, zupełnie jakby płakał. Kobieta delikatnie wzruszyła ramionami, po czym podeszła do ogromnego, ozdobionego złotą ramą lustra. – Ale się rozmazałam – pomyślała i przeklęła w duchu. Lekko przetarła opuszkiem palca oko i usiadła na łóżku. Panowała cisza. Słychać było jedynie świst wiatru i szczekanie psów. Siedziała w bezruchu dobre pięć minut patrząc się w jeden punkt. Nieoczekiwanie wzięła telefon i napisała sms’a do Jake’a. - ,, Spotkajmy się jutro o osiemnastej’’ – nie czekając na odpowiedź położyła się. Wpatrując się w sufit, nawet nie zdała sobie sprawy, że jej powieki samowolnie opadły. Zasnęła.

***

Shinoda wstał z łóżka i powędrował do pokoju Lucy. Po cichu zajrzał do środka.
- Pewnie była bardzo zmęczona – pomyślał i wyszedł. Schodząc na dół czuł jak traci powoli kontrolę w nogach. Ignorował to i dalej kroczył przed siebie. Gdy znalazł się w kuchni, zaczął porządkować rzeczy, które kupiła dziewczyna. Delikatnie się uśmiechnął, jednakże po chwili uśmiech znikł. Myśli na temat Chestera wciąż krążyły w głowie bruneta, nie dając mu spokoju. Nieoczekiwanie usłyszał dzwonek telefonu. Szybko wyciągnął komórkę i odebrał ją. – Słucham?
- Mike. Musisz nam pomóc – zestresowany ton Roba lekko zaniepokoił Mike’a. – Dave zniknął.
- Jak to zniknął? – Spike otworzył szeroko oczy i nie mógł dopuścić do siebie tej informacji.
- Nie ma go w domu, nie odbiera telefonu. Zupełnie jakby wparował – Bourdon tłumaczył łamiącym się głosem. Cisza. – Przyjedź do mnie.
- Poczekaj, będę za piętnaście minut – Shinoda oznajmił i rozłączył się, wsadzając telefon z powrotem do kieszeni spodni. Wziął głęboki oddech, potem wydech i szybkim krokiem ruszył w stronę samochodu. Wszystko zaczęło się komplikować. Brunet wsiadł do auta i wyjechał z piskiem opon. – Gdzie ten rudy idiota się podziewa? – pomyślał i poczuł jak ciarki przechodzą mu po całym ciele. Dłonie znów zaczęły drgać,a jego nogi przestają współpracować z resztą ciała.  – Wytrzymasz – powiedział cicho pod nosem, a po chwili przetarł mokre czoło. Światło coraz bardziej go oślepiało i zmuszało do zmrużania oczu. Jego głowa przepełniona była myślami. Znajdował się na granicy świata realnego, a wymyślonego. Wszystko mu się mieszało. Samochody, drogi. Miał już dość tego wszystkiego. Pocił się zbyt mocno. Krople potu zalewały mu ciuchy. Nagle poczuł mocne szarpnięcie i głośny trzask. Czuł upiorny ból. Rozejrzał się dookoła. Pełno ludzi. Złapał się za głowę, coś mokrego i ciepłego. Wziął dłoń przed siebie. Cała czerwona. Coraz głośniej słyszy swój ciężki oddech. Próbuje się ruszyć, nie może. Coś blokuje mu nogi. Patrzył na wszystko przerażonymi oczyma. Sam nie wiedział co się dzieje. Obraz zaczął się rozmazywać, a Shinoda tracił siły. Brakowało mu tlenu, dusił się. Powieki zaczęły odpadać samowolnie, tak samo ręce. Walczył, lecz nic to nie dało. To koniec. Nie widzi już nic. Nie reaguje na bodźce. Wokół rozbitego samochodu tłum, krzyki, przepychanki. Pełno ciekawskich i zaniepokojonych twarzy. Ktoś dzwoni po pomoc. Karetka zjawia się po pięciu minutach, tak samo straż pożarna. Ostrożnie uwalniają bezwładne, całe od czerwonej substancji ciało. Ratownicy sprawdzają tętno. Chwil ciszy. Matki uciszają płaczące dzieci, a reszta próbuje podejść jak najbliżej, jednak utrudniają im to strażacy, którzy ogrodzili teren.  





I tak oto udało mi się dodać w tym tygodniu rozdział. Napiszcie w komentarzach co sądzicie o rozdziale. :)

niedziela, 9 listopada 2014

V

Lucy nie pytając o nic nadal wpatrywała się w zakłopotanego mężczyznę.
- No co? – spytał, udając, że nic się nie stało. – Pomagałem kobiecie, która miała wypadek – dopowiedział po chwili. Sprawił, że na twarz dziewczyny zrobiła się jakaś inna…, mniej zestresowana.
- A co się stało? – cicho zadała pytanie i spojrzała w brązowe oczy muzyka.
- Opowiem ci później, dobrze? Zrobisz herbatę? Ja pójdę się umyć – rzekł i udał się na górę. Chwycił przypadkowe ciuchy na przebranie i poszedł do łazienki. Odkręcił wodę i obserwował jak napełniała masywną, białą wannę. Gdy rozbierał się, poczuł delikatne szczypanie. Zignorował to. Spojrzał w ogromne lustro nad pięknym zlewem. Zmęczone, podkrążone oczy patrzyły na lekko ubrudzoną twarz. Przejeżdżając szorstką dłonią o buzię, ściągnął z siebie minimalną warstwę kurzu. Wziął głęboki oddech i zamknął powieki. Cała ta sytuacja na dole, dała mu do myślenia i zastanowienia nad swoim zachowaniem. Przecież od momentu, gdy w jego domu zamieszkała Lucy, nie może od tak sobie wejść do budynku z krwią na rękach. Jednak miał coś ważniejszego na głowie. Musiał wymyślić historię, która choć trochę będzie realna. Cicho wzdychając, wszedł do napełnionej wodą wanny. Szczypanie nie dało mu spokoju. Spojrzał na swoją klatkę piersiową. Cała poraniona, tak samo nogi. Shinoda bardzo się zdziwił.
- Do jasnej cholery? Jak to możliwe? – zamknął oczy i zabrał się za oczyszczanie ran. Oblewając swoje ciało przezroczystą cieczą, czuł jakby kwas żarł jego skórę. Każde chlapnięcie zadawało mężczyźnie ogromny ból, mimo to zaciskał zęby i dalej robił swoje. Gdy skończył, wyszedł z wanny i zaczął się wycierać. Robił to bardzo ostrożnie i delikatnie, by nie uszkodzić nacięć na ciele. Będąc suchym, mógł założyć na siebie czyste ciuchy. Gdy to zrobił podszedł do zlewu i zabrał się za mycie brudnej twarzy. Patrząc w lustro powoli zaczął sobie zdawać sprawę, że musi bardziej uważać, i że nie jest idealny w swojej branży. Schodząc na dół czuł piękny zapach herbaty, którą zrobiła Lucy. Dziewczyna siedziała w salonie i wpatrywała się w idącego muzyka. Mężczyzna usiadł naprzeciwko niej i zabrał się za picie napoju.
- To co się tam wydarzyło? – spytała niepewnie, wciął patrząc na Mike’a. Shinoda spojrzał na nią lekko zdziwionym wzrokiem.
- Na pewno chcesz wiedzieć? – zadał pytanie, lekko sugerując, aby dziewczyna nie pytała o historię.
- Na pewno – mimo oczu Kenji’ego Lucy chciała poznać prawdę.
- No dobrze – brunet odchylił się i oparł się o wygodną kanapę. Popatrzył chwilę na kobietę o fioletowych włosach, a po chwili lekko westchnął.  – Idę… - pukanie przerwało wypowiedź muzyka.  Zdziwiony mężczyzna wstał i udał się w kierunku drzwi. Otwierał je powoli, w razie jakby ktoś nieznajomy chciał zaatakować domowników. Nieoczekiwanie do pokoju wpadł Chester. Wyraźnie zaniepokojony zachowaniem przyjaciela Mike odsunął się szybko do ściany i obserwował Benningtona.
- Pomóż mi – wysapał. Drobny chłopak podszedł do bruneta i chwycił go za ramiona, po czym zaczął szarpać z całych sił.
- Uspokój się! – donośny głos Shinody rozniósł się po całym domu, sprawiając, że wokalista zespołu Linkin Park trochę się uspokoił. Jednak w jego oczach panowało zamieszanie. Pewnego rodzaju dzikość. Duże, okrągłe źrenice patrzyły z niepokojem na otoczenie. Zupełnie jak opętany człowiek. – Jedziemy cię zbadać – Spike szybko podjął decyzję. Chwycił niczego nie spodziewającego się przyjaciela i zaciągnął go do samochodu. Zapiął go i ruszył z piskiem opon. Stało przed nim ogromne wyzwanie. Musiał jechać szybko, patrzeć na drogę i bacznie obserwować Chestera. Jego ciało drgało z zdenerwowania. Patrzenie na to jak jego kumpel cierpi było dla niego zbyt bolesne. Bennington wił się we wszystkie strony, pocąc się jednocześnie. Oczy latały od lewej do prawej, od dołu do góry, na ukos, wszędzie. Wszystko mu się mieszało. Nie wiedział czy widzi Mike’a czy też może Roba. Obraz zaczął się rozmazywać, potem zaostrzać i tak w kółko. Ciemność, jasność, półmrok. Kreski, kółka.  Jego paznokcie wbijały się w podrażnioną skórę lub siedzenie. Pulsowanie w głowie nie dawało mu spokoju.  Shinoda jechał tak szybko jak potrafił. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. Ręce trzęsły się jeszcze bardziej, a zęby raniły usta. Gdy dotarli na miejsce, brunet chwycił przyjaciela i szybko wniósł go do środka. – Pomóżcie mu! – wykrzyczał zdesperowany. W jednej chwili zbiegli się ludzie, zabrali Benningtona i kazali Spike’owi pozostać na miejscu. Zdezorientowany mężczyzna patrzył jak jego kolega znika za dużymi, białymi drzwiami. Nieoczekiwanie w oczach Mike’a pojawiły się łzy. Chester patrzył bezwładnie na ludzi, którzy się nad nim pochylali. Wszędzie niebieski. Nieznajome twarze, głosy. Nagle jasność oślepiła go niczym słońce. Głośne piszczenie w głowie, krzyki. Kłucie    w       rękę. Jego oddech był coraz cięższy, a obraz bardziej rozmazany. Próbował ruszać rękoma, nie mógł. Coś go więziło. Jego twarz cała spocona, ręce tak samo. Świat wiruje. Wszystko na niego spada. Białe ściany, ludzie. Przerażenie w oczach muzyka było bardzo widoczne. Szarpał się, chciał się wydostać. Zaczął krzyczeć. Palce chwytają za dziwny w dotyku materiał. Ściemniło się. Noc? Dezorientacja Benningtona była ogromna. Nie widzi nic. Nie słyszy. Pustka.

---


- Może pan wrócić do domu – wysoki doktor dał znać Shinodzie, że jego przyjaciel jeszcze tu trochę posiedzi. Mimo gryzących się myśli, Mike postanowił posłuchać mężczyzny. Wsiadł do samochodu. Posiedział chwilę, a po chwili ruszył. Droga ta była wyjątkowo długa i męcząca. Brunet chciał znaleźć się już w domu, położyć się i odpocząć od tego wszystkiego. Zbyt dużo się dziś wydarzyło. Światła ozdabiały szare i smutne ulice. Na chodnikach rzadko pojawiał się przechodzień. W oczach Spike’a odbijał się obraz otoczenia. Był blisko załamania. Widząc swój dom lekko się uśmiechnął. Wjeżdżając na podwórko zauważył, że drzwi od domu są otwarte. Szybko wysiadł z samochodu i wpadł do mieszkania. Kuchnia, salon, łazienka – nikogo nie ma.
- Lucy?! – wykrzyczał na cały dom. Szybkim krokiem udał się do góry. Tam też jej nie było. Wchodząc do swojego pokoju zauważył karteczkę.
,, Jestem w sklepie, będę o 22’’
Shinoda wziął głęboki oddech, a po chwili usiadł na łóżko. Spojrzał na zegarek.

- Zaraz będzie – wyszeptał i położył się. Cała ta sytuacja z Benningtonem nie dawała  Mike’owi spokoju. – Czemu go nie pilnowałem? – spytał sam siebie, a następnie położył szorstkie dłonie na bladą twarz. Zamknął powieki i zaczął płakać. Jego ręce lekko zjechały na dół, a oczy otworzyły się i patrzyły w biały sufit. Czuł jak ciepłe łzy mkną po policzkach. Miał już dość. Przewrócił się na bok i obserwował kołyszące się drzewa za oknem. Czuł jakby pustkę. Mimo tego, że u brunet miał serce z kamienia, czuł cholerny ból. 


_________________________________________________________________________________

I tak oto napisałam dla was rozdzialik. Przepraszam za dłuuuuuugą nieobecność, ale sami wiecie szkoła, nauka. Niestety w tym roku muszę bardzo wziąć się za siebie, bo 3 gimnazjum, potem egzamin, od którego dużo zależy. No ale, jeszcze raz przepraszam Was za zaniedbanie bloga. Jeśli chodzi o rozdział, to mam nadzieję, że Wam się spodobał. c: Do zobaczenia. <3
Szablon wykonany przez Calumi