- Nie zrozumiesz tego. Nawet nie wiesz jak się teraz
denerwuję – powiedział lekko zestresowany Chester.
- Spokojnie, jakoś to będzie – Dave uspokajał Benningtona. –
Fajnie, że dyrektor ośrodka pozwolił ci wyjść i załatwić tę sprawę.
- Podzielałbym twoje szczęście rudzielcu, gdyby nie ci
ludzie, którzy nas obserwują – wokalista pełen rozczarowania spojrzał na
uśmiechającego się Farrella. – Zresztą, dobra, trzeba już iść.
- Masz rację – odrzekł basista i oboje ruszyli szarym
chodnikiem. Za nimi wlekli się specjalni ludzie, którzy kontrowali zachowanie
Chestera. – Nie mówiłeś nic chłopakom o twoich zamiarach? – Bennington pokiwał,
że nie. Głowa muzyka była przepełniona dziwnymi, pesymistycznymi myślami. Im
bliżej znajdowali się celu tym bardziej jego ciało drgało. Kiedy dotarli jego
serce waliło tak mocno, że czuł jakby miało zaraz wyskoczyć.
- O, pan Bennington – niska kobieta o niebieskich oczach i
blond włosach wesoło przywitała mężczyznę, który prawie mdlał ze zdenerwowania.
– Zapraszam. – dodała po chwili i wskazała drogę. – Ale jednak może pan sam
przyjdzie? – spojrzała na Dave’a i tajemniczych ludzi. Chester tylko skinął głową.
Szedł wolnym krokiem za panną Jessicą. Gdy weszli do małego pokoju, oboje
usiedli. – Teraz pan tylko podpisze i już wszystko gotowe – uśmiechnęła się.
Muzyk szybko przeleciał wzrokiem po całej kartce, a następnie trzęsącą się
dłonią podpisał papier. – Okej, to ja zaraz wracam – Bennington został sam. Bał
się. Nagle do pomieszczenia weszła niska brunetka. Szła lekko przygrabiona, a
jej oczy skierowane były na podłogę. Po mimo tego, iż widziała się w muzykiem
tyle razy, to spotkanie było dla niej bardzo stresujące. Dopiero po paru
sekundach spojrzała na wokalistę i lekko uśmiechnęła się. Dziewczyna miała
siedemnaście lat. Mężczyzna widząc ją wyszczerzył białe zęby.
- Alex – powiedział wesoło, a po chwili podszedł do
nastolatki i przytulił ją – był szczęśliwy.
***
Shinoda schodząc na dół poczuł piękny zapach. Szybszym
krokiem wszedł do jadalni i zobaczył, że przy stole siedzi Lucy, która zajada
się tostami. Na miejscu Mike’a również leżał posiłek. Mężczyzna usiadł naprzeciwko
dziewczyny i zaczął jeść przygotowane śniadanie. Przez parę minut trwała cisza.
- Mike, powiedz mi. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o moim ojcu
i o tym wszystkim. Wtedy powiedziałeś, że jesteś ,,zły’’. To ma związek z tą
bronią? – dziewczyna nagle zaczęła temat. Mężczyzna spojrzał na nią i przełknął
ślinę. Nie wiedzieć czemu, nie potrafił jej okłamać. Nie umiał teraz udawać, że
tak nie jest. – Tak?! – podniosła ton. Zestresowany tym wszystkim Mike nie mógł
wydusić z siebie ani jednego słowa. – A, okej, czyli jesteś zabójcą, tak? –
powiedziała poważnym głosem, jednocześnie się śmiejąc. – Może to ty zabiłeś
mojego ojca? – zaśmiała się ironicznie, jednak ogarnęło ją zdziwienie, gdy
ujrzała w tym momencie twarz mężczyzny. Spike patrzył na nią smutnym wzrokiem.
Lucy otworzyła delikatnie usta, a po chwili lekko westchnęła. – Nie możliwe –
wyszeptała.
- To nie jest tak jak myślisz Lucy – Shinoda powiedział
lekko zachwianym głosem.
- Czemu to zrobiłeś? – pokręciła delikatnie głową. Czuła jak
po twarzy spływa jej łza.
- Bo widzisz, on był agentem FBI i odkrył naszą spółkę…
- I musiałeś go zabić, tak?! – przerwała mu.
- Ja… - Shinoda spojrzał na dziewczynę smutnymi oczami. – Ja
przepraszam, nie chciałem, aby to tak wyszło. Przepraszam…
- Zabiłeś mi tatę. Zabiłeś go! – wstała i uderzyła pięścią o
stół. – Jesteś potworem! – wykrzyczała w jego stronę. – Nienawidzę Cię,
rozumiesz? Nienawidzę! – chwyciła talerz i rzuciła nim w muzyka, który odwrócił
się w tym momencie plecami. Słychać było trzask roztrzaskującej się porcelany.
- Uspokój się! – wykrzyczał dławiąc się. Czuł jak łzy
spływają mu po policzku. Czuł się okropnie. Czuł się beznadziejnie. – Nic nie
rozumiesz! – spojrzał na nią. – Nie rozumiesz – powiedział ciszej.
- Jesteś potworem – wyszeptała
ponownie. – Jebanym potworem! – wrzasnęła i rzuciła kubkiem w stronę Shinody
raniąc jego ramię. Wstała od stołu i ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Nie widzieć już nigdy twarzy Spike’a.
Przez ten cały czas ukrywał przed nią okrutną prawdę. Znienawidziła go.
Myślała, że jest on tym kimś, kto jako jedyny ją rozumie… pomyliła się.
- Czekaj…
- Czego ty ode mnie chcesz? – dziewczyna spojrzała
zapłakanymi oczyma na wuja.
- Błagam, poczekaj… - mężczyzna chwycił ją za rękę.
- Czemu mi to zrobiłeś? – powiedziała cicho.
- Przepraszam – wyszeptał, patrząc w podłogę. – Zostań,
błagam – dodał po chwili.
– Najpierw zabiłeś mi ojca – przerwała. - Skąd mogę mieć
pewność, że nie zabijesz jeszcze mnie? Błagam daj mi po prostu odejść –
powiedziała dławiąc się łzami. Mike mimo wewnętrznej walki puścił delikatną
dłoń dziewczyny i obserwował jak ta znika za drzwiami. Stał w miejscu i patrzył
przed siebie, jednocześnie czując jak ciepłe kropelki spływają po jego
bezradnej twarzy. Po paru minutach, kiedy to wszystko zaczęło do niego docierać,
zaczął kierować się w stronę salonu. Usiadł na kanapie. Czuł jedynie lekkie
szczypanie w okolicy ramienia i ból w sercu. Coś w nim pękło. Stracił ją. Po
chwili rozpłakał się jak małe dziecko i zakrył szorstkimi dłońmi twarz. Nie
miał siły wstać i pobiec za nią. Po prostu nie mógł. Siedział bezradnie. Nie
wierzył, że to okropne uczucie znów opanuje jego ciało. Za szybko to wszystko
się potoczyło. Miało być zupełnie inaczej… lepiej. Wstał i udał się do
przedpokoju. Stanął naprzeciwko lustra. Widząc swoją zapłakaną twarz zrobiło mu
się niedobrze. Był na siebie wściekły. Brzydził się sobą. W jednej chwili
chwycił przedmiot, który znajdował się przed nim i rzucił nim z całej siły o
podłogę. Setki malutkich kawałeczków rozeszło się po podłodze. Shinoda nie
przejmował się tym. Wręcz przeciwnie, poczuł pewnego rodzaju ulgę. Spojrzał na
krwawiące dłonie, a po chwili oparł się o ścianę, po której osunął się na dół.
Znów zaczął płakać. Tak bardzo bolało go serce. Aż za bardzo. Chciał cofnąć
czas i rozegrać to zupełnie inaczej. Przepełniająca go desperacja sprawiała, że
brakowało mu sił na cokolwiek. Nie radził sobie z tym cholernym uczuciem. Nie
mógł tego znieść. Po jakimś czasie słyszał jedynie swój ciężki oddech. Bał się
o nią. Co się z nią teraz stanie. Jego oczy delikatnie błyszczały, zupełnie jak
małe światełka na choince. Umierał wewnątrz siebie. Miał już dość życia. Dość
siebie… Czemu nie potrafił po prostu wstać i o tym zapomnieć? Sam nie wiedział
czemu tak się dzieje. Zamknął oczy. Chciał choć na chwilę zapomnieć…
Nie mam zielonego pojęcia o co chodzi z Chesterem.
OdpowiedzUsuńPiszę to prawie w każdym komentarzu, ale twoje rozdziały są takie, że nie umiem niczego przepowiedzieć.
Biedna Lucy w końcu się dowiedziała.
Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak cudownie opisałaś tę sytuację z Mike'iem.
Zastanawia mnie też to, gdzie teraz podzieje się Lucy i w ogóle.
Ty to masz łeb. ;_; <3
Jejciu, biedna Lucy. Mike chciał dobrze.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, Mike. Kiedy znalazł jakaś osobę, która była mu bliska, musiało wszystko się spieprzyć. Opis Shinody - super. Jak zwykle.
Następna Alex i Chester. To już trzecie połączenie jakie znam z tymi imionami :D to jest jego córka czy co? Ty, a może byś dała też któremuś syna lub młodszego brata? :D
Em, no nic. Rozdział świetny. Chyba mój ulubiony - założę się, że będę to pisać jeszcze przy wielu rozdziałach. No i co jeszcze. Nic chyba.
Pozdrawiam, weny, wesołych świąt i czekam na dalej <3
Ps. Nowy na COG :)
Jak zwykle rozdział emocjonalny oraz te opisy. Miękną mi kolana, kiedy je czytam;D.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lucy i tego, że dowiedziała się tak okrutnej prawdy, chociaż gdyby dowiedziała się później, zapewne gorzej by to zniosła.
Dziękuję, za tak wspaniały rozdział, bloga - które są moją osobistą motywacją do pisania.
Pozdrawiam,
Lilith.
Chester i Alex. Ty wiesz, z czym mi się to kojarzy, prawda? :D
OdpowiedzUsuńKurde, jednak nic nie potrafię o tym napisać. Nie mam weny, przepraszam.
Wiesz, takie to trochę dla mnie dziwne, że jest facet, który robi miliard złych rzeczy, a potem nie potrafi kłamać przy jednej dziewczynie. Jeżeli mogłabym o coś poprosić, to chciałabym więcej opisów wpływu Lucy na Mike'a, bo widać że jest ogromny, ale trochę mało uzasadniony.
Najbardziej podoba mi się tekst od momentu, gdy wychodzi Lucy. Tam to już się totalnie wczułam i jak się skończyło, to tak było mi żal, że nic nie jest napisane dalej...
Chyba nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Co ja pieprzę, ja się zawsze nie mogę doczekać następnego rozdziału. Także pisz i życzę weny. :)
W poprzednim rozdziale opisałaś to, jak Mikey zabija człowieka, a teraz...? Widzę, ze Lucy ma duży wpływ na niego, może w końcu zmieni go na lepszego? Ale chyba bym tego nie chciała. Wiesz, podobał mi się ten imege "złego Mike'a"
OdpowiedzUsuńZapraszam niebawem do siebie.
Życzę weny.
PS: Czytałaś mój poprzedni komentarz? xD
Jeeeejku ale się porobiłooo! Tak strasznie szkoda mi się zrobiło... ich wszystkich ;) Strasznie podobało mi się to, jak pod koniec pokazałaś scenę z Mikiem! Był taki... przepełniony emocjami i tak strasznie super, że brak mi słów ;) A tak chciałam fajnie zaakcentować i pokazać, że czytam dalej ;) Choć może mi to trochę zająć ;) Ale opowiadanie mnie niesamowicie zaintrygowało i nie odpuszczę, muszę dowiedzieć się, jak się to wszystko skończy! Choćby nie wiem co :D A ostatnio mnie nie było, bo nie miałam internetu przez te burze (prawie mi wyłączyli, jak czytałam szósty rozdział :D)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zuza <3