poniedziałek, 10 sierpnia 2015

XXIV

Minął już tydzień od wyjazdu Yen, Pat i Vesemira. Cały ten czas mijał Shinodzie na intensywnych treningach, które nadzorował, głownie, Geralt na zmianę z Lambertem. Eskel natomiast wyjechał, chcąc zgarnąć parę zleceń i zarobić na życie. Mike, dzięki różnym specyfikom, coraz lepiej wypadał pod względem wytrzymałościowym, bowiem jeśli chodzi o posługiwanie się mieczem, czy robienie uników, był to dopiero początek. Zaczął porozumiewać się z wiedźminami, lecz to właśnie z Geraltem trzymał się bardziej. Lambert należał do tych osób, z którymi lepiej nie rozmawiać na pewne tematy, chcąc uniknąć kłótni lub zgryźliwych uwag. Lecz i on bardzo przypadł do gustu Mike'owi. Z wzajemnością zresztą. I chociaż każdy dzień zaczynał się tym samym schematem, nikomu się nie nudziło. Shinoda wstawał wraz ze wschodem słońca, ubierał się, a następnie schodził na dół, gdzie Geralt czekał na niego ze śniadaniem, które głównie składało się z wieprzowiny i koziego mleka lub źródlanej wody. Po posiłku, oboje przeprowadzali rozmowę o niebezpieczeństwach tego świata i jakiego rodzaju broni użyć na dany gatunek potwora. Mike niekiedy miał problem z zapamiętaniem różnicy na przykład między Katakanem, a Ekimmą, bowiem wampiry te były bardzo podobne. Mimo, że te informacje nijak pomogłyby mu w jego rzeczywistym świecie, bardzo go ciekawiły i słuchał wszystkiego uważnie. Z opowieści Geralta najbardziej zdziwiły go i zarazem obrzydziły porońce. Nazwa, jak się później okazało, bardzo dobrze dobrana do potwora. Była to dusza dziecka poronionego lub spędzonego płodu, a także takie zabite przez matkę zaraz po urodzinach i niepochowane zgodnie ze zwyczajem. Można owego stworka zmienić w przyjaznego kłobuka. Ryciny, jakie pokazywał wiedźmin wynikało, że posturą przypominał noworodka, lecz różowe ciało, całe pokryte było wystającymi, fioletowymi żyłami, a z jego paszczy wyłaniał się okropny, długawy jęzor. Jednak najbardziej z tego wszystkiego odpychała, przywiązana do pornońca, pępowina. Pod ryciną znajdował się napis, a raczej cytat. Geralt oznajmił, że nie mógł się powstrzymać, by zapisać to w księdze. ,,Powiedzieć, że poroniec jest obrzydliwy to jak powiedzieć że gówno niespecjalnie dobrze smakuje. Nie powiem, że to nieprawda, ale nie oddaje to całej prawdy'' Autorem tego był oczywiście nie kto inny, jak sam Lambert. Po rozmowach i odczekaniu, aż żołądek strawi śniadanie, oboje wychodzili na plac, by trenować zarówno refleks jak i obycie z ostrzem. W ruch szły kukły i wiatraki.
- Raz, dwa, trzy, odskok - Shinoda powtarzał formułkę przy unikaniu skrzydeł wiatraka. - Raz - pchnął z całej siły w przedmiot, po czym drugi raz i trzeci i czwarty. Zapominając się, zrobił jedno uderzenie za dużo i unik, choć w miarę poprawny, zrobiony był za późno. Drewnianego przedmiot, którego każde ramie zakończone było metalowym końcem, uderzył Mike w lewą rękę, jednocześnie strącając go z niewysokiej platformy. - Kurwa - syknął pod nosem i złapał się za bolące miejsce.
- Gdyby zamiast metalowego końca, był ostry miecz, nie miałbyś już ręki - Geralt stanął nad, leżącym na ziemi, muzykiem i uśmiechnął się lekko, unosząc jedną brew. - Wstawaj.
- Śmieszy cię to? - Shinoda pozbierał się i wstał, nadal trzymając się za bolące ramię oraz podnosząc, znajdujący się obok niego, miecz - Daj mi spokój - zmarszczył brwi i usiadł na drewnianej platformie, mamrocząc pod nosem. Czasem miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę, jednak coś go blokowało. Czuł się inaczej, lepiej, tutaj niż w świecie, gdzie znany jest jako muzyk z zespołu Linkin Park i zajmuje się mordowaniem ludzi, za niemałe pieniądze. To wszystko zaczynało go w pewnym sensie nudzić. Owszem, przy pozbywaniu się osób, tylko dlatego, że nie podobały się zleceniodawcy, miały swój urok, ale zaczynało mu brakować w tym wszystkim większego sensu, a wynagrodzenia stawały się już tak jakby oczywiste. A jeśli chodzi o zespół. Miał już trochę dość ciągłej rutyny. Układanie melodii, pisanie tekstów, wydawanie płyty, różne akcje promocyjne, koncerty i tak w kółko. Pieprzona rutyna.
- Halo - Geralt pomachał dłonią przed zamyśloną twarzą muzyka, po czym uderzył go w bolące ramię. - Jak wolisz, to zawołam Lamberta - dodał po chwili z podstępnym uśmiechem.
- Dobra, dobra. Tylko nie... - wypowiedź przerwało mu rżenie koni, które wjechały na plac. Wiedźmin spostrzegł szybko, że brakuje jednej osoby i ciągle miał nadzieję, że wyjedzie zaraz zza kamiennego muru. Nikt więcej. Zmarszczył czoło i wolnym krokiem ruszył w stronę Yennefer i Vesemira, zostawiając z tyłu Shinodę, biorącego się za dalsze ćwiczenia. Patrzył dziwnie spokojnym wzrokiem na stojącą nieruchomo czarodziejkę, której czarne loki, jak zwykle unoszone przez wiatr, delikatnie falowały i otulały jej twarz. Nie musiał o nic pytać, bardzo dobrze znała jego myśli. Mogła odpowiedzieć, lecz nie zrobiła tego.
- Zawiozłaś ją tam - powiedział tylko to, po czym marszcząc czoło i zaciskając pięści udał się w kierunku głównej bramy. Nie odwracał się. I dobrze, zobaczyłby tylko fiołkowe oczy, które ukrywały smutek, pod osłoną obojętności.

***

- Czyli, ponoć mój przyjaciel będzie utrudnieniem dla mojego klienta? - spytał wpatrując się w kamienną ścianę przed sobą, jednocześnie trzymając butlę alkoholu.
- Zgadza się.
- Czyli, co mam dokładnie zrobić? - spytał, nadal patrząc się na wprost i unosząc jedną brew w górę.
- Zabić go - syknął pod nosem brązowowłosy mężczyzna, który bawił się sztyletem, po czym uśmiechnął się złowieszczo i spojrzał na, stojącego przed nim, jegomościa w kapturze. Ten tylko skinął głową i przechylił delikatnie głowę w stronę zleceniodawcy, by ten mógł spostrzec jego niemałe zadowolenie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - rzekł. - Powiedz panu Hammondowi, że niedługo zabieram się do pracy.

***

Powrócił dopiero późnym wieczorem, gdy większość domowników kładła się spać. W tej większości nie było Yennefer, która widocznie na niego czekała. Stała przy oknie i wpatrywała się w zapalone pochodnie, rzucające nieduże światło na kamienne ściany i ziemię porośniętą trawą. Geralt próbując nie zwracać na kobietę uwagi, usiadł przed lustrem, by ułożyć niesforne włosy w kitkę. Oboje milczeli wykonując własne czynności. I choć każde z nich chciało w jakiś sposób odezwać się chociaż jednym słowem, nie mogli. Yennefer wiedziała, że Geralt, gdyby mógł, najchętniej poszedłby już spać, by nie mieć okazji przeprowadzenia poważnej rozmowy, które były najgorsze. Przecież czytała jego myśli. A on, mimo, że o tym wiedział, nadal nie powstrzymywał się od wypowiadania niektórych słów w głowie. Po chwili wstał i ze zmarszczonym czołem udał się na łóżko, gdzie odgarniając czerwoną kołdrę, położył się na nim i zaczął układać poduszkę, by móc po chwili ułożyć wygodnie głowę.
- Myślisz, że unikanie rozmowy jest najlepszym wyjściem? - Yennefer spytała cicho, nadal wpatrując się w okno. Tak. Nie musiał odpowiadać, by mogła znać odpowiedź. Ponownie milczeli. Wiedźmin zamknął oczy i wsłuchując się we własny oddech, próbował zasnąć i ignorować myśli związane z Pat. - Geralt, proszę cię. Porozmawiaj ze mną - powiedziała nienaturalnym głosem, zupełnie tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. Nie musiała wiele prosić, by poczuć znajome ciepło, bijące od bladego ciała. Ten głos momentalnie rozbił oschłą barierę, która była skutkiem ostatniego wydarzenia. - Musiałam to zrobić. Pat potrzebuje kogoś, kto pokaże jej jak dobrze opanować jej dar.
- Czemu ty nie możesz tego zrobić? - spytał cicho i objął ją w tali masywnymi rękoma. Wtulając swą twarz w jej czarne loki, zamknął oczy i spokojnie wyczekiwał odpowiedzi.

- Nauczyłam ją podstaw - położyła swoje delikatne dłonie na palce mężczyzny. - Reszty nie potrafiłam jej nauczyć. Jej dar jest zbyt potężny, Geralt - odwróciła się zgrabnie i spojrzała na jego kamienną twarz. - To coś na zasadzie mocy Ciri, lecz nie potrafiłam określić do czego Pat jest zdolna. Tam, na wyspie obok Vengerbergu, już niedługo, czekać na nas będzie odpowiedź - rzekła i przytuliła się do wiedźmina, zatapiając swą twarz w jego klatce piersiowej.


Witajcie Kochani. <3

Przychodzę do Was z krótkim rozdziałem. Wybaczcie, ale brak weny ponownie mnie dopadł. ;-;
Mam nadzieję, że się podobało i czekam na Wasze opinie w komentarzach. <3

Do zobaczenia Kochani. <3
Bywajcie!

10 komentarzy:

  1. Ceadmil! <3
    Krótki rozdział, a taki fajny.
    Nadal nie wierzę w sumie, że Yen zostawiła tam Pat. ;_; Jakoś tak dziwnie bez niej, mam nadzieję, że szybko wróci, bo uwielbiam tę postać, w szczególności w towarzystwie wiedźminów: najlepszego dziadka na świecie, najlepszego ojca na świecie i Lambiego, który kocha ją bardzo mocno. ;-;
    Ugh, ten opis porońca tak dobrze oddaje jego ohydny wygląd.
    Najokropniejsze stworzenie jak dla mnie. Szczerze. mam nadzieję, że nikomu w Twoim opowiadaniu nie przyjdzie się go pozbywać, bo wtedy czekałby na mnie jeszcze bardziej szczegółowy opis. ;_;
    Kontakty Mike'a i Geralta są bardzo dobre. Nie myślałam, że aż tak będą się dogadywać. Lambi też jest w porządku dla Shinody, podoba mi się. Tylko ten Eskel go nie lubi. Wyczuwam, że kiedy powróci ze swojej wyprawy, znów będą się działy niezłe rzeczy między nimi.
    Ciekawe jak to będzie, kiedy Mike się już wszystkiego nauczy.
    Dziwi mnie też, że jest tak pozytywnie nastawiony. Myślałam, że raczej będzie się sprzeciwiał wiedźminom i będzie chciał wrócić, do normalnego świata, a tu proszę!
    No i... kogo ty znów chcesz zabijać? Proszę Cię ._.
    Ja wiem, że w pewnym sensie zabijanie, to już część twoich opowiadań i bez tego by się nie obyło, ale kurde. Boję się trochę, bo nie wiem o kogo chodzi. ;--;
    Relacje Yennefer i Geralta są takie piękne.
    Fragmenty w stylu "Nie musiała wiele prosić, by poczuć znajome ciepło, bijące od bladego ciała" i "Wtulając swą twarz w jej czarne loki, zamknął oczy i spokojnie wyczekiwał odpowiedzi" są takie sahfjsaksnckjaf (Tak, Marta znowu nie ma słownika synonimów przed sobą, wybacz moje nieprofesjonalne komentarze <3). No wspaniałe to jest. Nikt mi nie wmówi, że Geralt, czy ogólnie wiedźmini, nie mają uczuć. No cholera, to nie jest możliwe. xD
    Jeszcze bardziej polubiłam Yen, rozumiem ją i to coraz bardziej. Dobrze, że ona i Geralt są taką piękną parą, jak ich opisujesz.
    Dawaj mi z powrotem Pat do Kaer Morhen, niech wraca do Lambiego kurde. ;--;
    Va faill, mój kochany Wilku! <3
    PS. Miło, że zakładka z bohaterami powróciła! Podoba mi się, bo to bardzo fajne urozmaicenie bloga. :3
    PPS. Pisz mi kolejny szybkooooo! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ceadmil!
      A dziękuję, dziękuję. <3
      Zabijanie pewnych osób jest całkiem fajne. X'D Nie umiem odmówić sobie tej przyjemności.
      A jeśli chodzi o Pat w Kaer Morhen, to sobie jeszcze trochę poczekacie. :') <3
      No nic. Dziękuję jeszcze raz.
      Va faill! <3

      Usuń
  2. Początek wciągnął mnie, jakoś zechciałam tam się znaleźć i z nimi odbywać tą "rutynę" Byłaby to zapewne lepsza rutyna niż moja codzienna.
    Fajnie by było, jakbyś kiedyś opisała pokonanie jakiegoś stwora przez Shinodę. Jakby wymachiwał tym swoim mieczykiem! xD
    Zastanawiam się, kogo znów uśmiercisz...
    No to co? Do następnego?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaspojleruję, że Mike jeszcze nie jeden raz będzie wymachiwał swoim mieczykiem przed jakimś potworem. :D
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. No i znowu jestem spóźniona.
    Przepraszam najmocniej.
    Ale wracając.
    Strasznie mnie zaciekawił ten rozdział.
    Początek niezwykle wciągający.
    Lubię taką zmianę - Mike jest inny ale to mi się podoba.
    Rutyna go nudzi :-)
    Kto znowu zginie?
    Yen naprawdę potrafi się maskować.
    Nie wiem co jeszcze napisać .
    Czekam na kolejny i pozdrawiam

    Mika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się przecież nie stało. :p
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  4. Dawbo tutaj nie zaglądałam, wybacz.
    Rozdziały nadrobilam.
    Ten i poprzedni jak najbardziej na plus.
    Świetny.
    Nie zabijaj nikogo xd
    Czekam na następny, pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  5. No i patrz, gdzie jestem! Wiem, miałam przyjść wczoraj, ale wczoraj kompletnie straciłam rachubę czasu u kuzynki no i tak wyszło, whatever! Ważne, że jesteeem! <3
    Kurczę, to, że wiedźmini po szkoleniu nie potrafią czuć... Kurde no to mi kompletnie nie pasuje! Geralt jest taki... Uczuciowy jak na kogoś, kto tych uczuć nie posiada! :p Zwłaszcza pod względem relacji Pat-Geralt ;) A Lambert? Nie kocha Pat? ;) Tak bardzo dobrze udają, że nikt nie może się pokapować? No weeeź :p
    Kurczę, nie spodziewałam się, że chłopcy dowiedzą się o tym, gdzie aktualnie przebywa Mike. No i co to znów za fragment, w którym ktoś zleca komuś zabójstwo? Znów ktoś ma zginąć? ;) No ja wiem, że to fajne, sama lubię uśmiercać swoich bohaterów, ale nigdy nie znosiłam, kiedy musiałam pożegnać się z bohaterem, którego nie wykreowałam :D Nieważne, znów nie na temat ;)
    To, co zrobiła Yennefer dla Pat było wspaniałe, ale ja nadal mam przed oczami to, jak opryskliwie do niej się odnosiła, mimo wszystko :D Jestem pamiętliwa ;)
    Jeeejku te wszystkie treningi wyglądają... Obiecująco? Bardzo mi się podobają <3 Zawsze chciałam umieć coś takiego robić, znaczy się może nie władać mieczem czy zabijać magiczne stwory (nawiasem mówiąc porońce naprawdę mnie... zszokowały, łagodnie rzecz ujmując), ale chciałam coś takiego przeżyć, choć raz :D
    Cóż, ciekawe, jak pójdzie Pat opanowywanie swojego daru, z pewnością nie gładko jak po maśle, tego można być pewnym :)
    Kurczę, końcówka mi się tak spodobała, że przeczytałam ją jeszcze raz i chyba zrobię to ponownie. Ma swój urok :D
    No nic, nie marudzę więcej, bo się zanudzisz ;)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy już to pisałam, ale trudno.
      Losie, nawet nie wiesz jak mi miło, że zadałaś sobie tyle trudu, by to wszystko przeczytać, naprawdę. Podziwiam Cię i uwielbiam. <3
      Uśmiercanie ludzi jest bardzo przyjemne. xD <3
      Dziękuję za komentarz. <3

      Usuń

Szablon wykonany przez Calumi