-Dalej, powolny dzieciaku! - Lambert krzyczał, jednocześnie
wyginając mimowolnie usta w drwiący uśmiech.
Odwracając delikatnie głowę, mógł kątem oka spojrzeć na poczynania
Mike'a, który próbował go dogonić. Wiedźmin specjalnie biegł wolniej niż
zwykle, by nie zrażać muzyka i wzbudzać w nim nadzieję na zwycięstwo w wyścigu.
Obaj musieli pokonywać, leżące na ziemi, powalone drzewa, większe kamienie i zręcznie
unikać kolących gałęzi, by nie zaliczyć twardego lądowania.
- Zobaczymy, kto będzie pierwszy - Shinoda zebrał w sobie
wszystkie siły i przyspieszył. Podawane mu napoje, wzmacniające jego wytrzymałość,
naprawdę działały, a dezorientacja w nowym świecie zaczęła znikać. Wiatr otulał
ich twarze kurzem, który unosił się pod wpływem większych podmuchów, a ich buty
zdawały się nie zostawiać śladów na wydeptanej ścieżce. Lambert widząc większy
konar powalony na ziemi, nieznacznie zmrużył oczy i w ostatniej chwili skoczył,
odbijając się zręcznie stopą od podłoża. Kiedy odbiegł kawałek, zwolnił tempo,
by móc spojrzeć, jak z tą przeszkodą radzi sobie muzyk. Shinoda uśmiechnął się
pod nosem i popatrzył wesołymi oczami na wiedźmina. Przeskoczył wielki konar,
zahaczając jedynie dłonią, by w razie czego, zachować równowagę. Popędzili
przed siebie, ramię w ramię. Ponownie zwrócili uwagę na, dający ulgę, wiatr i
śpiewające ptaki, które wydawać by się mogło, że fruną razem z nimi i obserwują
ich poczynania. Przypominali teraz chłopców, dla których świat jest tylko
zabawą. Otaczający las, budzący jeszcze
niedawno grozę u muzyka, stał się nagle po
prostu zgromadzeniem różnorodnych choinek i domem dla wielu dzikich zwierząt.
Wszystko zaczęło się zmieniać. Niechęć do wiedźminów i strach przekształciły
się w dobrą znajomość, a cynizm i skurwysyństwo Lamberta przestało już tak
bardzo przeszkadzać Mike'owi. Jedno się nie zmieniło. Chęć poznania bliżej
pewnej osoby. Biegli tak jeszcze przez
paręnaście minut, a następnie postanowili powrócić do zamku, by ochłonąć. W
środku czekał na nich Geralt, który znudzony samotnością, siedział na stole i
bawił się drewnianym kuflem.
- No nareszcie. Ile można na was czekać? – Biały Wilk
spojrzał na nich dość sucho i po chwili powrócił do swojego wcześniejszego
zajęcia.
- Musiałem go jakoś rozruszać, bo przyrósł by dupą do
jednego z naszych krzeseł. Znowu przegrał – oznajmił Lambert, po czym usiadł na nowej
ławie i chwycił butle z alkoholem. Vesemir postarał się nad meblem, który nie
tylko był wygodny, ale i nawet ładny, jeśli można nazwać tak skromną ławkę,
wykonaną z dębu, bez większego parcia na wygląd. Prostota to idealne
określenie. – Co ty taki naburmuszony, przystojniaku?
- Yen ma rozmawiać niedługo z Keirą o jakimś balu maskowym w
rezydencji Jolkarów – przewrócił oczami i westchnął cicho. Nienawidził tego
typu zabaw. Ogólnie chodzenie na różnorodne bankiety były dla niego prawdziwą
udręką. Po pierwsze, że musiał ubierać niewygodne stroje, które według Yen
dodawały mu elegancji i uroku. Geralt zawsze zastanawiał się jak człowiek
opięty tkaniną, wyglądający jak gruba kiełbasa ściśnięta przez kogoś, o
wielkich dłoniach, mógł wyglądać ładnie. Po drugie, jeśli chodzi o trunki i
jedzenie, wyglądało to dość ubogo, gdyż większy nacisk stawiano na rozmowy,
będące kolejnym powodem, dla którego wiedźmin nienawidził balów. Nieszczere
słodkości i komplementy wymieniane między osobami biorącymi udział w zabawie,
zawsze przyprawiały go o mdłości. – Wiem, że Metz będzie chciała prosić
cię, abyś był jej osobą towarzyszącą –
spojrzał na Lamberta, zatapiającego usta w butli. Ten zmarszczył tylko czoło i
kontynuował delektowanie się trunkiem. – Trzeba będzie załatwić Mike’owi jakieś
zajecie.
- Najwyżej pójdzie z Eskelem. Z maską na twarzy, przy tym
słoniu, będzie wyglądał jak kobieta.
- Ta, chyba taka z brakiem cycków i owłosioną klatką
piersiową – zaśmiał się Geralt patrząc na Shinodę, który mimowolnie uśmiechał
się, próbując powstrzymać się od jakiegoś złego komentarza.
- Kobietus bezcyckus. Nowy gatunek – zaśmiał się Lambert i ponownie
upił łyk alkoholu, uśmiechając się jednocześnie. Ten żart rozbawił nawet
muzyka, któremu ogólnie nie było do śmiechu.
- Zawsze mogę powrócić do mojej rzeczywistości i pokazać się
chociaż na chwilę ludziom z zespołu – Shinoda odezwał się, po czym śledził
wzrokiem zachowanie wiedźminów. Nic. Żadnej większego komentarza, ani uwagi.
- W sumie, to nie taki zły pomysł – stwierdził Geralt, drapiąc
się po brodzie. – To wtedy odeślemy cię do twojego świata na jakiś czas i
pozałatwiasz wszystkie ważne sprawy. Potem wracamy do treningów, jeśli,
oczywiście, dalej masz ochotę widzieć nasze twarze.
- Chcę, chcę – zaśmiał się Shinoda. Jednak nie chciał wracać
ze względu na mężczyzn. Po pierwsze korciło go, by w końcu porozmawiać z Pat i
spróbować ją namówić, by przestała darzyć Lamberta uczuciem, a po drugie sam
chciał zostać wiedźminem. Fascynowało go to w jakiś sposób. Życie bez większych
zobowiązań, posiadanie mocy i ostrych mieczy. No i jeszcze jedno.
Nieśmiertelność. To wszystko sprawiało, że tak bardzo chciał zostać jednym z
nich. Jednak bał się reakcji. Ich i Normana.
- No to ustalone – Geralt uśmiechnął się delikatnie. – Bal
ma być za około dwa tygodnie.
- Geralt, chodź tu i jeśli jest przy tobie Lambert, weź go
ze sobą – usłyszeli nagle głos z góry. Yen.
- Mike, idziesz z nami -
w trójkę udali się na górę, gdzie czarodziejka ubrana w czerń i biel
rozmawiała z kobietą przez, jak się później dowiedział Shinoda, megaskop. Aby
otrzymać obraz osoby, z którą chce się odbyć rozmowę, trzeba było ustawić trzy,
tak jakby, metalowe stojaki w wielki trójkąt. Na ich czubkach znajdowały się
fioletowe kryształy. Przekręcało się jeden z nich, wymawiało dość dziwne
zaklęcie i widziało się osobę, znajdującą bardzo daleko stąd. Obraz,
oczywiście, czasem stawał się niewyraźny, lecz głos był bardzo dobrej jakości.
- Witajcie – Keira skinęła głową i uśmiechnęła się zalotnie.
Mężczyźni kiwnęli tylko głowami. – Jak wiecie lub nie, za dwa tygodnie odbywa
się bal maskowy u Jolkarów.
- Wiemy, i nie jestem pewny, czy chcemy się tam udać –
odrzekł sucho Geralt i spojrzał na Yennefer, by zobaczyć jej reakcje. Kobieta,
ku zdziwieniu wiedźmina, pokiwała głową
na znak, że zgadza się z nim.
- Ale ja jestem pewna, że zechcecie uczestniczyć w tym jakże
bogatym, zarówno w jedzenie jak i w atrakcje, balu. Szczególnie, że wasza
córka, Pat, będzie tam, jako jedna z najbardziej wyczekiwanych osób, wraz z
tajemniczym towarzyszem – Lambert uniósł delikatnie jedną brew do góry i
zmarszczył czoło. Sam nie wiedział co w tym momencie czuje. Zazdrość, czy po
prostu odczucie, że powinien martwić się, że ktoś mu zabierze Pat. Mieszał się
jeszcze w tym, czy to prawdziwe uczucie, czy po prostu przyzwyczajenie do
pewnych reakcji na niektóre sytuacje i zdarzenia.
- Kim jest ten tajemniczy towarzysz? – spytała Yennefer, po
czym odgarnęła czarne loki, które nieznośnie opadały na jej twarz.
- Nie mam pojęcia. Słyszałam tylko, że jest dość przystojny
i bardzo ciekawy jeśli chodzi o jego historię. Niestety nic więcej o nim nie
wiem – odrzekła Metz i spojrzała na Lamberta, który nadal gryzł się z własnymi
myślami. – Lambert, czy chciałbyś zostać moim partnerem na balu? – zapanowała
chwila ciszy.
- Co mi szkodzi – odpowiedział bez większego przejęcia i tak
jakby z lekką niechęcią. Chciał tam iść tylko i wyłącznie ze względu na Pat.
Zobaczyć kim jest tajemniczy towarzysz kobiety i najeść się. W odpowiedzi na
jego zatwierdzenie uzyskał zalotny uśmiech Keiry.
- Dotrę do was tydzień przed balem, by móc dostosować strój
mojego towarzysza do cudownej sukienki. A teraz jeśli mogę prosić, mogę zostać
tylko i wyłącznie z Yen? – Mężczyźni ponownie skinęli głowami, tym razem na
pożegnanie i gęsiego zaczęli schodzić po schodach w kierunku ukochanego stołu i
nowej ławy.
- Właśnie sobie o czymś przypomniałem – westchnął Geralt, po
czym bez większego wyjaśnienia podbiegł do stojaka na zbroję. Zabrał ją i udał
się w kierunku wyjścia. – Niedługo wracam.
- Co go ugryzło?
***
- No dobrze, wydaliśmy jakiś stary remix Lost In The Echo i
co teraz? Przecież nie możemy bazować na samych przeróbkach naszych piosenek –
Joe wypowiedział się na dość ostatnimi czasy, drażliwy temat. Atmosfera
panująca w studio należała bardziej do
tych delikatnych i nieprzyjemnych, niż miłych i spokojnych. Mężczyźni przez
większość czasu siedzieli cicho i korzystali z telefonów lub po prostu zamykali
oczy i odpoczywali.
- No ale co innego nam pozostało? Chester ma wyjść dopiero
za dwa tygodnie, a jeśli chodzi o Roba i Mike’a, nadal nic nie wiadomo. Nie
możemy się dodzwonić, a ich rodzina nie wie gdzie są – odrzekł Brad, bawiąc się swoimi brązowymi
lokami.
- Możemy zacząć próbować coś tworzyć bez nich – zaproponował
Dave, a po chwili rozsiadł się jeszcze wygodniej niż wcześniej, kładąc nogi na
stojący naprzeciw niego stołek.
- No możemy, ale pamiętajmy, że jeśli chodzi o teksty, to
raczej nie będą one rewelacyjne – Joe podszedł do całej tej sprawy chyba
najbardziej negatywnie z nich wszystkich. Uważał, że bez Mike i Chestera nie
poradzą sobie tak dobrze, jak zawsze, a ich twórczość zacznie się staczać.
- Musimy spróbować, nie mamy innego wyjścia. Chociaż
zacznijmy pracować nad pierwotną melodią – Brad chwycił gitarę i szarpnął
przypadkowe struny, a Dave zajął się swoim basem. Jedynie Joe siedział
bezczynnie i przeglądał zdjęcia fanów na instagramie, od czasu do czasu klikając
serduszko, przy niektórych ujęciach, które szczególnie go urzekły. Bilety,
koncert, koszulki, autografy, rysunki i tak dalej. Fani byli dla nich najważniejsi.
Pamiętali dokładnie jeszcze te czasy, gdy na ich koncerty w przypadkowych
klubach, przychodziło tylko parę osób, najczęściej znajomi i bawili się przy
twórczości Linkin Park. Potem zrobiła się większa publika i wszystko się
zmieniło. Pieniądze, występy przed tysiącami fanów, występy w różnych
programach. To wpłynęło na ich życie. Z perspektywy mężczyzn, Mike zmienił się
najmniej. Ale kto oprócz Dave’a wiedział o drugim życiu Shinody? Nikt. Farrell
zaczął powoli mieszać się w tym wszystkim, ale jednego był pewien. To, co
powiedział mu Norman, nie mogło być realne. Tylko pieprzony żart. I tak
zostało. Po nocy w towarzystwie wódki i piw, jego umysł zatwierdził
nieprawdziwość owego wyjaśnienia, dlaczego Shinoda zniknął. Po prostu żart. Bo
kto normalny uwierzyłby w taką historyjkę? W coś tak nierzeczywistego? Na pewno
nie Dave.
- Swoją drogą. Czy uważacie, że Chester stanie się jakiś
inny po odwyku? – Brad spytał nagle, zaprzestając jednocześnie szarpanie strun.
Układanie chwytliwej melodii nie szło mu najlepiej.
- Może stanie się mniej denerwujący?
- Dave, daruj sobie. Nic nie może się równać z Shinodą i jego
dziwnymi w ostatnim czasie, humorkami – Joe wstał z kanapy i podszedł do
lodówki, by wyciągnąć z niej puszkę gazowanego napoju. – Nie wiem co mu się stało, jeszcze dwa lata
temu nie zachowywał się w taki sposób. Czasem czuję się, jakby miał mnie zabić
tylko dlatego, że miałem na przykład inne zdanie niż on.
- Też tak mam – Brad pokiwał głową, zgadzając się z kolegą z
zespołu, a po chwili ułożył ulubiony instrument na kolana i zaczął wycierać z
niego kurz. Sprzęt w studio od czasu zniknięcia Mike’a i wylądowania Chestera
na odwyku, stał przez większość czasu nieużywany, przez co szary pyłek leżał
praktycznie wszędzie. Mówiono im, że sprzątaczki zrobiły sobie wolne, ale
zapomnieli wziąć zastępstwo na ten okres, także nie miał kto tu ogarnąć całego
bałaganu. Zresztą, kurz nie był jedynym problemem. Puszki po napojach
gazowanych i energetykach leżały praktycznie wszędzie, przez co stawały się
powoli poważnym zagrożeniem dla zdrowia, o czym przekonał się dość boleśnie
Joe, wchodząc do studio. Niczego nieświadomy kroczył do środka pomieszczenia,
gdy nieoczekiwanie nastąpił na jedną z zabójczych pułapek i nie zdążył
powiedzieć nawet ,,o kurwa’’, a już
leżał na podłodze. Kolejnym problemem była straszna duchota, na którą reagowali
nadmiernym poceniem i wzdychaniem co chwile. Dopiero po parunastu minutach
porządnego wietrzenia, udało im się uzyskać normalne powietrze i sprzyjającą
temperaturę. – No, ale co zrobisz. Nic nie zrobisz – Brad westchnął i położył
głowę na wygodnym oparciu, zamykając jednocześnie oczy.
- I tak nic nie przebije niewinności Roba, który ostatnio
praktycznie się nie odzywa – Farrell podrapał się po rudych włosach i zrobił
minę wyraźnie znudzonego człowieka.
- Prawda, prawda – Joe kiwnął głową i przegryzł dolną wargę.
– Może to prze te jego mamę czy tam babcie.
Ceadmil!
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że bardzo podoba mi się początek. Cały ten fragment, gdzie Mike i Lambert się ścigają + twoja playlista z tymi pięknymi utworami = cholernie realistyczne wyobrażenie tej sceny w mojej głowie. Niczym film.
Najlepszego humoru oczywiście nie zabrakło i w tym rozdziale, było go baaardzo dużo, ale to dobrze.
"Kobietus bezcycykus" i cały fragment związany z Eskelem, jejku. Płakałam ze śmiechu. Śmianie się z Eskela najlepsze, biedny. :D
Rozbawiło mnie też zdanie "Geralt zawsze zastanawiał się jak człowiek opięty tkaniną, wyglądający jak gruba kiełbasa ściśnięta przez kogoś, o wielkich dłoniach, mógł wyglądać ładnie". Wyobraziłam sobie takiego Geralta, obrażonego jak dziecko, bo musi na chwilę przebrać się za 'kiełbasę', ech, nieważne... XD
Jak tylko przeczytałam imię Keira, od razu wiedziałam, że to nie zwiastuje niczego dobrego. No i jak widać miałam rację.
Jak to Pat z kimś innym niż Lambert, no jak ty tak możesz? Serce mi łamiesz, kiedy czytam o takim Lambim. ;_; Ja na to nie pozwalam. Jeszcze chce przyjechać do Kaer Morhen tydzień wcześniej, nosz kurde, co za głupia baba. ;_;
Jedynie i tak się cieszę, że Lambi nie jest jakiś zachwycony spędzaniem balu z Keirą i przyjął to zaproszenie, żeby zobaczyć się z Pat.
Może to dobrze, że Mike'a nie będzie na tym balu? Skoro jest taki zainteresowany Pat, to mogłoby się zrobić jeszcze większe zamieszanie. Pat ma teraz aż trzech 'wielbicieli', nieźle. xD
W ogóle taki smutny Geralt sprawia, że chce mi się popełnić samobójstwo, jejku. Jak on musi kochać tę swoją Pat, skoro jest taki.
W końcu napisałaś jakiś dłuższy wątek z Linkinami, podoba mi się!... Nie... Nie podoba mi się, bo wszystko się im tam psuje i jest smuuuutno. ;_; Dave chociaż zna prawdę, to w nią nie wierzy, Joe taki nerwowy.
Co do Joe, to nie wiem czy to dobrze, że rozbawiło mnie to, że prawie zabił się przez tę puszkę, bo w sumie to mógł naprawdę umrzeć. ;_;
Ciekawe co chłopaki powiedzą, kiedy wpadnie do nich Mike. Czekam na to z niecierpliwością. No i czekam na rozwój wydarzeń w związku z Pat. Niech już wraca i niech znów będzie z Lambertem, bo ich uwielbiam. ;_;
No dobrze, nie wiem co jeszcze mogłabym napisać.
Czekam na kolejny i życzę duuużo weny! <3 <3 <3
Va faill, Wilku! <3
...
PS. Mam nadzieję, że szybko zabijesz Keirę Metz.
Ceadmil!
UsuńO losie, jak to jest, że za każdym razem piszesz mi taki długi komentarz? Nigdy tak nie potrafiłam. x'D
Oj tam, Eskel by się nie obraził, że się z niego śmieją. xD <3
No ale. Dziękuję za ten wspaniały komentarz. <3
PS nie wiem co z niż zrobię ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Kalimera! (spodobało mi się to słowo, ale nevermind)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny!
W wiedźminowskim świecie jest coś lepszego niż Skype! To MEGASKOP! Nawet taka magiczna nazwa!
Podoba mi się fakt, że Mike wróci chociaż na chwilę do realnego świata. Brakuje mi tego.
Oh lala! Będzie bal! Kim jest ten tajemniczy człowiek? Szczerze mówiąc na myśl od razu przyszedł mi Michael. Błagam, żeby to nie był on. W każdym razie liczę, że będzie dokładny opis balu i... jak Lamberta będzie zżerała zazdrość o Pat! Tego chcę! Tego to poproszę nawet dwa rozdziały jak Lambert będzie klął i miał ochotę tego kogoś zabić mieczem! TAK!
Mówiłam, że rozdział zajebisty?
Kiedy dodałaś zakładkę "Bohaterowie"? Nie zauważyłam jej...
Ym... no to weny i pozdrawiam! <3 <3
Bywaj!
Kalimera? Haha. Co to?xD <3
OdpowiedzUsuńMegaskopy są supi. Sama bym chciała taki mieć. :D
Specjalnie dla Ciebie postaram się napisać baaardzo długi opis przeżyć Lamberta podczas balu. Huhe ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zakładkę dodałam jakiś tydzień temu. (chyba)
Dziękuję za taki miły komentarz. <3
Bywaj!
Tym razem nie będę spóżniona :-)
OdpowiedzUsuńDobra nie ważne.
Strasznie podobal mi się ten rozdzial.
Początek najciekwszy.
Czyżby Pat znalazla sobie kogoś w swoim wieku?
Dobrze że Mike chociaż na chwile pojawi się w relanym świecie.
A co do niego.
No panie Shinoda nie ladnie tak.
Mike nalelży do realnego świata i tam powinien pozostać.
Nie dla niego życie widżmina.
Ma być w realnym świecie nawet jeśli ma być tym seryjnym mordercom on ma tam zostać i basta.
Coś czuje że Linkin Park przestanie istnieć.
Dziwne mam przeczucie że to będzie wina Mike'a :-)
Teraz to już wiem kiedy Chazz wychodzi z odwyku.
No czekam na kolejny
MIka
A zobaczymy jakie będą losy zespołu. :D
UsuńDziękuję za komentarz!
Bywaj!
Hej, hej,
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Tak mi się to wszytko podoba, że o jeju (zawsze potrafię coś więcej z siebie wycisnąć, ale nadal jest za gorąco :))
Mam nadzieję, że pojawi się coś na temat balu ;) Jakiś miły opis. Bo nie każde opisy balu są miłe. Wiesz o co mi chodzi? xD
Trochę "rzeczywistości". Dave taki sceptyczny. Chociaż w sumie, jakby mi ktoś powiedział to co wie on, też bym nie uwierzyła. Ale tak tylko na 60%.
"odrzekł Brad, bawiąc się swoimi brązowymi lokami." - tak wiesz, w tym momencie wyobraziłam sobie Brada, który kręci włosy na palec i uśmiecha się zalotnie, a potem przygryza wargę. Przepraszam. Za bardzo wybujała fantazji. :D
Jakiś dzisiaj dobry humor mam i nie szczędzę emotikonków. xD (z reguły ich nie używam)
Nie ważne.
Dobra, to ja czekam na dalsze losy tej gromadki, jak i Wiedźminowej i Linkinowej.
Bywaj!
Gorąco? U mnie ostatnio dość się ochłodziło i czasem jest zbyt zimno (na dworze of kors). xD
UsuńCo do Brada.
Pisząc ten fragment, również miałam przed sobą taki obraz. I szczerze mówiąc, długo nie mogłam wyrzucić go z głowy XD
O balu będzie dość długi komentarz (a przynajmniej mam taką nadzieję ).
No nic. Dziękuję za komentarz! <3
Bywaj!
"Geralt zawsze zastanawiał się jak człowiek opięty tkaniną, wyglądający jak gruba kiełbasa ściśnięta przez kogoś, o wielkich dłoniach, mógł wyglądać ładnie." - hahah sorki, że zaczynam od tego, ale tak mi się spodobało, że nie mogłam się powstrzymać, żeby się tym nie podzielić <3 Jak Ci takie porównania w ogóle przychodzą do głowy, co? :D
OdpowiedzUsuńHahah ciekawe, czy Mike byłby zdolny do zabicia kolegi z zespołu tylko dlatego, że nie zgadzał się z nim w jakiejś sprawie :D
Oj tworzenie nowej piosenki coś im nie wychodzi, ale mam nadzieję, że sobie poradzą ;)
Ależ, czy to zbieg okoliczności, że bal oraz wyjście Chestera ze szpitala odbędzie się za około dwa tygodnie? <3 Znów się spotkają w tym samym gronie. Tylko co z tego wyniknie? Mi przed oczami od razu rozgrywa się bójka <3 Jeszcze nie wiem, kto z kim się bije, ale myślę, że wymiana zdań nie będzie miła. No chyba, że w przypływie radości zapomną o wszystkim :D
Ach ten Lambert jest złośliwy :D I takiego go lubię, tylko... Co z Pat? Kto z nią przyjdzie na bal? Kurcze, tutaj mnie zaskoczyłaś, że będzie jakiś przystojniak :D Mam nadzieję, że będzie coś nie coś o przygotowaniach jak i o samym balu :D Również nie mogę się tego doczekaćć!! ;)
Oba fragmenty - i ten o wiedźminach, i ten o zespole - bardzo przypadły mi do gustu <3
Pozdrawiam Cię serdecznie, nie wiedząc, co jeszcze dodać.
Zuza <3
Sama byłam zdziwiona pomysłem, który mnie nawiedził. Od samego początku była to kiełbasa, lecz pierwotną wersją była kiełbasa w za ciasnej siatce (chyba wiesz o co chodzi). Ale przecież sukienka to nie siatka, soł. xD
Usuńps Tak, wiem, za dużo słowa ,,była''. ;-;
Jestem ciekawa czy będziesz zaskoczona, kiedy dowiesz się kto jest towarzyszem Pat. :D
No nic. Dziękuję za komentarz. <3
Bywaj!
Mistrzostwo świata, kochana!
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie rozwala na łopatki - i pod względem fabularnym (no prostu... komediowy brylancik!) i pod względem stylistycznym (ładne opisy i wartka fabuła :)
Muszę Ci powiedzieć, że naprawdę dobrze prowadzisz postać Geralta. Bardzo wiarygodnie - Twoja wizja jego charakteru w zasadzie nie różni się od tej oryginalnej. Świetnie oddajesz to w dialogach :)
Keep up with the good work! <3
Meredith z mirkwood-story.blogspot.com
A dziękuję, dziękuję. <3 Naprawdę miło czytać takie komentarze. Aż chce się od razu zacząć pisać kolejny rozdział (co ostatnio niestety nie jest takie proste ;-;).
UsuńJeszcze raz dziękuję i zaraz szybciutko lecę czytać Twoje opowiadanie. <3
Bywaj!