piątek, 26 grudnia 2014
środa, 24 grudnia 2014
Wesołych Świąt!
Z okazji tych świąt, życzę Wam wszystkiego najlepszego, abyście mieli duuuużo pieniążków, fajnych kolegów/koleżanek, przyjaciół, którym możecie zaufać. Abyście pojechali na następny koncert Linkinów i takie tam(jestem słaba w wymyślaniu jakiś świetnych życzeń)
Życzę Wam, abyście po prostu byli szczęśliwi.
Wesołych Świąt!
Tak swoją drogą jest już 30 000 wyświetleń. Jestem Wam ogromnie wdzięczna. No... jesteście niesamowici. Nawet nie wiecie jak szczęśliwa z tego powodu jestem, że komuś chce czytać się moje wypociny. Dziękuję Wam wszystkim.
Szczególnie chcę jednak podziękować tym, którzy próbują komentować wszystkie moje rozdziały.
Jeszcze raz wielkie dzięki. <3
Przepraszam za brak one shot'a, ale nie miałam kompletnie weny.
Przepraszam za brak one shot'a, ale nie miałam kompletnie weny.
sobota, 20 grudnia 2014
IX
- Nie zrozumiesz tego. Nawet nie wiesz jak się teraz
denerwuję – powiedział lekko zestresowany Chester.
- Spokojnie, jakoś to będzie – Dave uspokajał Benningtona. –
Fajnie, że dyrektor ośrodka pozwolił ci wyjść i załatwić tę sprawę.
- Podzielałbym twoje szczęście rudzielcu, gdyby nie ci
ludzie, którzy nas obserwują – wokalista pełen rozczarowania spojrzał na
uśmiechającego się Farrella. – Zresztą, dobra, trzeba już iść.
- Masz rację – odrzekł basista i oboje ruszyli szarym
chodnikiem. Za nimi wlekli się specjalni ludzie, którzy kontrowali zachowanie
Chestera. – Nie mówiłeś nic chłopakom o twoich zamiarach? – Bennington pokiwał,
że nie. Głowa muzyka była przepełniona dziwnymi, pesymistycznymi myślami. Im
bliżej znajdowali się celu tym bardziej jego ciało drgało. Kiedy dotarli jego
serce waliło tak mocno, że czuł jakby miało zaraz wyskoczyć.
- O, pan Bennington – niska kobieta o niebieskich oczach i
blond włosach wesoło przywitała mężczyznę, który prawie mdlał ze zdenerwowania.
– Zapraszam. – dodała po chwili i wskazała drogę. – Ale jednak może pan sam
przyjdzie? – spojrzała na Dave’a i tajemniczych ludzi. Chester tylko skinął głową.
Szedł wolnym krokiem za panną Jessicą. Gdy weszli do małego pokoju, oboje
usiedli. – Teraz pan tylko podpisze i już wszystko gotowe – uśmiechnęła się.
Muzyk szybko przeleciał wzrokiem po całej kartce, a następnie trzęsącą się
dłonią podpisał papier. – Okej, to ja zaraz wracam – Bennington został sam. Bał
się. Nagle do pomieszczenia weszła niska brunetka. Szła lekko przygrabiona, a
jej oczy skierowane były na podłogę. Po mimo tego, iż widziała się w muzykiem
tyle razy, to spotkanie było dla niej bardzo stresujące. Dopiero po paru
sekundach spojrzała na wokalistę i lekko uśmiechnęła się. Dziewczyna miała
siedemnaście lat. Mężczyzna widząc ją wyszczerzył białe zęby.
- Alex – powiedział wesoło, a po chwili podszedł do
nastolatki i przytulił ją – był szczęśliwy.
***
Shinoda schodząc na dół poczuł piękny zapach. Szybszym
krokiem wszedł do jadalni i zobaczył, że przy stole siedzi Lucy, która zajada
się tostami. Na miejscu Mike’a również leżał posiłek. Mężczyzna usiadł naprzeciwko
dziewczyny i zaczął jeść przygotowane śniadanie. Przez parę minut trwała cisza.
- Mike, powiedz mi. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o moim ojcu
i o tym wszystkim. Wtedy powiedziałeś, że jesteś ,,zły’’. To ma związek z tą
bronią? – dziewczyna nagle zaczęła temat. Mężczyzna spojrzał na nią i przełknął
ślinę. Nie wiedzieć czemu, nie potrafił jej okłamać. Nie umiał teraz udawać, że
tak nie jest. – Tak?! – podniosła ton. Zestresowany tym wszystkim Mike nie mógł
wydusić z siebie ani jednego słowa. – A, okej, czyli jesteś zabójcą, tak? –
powiedziała poważnym głosem, jednocześnie się śmiejąc. – Może to ty zabiłeś
mojego ojca? – zaśmiała się ironicznie, jednak ogarnęło ją zdziwienie, gdy
ujrzała w tym momencie twarz mężczyzny. Spike patrzył na nią smutnym wzrokiem.
Lucy otworzyła delikatnie usta, a po chwili lekko westchnęła. – Nie możliwe –
wyszeptała.
- To nie jest tak jak myślisz Lucy – Shinoda powiedział
lekko zachwianym głosem.
- Czemu to zrobiłeś? – pokręciła delikatnie głową. Czuła jak
po twarzy spływa jej łza.
- Bo widzisz, on był agentem FBI i odkrył naszą spółkę…
- I musiałeś go zabić, tak?! – przerwała mu.
- Ja… - Shinoda spojrzał na dziewczynę smutnymi oczami. – Ja
przepraszam, nie chciałem, aby to tak wyszło. Przepraszam…
- Zabiłeś mi tatę. Zabiłeś go! – wstała i uderzyła pięścią o
stół. – Jesteś potworem! – wykrzyczała w jego stronę. – Nienawidzę Cię,
rozumiesz? Nienawidzę! – chwyciła talerz i rzuciła nim w muzyka, który odwrócił
się w tym momencie plecami. Słychać było trzask roztrzaskującej się porcelany.
- Uspokój się! – wykrzyczał dławiąc się. Czuł jak łzy
spływają mu po policzku. Czuł się okropnie. Czuł się beznadziejnie. – Nic nie
rozumiesz! – spojrzał na nią. – Nie rozumiesz – powiedział ciszej.
- Jesteś potworem – wyszeptała
ponownie. – Jebanym potworem! – wrzasnęła i rzuciła kubkiem w stronę Shinody
raniąc jego ramię. Wstała od stołu i ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Nie widzieć już nigdy twarzy Spike’a.
Przez ten cały czas ukrywał przed nią okrutną prawdę. Znienawidziła go.
Myślała, że jest on tym kimś, kto jako jedyny ją rozumie… pomyliła się.
- Czekaj…
- Czego ty ode mnie chcesz? – dziewczyna spojrzała
zapłakanymi oczyma na wuja.
- Błagam, poczekaj… - mężczyzna chwycił ją za rękę.
- Czemu mi to zrobiłeś? – powiedziała cicho.
- Przepraszam – wyszeptał, patrząc w podłogę. – Zostań,
błagam – dodał po chwili.
– Najpierw zabiłeś mi ojca – przerwała. - Skąd mogę mieć
pewność, że nie zabijesz jeszcze mnie? Błagam daj mi po prostu odejść –
powiedziała dławiąc się łzami. Mike mimo wewnętrznej walki puścił delikatną
dłoń dziewczyny i obserwował jak ta znika za drzwiami. Stał w miejscu i patrzył
przed siebie, jednocześnie czując jak ciepłe kropelki spływają po jego
bezradnej twarzy. Po paru minutach, kiedy to wszystko zaczęło do niego docierać,
zaczął kierować się w stronę salonu. Usiadł na kanapie. Czuł jedynie lekkie
szczypanie w okolicy ramienia i ból w sercu. Coś w nim pękło. Stracił ją. Po
chwili rozpłakał się jak małe dziecko i zakrył szorstkimi dłońmi twarz. Nie
miał siły wstać i pobiec za nią. Po prostu nie mógł. Siedział bezradnie. Nie
wierzył, że to okropne uczucie znów opanuje jego ciało. Za szybko to wszystko
się potoczyło. Miało być zupełnie inaczej… lepiej. Wstał i udał się do
przedpokoju. Stanął naprzeciwko lustra. Widząc swoją zapłakaną twarz zrobiło mu
się niedobrze. Był na siebie wściekły. Brzydził się sobą. W jednej chwili
chwycił przedmiot, który znajdował się przed nim i rzucił nim z całej siły o
podłogę. Setki malutkich kawałeczków rozeszło się po podłodze. Shinoda nie
przejmował się tym. Wręcz przeciwnie, poczuł pewnego rodzaju ulgę. Spojrzał na
krwawiące dłonie, a po chwili oparł się o ścianę, po której osunął się na dół.
Znów zaczął płakać. Tak bardzo bolało go serce. Aż za bardzo. Chciał cofnąć
czas i rozegrać to zupełnie inaczej. Przepełniająca go desperacja sprawiała, że
brakowało mu sił na cokolwiek. Nie radził sobie z tym cholernym uczuciem. Nie
mógł tego znieść. Po jakimś czasie słyszał jedynie swój ciężki oddech. Bał się
o nią. Co się z nią teraz stanie. Jego oczy delikatnie błyszczały, zupełnie jak
małe światełka na choince. Umierał wewnątrz siebie. Miał już dość życia. Dość
siebie… Czemu nie potrafił po prostu wstać i o tym zapomnieć? Sam nie wiedział
czemu tak się dzieje. Zamknął oczy. Chciał choć na chwilę zapomnieć…
niedziela, 14 grudnia 2014
VIII
Bennington
otwierając oczy jednocześnie chciał się przeciągnąć, lecz coś sprawiło, że nie
mógł tego zrobić. Rozejrzał i uśmiechnął się, gdy zauważył stojących przy nim
przyjaciół, jednak uśmiech i radość zaczęły znikać, kiedy powoli zorientował
się gdzie jest.
-
Jasna cholera – pomyślał Chester, łapiąc się za głowę.
-
No, nareszcie obudziłeś się – zaśmiał się Brad, chodź nikomu do śmiechu nie
było. Stan wokalisty był poważny, nie tylko ten fizyczny, ale i psychiczny.
Chłopaki musieli dobierać uważnie słowa i
uważać, by czasem nie zdenerwować lub zaniepokoić kolegę. Mężczyzna z
tunelami leżał i nie odzywał się. Nie miał ochoty. Miał wyraźnie niezadowoloną
minę.
-
Kto mnie tu przywiózł? – wycedził przez zęby, a następnie spojrzał wrogim
wzrokiem na resztę zespołu. Przyjaciele patrzyli na siebie zaniepokojonymi
oczami. Przez chwilę zawahali się.
-
Mike – odpowiedział niepewnie Rob. – Ale nie miej mu tego za złe. Chciał dobrze
– dodał po chwili spokojnym głosem.
-
Chciał dobrze? Przez niego muszę tu leżeć. Leżeć w tym zasranym ośrodku.
Myślicie, że nie wiem gdzie jestem? Mylicie się.
-
Spokojnie Chester – Dave przerwał wypowiedź Benningtona.
-
Słucham? Jak mam być spokojny skoro mój ‘’ najlepszy’’ przyjaciel wsadził mnie
do tego gówna? Przez niego znów będę przechodził piekło! – wykrzyczał.
-
Uspokój się, on chciał ci pomóc Chaz – Joe widząc stan przyjaciela, próbował go
uspokoić.
-
Gówno prawda! – podniósł głos. - Jeszcze pan Michael nie przyszedł sobie. No
jasne – powiedział już spokojniejszym tonem. – Możecie już sobie iść? – zespół
spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Przepraszam, ale chciałbym zostać sam –
dodał po chwili.
-
Jak wolisz. Tylko pamiętaj, on zrobił to dla twojego dobra – zanim wyszli, Rob
zwrócił się do niego spokojnym i pełnym przekonania głosem. Gdy zamknęły się
drzwi, Chester zasłonił oczy i zaczął płakać. Chciał to zrobić już wtedy, kiedy
się obudził, ale nie wypadało tego robić przy kolegach.
-
Nienawidzę go – pomyślał, po czym wbił sobie paznokcie w głowę. Przez głowę
przeleciały mu myśli, aby już więcej nikomu nie ufał. Zastanawiał się długo nad
tym, aż w końcu podjął decyzję. Otworzył oczy i zmienił pozycję. Usiadł na
wprost szarej ściany i wpatrywał się w nią. Patrzył wciąż w jeden punkt. Wciąż
rozmyślał czemu jego najlepszy przyjaciel tak go zdradził. A co jeśli fani się
dowiedzą i jego tak dobrze wyrobione imię nie będzie już nic znaczyło? Nagle jego wzrok zwrócił się ku górze.
-
Chyba ciebie tam nie ma, co? Cały czas się modlę, a ty i tak nic nie robisz,
powiedz mi, jak to jest możliwe, co? – wyszeptał chicho. – Chciałbym w ciebie
wierzyć, ale jakoś nie mam powodów, by to robić dalej – zakończył, a następnie
położył się na brzuch, kładąc twarz w pachnącą ośrodkiem poduszkę.
Benningtonowi zbierało się na wymioty, gdy czuł ten obrzydliwy zapach. Gdyby
tak zobrazować jego samopoczucie ludzie zobaczyli by gówno. Tak bardzo chciał
stamtąd wyjść. Opuścić to chore miejsce. Być wolnym. Czuł się jak dziecko, które porzucono.
Przewrócił się na bok i złożył się w kłębek.
Łzy same cisnęły mu się na przekrwione oczy. Ponownie szorstkimi dłońmi
zakrył twarz, a następnie otworzył lekko usta. Znów zaczęły pojawiać się
powody, by nienawidził swojego życia. Mimo
wszystkich dóbr materialnych było mu źle. Chłód coraz bardziej otulał jego ciało,
wprawiając je w lekkie drgania. Przykrył się kołdrą, a następnie skulił się
jeszcze bardziej. Zamknął oczy i przestał myśleć. Brakowało mu już sił. Wyłączył się tak nagle, a następnie zasnął.
***
- Słuchaj Lucy, muszę wyjść na jakieś dwie godziny, zrobisz
obiad? – Shinoda powiedział spokojnym głosem, jednocześnie zarzucając na siebie
skórzaną kurtkę. Dziewczyna tylko skinęła głową i wyszczerzyła białe zęby,
sprawiając, że na twarzy Shinody również pojawił się uśmiech. – Pa – dodał, a
po chwili wyszedł z mieszkania. Spokojnym krokiem szedł po szarym chodniku i
delektował się ciepłym słońcem, którego promyki padały na poważną twarz
bruneta. Wędrował tak przez 10 min, aż dotarł do celu. Stał przed ogromnym
domem swojej ofiary i obserwował czy nie ma tu żadnych kamer. Stwierdzając ich
brak, założył kominiarkę i przygotował broń. Przechodząc przez bramę usłyszał
czyjś głos. Szybko schował się w pobliskim krzaku i obserwował okolicę. Postać
była za domem. Powoli i bardzo ostrożnie kierował się właśnie w tamtym
kierunku. Gdy zauważył swoją ofiarę kąpiącą się luksusowym basenie wpadł na
pomysł idealnego i tragicznego zabójstwa. Założył rękawiczkę, wyciągnął
paralizator, a następnie włączył go. Serce waliło mu jak szalone. Mimo dużego
doświadczenia w tej robocie, czuł się teraz trochę niepewnie. Nagle wrzucił przedmiot
do wody. W jednej chwili prąd rozszedł się po całej powierzchni wody, rażąc
potwornie człowieka, który się tam znajdował, sprawiając, że zginął.
Shinoda uśmiechnął się pod nosem, a następnie ostrożnie wyszedł z posiadłości. Patrząc
czy nikogo nie ma w pobliżu, zdjął kominiarkę, oraz rękawiczki i udał się do domu z uśmiechem na twarzy. Wracając
czuł w sobie pewnego rodzaju zadowolenie z wykonanej roboty. Wchodząc do
mieszkania, zdjął kurtkę i powiesił ją na srebrnym haczyku. Postanowił odłożył
bronie, za nim Lucy tu przyjedzie. Zszedł do piwnicy i tam powędrował do specjalnego
pomieszczenia. Gdy wszedł prawie dostał zawału, drzwi do pokoju, który otwierany był na
dobrze ukryty guzik, były uchylone . Chwycił pistolet i powolnym krokiem wchodził
do środka. Otworzył szeroko oczy, gdy zauważył tam dziewczynę o fioletowych włosach.
Ta patrzyła na niego z ogromnym zdziwieniem. Nie odzywała się.
- Wytłumaczę ci to – zaczął spokojnie nieco zdenerwowany
brunet. – Ja po prostu kolekcjonuję bronie – dodał po chwili zastanowienia.
Twarz kobiety wydawała się być bardziej spokojniejsza, ale nadal zdziwiona. Po chwili spojrzała się na jego dłonie. – No co?
Właśnie kupiłem nowe modele – uśmiechnął się sztucznie, a po chwili odłożył
broń na specjalne miejsce. Lucy w lekkim szoku opuściła pomieszczenie i udała
się do góry. Shinoda odetchnął cicho. – Jasna cholera – pomyślał, a następnie
złapał się za głowę. Bał się teraz tak
po prostu wyjść i zacząć rozmawiać z dziewczyną. A co jeśli się wyda? Głowa
Mike’a zapełniona była różnymi myślami. Tymi pesymistycznymi, ale też
optymistycznymi. Zamknął oczy, a
następnie zacisnął ręce w pięści. Tak cholernie się bał jej reakcji.
Okej, Udało mi się napisać rozdział.
Mam nadzieję, że Wam się spodobał.
Na święta planuję dla Was one shot'a jako prezent ode mnie.
Do następnego. <3
sobota, 29 listopada 2014
VII
Shinoda otworzył szeroko oczy i zerwał się z miejsca.
Gwałtownie reagując na to co się wydarzyło, nie reagując na rzeczywistość spadł z łóżka, uderzając z hukiem o podłogę.
Dopiero po tym momencie zauważył, iż jest w swoim pokoju. Przetarł spocone
czoło i usiadł, opierając się o drewniany przedmiot. Rozglądał się uważnie po
całym pokoju, który był w stylu nowoczesnym i co chwilę mrugał. Jego sen był
tak realistyczny, że nie wiedział, iż to wszystko co się wydarzyło, było tylko
wytworem jego głowy. Nagle przypomniał sobie o zniknięciu Dave’a. Z pośpiechem wstał
z zimnej podłogi, wyłożonej białymi płytami i sięgnął, znajdujący się na
drugiej połowie łóżka telefon. Następnie wybrał numer do Roba i połączył się.
- Słucham? – głos
Roberta zdawał się być jeszcze bardziej spokojny niż zwykle.
- Rob? Jak tam z Dave’em. Znalazł się?
- Słucham? Przecież Dave jest u mnie – odpowiedział z lekkim
zdziwieniem. – O czym ty mówisz?
- Ale… - Shinoda przerwał i zmarszczył czoło. –
Nie ważne. Cześć – pożegnał się i rozłączył się. Mike stał z otwartą buzią i
zastanawiał się nad zaistniałą sytuacją. – No nieźle – wyszeptał pod
nosem. Spokojnym krokiem wyszedł z
pokoju i udał się na dół. Wchodząc do kuchni poczuł dziwny zapach, zupełnie
jakby ktoś przed chwilą robił tu obiad, tylko, że dla jakiegoś zwierza. Nadal
marszcząc czoło powędrował do salonu. Na kanapie leżała wygodnie Lucy. Spała i
to bardzo mocno, bo nie obudził jej huk, który przed chwilą spowodował Spike
uderzając ramieniem o szarą ścianę. Z jego ust wydobył się cichy syk
niezadowolenia i bólu. Mimo to, zachował spokój. To zachowanie w niczym nie przypominało bruneta. Normalnie zacząłby
krzyczeć i obwiniać cały świat o to, iż coś tu stoi. Spojrzał na stół, na
którym stał talerz z resztkami jakiejś dziwnej potrawy, wyglądającej raczej,
jak to ocenił Mike, jak wymiociny kota
jego taty. Lekko uniósł jedną brew do góry, a następnie usiadł na wygodnym fotelu.
Obserwował dziewczynę, która leżała naprzeciwko niego i cicho pochrapywała.
Odgłosy, jakie wydawała z siebie Lucy sprawiały, iż Shinoda ledwo powstrzymywał
się przed atakiem śmiechu. Po dłuższej
chwili przeszło mu i zachował powagę. Patrząc na dziewczynę delikatnie się
uśmiechał. Poczuł jak coś ciepłego wypełnia jego środek. Uczucie to dla Mike’a
było nowe i dziwne. Brunet zmarszczył czoło i powoli analizował co się z nim dzieje. Chwytając za czarny materiał,
ściągnął z siebie ulubioną bawełnianą bluzę i oparł się o miękkie oparcie. W
pokoju słychać było tylko dziwne odgłosy Lucy, której fioletowe włosy dotykały
podłogi, albo wchodziły jej do ust. Spike widząc niesforną fryzurę, podszedł do
kobiety i delikatnie, by jej nie obudzić, złapał za kosmyki i założył je za
ucho dziewczyny. Gdy to zrobił, z powrotem usiadł na swoje miejsce i zamknął
oczy. Wsłuchiwał się w swój oddech i badał uczucie, które odczuł.
-
Dzięki – Shinoda usłyszał nieoczekiwanie i gwałtownie podniósł powieki. Spojrzał
na Lucy, która teraz siedziała i wpatrywała się w niego. Jej błyszczące oczy
nie dawały mu spokoju. Piękne, mieniące się niczym lampki świąteczne oczka.
- Za
co? – spytał po chwili zamysłu i z lekkim zdziwieniem patrzył na kobietę.
- Za
to, że po prawiłeś mi włosy – powiedziała wesoło i uśmiechnęła się tak, że na
twarzy Mike’a również pojawił się uśmiech.
- A
nie ma za co – zaśmiał się cicho, a następnie przejechał czarne włosy dłonią.
-
Podziwiam, że potrafisz spać na siedząco – Lucy zachichotała się, a po chwili
odgarnęła kosmyki fioletowych włosów na bok, by nie opadały jej na twarz. Shinoda
miał pytający wyraz twarzy. – Spałeś dobre dwie godziny – wyjaśniła. Oczy Mike’a
otworzyły się szeroko.
- No
nieźle – pokiwał głową, a następnie zaśmiał się. – A ty mnie tak obserwujesz od
tych dwóch godzin?
-
Możliwe – powiedziała ledwo słyszalnym głosem, jednocześnie odwracając wzrok.
Spike uśmiechnął się.
-
Tak swoją drogą, gotowałaś coś, prawda? – brunet zmienił temat.
-
Tak.
- Co
gotowałaś?
-
Gulasz – odpowiedziała nie pewnie, bojąc się dalszych pytań. Bała się, że coś
przeskrobała.
-
Aaaa… Okej – Shinoda zaśmiał się głośno.
- A
co? – Lucy była wyraźnie zdziwiona zachowaniem Mike’a.
-
Nie nic. Po prostu myślałem, że są to kocie wymiociny – Spike zakrył głowę
dłonią i chichrał się.
-
Słucham?
-
Chodź. Może nauczę cię jak robisz ładny i smaczny gulasz – zaproponował muzyk,
a po chwili wstał z miejsca. Humoru mu nie brakowało. Dziewczyna udała się za mężczyzną, wciąż mając
zdziwienie na twarzy. – Okej, najpierw wyciągamy chleb. Następnie masło, ser,
szynkę, co tam ci się podoba. Następnie smarujemy sznytkę i kładziemy na niej
to co lubimy. Gotowe! – ostanie słowo wykrzyczał, przy czym podniósł kanapkę do
góry.
-
Ale to nie jest gulasz – zaśmiała się Lucy.
- To
miał być gulasz?
-
Tak – dziewczyna wyraźnie nie mogła powstrzymać swojego śmiechu.
-
Śmiejesz się z mojego ‘’gulaszu’’? – udając złość chwycił szynkę i uderzył nią
delikatnie w policzek kobiety.
-
Ach tak? – nieoczekiwanie Shinoda dostał w głowę z sera. Po dłuższej bitwie,
obydwoje znaleźli się na podłodze. Wokół nich leżały rozrzucone sznytki chleba, plasterki szynki. Płytki
ubrudzone masłem, były całe żółte i przypominały kafelki w brudnej, publicznej
toalecie w jakimś obskurnym barze.
-
Trzeba to będzie posprzątać – nagle Mike zrobił się poważny, a po chwili głośno
westchnął.
-
Wiesz co? Myślałam, że ta cała sława cię zepsuła, że to przez nią o nas
zapomniałeś – Lucy wydusiła z siebie z trudem. Spike zawiesił się na chwilę.
Jego oczy wydawały się dziwne i nienaturalne. Zupełnie jakby coś go opętało.
- To
nie chodziło sławę – zaczął. – Zresztą nie zapomniałem o was – wymamrotał pod
nosem wpatrując się przed siebie. – Wiele razy chciałem do was przyjechać,
spotkać się z wami, ale było to fizycznie nie możliwe – dodał po chwili. – Bo widzisz.
Z twoim tatą nie układało nam się zbyt dobrze. Kłóciliśmy się, wyzywaliśmy od
najgorszych, ale dopiero potem pewne wydarzenie spowodowało, że zupełnie
straciliśmy kontakt. Chciałem zobaczyć chociaż ciebie, ale on… On twierdził, że
nie powinienem się tobie pokazywać i nawiązywać z tobą kontaktów, bo jestem… -
przerwał. Lucy wpatrywała się zdezorientowanym wzrokiem w zamyślonego Shinodę.
Czekała na dalszą część, ale ona nie nastąpiła.
- Bo
jestem? Kim jesteś? – jej ciekawość nie dała jej spokoju.
- Bo
nie jestem odpowiednim przykładem dla ciebie – odpowiedział. – Wiesz, dużo
przeklinam, krzyczę i tak dalej. Jestem po prostu zły – spojrzał na nią delikatnie
się uśmiechając i próbując nie powiedzieć prawdy. Chciał jej teraz wszystko
powiedzieć. O tym wszystkim co spotkało go tamtego dnia, ale bał się. Wiedział,
że uzna go za potwora i zacznie go nienawidzić.
- Nie
jesteś zły – podniosła lekko kąciki ust, a po chwili przytuliła się do Mike’a.
I tak oto jestem z nowym rozdziałem.
Taki bardziej spokojny.
Dajcie znać w komentarzach co sądzicie. :)
niedziela, 16 listopada 2014
VI
- Masz? – dziewczyna nerwowo chwyciła za ramię swojego
chłopaka. Brunet wolno wyciągnął
kolorową paczkę z kieszeni od czarnych spodni i wręczył ją Lucy. – No nareszcie
– uśmiechnęła się pod nosem, a po chwili otworzyła pudełko i wyciągnęła
papierosa. Jej ręce delikatnie drgały, gdy szukała w kurtce zapalniczki. – Do
jasnej cholery – powiedziała cicho ze złością
na twarzy. Wysoki mężczyzna przewracając niebieskimi oczami podał
kobiecie ogień. Kiedy Lucy udało się zapalić, wyszczerzyła swoje białe ząbki,
po czym usiadła na ławce. Wpatrywała się ucieszonymi ślepkami w ciemną postać,
która stała przed nią i uśmiechała się. Po chwili miejsce obok dziewczyny
zostało zajęte. Poczuła jak zimna dłoń łapie jej drgającą rękę. Dym otaczał jej
twarz i przez chwilę ograniczał widoczność.
- I jak tam u nowego opiekuna? – brunet zaśmiał się cicho,
poczym objął Lucy. Dziewczyna wtuliła się w niego i siedziała spokojnie,
zaciągając się jednocześnie.
- Myślałam, że będzie źle. Jest fajnie – odpowiedziała i z
jej zmarzniętych ust wyleciała szarobiała chmura, która podświetlana od tyłu przez światło, wyglądała jak para. –
Jednak ostatnio… coś mnie zaniepokoiło – przerwała i wpadła w trans, a jej oczy
zrobiły się trochę zaniepokojone. Delikatne puknięcie w ramie przerwało
zastanowienie. – W sumie to… zapomniałam – skłamała. Sama musiała to wszystko
przemyśleć.
***
Gdy obudził się, spostrzegł, że nie jest we własnym domu.
Obskurne ściany, dziwne narzędzia, przedmioty. Rozejrzał się dokładnie, a po
chwili bez żadnego oporu wstał z niewygodnego łóżka. Podszedł do drzwi.
Nacisnął na klamkę. Zamknięte. Zaczął je szarpać. Nadal nic. Zaniepokojony całą
tą sytuacją spojrzał dokładnie na miejsce, w którym się obudził. Wokół pełno
zdjęć, kartek, zabawek. Nieoczekiwanie do pokoju wszedł Mike. Chester wesołym
wzrokiem patrzył na przyjaciela, jednak ten zachował kamienną twarz.
- To przez ciebie ona nie żyje – brunet wycedził przez zęby
wpatrując się oczami przepełnionymi nienawiścią.
- O co ci chodzi, stary? – Bennington ze zdziwieniem patrzył
na Shinodę. Po chwili spojrzał na fotografie, które go otaczały. Na zdjęciach
widniała Kate, ukochana dziewczyna Spike’a.
– Nie zabiłem jej.
- Zabiłeś!
- Nie zrobiłbym ci tego – dławiąc się własną śliną, chłopak
cofał się powoli do tyłu, macając jednocześnie dłońmi przestrzeń, by w nic nie
uderzyć.
- Nienawidzę cię!
- Błagam, przestań. Nie zrobiłbym ci tego, naprawdę! –
wykrzyczał zdesperowany. W jego oczach pojawiły się łzy.
- A jednak to zrobiłeś…
Kochałem ją, rozumiesz? Kochałem… - na twarzy Mike’a panowała
wściekłość. Krzyk ogłuszał Chestera. Bennington powoli się kulił, aż po chwili
zakrył twarz dłońmi i zamknął oczy. W jego głowie słowo ,, Zabiłeś!’’ nasilało
się coraz bardziej, aż po chwili czuł jak rozsadza mu głowę.
- Tracimy go! Tracimy! – wysoki mężczyzna zawiadomił ludzi.
Gromada zebrała się przy ciele bezradnego mężczyzny. Serce biło coraz wolniej,
a klatka unosiła się coraz rzadziej. Wokół Chestera panował ruch, zamęt.
Wszystko by go ratować. Liczyła się
każda sekunda. Pomimo dokładnej pracy i ratunku, stan pacjenta pogarszał się.
***
- Już jestem! – Lucy wykrzyczała wchodząc do domu. Zamknęła
za sobą drzwi, a po chwili udała się do kuchni, by odłożyć wcześniej kupione
rzeczy. – Dziwne – wyszeptała pod nosem, gdy nasłuchiwała czy ktoś raczy jej
odpowiedzieć. Lekko zdenerwowana postawą jaką reprezentuje Mike, ruszyła w
stronę sypialni Shinody. Sama nie wiedziała co myśleć. Dobrze wiedziała, że
mężczyzna jest w domu. Wchodząc do pokoju muzyka, speszyła się. Mężczyzna leżał
na łóżku i był wtulony w poduszkę. Nieoczekiwanie odwrócił się w stronę
dziewczyny, sprawiając, iż ta uderzyła się o ramę od drzwi. Z jej ust wydobył
się cichy jęk. Dziewczyna wolno odsunęła się od rzeczy, o którą uderzyła. –
Przepraszam… już wychodzę – wyrzuciła z siebie po chwili zastanowienia i
szybkim krokiem udała się do swojego pokoju. Myśląc i dokładnie analizując to
co przed chwilą widziała, sama nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Oczy
Spike’a były widocznie świecące i migoczące, zupełnie jakby płakał. Kobieta
delikatnie wzruszyła ramionami, po czym podeszła do ogromnego, ozdobionego
złotą ramą lustra. – Ale się rozmazałam – pomyślała i przeklęła w duchu. Lekko
przetarła opuszkiem palca oko i usiadła na łóżku. Panowała cisza. Słychać było
jedynie świst wiatru i szczekanie psów. Siedziała w bezruchu dobre pięć minut
patrząc się w jeden punkt. Nieoczekiwanie wzięła telefon i napisała sms’a do
Jake’a. - ,, Spotkajmy się jutro o osiemnastej’’ – nie czekając na odpowiedź położyła
się. Wpatrując się w sufit, nawet nie zdała sobie sprawy, że jej powieki
samowolnie opadły. Zasnęła.
***
Shinoda wstał z łóżka i powędrował do pokoju Lucy. Po cichu
zajrzał do środka.
- Pewnie była bardzo zmęczona – pomyślał i wyszedł. Schodząc
na dół czuł jak traci powoli kontrolę w nogach. Ignorował to i dalej kroczył przed
siebie. Gdy znalazł się w kuchni, zaczął porządkować rzeczy, które kupiła
dziewczyna. Delikatnie się uśmiechnął, jednakże po chwili uśmiech znikł. Myśli
na temat Chestera wciąż krążyły w głowie bruneta, nie dając mu spokoju. Nieoczekiwanie
usłyszał dzwonek telefonu. Szybko wyciągnął komórkę i odebrał ją. – Słucham?
- Mike. Musisz nam pomóc – zestresowany ton Roba lekko
zaniepokoił Mike’a. – Dave zniknął.
- Jak to zniknął? – Spike otworzył szeroko oczy i nie mógł dopuścić
do siebie tej informacji.
- Nie ma go w domu, nie odbiera telefonu. Zupełnie jakby
wparował – Bourdon tłumaczył łamiącym się głosem. Cisza. – Przyjedź do mnie.
- Poczekaj, będę za piętnaście minut – Shinoda oznajmił i rozłączył się, wsadzając telefon z powrotem do kieszeni spodni. Wziął głęboki oddech, potem wydech i szybkim krokiem ruszył w stronę samochodu. Wszystko zaczęło się komplikować. Brunet wsiadł do auta i wyjechał z piskiem opon. – Gdzie ten rudy idiota się podziewa? – pomyślał i poczuł jak ciarki przechodzą mu po całym ciele. Dłonie znów zaczęły drgać,a jego nogi przestają współpracować z resztą ciała. – Wytrzymasz – powiedział cicho pod nosem, a po chwili przetarł mokre czoło. Światło coraz bardziej go oślepiało i zmuszało do zmrużania oczu. Jego głowa przepełniona była myślami. Znajdował się na granicy świata realnego, a wymyślonego. Wszystko mu się mieszało. Samochody, drogi. Miał już dość tego wszystkiego. Pocił się zbyt mocno. Krople potu zalewały mu ciuchy. Nagle poczuł mocne szarpnięcie i głośny trzask. Czuł upiorny ból. Rozejrzał się dookoła. Pełno ludzi. Złapał się za głowę, coś mokrego i ciepłego. Wziął dłoń przed siebie. Cała czerwona. Coraz głośniej słyszy swój ciężki oddech. Próbuje się ruszyć, nie może. Coś blokuje mu nogi. Patrzył na wszystko przerażonymi oczyma. Sam nie wiedział co się dzieje. Obraz zaczął się rozmazywać, a Shinoda tracił siły. Brakowało mu tlenu, dusił się. Powieki zaczęły odpadać samowolnie, tak samo ręce. Walczył, lecz nic to nie dało. To koniec. Nie widzi już nic. Nie reaguje na bodźce. Wokół rozbitego samochodu tłum, krzyki, przepychanki. Pełno ciekawskich i zaniepokojonych twarzy. Ktoś dzwoni po pomoc. Karetka zjawia się po pięciu minutach, tak samo straż pożarna. Ostrożnie uwalniają bezwładne, całe od czerwonej substancji ciało. Ratownicy sprawdzają tętno. Chwil ciszy. Matki uciszają płaczące dzieci, a reszta próbuje podejść jak najbliżej, jednak utrudniają im to strażacy, którzy ogrodzili teren.
- Poczekaj, będę za piętnaście minut – Shinoda oznajmił i rozłączył się, wsadzając telefon z powrotem do kieszeni spodni. Wziął głęboki oddech, potem wydech i szybkim krokiem ruszył w stronę samochodu. Wszystko zaczęło się komplikować. Brunet wsiadł do auta i wyjechał z piskiem opon. – Gdzie ten rudy idiota się podziewa? – pomyślał i poczuł jak ciarki przechodzą mu po całym ciele. Dłonie znów zaczęły drgać,a jego nogi przestają współpracować z resztą ciała. – Wytrzymasz – powiedział cicho pod nosem, a po chwili przetarł mokre czoło. Światło coraz bardziej go oślepiało i zmuszało do zmrużania oczu. Jego głowa przepełniona była myślami. Znajdował się na granicy świata realnego, a wymyślonego. Wszystko mu się mieszało. Samochody, drogi. Miał już dość tego wszystkiego. Pocił się zbyt mocno. Krople potu zalewały mu ciuchy. Nagle poczuł mocne szarpnięcie i głośny trzask. Czuł upiorny ból. Rozejrzał się dookoła. Pełno ludzi. Złapał się za głowę, coś mokrego i ciepłego. Wziął dłoń przed siebie. Cała czerwona. Coraz głośniej słyszy swój ciężki oddech. Próbuje się ruszyć, nie może. Coś blokuje mu nogi. Patrzył na wszystko przerażonymi oczyma. Sam nie wiedział co się dzieje. Obraz zaczął się rozmazywać, a Shinoda tracił siły. Brakowało mu tlenu, dusił się. Powieki zaczęły odpadać samowolnie, tak samo ręce. Walczył, lecz nic to nie dało. To koniec. Nie widzi już nic. Nie reaguje na bodźce. Wokół rozbitego samochodu tłum, krzyki, przepychanki. Pełno ciekawskich i zaniepokojonych twarzy. Ktoś dzwoni po pomoc. Karetka zjawia się po pięciu minutach, tak samo straż pożarna. Ostrożnie uwalniają bezwładne, całe od czerwonej substancji ciało. Ratownicy sprawdzają tętno. Chwil ciszy. Matki uciszają płaczące dzieci, a reszta próbuje podejść jak najbliżej, jednak utrudniają im to strażacy, którzy ogrodzili teren.
I tak oto udało mi się dodać w tym tygodniu rozdział. Napiszcie w komentarzach co sądzicie o rozdziale. :)
niedziela, 9 listopada 2014
V
Lucy nie pytając o nic nadal wpatrywała się w zakłopotanego
mężczyznę.
- No co? – spytał, udając, że nic się nie stało. – Pomagałem
kobiecie, która miała wypadek – dopowiedział po chwili. Sprawił, że na twarz
dziewczyny zrobiła się jakaś inna…, mniej zestresowana.
- A co się stało? – cicho zadała pytanie i spojrzała w
brązowe oczy muzyka.
- Opowiem ci później, dobrze? Zrobisz herbatę? Ja pójdę się
umyć – rzekł i udał się na górę. Chwycił przypadkowe ciuchy na przebranie i
poszedł do łazienki. Odkręcił wodę i obserwował jak napełniała masywną, białą
wannę. Gdy rozbierał się, poczuł delikatne szczypanie. Zignorował to. Spojrzał
w ogromne lustro nad pięknym zlewem. Zmęczone, podkrążone oczy patrzyły na
lekko ubrudzoną twarz. Przejeżdżając szorstką dłonią o buzię, ściągnął z siebie
minimalną warstwę kurzu. Wziął głęboki oddech i zamknął powieki. Cała ta
sytuacja na dole, dała mu do myślenia i zastanowienia nad swoim zachowaniem.
Przecież od momentu, gdy w jego domu zamieszkała Lucy, nie może od tak sobie
wejść do budynku z krwią na rękach. Jednak miał coś ważniejszego na głowie.
Musiał wymyślić historię, która choć trochę będzie realna. Cicho wzdychając,
wszedł do napełnionej wodą wanny. Szczypanie nie dało mu spokoju. Spojrzał na
swoją klatkę piersiową. Cała poraniona, tak samo nogi. Shinoda bardzo się
zdziwił.
- Do jasnej cholery? Jak to możliwe? – zamknął oczy i zabrał
się za oczyszczanie ran. Oblewając swoje ciało przezroczystą cieczą, czuł jakby
kwas żarł jego skórę. Każde chlapnięcie zadawało mężczyźnie ogromny ból, mimo
to zaciskał zęby i dalej robił swoje. Gdy skończył, wyszedł z wanny i zaczął
się wycierać. Robił to bardzo ostrożnie i delikatnie, by nie uszkodzić nacięć
na ciele. Będąc suchym, mógł założyć na siebie czyste ciuchy. Gdy to zrobił
podszedł do zlewu i zabrał się za mycie brudnej twarzy. Patrząc w lustro powoli
zaczął sobie zdawać sprawę, że musi bardziej uważać, i że nie jest idealny w
swojej branży. Schodząc na dół czuł piękny zapach herbaty, którą zrobiła Lucy.
Dziewczyna siedziała w salonie i wpatrywała się w idącego muzyka. Mężczyzna
usiadł naprzeciwko niej i zabrał się za picie napoju.
- To co się tam wydarzyło? – spytała niepewnie, wciął
patrząc na Mike’a. Shinoda spojrzał na nią lekko zdziwionym wzrokiem.
- Na pewno chcesz wiedzieć? – zadał pytanie, lekko
sugerując, aby dziewczyna nie pytała o historię.
- Na pewno – mimo oczu Kenji’ego Lucy chciała poznać prawdę.
- No dobrze – brunet odchylił się i oparł się o wygodną
kanapę. Popatrzył chwilę na kobietę o fioletowych włosach, a po chwili lekko
westchnął. – Idę… - pukanie przerwało
wypowiedź muzyka. Zdziwiony mężczyzna
wstał i udał się w kierunku drzwi. Otwierał je powoli, w razie jakby ktoś
nieznajomy chciał zaatakować domowników. Nieoczekiwanie do pokoju wpadł
Chester. Wyraźnie zaniepokojony zachowaniem przyjaciela Mike odsunął się szybko
do ściany i obserwował Benningtona.
- Pomóż mi – wysapał. Drobny chłopak podszedł do bruneta i
chwycił go za ramiona, po czym zaczął szarpać z całych sił.
- Uspokój się! – donośny głos Shinody rozniósł się po całym
domu, sprawiając, że wokalista zespołu Linkin Park trochę się uspokoił. Jednak
w jego oczach panowało zamieszanie. Pewnego rodzaju dzikość. Duże, okrągłe
źrenice patrzyły z niepokojem na otoczenie. Zupełnie jak opętany człowiek. –
Jedziemy cię zbadać – Spike szybko podjął decyzję. Chwycił niczego nie spodziewającego
się przyjaciela i zaciągnął go do samochodu. Zapiął go i ruszył z piskiem opon.
Stało przed nim ogromne wyzwanie. Musiał jechać szybko, patrzeć na drogę i
bacznie obserwować Chestera. Jego ciało drgało z zdenerwowania. Patrzenie na to
jak jego kumpel cierpi było dla niego zbyt bolesne. Bennington wił się we
wszystkie strony, pocąc się jednocześnie. Oczy latały od lewej do prawej, od
dołu do góry, na ukos, wszędzie. Wszystko mu się mieszało. Nie wiedział czy
widzi Mike’a czy też może Roba. Obraz zaczął się rozmazywać, potem zaostrzać i
tak w kółko. Ciemność, jasność, półmrok. Kreski, kółka. Jego paznokcie wbijały się w podrażnioną
skórę lub siedzenie. Pulsowanie w głowie nie dawało mu spokoju. Shinoda jechał tak szybko jak potrafił. Na
jego czole pojawiły się kropelki potu. Ręce trzęsły się jeszcze bardziej, a
zęby raniły usta. Gdy dotarli na miejsce, brunet chwycił przyjaciela i szybko
wniósł go do środka. – Pomóżcie mu! – wykrzyczał zdesperowany. W jednej chwili
zbiegli się ludzie, zabrali Benningtona i kazali Spike’owi pozostać na miejscu.
Zdezorientowany mężczyzna patrzył jak jego kolega znika za dużymi, białymi
drzwiami. Nieoczekiwanie w oczach Mike’a pojawiły się łzy. Chester patrzył
bezwładnie na ludzi, którzy się nad nim pochylali. Wszędzie niebieski.
Nieznajome twarze, głosy. Nagle jasność oślepiła go niczym słońce. Głośne
piszczenie w głowie, krzyki. Kłucie
w rękę. Jego oddech był
coraz cięższy, a obraz bardziej rozmazany. Próbował ruszać rękoma, nie mógł.
Coś go więziło. Jego twarz cała spocona, ręce tak samo. Świat wiruje. Wszystko
na niego spada. Białe ściany, ludzie. Przerażenie w oczach muzyka było bardzo
widoczne. Szarpał się, chciał się wydostać. Zaczął krzyczeć. Palce chwytają za
dziwny w dotyku materiał. Ściemniło się. Noc? Dezorientacja Benningtona była
ogromna. Nie widzi nic. Nie słyszy. Pustka.
---
- Może pan wrócić do domu – wysoki doktor dał znać
Shinodzie, że jego przyjaciel jeszcze tu trochę posiedzi. Mimo gryzących się
myśli, Mike postanowił posłuchać mężczyzny. Wsiadł do samochodu. Posiedział
chwilę, a po chwili ruszył. Droga ta była wyjątkowo długa i męcząca. Brunet
chciał znaleźć się już w domu, położyć się i odpocząć od tego wszystkiego. Zbyt
dużo się dziś wydarzyło. Światła ozdabiały szare i smutne ulice. Na chodnikach
rzadko pojawiał się przechodzień. W oczach Spike’a odbijał się obraz otoczenia.
Był blisko załamania. Widząc swój dom lekko się uśmiechnął. Wjeżdżając na
podwórko zauważył, że drzwi od domu są otwarte. Szybko wysiadł z samochodu i
wpadł do mieszkania. Kuchnia, salon, łazienka – nikogo nie ma.
- Lucy?! – wykrzyczał na cały dom. Szybkim krokiem udał się
do góry. Tam też jej nie było. Wchodząc do swojego pokoju zauważył karteczkę.
,, Jestem w sklepie, będę o 22’’
Shinoda wziął głęboki oddech, a po chwili usiadł na łóżko. Spojrzał
na zegarek.
- Zaraz będzie – wyszeptał i położył się. Cała ta sytuacja z
Benningtonem nie dawała Mike’owi
spokoju. – Czemu go nie pilnowałem? – spytał sam siebie, a następnie położył
szorstkie dłonie na bladą twarz. Zamknął powieki i zaczął płakać. Jego ręce
lekko zjechały na dół, a oczy otworzyły się i patrzyły w biały sufit. Czuł jak
ciepłe łzy mkną po policzkach. Miał już dość. Przewrócił się na bok i
obserwował kołyszące się drzewa za oknem. Czuł jakby pustkę. Mimo tego, że u
brunet miał serce z kamienia, czuł cholerny ból.
_________________________________________________________________________________
I tak oto napisałam dla was rozdzialik. Przepraszam za dłuuuuuugą nieobecność, ale sami wiecie szkoła, nauka. Niestety w tym roku muszę bardzo wziąć się za siebie, bo 3 gimnazjum, potem egzamin, od którego dużo zależy. No ale, jeszcze raz przepraszam Was za zaniedbanie bloga. Jeśli chodzi o rozdział, to mam nadzieję, że Wam się spodobał. c: Do zobaczenia. <3
sobota, 11 października 2014
IV
- Ale jak to wolne? – Chester ze zdziwieniem wpatrywał się,
w stojącego przed nim Dave’a.
- Posłuchaj…, przez dłuższy czas nie ogarniam swojego życia
i po prostu chciałbym odpocząć – Farrell spokojnie kontynuował rozmowę, która
nie szła w dobrym kierunku.
- Dave, niedługo mamy trasę… trzeba się przygotować.
- Przygotuję się, odpoczywając w domu – odpowiedział z
lekkim uśmieszkiem rudy basista. Bennington zdenerwowany postawą jaką
prezentuje jego towarzysz, wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą białymi
drzwiami. Po chwili słychać było jakieś huki. Zupełnie jakby wszystko co było
wokół wokalisty spadło na podłogę. Nieoczekiwanie do pokoju wszedł Shinoda.
- Cześć wszystkim – wykrzyczał głośno brunet. Widząc
zaspanego rudzielca, który rozłożył się na kanapie, ciśnienie lekko mu się
podniosło. – Zamiast pracować przed ważną trasą koncertową, ten idiota śpi –
marszcząc czoło, przeszedł do pomieszczenia obok. Spojrzawszy na Chestera klękającego na
podłodze, uniósł delikatnie jedną brew do góry. – Co tu się wyczynia? – zapytał
cicho i niepewnie. Zupełnie jakby nie do końca chciał znać odpowiedź.
- Nic. Po prostu mam już dość tego pieprzonego świata.
Rozumiesz? – Bennington wstał i bez skrupułów pchnął bruneta, który znajdował
się naprzeciwko.
- Co ty odpierdalasz, stary? – Mike wyraźnie zdenerwowany
złapał przyjaciela za rękę i przyciągnął z całej siły do siebie. Ich oczy
znalazły się w jednej linii. Chester wyglądał niezbyt dobrze. Podkrążone
ślepia, bardziej czerwone niż białe białko. – Ćpałeś – Shinoda wycedził przez
zęby. W jednej chwili drobny mężczyzna wyrwał się ze szpon, które go trzymały i
wyszedł z budynku. Zarzucając kaptur od czarnej kurtki, szybkim krokiem kroczył
przez kalifornijskie chodniki. Chciał się znaleźć po prostu w domu. Przemyśleć
wszystko. Gdy otworzył masywne drzwi jego nozdrza od razu wychwyciły zapach
wódki, która znajdowała się w salonie. Nalana, czekała grzecznie na swojego
właściciela. Zamykając dom, Chester delikatnie się uśmiechał. Myśl o tym, że
zaraz znikną wszystkie problemy dodawała mu otuchy. Wesołym krokiem podszedł do
drewnianego stolika, na którym znajdował się trunek i usiadł na podłodze.
Chwytając trzęsącą się dłonią chłodną szklankę, jego oczy lekko się
rozszerzyły. Przyłożył przedmiot do ust i jednym ruchem przechylił głowę wraz z
wódką do góry, pochłaniając ciecz.
---
- Mike? Musisz przyjść – niski, męski głos zdawał się
poważniejszy niż zwykle. Shinoda wyłączył telefon i udał się do budynku, gdzie
znajdował się gang do którego należał. Wchodząc do pokoju szefa, jego ręce
lekko drgały. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł pewnego rodzaju niepokój. –
Siadaj. Mamy problem. Jeden z JAB wie, gdzie znajduję się nasza ”Baza”. Tu masz
wszystkie informacje, które są ci potrzebne. Działaj .
Mike wyszedł z pomieszczenia, jednocześnie patrząc na
kartki. Gdy dowiedział się, gdzie ma, szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.
Wiedział, że nie będzie łatwo, ale nie ma czasu, aby się lepiej przygotować.
Wróciwszy do domu, upewniając się wcześniej, że nikt nie patrzy, zszedł do
piwnicy. Tam sekretnym kodem otworzył specjalne pomieszczenie, które było
bardzo dobrze zamaskowane. Chwycił pistolet maszynowy, kamizelkę kuloodporną i
nóż. Gdy wkładał na siebie skórzaną kurkę usłyszał czyjeś kroki. To Lucy.
Shinoda szybko schował bronie pod kurtkę i z lekko speszoną miną patrzył na
schodzącą po schodach dziewczynę.
- Wujku? Gdzie idziesz? – spytała, jednocześnie uśmiechając
się. Miała nadzieję, że dziś też spędzi miły wieczór z muzykiem.
- Załatwić jedną sprawę. Przed drugą powinienem być. Pa –
Mike wysferzył białe zęby i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. – Mało brakowało –
westchnął cicho brunet. Lekko przyspieszonym krokiem wędrował ku celu. Pistolet
maszynowy delikatnie spowalniał ruch, ale wysoki mężczyzna niezbyt się tym
przejmował. Gdy znalazł się przed domem ofiary, podszedł do drzwi i zapukał. Ze
zwieszoną głową w dół czekał, aż ktoś otworzy. Nieoczekiwanie światło
oświetliło bujną, czarną czuprynę Shinody. Zaczął powoli podnosić swą twarz.
Jego uśmiech zaniepokoił faceta stojącego naprzeciwko muzyka. Zanim jednak zdążył
sięgnąć po broń, którą miał przy sobie, poczuł ostre kłucie. Kładąc swoją dłoń
na brzuch, lekko się przestraszył. Czuł jak lepka, ciepła ciecz otula jego
blade ze strachu palce. Po chwili upadł na kolana i przewrócił się na bok,
patrząc wielkimi oczyma przed siebie. Mike zamknął za sobą drzwi i wszedł do
środka, aby znaleźć potrzebne rzeczy. Wchodząc do kuchni usłyszał cichy oddech.
Był tu ktoś jeszcze. Nieoczekiwanie ktoś rzucił się na mężczyznę z nożem.
Shinoda zrobił unik i zwinnie odparł atak, podcinając napastnikowi gardło.
Bezwładne ciało opadło na białą posadzkę. Brunet rozejrzał się po mieszkaniu.
Nic nie znalazł. Wychodząc popatrzył jeszcze na leżącą ofiarę, która ledwo
dychała. Po chwili padł strzał. Krew pokryła limonową ścianę i szare drzwi. Nie
zastanawiając się nad niczym Spike wyszedł z budynku i udał się do domu.
Wchodząc do mieszkania otworzył szeroko oczy. Naprzeciwko niego stała Lucy z
otwartą buzią. Widząc jej stan szybko się zastanowił co z nim nie tak. – Ręce pomyślał
– gdy spojrzał na ubrudzone czerwoną mazią dłonie, przełknął głośno ślinę.
---
Siedzący na kanapie Chester, smutnym wzrokiem patrzył się
przed siebie. Znów przegrał walkę. W jego oczach gromadziły się łzy, a dłonie
zaciskały się w pięść. Nieoczekiwanie mała kropelka spłynęła po zimnym policzku
wokalisty. – Czemu nie potrafię sobie poradzić? – wyszeptał, poczym wybuchł
płaczem. – Mam już dość – dodał po chwili, dławiąc się własnymi łzami. Zakrył
rękoma bladą twarz i wziął głęboki oddech. – Czy czujesz chłód i zagubienie w
rozpaczy? Budujesz nadzieję, choć porażka
jest wszystkim co znasz. Przypomnij sobie o całym smutku i frustracji. I pozwól
temu przeminąć – zatrzymał się. Wstał i spojrzał w lustro. Widział zapłakanego
mężczyznę, który nie umie poradzić sobie ze swoim życiem. – Pozwól temu
przeminąć! – wykrzyczał zdesperowany wokalista. Upadł na kolana i płakał.
Przegrał. To już jest koniec. Nie potrafił zebrać w sobie siły, by pokonać
uczucie bezsilności i frustracji.
niedziela, 28 września 2014
III
Głośne pukanie obudziło Shinodę z płytkiego snu. Przetarł
zmęczone oczy, wstał z łóżka i szybkim krokiem udał się na dół. Gdy otworzył
drzwi, ujrzał młodą dziewczynę i wysokiego mężczyznę w przeciwsłonecznych
okularach. Muzyk ze zdziwieniem obserwował dwójkę, która się nie odzywała.
- Wszystko wyjaśnione jest w tym liście – nieoczekiwanie
ogromny facet wręczył kawałek papieru, a po chwili odszedł zostawiając lekko
przerażoną kobietę wraz z jej tobołkami. Spike otworzył szeroko ślepka widząc,
jak nieznajomy odchodzi.
- Wejdź – powiedział niepewnie. Dobrze wiedział kto to jest.
To córka jego brata, ale czemu nikt go nie powiadomił? Brunet chwycił torbę i
wniósł ją, zamykając za sobą drzwi. – Siadaj, gdzie chcesz – uśmiechnął się
delikatnie i zabrał się za czytanie. Jego oczy robiły się większe z każdym
zdaniem. Spojrzał smutnymi źrenicami na cichą nastolatkę. Nie odzywała się,
brakowało w niej radości. Shinoda przetarł delikatnie szorstką dłonią swą
zdezorientowaną twarz. Zajął miejsce naprzeciwko niskiej dziewczyny. – Trzymasz
się jakoś? – cicho zaczął rozmowę. Nie odpowiedziała. Słychać jedynie było jak
przełknęła ślinę. – Dobrze, nie będę naciskał – Mike widząc stan Lucy
postanowił zrezygnować z pytań dotyczących wypadku. Chcąc ukryć swój smutek,
poszedł do sypialni. Strata brata była dla Spike’a zbyt dotkliwa. Oparł się
jedną ręką o średniej wielkości, dębową komodę, a drugą dłonią zakrył prawie
płaczące oczy. Myślał, że nic nie jest w stanie poruszyć jego lodowatego serca.
Mylił się. Czuł się jak największe gówno. Nie miał ochoty żyć, chciał uciec od
tego wszystkiego, ale nie może zostawić młodej. W jego ciele właśnie trwała
wojna. Ciche westchnięcia i pociąganie nosem roznosiło się po całym pokoju.
Nieoczekiwanie stanął normalnie, wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Nagle
wszystko zaczęło lądować na ziemi. Wściekły na los Shinoda zrzucał doniczki,
ramki i figurki, które upadając rozbijały się na mnóstwo kawałków. Gdy jego
złość trochę ustąpiła podniósł jedno zdjęcie. Przedstawiało ono Mike’a i jego
brata. Spike zrezygnowany opadł na kolana. Czuł jak ostre przedmioty wbijają mu
się w ciało, jednak nie zwracał na to uwagi. Smutek i zdesperowanie było o
wiele większe niż ból fizyczny.
---
- Dave powiedz, że żartujesz – powiedziała zdruzgotana
kobieta. – Dave, błagam! – krzyczała, połykając własne łzy. – Nie zostawiaj
mnie!
- Kobieto, ogarnij się. Najpierw mnie zdradzasz, a potem
prosisz, abym cie nie zostawiał? – wysoki mężczyzna o tajemniczym uroku
osobistym zmarszczył wysokie czoło. Pokręcił głową i głośno westchnął. - Może
znajdziesz sobie innego frajera, który będzie nabierał się na twoje sztuczki –
powiedział cicho i zatrzasnął za sobą drzwi. Farrell przeczesał delikatnie rude
włosy, które rozchodziły się na wszystkie strony i udał się do srebrnego
samochodu. Wsiadł do auta i popatrzył przed siebie. – Czemu zawsze muszę mieć
problemy z dziewczynami? – powiedział cicho, a następnie uderzył z całej siły w
kierownicy, sprawiając, że po chwili delikatnie skulił się z bólu. – Kurwa –
przeklął pod nosem i zaczął się śmiać sam z siebie, choć sytuacja wcale tego
nie wymagała. Ruszył. Myśląc o domu i ciepłym kakao zupełnie nie zwracał uwagi
na to co się wokół niego dzieje. Pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego.
Natłok problemów i nieprzyjemnych spraw po prostu za bardzo przeciążał głowę
zmęczonego życiem Dave’a. – Mam już dość tego wszystkiego – stwierdził
rozbijająco. – Potrzebuję trochę wolnego – dodał po chwili, uśmiechając się
jednocześnie. Od czasu do czasu promienie światła padały na twarz basisty
zespołu Linkin Park. Stojąc na
światłach, przyglądał się wędrującym ludziom, bezdomnym zwierzętom i ulicznym
artystom. Wszyscy byli tak bardzo zróżnicowani. Niektóre osoby miały na sobie
ubrania od najznakomitszych projektantów, inni znów najtańsze ciuszki ze
zwykłych sklepów. Gdy pojawiło się zielone, muzyk ruszył. Wsłuchując się w
muzykę, która leciała akurat w radiu, delikatnie pukał palcami o kierownicę i
kręcił głową to w prawo, to w lewo. Gdy dotarł do domu, opadł na czerwoną
kanapę i zasnął.
---
Lucy siedziała już w swoim pokoju i, aby się trochę
zrelaksować i zapomnieć o tym wszystkim, zaczęła malować. Shinoda natomiast od
godziny krzątał się bezczynnie po domu. W końcu postanowił iść do córki brata.
Zapukał cicho w dębowe drzwi i niepewnie wszedł.
- Hej – zaczął rozmowę.
- Cześć wujku – odpowiedziała nieśmiało, delikatnie
zwieszając głowę na dół. Mike spojrzał na dzieło.
- Pięknie – uśmiechnął się delikatnie, po czym usiadł obok
dziewczyny.
- Dziękuję – Lucy odgarnęła wolno fioletowe włosy, aby nie
opadły jej na zaczerwienioną twarz. Nastąpiła niezręczna cisza.
- Słuchaj. Mów do mnie po prostu Mike, ok? – zaśmiał się
wysoki brunet.
- Okej, Mike – na pięknej twarzy siedemnastolatki pojawił
się lekki uśmiech. – Mike – zrobiła chwilę przerwy. – Powiedz mi… jaki on był?
– spytała niepewnie.
- Jason?
- Tak.
- Jason… Jason był wspaniałym człowiekiem. Robił wszystko,
aby uszczęśliwić rodzinę i móc zapewnić jej byt. Przez co niestety miał dla was
mało czasu. Jednak był naprawdę kochany, opiekuńczy i prawdomówny – powiedział
Shinoda, wpatrując się w jeden punkt przed siebie, uśmiechając się delikatnie.
Jednak po czasie wesołe rysy zniknęły, a pojawił się smutek. Mike za wszelką
cenę próbował się jakoś opanować i nie rozpłakać przed dziewczyną. – Zaraz, czy ty rysujesz mnie?
– nieoczekiwanie Spike zmienił temat. Kobieta pokiwała głową, że tak. –
Poczekaj. Brakuje mi czegoś… ooo… idealnie – zaśmiał się, gdy dorysował sobie
wielkie oczy i uśmiech niczym emotikonka ,,:3’’. Wysoki mężczyzna sprawił, że
siedemnastolatka zaśmiała się i zakryła twarz swoją dłonią.
- No błagam cie wujku.
- Mówiłem coś – Shinoda nieoczekiwanie spoważniał. Jego
powaga była udawana, jednak Lucy miała wątpliwości.
- No dobrze… Mike – poprawiła się, lekko się uśmiechając, sprawiając, że na
twarzy bruneta również pojawił się uśmiech.
- Nigdy nie miałem okazji z tobą zagadać – stwierdził smutno.
– I teraz tego żałuję, bo jesteś naprawdę niesamowita – wyszczerzył śnieżnobiałe
zęby.
niedziela, 14 września 2014
II
Gdy zespół zajął miejsca, Chester wstał i udał się do kuchni
po napoje oraz przekąski. Wróciwszy do salonu ułożył wszystko na dębowym stole,
a po chwili wrócił się po szklanki.
- Muszę wam coś powiedzieć – nieoczekiwanie Joe zabrał głos.
– Poznałem niedawno fajną dziewczynę i sądzę, że coś może z tego być –
uśmiechnął się Koreańczyk.
- No, no, no – zaśmiał się Brad jednocześnie biorąc
ciastko. – To kiedy ślub?
- Nie bądź dziecinny – Hahn zrobił poważną minę. – Takie
rzeczy były zabawne, jak mieliśmy
dziesięć lat – dodał. Przez chwilę
zapanowała niezręczna cisza. Coś takiego nie zdarzało się zbyt często. Prawie
zawsze choć jeden członek zespołu miał coś do powiedzenie, a potem to już tylko
kwestia czasu, gdy reszta dołączała się do rozmowy. W ogromnym pokoju słychać było jedynie dźwięk
łamania paluszków i gryzienia ciastek. Nieoczekiwanie rozległa się głośna
melodia.
- Przepraszam na chwilę – oznajmił Shinoda wyciągając
telefon, wstał od stołu i udał się na dwór. – Słucham?
- Mam dla ciebie zadanie – Mike usłyszał męski głos. –
Pamiętasz tamtego pajaca, który nam się naraził? Masz się go pozbyć. Ma zniknąć
do końca tego tygodnia – mężczyzna rozłączył się. Muzyk schował komórkę do
kieszeni i wrócił do przyjaciół.
- Muszę iść, przepraszam – Kenji zrobił smutną minę, a po
chwili odszedł.
- Co mu się stało? – spytał niepewnie Joe chrupiąc paluszki.
- Pewnie Anna po niego zadzwoniła – zaśmiał się Bennington. –
Dlatego ja nie angażuję się w związki – wyjaśnił i wziął łyk pomarańczowego
soku.
- Tak szczerze mówiąc… Anna jest jakaś podejrzana… Sam nie
wiem czemu – stwierdził Dave drapiąc się po głowie. – Taka sucha dla Mike’a.
Taka dziwna – dodał po chwili.
- Wydaje ci się – Delson wyszczerzył białe zęby.
***
Shinoda pewnym krokiem wszedł do budynku. Cała ta rudera
wyglądała jakby miała rozpaść się za kwadrans, a pomieszczenia przypominały sale
opuszczonego psychiatryka. W środku roiło się od różnych, groźnie wyglądających
mężczyzn, mimo to wysoki brunet spokojnym już krokiem wędrował obok nich. Gdy
dotarł do wielkich metalowych drzwi, wszedł bez pukania.
- Ile płacisz? – Kenji rzucił bezuczuciowo.
- Sto tysięcy – odrzekł szef całej tej organizacji.
- Okej – Mike wyszedł i kierował się do specjalnego pokoju.
Wyciągnął kluczyk z kieszeni, a po chwili otworzył drzwi. We wnętrzu
pomieszczenia czuć było pleśń i stęchliznę. Minoda spojrzał z uśmiechem na
twarzy na ulubiony pistolet i nóż. Chwycił oba przedmioty i dokładnie ukrył w
kurtce. Kiedy był już na dworze, wziął głęboki oddech i udał się ciemną
ścieżką. Założył kaptur na głowę i kierował się do domu osoby, której miał się
pozbyć. Wiedział o niej wszystko. Kiedy dotarł na miejsce, usiadł na ławeczce
na przeciwko mieszkania ofiary. Wyciągnął papierosa i zapalił go. Zaciągnął
się, a po chwili wydał z siebie białą chmurę. Smugi dymu otulały jego twarz.
Nieoczekiwanie cel podjechał drogim samochodem. Wyszedł z auta i zabrał się za
otwieranie domu. Shinoda wstał z ławki i spokojnym krokiem szedł przed siebie. W
jego umyśle nie było nic. Pustka. Żadnych nerwów. Niski mężczyzna wszedł do
mieszkania i zabrał się za kluczenie mieszkania. Mike z całej siły kopnął drzwi
sprawiając, że ofiara upadła na podłogę. Mężczyzna nawet nie zdążył spojrzeć na
swojego zabójcę, a już rozległ się strzał. Bezwładna głowa uderzyła o szare
płytki, a wokół niej robiła się coraz większa plama krwi. Kenji spojrzał z
pogardą na martwe ciało, a po chwili wyszedł z domu, jakby nigdy nic. Muzyk
udał się w kierunku obskurnego budynku, gdzie znajdował się jego szef. Po piętnastu minutach drogi był już na
miejscu. Usiadł na czerwonym fotelu i spojrzał na mężczyznę z wielką blizną na
buzi.
- Jak zwykle jesteś niesamowity – zaśmiał się szyderczo ,,Król
‘’.– Jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś. Łap – wielki facet popalając cygaro
przysunął srebrną walizkę w stronę Shinody, na którego twarzy widniało
zobojętnienie, ale i lekki uśmieszek. – Do następnego.
Mike chwycił przedmiot i ruszył w stronę swojego domu.
- Ja pierdole – pomyślał muzyk i wziął głęboki oddech
pochłaniając świeże powietrze. Jasny księżyc oświetlał delikatnie połowę twarzy
chłopaka. Widząc swój dom uśmiechnął się i przyspieszył kroku. Cicho wszedł do
mieszkania i udał się na górę. Chcąc zaskoczyć dziewczynę powolnym krokiem
zbliżał się do sypialni. Gdy cicho uchylił drzwi zobaczył coś co bardzo go
zdenerwowało. Rzuciwszy walizkę na podłogę wyciągnął pistolet i wycelował w
przestraszonego blondyna, który jeszcze przed chwilą zabawiał się z Anną. Dziewczyna
zaczęła piszczeć.
- Zamknij się! – wykrzyczał wysoki brunet. Jego nozdrza przypominały
zachowanie rozłoszczonego byka. – Jeden ruch i odstrzelę ci łeb, rozumiesz? –
wycedził w stronę gołego mężczyzny.
- Zostaw go, błagam – kobieta zaczęła prosić jednocześnie
dławiąc się łzami.
- Nie martw się, tobie też to nie ujdzie sucho.
- Pomo… - strzał. Czerwony kolor zabarwił białe
prześcieradło i poduszki. Zaczęły się piski. Drugi strzał. Dwa martwe,
ubrudzone krwią ciała leżały obok siebie. Shinoda biorąc głęboki oddech rzucił pistolet na szafkę, a po chwili chwycił
bezwładnego blondyna. Wyrzucił go przed okno. Podobnie zrobił z Anną. Wyszedł
na dwór i ułożył zwłoki na sobie. Odpalił kolejnego papierosa i oblał zwłoki benzyną.
Popatrzył przez chwilę na twarz byłej ukochanej i cicho westchnął. Rzucił fajkę
na chłopaka i obserwował jak ogień zaczyna pożerać swoje ofiary. W oczach Mike’a odbijały się płomienie, a w
głowie słyszał jakby krzyki, szepty. Nigdy tak nie było. Wpatrując się w
płonące ciała rozmyślał nad tym wszystkim.
niedziela, 31 sierpnia 2014
Nowe opowiadanie (początek)
Promienie pomarańczowego słońca delikatnie oświetlały twarz
śpiącej Anny, która leżała rozłożona na całym łóżku. Jej twardy sen nie
pozwolił usłyszeć cichych szurnięć ze strony poruszającego się po pokoju Mike’a.
Mężczyzna od godziny plątał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kartek z
tekstem do kolejnej piosenki zespołu. Ze zrezygnowaną miną udał się do kuchni i
zabrał się za szykowanie śniadania. Wyciągnął z szafki chleb, masło i talerze
wraz ze sztućcami. Kiedy zajrzał do lodówki nie kłócąc się z myślami,
stwierdził, że trzeba udać się na zakupy. Czynność ta nie należała do listy
ulubionych wysokiego bruneta. Sycząc i narzekając cicho pod nosem chwycił
pozostałe dwa plasterki szynki i resztę sera.
- Co za gówniane śniadanie – powiedział patrząc na stół, na
którym znajdowało się jedzenie. – Za godzinę pójdę do sklepu – wyszeptał do
siebie. Monologi u Shinody były normą. Codziennie odprawiał pogaduchy sam ze
sobą, gdyż Anna wstawała dopiero trzy godziny później. Zdarzały się również konwersacje
z serem albo z mlekiem, popołudniowe tańce z kurczakiem, który za chwilę miał
trafić do piekarnika. U muzyka wszystko było możliwe. Gdy zaczął jeść ubogą
potrawę zdał sobie sprawę, że dziś musi uczestniczyć wraz z Chesterem w
wywiadzie dla magazynu muzycznego. Kiedy skończył swój posiłek, wstał z krzesła
i podszedł do wielkiego okna. Otworzył je, a po chwili wyciągnął z kieszeni
pudełko papierosów. Poranne rozluźnienie było jak najbardziej wskazane. Musiał
robić to w u ukryciu. Anna nie lubiła tego gówna. Shinoda jeszcze dwa lata temu
umiał spalić dwie paczki dziennie, ale dzięki determinacji jego pięknej dziewczyny
udało mu się zmniejszysz ilość wypalanych ćmików do jednej fajki na dobę. Opierając
się na parapecie, zaciągał się, a po minucie wypuszczał z ust szarobiałą
chmurę, która unosiła się ku górze i leciała do swych śnieżnych sióstr wędrujących
po niebieskim niebie. – Jak przyjemnie – pomyślał Mike, po czym zamknął oczy. Po
pełnym relaksie wyrzucił papierosa do śmietnika, a następnie zaczął ubierać
ulubione Nike’i. Zarzucił na siebie bluzę, a po chwili wyszedł z domu klucząc
za sobą drzwi. Spokojnym krokiem udał się w kierunku samochodu, który grzecznie
czekał na swojego właściciela. Muzyk wsiadł do czarnego auta i ruszył do
sklepu. Na drodze nie było korków, więc do celu dotarł w jakieś dziesięć minut.
Gdy wszedł do wielkiego marketu wyciągnął listę, którą wcześniej sobie
przygotował. Jako pierwsza na kartce była szynka. Potem jajka, ser, kurczak,
sałata, jogurty itd. Po godzinie Mike’owi udało się wyjść z budynku. – No nareszcie
– wysapał pod nosem, poczym wrócił do domu. Otwierając drzwi do budynku poczuł
się dość niekomfortowo. Sam nie wiedział o co chodzi. Po cichu wszedł do
mieszkania usiłując nie zdradzić swojej obecności. Nieoczekiwanie do jego uszu
dobiegły dziwne dźwięki. Spokojnym, ale ostrożnym
krokiem kierował się na górę. W jednej chwili wpadł do sypialni, bowiem stamtąd
pochodziły tajemnicze szurnięcia. W pokoju była Anna, która właśnie ubierała spodnie.
W pomieszczeniu panował chaos. Porozrzucane kartki, koszule na biurku, pościel
na podłodze. Shinoda chwilę popatrzył na to wszystko, a po minucie wyszedł.
Wrócił do samochodu po zakupy. Chwycił je i zaniósł do kuchni. Po jakimś czasie
zaczął wszystko układać cicho wdychając i co chwilę poprawiając włosy, które
opadały mu na czoło.
- Żelem byś je poprawił – zaproponowała kobieta stojąca obok.
Muzyk wyraźnie się przestraszył i dość mocno uderzył o otwarte drzwiczki od
szafki. Wziął głęboki oddech i spojrzał na swoją dziewczynę trzymając się za
bolącą głowę. Czarnowłosa chwyciła kubek i nalała do niego pomarańczowego soku.
– Kiedy jedziesz? – spytała ze smutną miną.
- Już – odpowiedział stojący mężczyzna, po czym podszedł do
swojej miłości i pocałował ją delikatnie w czoło. – Pa – wyszeptał i wyszedł z
domu. Anna szczęśliwym wzrokiem patrzyła na odjeżdżający samochód swojego
chłopaka. Radosnym krokiem udała się do sypialni. Będąc w swoim ulubionym pokoju
podeszła do ogromnej szafy, a po chwili otworzyła ją.
- Możesz wyjść – zaśmiała się cicho i kusząco. Zza drzwi
wyszedł wysoki blondyn. – Mike już pojechał – uśmiechnęła się delikatnie, a po
minucie przyciągnęła do siebie umięśnionego faceta. Niebieskooki chwycił jej
twarz i zaczął całować ją namiętnie, przez cały czas trzymając jej pośladki.
- Kiedy masz zamiar mu powiedzieć? No wiesz… o nas? – spytał
popychając ją powoli w stronę łóżka.
- Jak zapisze mi majątek. Zobaczysz będziemy ustawieni – na jej
twarzy pojawił się uśmiech. Po jakimś czasie wylądowali na miękkim łóżku.
***
- Jestem – Shinoda szczęśliwym krokiem wszedł do studia,
gdzie czekał na niego zespół. – To co dziś robimy? – spytał, poczym usiadł na
kanapie obok Brada.
- Na pewno nie zjemy nic wyjątkowego, bo KTOŚ zjadł cały
sernik, który zrobiła moja babcia – Delson spojrzał złym wzrokiem na Joe, który
właśnie przegryzał batonika.
- Co ja? – Dj spytał mając twixa w buzi, przez co nikt nie
zrozumiał o co mu chodzi.
- Co? – spytał Phoenix próbując ukryć rozbawienie całym tym zjawiskowym
widokiem.
- To nie jest śmieszne – wybełkotał Hahn nadal mając
jedzenie w jamie ustnej.
- Śmierdzisz? Joe nie musisz się przyznawać – zaśmiał się
Rob jednocześnie sprawiając, że Dave wybuchł śmiechem, zresztą jak i cała
reszta.
- Dobra… powaga – Chester otarł oko i usiadł prosto. – Mike,
dziś nie mamy wywiadu, bo go odwołałem – uśmiechnął się wokalista zespołu
Linkin Park.
- Jak to? – Shinoda zrobił wielkie oczy i otworzył
delikatnie usta.
- Stwierdziłem, iż ludzie, którzy piszą te bzdety w tej
gazecie to chuje – powiedział szczerząc zęby. – A tak na serio, to nie mam
ochoty na to, żeby jacyś obcy ludzie wpierdalali mi się potem w życie. Wiesz o
co chodzi – Bennington wstał z krzesła i podszedł do lodówki, po czym wyjął
Pepsi. Delikatnie ją otworzył, a po chwili przyłożył usta do zimnej puszki.
Czuł jak chłodny napój spływa mu po przełyku i trafia do żołądka. Cicho westchnął
z zadowolenia i usiadł z powrotem na swoje miejsce. W pomieszczeniu zapanowała
cisza. – Ej. Chodźcie do mnie dzisiaj. Zrobimy sobie imprezkę, czy coś –
zaśmiał się Chester.
- Właściwie… czemu nie? – uśmiechnął się Brad. – I tak nie
ma nic do zrobienia – przerwał. – To co, jedziemy? – reszta zespołu skinęła
głową.
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Ogłoszenie!
Witam Was Kochani! <3
Chciałabym Wam powiedzieć pewną rzecz.
Jeszcze w tym tygodniu (prawdopodobnie w niedzielę) pojawi się pierwszy rozdział nowego opowiadania.
Wiem, że się cieszycie. :D
Także... do zobaczenia! <3
niedziela, 23 lutego 2014
One Shot 2
- Joe pamiętasz jak się poznaliśmy? Bo ja pamiętam ten
dzień doskonale – zaśmiał się Shinoda.
- Jak mógłbym zapomnieć? - odparł uśmiechnięty Joe, poczym
zamknął oczy.
***
- Wstawaj! – krzyknął ojciec. Hahn szybko otworzył zaspane
oczy i zerwał się z łóżka.
- Jezu, już prawie ósma – wyszeptał patrząc na czarny
zegar ścienny. Chwycił jakieś ciuchy i
natychmiast je na siebie założył. Wziął plecak i zbiegł na dół po jasnych
schodach. Ubrał niestarannie buty i otworzył drzwi. – Pa! – wrzasnął na cały
dom i pobiegł zamykając za sobą drewniany przedmiot. Po dwóch minutach biegu
sapał jakby przebiegł kilometr. Po chwili truchtu jego oczom ukazała się
ogromna szkoła. Nieoczekiwanie rozległ się głośny dzwonek na lekcje. – O nie –
pomyślał i przyspieszył. – No świetnie,
pierwszy dzień szkoły, a ja się spóźnię - wpadł do szkoły i spokojnym krokiem
udał się do sali. Po tym biegu był tak
zmęczony, że nie miał już siły. Wszedł do pomieszczenia, gdy akurat czytane
było jego nazwisko. – Jestem – wysapał, po czym udał się do swojej ławki.
- Co grubciu zmęczyłeś się, co? – zaśmiał się wysoki
blondyn. Joe zwiesił głowę w dół. Nauczycielka zmierzyła chłopaka i jasno dała
mu do zrozumienia, że ma przestać. Przez całą lekcję Hahn czuł się nieswojo.
Możliwe, że przez te papierowe kulki, którymi był obstrzeliwany.
- No dzieci, zaraz będzie przerwa – powiedziała spokojnym
głosem wysoka pani. Gdy tylko rozległ się dzwonek, każdy wybiegł z sali. Joe
jako jedyny spokojnym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Udał się do ogromnej
hali, gdzie pełno było stołów. Usiadł przy jednym z nich. Wyciągnął kartki oraz
ołówki i zaczął rysować. Nieoczekiwanie podszedł do niego chłopak, który męczył
go w klasie. – No, no, no. Widzę, że nieźle się nastarałeś się nad tym rysunkiem – wskazał na piękny obrazek.
– Była by szkoda – chwycił pracę w dłoń. – Gdyby ktoś ją podarł – zaśmiał się.
- Błagam, zostaw – Joe upadł na kolana.
- Jaki ty jesteś głupi – w jednej chwili zniszczył
,,wypociny’’ Koreańczyka. Hahn miał łzy w oczach. Rysował to prawie tydzień.
- Zostaw go Benson – nieoczekiwanie smutny chłopak
usłyszał niski głos.
- No proszę. Sam Michael Shinoda – uśmiechnął się blondyn.
– Siema – wyciągnął rękę w stronę bruneta.
- Spadaj stąd – odrzekł obrzydzony Mike.
- O co ci chodzi? – spytał zdziwił się wysoki chłopak.
Kenji tylko zmierzył go wzrokiem. – Aaa o to. O to, że byłeś zbyt słaby i się
bałeś tak? – zaśmiał się Benson.
- Nie, to ty byłeś zbyt głupi – Spike zmarszczył czoło.
- Uważaj co mówisz
- blondyn wziął zamach, jednak Shinoda umiejętnie ominął uderzenie. W
jednej chwili walnął przeciwnika w nos. Ten upadł na ziemie i zwinął się w
kłębek. Po minucie wstał i pobiegł w stronę toalety. Hahn ze smutkiem w
brązowych oczach spoglądał na rozdartą pracę.
- Dziękuję – wyszeptał niepewnie Joe. Usiadł z powrotem na
miejsce i schował przedarty rysunek do kolorowej teczki.
- Nie ma za co. Mike jestem – wysoki brunet z uśmiechem na
twarzy wyciągnął dłoń w stronę Koreańczyka.
- Joe – chłopak lekko się uśmiechnął.
- Przykro mi z powodu rysunku. Wiem jak to jest, gdy
starasz się nad swoją pracą, a tu przychodzi taki kretyn i go niszczy – Kenji próbował
nawiązać kontakt z nowopoznanym kolegą. Czuł, że mają dużo wspólnego ze sobą.
- Ty też rysujesz? – zapytał Hahn.
- No raczej – zaśmiał się Shinoda. – Interesujesz się może
muzyką? – dodał po chwili.
- Skąd wiedziałeś? – odparł Joe z bananem na twarzy.
- A tak jakoś
- Kocham muzykę. Moim marzeniem jest zostać DJ w grupie
rockowej – rzekł uśmiechnięty grubszy chłopak. – Tak wiem, co sobie myślisz. DJ
w zespole rockowym? – lekki uśmiech znikł z twarzy Koreańczyka.
- Myślę, że to dobry pomysł. Ja zawsze chciałem połączyć
rocka z rapem, a jak jeszcze dodamy trochę miksowania to wyjdzie epicka
zajebistosć. Nawet mam mały zespół. Może
chciałbyś dołączyć? – zaproponował zadowolony Spike.
- Ja? No pewnie – wydusił z siebie po chwili namysłu.
- To przyjdź po lekcjach na boisko – uśmiechnął się brunet.
Nieoczekiwanie rozległ się dzwonek.
***
Joe wolnym krokiem szedł w stronę kupki chłopaków.
- O! Joe! – w jednej chwili usłyszał swoje imię. To był
Mike. Przyspieszył tępa.
- Cześć – powiedział niepewnie niski chłopak.
- Siema – pozostali odpowiedzieli chórem.
- No to tak. To jest Dave, Brad i Rob – Shinoda przedstawił
nowemu członkowi zespołu swoich przyjaciół.
- To co? Idziemy do garażu Brada? – zaproponował Delson. Spike tylko kiwnął głową i ruszyli.
***
- O tak. To były szalone czasy – zaśmiał się Joe patrząc
na rozbawionego Kenji’ego.
– Może pójdziemy po Chestera? Znów się spóźnia - zaproponował Mike.
- Co ty. Ja nie mogę – Hahn wstał i podszedł do lodówki.
- No jasne – Shinoda zrobił obrażoną minę. – Rob, idziesz
ze mną?
- No pewnie – uśmiechnął się po czym wyszedł zza
instrumentu.
***
- Zabierzcie mnie stąd. Ona tu jest. Błagam – wyszeptał w
głowie Bennington i zamknął przestraszone oczy. Otulały go ciepłe futrzane
kurtki. Siedział skulony w szafie bojąc się ruszyć nawet lekko dłonią. – Nieee!
– krzyknął, gdy poczuł, że ktoś łapie go za nogi.
***
Shinoda wraz Bourdonem stanęli przy drzwiach ogromnej Villi.
Mike przyłożył dłoń do drewnianych drzwi i zapukał. Nikt nie otworzył. Puka
jeszcze raz. Znowu to samo.
- Może się naćpał? – zasugerował Rob.
- Oby nie – Spike zaczął przegryzać nerwowo wargę.
- A co jeśli mu się coś stało. Sam wiesz, że nie dawno
zerwał z tą dziewczyną. I wiesz jak on to przeżywał – stwierdził zaniepokojony
Rob. Kenji uświadamiając sobie, że może być to prawdą nacisnął klamkę. O dziwo
drzwi się otworzyły. W pomieszczeniu panował podejrzany półmrok. Wysoki brunet
zapalił światło.
- To tu się do jasnej cholery stało? – po ciele Shinody
przeszedł nieciekawy dreszcz, gdy ujrzał przed sobą wielki bałagan.
- Mike? – Rob wskazał na drewniany przedmiot za nimi.
Spike odwrócił się i zrobił ogromne oczy.
- Boże – wyszeptał. Ciemnie drzwi były całe podrapane. Zupełnie jakby ktoś z nożami zamiast paznokci
jeździł po nich palcami. Chwilę się zawahali, ale po chwili ruszyli w głąb domu.
Szli wolnym krokiem przez ponury, długi korytarz. Ich serca waliły jak szalone.
Strach przeszywał ich biedne ciała sprawiając, że szli coraz wolniej. Cały ten pokój jak i reszta pomieszczeń był
jakiś dziwny , opustoszały, ciemny. Światło nie działało. W domu najwyraźniej nikogo nie było. Stawiali
małe, powolne kroki. – Nie wolno się bać – powtarzał sobie przerażony Shinoda.
Ich wyobraźnia zaczęła działać i tworzyć dziwne odgłosy i obrazy. Burdon
postanowił włączyć telefon i podświetlić drogę. Szybko tego żałował. Na białych,
brudnych płytkach znajdował się napis z krwi ,, Witam w piekle’’. Serca prawie
wyskoczyły im z piersi. Teraz Mike nie próbował sobie wmawiać, że się nie boi.
Był zbyt tym wszystkim przerażony. W jego jak i Roba głowie pałętały się chore
myśli. W jednej chwili usłyszeli krzyk swojego przyjaciela. Zamarli. Mięsień na
chwilę przestał pąkować krew. Stali i nie mogli się ruszyć. Strach wziął górę. –
Rob, mu simy tam iść. Pomóc mu – wyszeptał roztrzęsiony brunet. Bourdon
spojrzał tylko na ciemną postać przyjaciela. Chwycili się za dłonie, aby się nie
zgubić i ruszyli w stronę piwnicy – stamtąd dobiegały krzyki i dziwne odgłosy. Kenji cały czas dotykał dłonią zimnej ściany,
aby przypadkiem nie uderzyć o coś i nie zrobić niepotrzebnego hałasu. Po chwili
dostrzegli słabe światło. Powoli zaczęli schodzić po jasnych schodach. Sami nie
wiedzieli czego się mają spodziewać. To co ujrzeli pozostanie im za zawsze w
pamięci. Chester leżał na podłodze przykuty łańcuchami ,a obok niego stała
czarnowłosa kobieta. Trzymała w czerwonych dłoniach okrwawiony nóż.
***
- Joe, wiesz może gdzie jest Mike? – spytała niepewnie Anna. – Dzwoniłam do niego, ale nie odbiera.
- Zostawił telefon w studiu, może dlatego nie odbierał –
zaśmiał się Hahn. – Ale wracając do twojego pytania. Mike poszedł do domu
Chestera razem z Robem. Powinni niedługo wrócić – uśmiechnął się Koreańczyk. –
Może się czegoś napijesz?
- Nie dziękuję –
odrzekła z uśmiechem na twarzy.
- A po co ci Spike? – spytał popijając sok pomarańczowy.
- Muszę z nim poważnie porozmawiać. Jestem na niego
wściekła. Nienawidzę go – rzekła i
wzięła głęboki oddech. – No nic, idę po niego. Pa – pożegnała się i po chwili wyszła
z budynku. Wolnym krokiem poszła w
stronę domu Benningtona.
***
- Niech ona przestanie – pomyślał Chester. Czerwona maź spływała po jego bladych dłoniach. – Niech ta psychicznie chora kobieta zostawi mnie w spokoju! – krzyknął w sobie i syknął z bólu, który zadała mu kobieta. –
- Widzisz kochanie… - przerwała i zabrała srebrne narzędzie
z jego brzucha. – Jeśli ja nie mogę się tobą cieszyć, to już nikt nie będzie
mógł – polizała zakrwawiony nóż.
- Jesteś chora! – krzyknął przerażony wokalista. Kobieta
tylko się zaśmiała.
- Boisz się – przysunęła swoją twarz do jego. Pocałowała
go wpuszczając do jego buzi krew, którą przed chwilą zlizała z ostrego
przedmiotu. Przejechała delikatnie palcami po jego twarzy i usiadła na jego
ubrudzony czerwoną mazią brzuch. – Kocham Cię – szepnęła mu do ucha. W jednej
chwili Chester wypluł zgromadzoną w buzi ciecz na jej bladą twarz. Dziewczyna
wstała z niego podeszła do drewnianego stolika, gdzie leżało pełno igieł i
różnych narzędzi. Chwyciła garść małych szpilek i podeszła do leżącego na ziemi
chłopaka. Zaczęła wbijać mu powoli ostre przedmioty w obolałe ciało.
***
Shinoda widząc to prawie nie zwymiotował, zresztą podobnie
miał Rob. Mike postanowił jeszcze chwilę pomyśleć zanim wyruszy na ratunek.
Kobieta ponownie chwyciła srebrny nóż i tworzyć niewielkie rany w ciele jego
przyjaciela.
***
Anna nie pukając otworzyła drzwi. – Co tu się stało? – spytała w głowie.
Zamknęła za sobą drewniany przedmiot i przeżyła szok widząc tyle zadrapań.
Udała się w głąb ciemnego pomieszczenia. Wściekłość opanowała jej ciało, tak,
że nie bała się ciemności, ani dziwnych odgłosów. Po prostu szła przed siebie.
***
Mike wziął się w garść i zrobił pierwszy krok. Serce
Bourdona zaczęło być szybciej. Shinoda wykorzystał to, że czarnowłosa kobieta
stała tyłem. Chciał do niej podejść i umiejętnie zabrać srebrny przedmiot.
Musiał opanować swój szybki oddech. Bennington zauważył przyjaciela, jednak nie
patrzył na niego za długo, aby nie wydać go. Spike miał już szansę na odebranie
narzędzia byłej Chestera.
- Mike?! – usłyszał z góry. W jednej chwili poczuł jak coś
ostrego wbija mu się w ciało. Popatrzył tylko na przestraszoną twarz Chestera i
upadł na ziemię. Robert szybko rzucił się na brudną od krwi dziewczynę powalając
ją na podłogę. – Mike Kochanie! –
krzyknęła przestraszona Anna i podbiegła do leżącego Kenji’ ego. Mike popatrzył na jej piękne brązowe oczy i
położył bladą dłoń na wystraszoną twarz. Rob w tym czasie szybko zadzwonił po
pogotowie.
- Nic mi nie jest – wyszeptał.
- Kochanie! – dziewczyna wybuchła płaczem. – Jezu, Mikey –
dodała po chwili. – Błagam cię, nie odchodź – wybełkotała.
- Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnął się lekko i przybliżył
twarz żony do swojej buzi. Pocałował delikatnie jej blade i mokre od łez usta. Przetarł
małe kropelki wody spod jej oczu. Wpatrywał się w jej czerwone usta, świecące
ślepka i mały nosem, który tak uwielbiał.
- Obiecaj mi – chwyciła jego zakrwawioną dłoń. – Kochanie,
obiecaj mi to! – Jej łzy spadały na nieruchomą twarz Shinody. Błagam Cię –
przyłożyła zapłakaną głowę do jego pyszczka.
- Obiecuję – po policzkach mężczyzny zaczęły spływać łzy. Popłakał
się. Wiedział, że to już koniec. Wiedział, że będzie musiał ją zostawić. Ją i
syna, którego tak kochał. Oni byli dla niego wszystkim.
- Zrób to dla mnie i dla Otisa. Nie zostawiaj nas! –
krzyczała zdesperowana kobieta.
- Przekaż mu, że bardzo go kocham – wymamrotał wybuchając
płaczem. Nie chciał ich opuszczać. Gdy tylko urodził się jego syn, to nie mógł
się doczekać, aż powie do niego ,, tato ‘’.
Chciał jeszcze chwilę z nim być, popatrzeć teraz na niego, poczochrać jego
krótkie włosy. Chciał jeszcze żyć, nie
chciał umierać. Na myśl, że musi zostawić wszystko to co kocha jeszcze bardziej
się rozpłakał. Zespół, żona, dziecko, fani.
- Sam mu to przekażesz Mikey! – krzyczała Anna. Jej oczy
były już całe czerwone. Lekko przetarła zapłakaną twarz swojego męża. –
Rozumiesz? Sam!
- Przepraszam, że dziś nie poszedłem na zakupy – wymamrotał.
- Mike, trudno. Mam to gdzieś, że nie poszedłeś –
wyszeptała.
- Ale obiecałem ci. Znów cię zawiodłem – powiedział smutno.
- Mike, nie zawiodłeś mnie. Nie jestem na ciebie zła,
rozumiesz? – przyłożyła głowę do jego ubrudzonej krwią piersi.
Po policzkach Roba zaczęły spływać łzy. Przykuł byłą
Chestera do ściany i podszedł do leżącego na ziemi chłopaka. – Zaraz będzie
pogotowie Mike. Wytrzymaj stary, błagam cię – wyszeptał. – Dasz radę, wierze w
ciebie. Jesteś silny – bełkotał.
- Będzie dobrze Rob. Nie płacz – odrzekł cicho zakrwawiony
Spike. – Dziękuję ci, że tu byłeś, zresztą, że zawsze przy mnie byłeś.
Podziękuj reszcie chłopaków – wydusił z siebie poczym zmrużył lekko oczy.
- Mikey, błagam cię, nie rób mi tego! – krzyknęła Anna,
jednak on nie dawał znaku życia. – Kochanie! – wrzasnęła ponownie. Shinoda
leżał i nie ruszał się. Jego klatka piersiowa przestała się ruszać, z ust nie
wydobywało się już ciepło. – Mikey,
powiedz, że tylko żartujesz. Ty lubisz żartować. Mike! – wybełkotała. –
Kochanie, jak ja teraz sobie bez ciebie poradzę? Kochanie! Otwórz oczy. Masz
teraz wstać i powiedzieć, że żartowałeś, rozumiesz? Nie denerwuj mnie. Mikey,
proszę – powiedziała ciszej. – Mikey – powtórzyła zachwianym głosem.
Nieoczekiwanie do pomieszczenia wpadli ratownicy. Rob chwycił Annę i przytulił
ją. Jej łzy spływały na czarną bluzę Bourdona, tworząc mokrą plamę. Ludzie
próbowali mu pomóc. Kobieta patrzyła z nadzieją, że wstanie i podejdzie do
niej. Przytuli ją i spokojnie wrócą do domu, jednak on nadal leżał. Nie ruszał
się. Jego twarz stała się poważna jak nigdy. Po trzech minutach reanimacji płomyk nadziei
zgasł.
- Przykro nam – powiedział smutno jeden z ratowników.
Kobieta wyrwała się z objęć perkusisty i przykleiła się do martwego ciała
swojego męża. Wciąż nie docierało to do niej. Nie docierało, że od dziś będzie
sama, że od dziś Otis nie będzie miał ojca, że będzie musiała kłaść się sama
spać, że od dziś w jej domu będzie inaczej niż zwykle. Nie będzie miała do kogo
dzwonić. Jedynie słuchając piosenek będzie mogła usłyszeć jego głos. Już nigdy
nie będzie tak wspaniale.Po chwili bezradnie patrzyła na to jak ciało jej męża jest wnoszone na górę. Zabierane gdzieś daleko.
***
- Widzisz Otis, tatuś bardzo cię kochał, zresztą pewnie kocha nadal - powiedziała uśmiechnięta kobieta, próbując ukryć swój ogromny smutek. Usiedli przed ogromnym telewizorem. Anna włączyła film, w którym była ona, Mike i ich syn. - Kto to? - wskazała na wysokiego mężczyznę. Wiedziała, że młody pewnie nie odpowie.
-Tata - wybełkotał malutki chłopiec.
Subskrybuj:
Posty (Atom)