-Mike, tak? – wysoki mężczyzna spojrzał na Shinodę z lekkim
zdziwieniem.
-Owszem – brunet odpowiedział szybko i niepewnie.
- Geralt jestem – gość zdjął kaptur, odsłaniając bladą
twarz, na którą opadły delikatnie szare włosy.
- To jakiś żart? – Mike zaśmiał się bezczelnie, po czym
delikatnie się wycofał. Gwynbleidd zmarszczył czoło i podszedł bliżej muzyka.
- Żartem jest twój beznadziejny wyraz twarzy – zarzucił
Biały Wilk, a po chwili ruszył przed siebie odpychając ręką zmieszanego
Shinodę. Wolnym krokiem udał się na dół, do Normana. – Czemu każesz pracować mi
z tym idiotą? – zwrócił się do szperającego w kącie mężczyzny, który
najwyraźniej nie słyszał, co do niego mówiono. Szaro włosy wyciągnął, spod
narzuconej na plecy skórzanej narzuty, drewnianą kuszę, która miała metalowe elementy,
umieścił tam strzałę, a po chwili oddał strzał. Reedus spojrzał ze strachem na
wbity obok niego bełt. Wstał spokojnie i wolno obrócił się na pięcie.
- Ooo, Geralt, jak miło, że jesteś – Norman uśmiechnął się
do wielkiego mężczyzny, który zachował kamienną twarz. – Poznałeś się już z moim bratem? – wskazał na schodzącego po
schodach bruneta. Mike udając twardziela, przeszedł pewnym krokiem obok
Gwynbleidd’a, po czym stając obok Reedus’a patrzył z lekką pogardą na
szarowłosego. Ten nawet nie zawracał sobie głowy przyszłym współpracownikiem i
nie zwracał na niego uwagi.
- Ta – odpowiedział sucho niskim głosem, nadal spoglądając
na zleceniodawcę. Ten spojrzał na Mike’a i przełknął cicho ślinę.
- To kiedy zabierasz go na trening? – zapytał nagle starszy
z braci. Geral t otworzył szerzej oczy, zresztą, Shinoda zareagował podobnie.
Obaj patrzyli na Reedus’a ze zdziwieniem i pewnego rodzaju wyrzutem.
- Umawialiśmy się tylko na moją pomoc w zabiciu paru osób –
odparł po chwili szaro włosy mężczyzna. – Nie będę uczył tej pokraki za takie
śmieszne pieniądze – dodał drżącym ze złości głosem.
- Spokojnie, dopłacę i dorzucę coś do tego.
- Ile? – Geralt zarzucił sucho i z lekką nutą pogardy.
- 500 dolarów…
- Za mało – przerwał mu zniecierpliwiony Gwynbleidd.
-600…
- Nie denerwuj mnie Norman…
- A co mi tam, kurwa, niech będzie 1000 dolarów –starszy z
braci przewrócił oczami, a następnie odwrócił się na pięcie i powrócił do
wcześniejszego zajęcia, próbując ukryć swoją złość.
- Przyjdę po niego jutro, ma być gotowy – Geralt powiedział
nadal obserwując zleceniodawcę. – Mam nadzieję, że nie umrzesz po dwóch
minutach – zaśmiał się patrząc na zmieszanego Shinodę, po czym udał się do
góry. Za chwilę słychać było tylko trzask drzwi.
- Czy ciebie pojebało? Cholera, Norman, o co chodzi? – Mike
zaczął się denerwować całą tą sytuacją, która miała miejsce parę minut
wcześniej. – Nie mówiłeś nic o żadnym wiedźminie.
- Ooo, widzę, ze czytałeś książki – Reedus zaśmiał się, jednocześnie
grzebiąc w skrzynce z narzędziami.
- To nie jest śmieszne idioto – rzucił krótko, po czym udał
się do góry.
***
Bennington zrzucił z siebie białą kołdrę, a następnie leżał
przez pięć minut nie ruszając nawet palcem. Wpatrywał się bezradnie w sufit i
od czasu do czasu przymykał powieki. Wstał dość flegmatycznie, nadal będąc w
pewnego rodzaju zamyśleniu. Krzątał się po pokoju w poszukiwaniu czegoś… no
właśnie. Bennington sam nie wiedział czego. Czuł się słabo, zaczęło mu się
kręcić w głowie, zbierało mu się na wymioty.
- Do jasnej cholery, co mi jest – wyszeptał po czym oparł się
o ścianie i opadł na podłogę. Nie mógł niczym ruszać. Spojrzał na swoją rękę,
bo właśnie ona była źródłem delikatnego bólu, który odczuwał od czasu do czasu.
– Cholerne sukinsyny… - z trudem wypowiedział te dwa słowa, gdy zobaczył wbitą
w skórę igłę. Ponownie spojrzał w sufit. – Boże, jeśli tam jesteś… - przerwał.
Ostry przedmiot w jego ciele sprawiał, że Bennington nie mógł wytrzymać tego
cierpienia. – Pomóż mi… błagam – wyszeptał, po czym zacisnął zęby z całej siły.
Z jego oczu leciały łzy. Nie z bólu, lecz z cholernego poczucia winy i
rozpaczy. Wiedział, że stoczył się. Wiedział, że jest tylko tchórzem, któremu
nie udało się pokonać nałogu. Tchórzem, który nie umie zająć się córką, którą
kocha. – Do jasnej cholery pomóż! – wykrzyczał drżącym głosem. Nagle zauważył,
że drzwi się otworzyły. Chciał jak najszybciej wstać i uciec, jednak nie mógł
się ruszyć. Do pokoju weszła Axel. Blondynka usiadła obok mężczyzny i
uśmiechnęła się szeroko. Nie odzywała się, jedynie obserwowała ojca.
- Co tu robisz? – Bennington wyszeptał próbując zatrzymać
łzy.
- Przyszłam tak po prostu – powiedziała cicho dziewczyna.
Odgarnęła z twarzy jasny kosmyk włosów, a następnie położyła głowę na ramieniu mężczyzny
i chwyciła jego dłoń. Chester nie wytrzymał. Po jego bladym policzku spłynęła
łza. – Co się stało? – kobieta oderwała się od taty i spojrzała w jego świecące
się oczy.
- Nic, po prostu jestem idiotą – przerwał, aby nabrać
powietrza. – Idiotą, który nie potrafi wykorzystać szansy, jaką daje mu ten
pieprzony świat – spuścił głowę na dół.
- Głuptasie, nie mów tak. Wykorzystałeś szanse. Jestem obok
ciebie, czyż nie? – blondynka ścisnęła mocniej chłodną dłoń Benningtona, a
następnie pocałowała go w policzek. Muzyk uśmiechnął się delikatnie.
- Jak dobrze, że ciebie mam – wyszeptał, po czym położył
głowę na jej ramieniu. Czuł się lepiej.
Ból, zawroty, nudności – wszystko to zniknęło. Chciało mu się płakać ze
szczęścia. Jeszcze nigdy w życiu nie odczuwał takiej radości. Nieoczekiwanie do
pokoju wszedł lekarz. Lekko ze zdziwieniem patrzył na muzyka. – Alex, czemu on
się tak na mnie patrzy? Coś ze mną nie tak? – zapytał cicho. Stojący w drzwiach
mężczyzna krzyknął coś i wyszedł z pokoju. Za chwilę w pokoju pojawiło się z
pięć osób. Trzy z nich podeszły do Chestera i chwyciły go za ręce, by go
podnieść. Gdy udało im się to, zaciągnęły go siłą na wózek. – Alex! –
wykrzyczał zdesperowany muzyk. – Alex! – nic nie odpowiedziała. Patrzyła na
niego i delikatnie uśmiechnęła się. Za chwilę Bennington nie widział już nic.
I oto jestem. :D
Znudzona zwykłą fabułą, która szczerze mówiąc nie zaskakiwała, spróbuję czegoś nowego. Wypowiedzcie się jak tam podoba Wam się rozdział. <3
Do zobaczenia Kochani <3
Tadaaaa! Geralt z Rivii przybył! Fanki szaleją, staniki latają! Co za emocje! Wieeeeedźmiiiin! <3
OdpowiedzUsuńNie no, po prostu uwielbiam twoje opowiadanie jeszcze bardziej. Już ci napisałam trochę przemyśleń "prywatnie", ale jejku. Przez to, że wprowadzasz takie postacie jak Norman czy Geralt, twoje opowiadanie jest zupełnie wyjątkowe, a to cudne, że potrafisz stworzyć coś takiego. Brak oklepanej fabuły, która występuje w 99% opowiadań jest nam bardzo potrzebny. Ty jesteś właśnie w tym 1%, więc to wykorzystaj na tyle na ile możesz.
Ten wątek z Chesterem wydał mi się jakiś dziwny. Jakby to był jego sen, albo coś w tym stylu, ale nie wiem w sumie. Albo po prostu przez te wszystkie wydarzenia w twoim opowiadaniu zaczynam już wymyślać aż za bardzo. Po tobie można się przecież wszystkiego spodziewać. :D
Czekam na kolejny rozdział z jeszcze większą niecierpliwością niż zwykle. Jeszcze raz powiem, ze baaardzo podoba mi się to, w jakim kierunku ciągniesz to opowiadanie. <3
podoba mi się e.e
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z Geraltem, coś innego. Zobaczymy jak Ci pójdzie dalej.
To ten... czekam na więcej XD
Haha. Dzięki :D
UsuńHm co mam napisać?
OdpowiedzUsuńNo dobra.
Ciekawa jestem co się stanie dalej z Mike'm.
Wiesz nie czytalam tej książki i nie znam tego gościa.
Najbardziej spodoba mi się druga część.
Fajnie że Alex się pojawia w szpitalu.
I o co chodzi temu lekarzowi? Nie rozumiem/.
Dobra to chyba tyle.
Dziękuje za zdecydowalaś się przeczytać mojego bloga.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny.
Mika Shinoda
Dziękuję za komentarz. :)
UsuńRobi się ciekawie :) I ten motyw Wiedźmina :3 Alex jest przesłodka ^^ O co chodzi tym lekarzom? Jesteś jedną z niewielu autorek, które piszą tak dobre rzeczy. Jestem pełna podziwu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuużo weny :3