Z głębokiego snu, wyrwał Shinodę upadek z łóżka na podłogę.
Jęcząc z bólu, wolno otworzył oczy, po czym położył się na plecach. Nad sobą
zauważył rozmazaną, ciemną postać. Stała nad nim i nie odzywała się. Mike nie
zwracając uwagi na tajemniczą zjawę, postanowił zamknąć oczy i spróbować zasnąć.
Przeszkodził mu w tym mocne kopnięcie w brzuch.
- Wstawaj – usłyszał nagle dobrze znajomy mu głos. Zwijając
się z bólu, powoli zaczął zmieniać swoją pozycję. Siedząc na twardych panelach
patrzył ze złością na Geralta, którego najwyraźniej bawił widok pokrzywdzonego
muzyka.
- Śmieszy cię to? – spytał cicho, po czym z trudem wstał.
Gwynbleidd spojrzał na niego delikatnie się uśmiechając.
- Jeśli mówimy o tym, że śmieszy mnie twój wyraz twarzy, to
owszem. Tak, bawi mnie to w cholerę – przerwał i zaśmiał się. – Wyglądasz,
jakby ktoś wsadził ci kij w dupę - Shinoda zacisnął zęby i powędrował do
łazienki, by się nieco ogarnąć. – Za pół godziny masz być gotowy – wiedźmin
orzekł sucho, po czym zszedł na dół. – Tutejsi ludzie w ogóle nie mają poczucie
humoru – wyszeptał pod nosem i otworzył drzwi do lodówki. Jego brzuch domagał
się wielkiego zastrzyku pożywienia. – Porządnego jedzenia również nie mają –
westchnął, wyciągając kawałek kurczaka. Oparł się o wystający, marmurowy blat i
zaczął spożywanie pałki. Nawet nie minęła minuta, gdy Geralt skończył jeść
mięso. Obgryzioną dokładnie kość wrzucił do zlewu, a następnie usiadł przy
ogromnym, mahoniowym stole. Wyciągnął medalion w kształcie łba wilka spod
białej koszuli, a następnie wpadł w głębokie przemyślenia, wpatrując się w owy przedmiot. Wiedźmińskie zmysły
podpowiedziały Gwynbleidd’owi, że Shinoda zjawił się już w pokoju, lecz nie
zamierzał odrywać wzroku od wisiora. Zapanowała cisza, jednak po paru minutach
przerwało ją grzebanie w lodówce.
- Do jasnej cholery, czemu zjadłeś mi ostatnią pałkę? – Mike
spojrzał z oburzeniem na spokojnie siedzącego mężczyznę. Ten nawet nie
zareagował. – Panie Wilk, mówię coś – muzyk powiedział głośno i wyraźnie.
- Głody byłem – koniec. Po tej suchej odpowiedzi, Shinoda
patrzył ze zdziwieniem na wiedźmina. Po chwili wyciągnął kromkę i nie smarując
ją niczym, zaczął jeść.
- Możemy zaczynać trening – zarzucił, gdy skończył
konsumować jakże wykwintne śniadanie. Gwynbleidd po chwili zastanowienia wstał
od stołu, zasunął za sobą krzesło i podszedł do muzyka. – Widzę, że nie jest aż
tak źle z twoimi manierami.
- Złap mnie za rękę – Biały Wilk wyszeptał, po czym wysunął
dłoń w stronę Mike’a. Ten spojrzał na niego wielkimi oczami i ze zdziwieniem.
- Co kurwa? – odrzekł krótko Shinoda.
- Do jasnej cholery, o nic takiego mi nie chodzi. Po prostu
złap mnie za rękę – Geralt zmarszczył czoło i jeszcze bardziej przybliżył się
do bruneta, który sam nie wiedział co ma zrobić. Po chwilowym zastanowieniu
delikatnie złapał wiedźmina za bladą dłoń. Gwynbleidd zamknął oczy i zaczął
wypowiadać pod nosem niezrozumiałe słowa. Po chwili Shinoda poczuł dziwne
mrowienie w nogach. Uczucie to przenosiło się coraz wyżej, aż dotarło do głowy.
Ciemność. W pewnym momencie odzyskał widoczność jednocześnie upadając na twardą
ziemię. Przez silne zawroty głowy zachciało mu się wyrzucić z siebie to
dzisiejsze wspaniale bogate śniadanie. Czuł jak rozrywa mu żołądek.
Niezrozumiały bieg wydarzeń sprawił, że miał teraz mnóstwo pytań do Białego
Wilka, który otrzepywał skórzaną narzutę z kurzu. Muzyk wstał powoli, chwiejąc
się okropnie. Gdy miał wydać z siebie pierwsze słowo, przerwało mu śniadanie.
- Ludzie – zaśmiał się Geralt, patrząc na męczącego się Mike’a.
– Dobra, chodź obrzygusie – pokazał kierunek głową, a następnie ruszył przed
siebie wolnym krokiem. Gdy Shinoda ogarnął się, poszedł za wiedźminem,
jednocześnie rozglądając się dookoła. Wysokie drzewa, wysokie trawy, pełno
zwierzyny na łąkach. Nie wiedział gdzie jest i co się stało, że się tutaj
znalazł.
- Gdzie jesteśmy? – wydał z siebie cichy szept. Jego ciało
nie było jeszcze do końca sprawne. Jego nogi chwiały się pod ciężarem ciała, a
głos bardziej przypominał beczenie kozy, niż męski, poważny ton.
- Kaer Morhen – odrzekł sucho Gwynbleidd – przeniosłem nas
tu – dodał po chwili i westchnął głęboko. Dawno nie był w rodzinnych stronach.
Tęsknił za tym starym, rozpadającym się już zamczyskiem i ogólnie całą tą
krainą. – Tylko posłuchaj – zatrzymał się nagle sprawiając, że idący za nim
Mike uderzył w plecy masywnego mężczyzny. – To co zobaczysz ma zostać między
nami, jasne?
- Jasne – Shinoda odrzekł bez namysłu, nawet nie patrząc w
kocie oczy Wilka.
- Mówię poważnie – Geralt odpowiedział groźnie i przybliżył
blada twarz do lekko wystraszonej buzi muzyka.
Ten tylko nerwowo potrząsnął głową oznajmiając, że rozumie. Shinoda nie
rozumiał tylko czemu wiedźminowi tak bardzo zależało na zachowaniu tajemnicy.
Przecież są tu jedynie jakieś polne ścieżki, masywne drzewa i skaczące sarny.
Wędrowali polnymi, wąskimi ścieżkami, których końca nie było widać. Mike powoli
nie dawał już rady. Upał jaki panował, nie dawał mu normalnie iść. Pot spływał kroplami
po jego czole, a oddech mocno przyspieszył. Bał się teraz narzekać, bo nadal
nie wiedział dokładnie co tu się dzieje. Wolał na razie siedzieć cicho i czekać
na dalszy rozwój wydarzeń.
- Czemu nie możemy iść lasem, tam jest cień – Spike powiedział
niepewnie i czekał na jakąś złośliwą odpowiedź od Geralta. Ten jednak nadal
szedł przed siebie i tylko cicho westchnął.
- Słuchaj, nie mam czym cię bronić, więc jeśli chcesz
przeżyć, musimy iść tędy – odpowiedział spokojnie, nie zwalniając tempa. – Zresztą, jeszcze tylko jakieś pięć minut
drogi – dodał po chwili. Faktycznie. Po jakimś czasie zaczął wyjawiać się
ogromny, jasny zamek. Gdy Mike stanął pod budynkiem, zamarł. Pierwszy raz
widział coś tak masywnego i wielkiego. Gwynbleidd spoglądał z lekkim uśmiechem
na Shinodę. Zauważył w muzyku coś co sprawiło, że można by było się z nim
dogadać. Gdy weszli do środka, jeszcze większe zdziwienie ogarnęło Spike’a,
który trzymał się blisko Białego Wilka, nie wiedząc, czego tak naprawdę się
spodziewać.
- Geeralt, jesteś wreszcie – usłyszeli nagle radosny głos.
Zza kolumny wyszedł Vesemir. Szarowłosy, radosny starzec podszedł do
Gwynbleidda i podał mu rękę. Shinoda od razu zauważył, że na szyi starszego
mężczyzny zwisa taki sam medalion jaki ma Geralt.
- Ohoh, czyżby kolejny wiedźmin? Nieźle się zapowiada –
pomyślał Mike.
- Czyżby to twój uczeń? – zaśmiał się starzec, po czym
wskazał na bruneta. Geralt tylko skinął głowę, potwierdzając słowa ojca. Co
prawda Vesemir nie był prawdziwym tatą Białego Wilka. Gwynbleidd, uważał go
jako najbliższą rodzinę, bo nikogo innego nie miał. Przez te wiele lat nauki,
bardzo się ze sobą zżyli. – Wolny pokój masz u góry – dodał po chwili
mężczyzna.
- Chodź, pokażę ci gdzie zamieszkasz przez dłuższy czas –
Geralt machnął ręką i ruszył w stronę masywnych schodów.
- Jak to zamieszkam? – Shinoda stanął w miejscu i otworzył
szeroko oczy. – A co z zespołem?
- Spokojnie, zajmę się tym – wiedźmin uśmiechnął się i
ruszył dalej. – No chodź! – będąc już w połowię drogi, zawołał muzyka. Ten szedł
wolno, ze zmieszaną miną. Już w ogóle nie wiedział co ma myśleć. Najpierw
dziwne teleporty, nowe miejsce, teraz jeszcze to. Szedł wolno, ledwo unosząc
nogi przed kolejnym stopniem. Zmarszczył czoło i smutnym wzrokiem wpatrywał się
w swoje stopy. Gdy dotarli już do pokoju, Mike jeszcze bardziej się zdziwił.
Myślał, że wchodząc tu, znajdzie jedynie zdechłe szczury i siano, jednak
pomylił się. Na środku znajdował się ogromny dywan, z boku masywne, drewniane
łóżko. Na kamiennej ścianie przyczepione były pochodnie, a po prawej stronie
stał średniej wielkości stół. – Pójdziesz dzisiaj kupić sobie ciuchy. Jesteś
zbyt nowoczesny jak na te czasy – oznajmił nagle Geralt, opierając się o drzwi.
- Jakie czasy? – Shinoda ponownie zmarszczył czoło.
- Mamy tak jakby średniowiecze – Mike z wrażenia aż usiadł
na wyjątkowo miękkim łóżku. Przełknął głośno ślinę, po czym pytająco spojrzał
na wiedźmina.
- Sam mam je kupić? – brunet spytał drżącym głosem.
- Oszalałeś, gdybyś poszedł sam, po dwóch minutach
wpieprzyłby cię jakiś ghul – zaśmiał się Gwynbleidd, kręcąc jednocześnie głową.
– Pójdziesz z moją córką – dodał nagle i spoważniał.
- A czy wy, wiedźmini, czasem nie jesteście bezpłodni? –
Mike podrapał się po włosach, bo nie wiedział czy dobrze zrobił, zadając to
pytanie. Geralt jedynie lekko się uśmiechnął.
- Długa historia – powiedział i delikatnie odepchnął się od
drzwi. Zaczął iść w kierunku muzyka, który zaczął się denerwować. Gdy
Gwynbleidd podszedł do bruneta, podniósł kącik ust, po czym szybkim ruchem,
uniósł mężczyznę do góry, łapiąc go za koszulkę. Shinoda pocił się jeszcze
bardziej niż wcześniej. Jego oddech przyspieszył, gdy patrzył się w kocie oczy
pełne złości. Było w nich coś takiego, że wypalało człowieka od środka od
samego spoglądania w nie. – Pamiętaj, że jeśli skrzywdzisz którąś z moich córek,
najpierw odetnę ci ręce by wsadzić ci je w dupę, a następnie wydłubię oczy, by
wsadzić tam twoje wyrwane jajca. Rozumiesz? – Geralt mocno marszcząc czoło,
oznajmił drżącym ze złości głosem. Mike
nerwowo zaczął kiwać głową. Jeszcze nigdy nie czół takiego strachu. Po chwili
opadł na ziemię. – Zejdź potem na dół – oznajmił, kierując się do wyjścia. – A,
i nawet nie próbuj uciekać, bo coś cię wpierdoli zanim zdążysz wyjść za obręb
tego zamku – dodał i wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Shinoda wziął głęboki
oddech i wstał na nogi. Wolnym krokiem zaczął krążyć po pokoju. Znowu nie
wiedział co ma robić i co o tym wszystkim sądzić. Miotał nim delikatny strach.
Od nerwowego przegryzania wargi, krew spłynęła mu na brodę. Po jakimś czasie,
nie widząc żadnego sensownego wyjścia z tej sytuacji, postanowił zejść na dół.
Tam w głównym holu stał ogromny, długi stół, przy którym siedział Geralt i
Vesemir. Przyłączył się do nich, siadając niepewnie obok starszego wiedźmina.
Obaj pili piwo z wielkich, masywnych kufli i jak było widać, humor im
dopisywał. Muzyk poczuł się pewniej i lepiej. Nieoczekiwanie do pokoju weszła
kobieta średniego wzrostu. Również miała białe włosy i medalion na szyi.
-Tato! – wykrzyczała radosnym głosem, po czym zaczęła biec w
stronę Bwynbleidd’a. Ten wstał szybko z miejsca i też ruszył w kierunku
kobiety.
- Pat – wyszeptał cicho Geralt. Shinoda zdziwił się widząc
wiedźmina w takim stanie. Wydawał się taki szczęśliwy, taki inny. Zupełnie
jakby nie widział dziewczyny przez długi czas. I chyba miał rację, bo po
bladych policzkach białowłosej spływały krople. Oboje byli w swoich objęciach
przez długi czas. – Córeczko, czemu tak późno? – zapytał cicho, patrząc w
świecące się kocie oczy córki. Ta nie odpowiadała. Wpatrywała się w ojca z
niezwykłą miłością i uczuciem. Ktoś mógłby pomyśleć, że zignorowała pytanie,
ale tak naprawdę nic nie mogła z siebie wydusić. Łzy wpadały jej do ust, a w
gardle pojawiła się niewidzialna kula. Biały Wilk mocno tłumił w sobie
jakiekolwiek emocje. Zresztą większość jego emocji zniknęła przy próbie Traw.
Jednak widok kochanej córki sprawił, że w jego oczach zakręciła się łza.
Chciał, aby nikt tego nie zauważył. Czasem bał się okazywać co czuje, bo ktoś
może uznać go za zbyt wrażliwego.
- Kocham cię tato – odrzekła nagle i rozbrajająco Pat.
Wiedźmin nie wytrzymał. Po jego policzku ozdobionym blizną spłynęła łza. Czując
to, zwiesił głowę. Kobieta widząc to, położyła delikatnie dłoń na twarzy ojca i uniosła ją lekko do góry, by
móc mu spojrzeć w oczy, jednocześnie ścierając palcem płynącą kroplę. Shinoda
przypatrywał się temu wszystkiemu uważnie i z ogromną ciekawością.
- A z dziadkiem to się już nie przywitasz, co? – zawołał wesoło
Vesemir. Starszy wiedźmin również wstał.
- Już lecę – białowłosa podbiegła do starca i rzuciła się na
niego, ściskając go mocno.
- Ale wyrosłaś – spojrzał na nią, uśmiechając się. Spike
dokładnie obserwował zgrabną dziewczynę, której nawet czerwone od płaczu oczy
dodawały uroku. Gdy Shinoda bardziej przyglądał się pięknej dziewczynie,
zaważył na jej twarzy ogromną bliznę. Biegła ona, zupełnie jak u jej ojca, po
lewej stronie bladej twarzy.
- Tobie też broda urosła – Pat zaśmiała się dotykając wąsa
dziadka. Ta cała scena była tak przepełniona miłością i radością, że nawet na
twarzy Mike’a ukazał się szczery uśmiech. Po chwili jednak zauważył mężczyznę,
który wchodzi do zamku. Wysoki, ubrany w zbroją facet, który nie wyglądał zbyt
przyjaźnie.
- O mnie to już nikt nie pamięta, co? – wszyscy usłyszeli
nagle męski głos.
- Lambert, chłopie – Geralt nie odwracając się nawet,
potrafił stwierdzić czyj to głos.
- Nie musisz się fatygować – kolejny wiedźmin odrzekł dość
zgryźliwie. Podszedł do Gwynbleidda i przywitał się.
- Lambi – Pat powiedziała cicho i uczuciowo. Mężczyzna jak
na komendę ugryzł się w język i uśmiechnął się.
- Lambi? O czymś nie wiem? – Geralt uniósł jedną brew i w
delikatnie podniósł kącik ust. Pat tylko lekko wzruszyła ramionami w pozytywny
sposób. – No nieźle – zaśmiał się białowłosy.
- Cholera – pomyślał wpatrując się w dziewczynę – chcę ją
mieć…
Witam Was serdecznie Kochani. Są wakacje, także nadrabiam moje zaległości.
Dla mnie ten rozdział jest taki sobie w sumie, ale czekam na wasze komentarze pod rozdziałem.
Do następnego. <3
Jaram się tym tak bardzo, że nie jestem w stanie napisać normalnego komentarza.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam.
Znowu ten humor w twoim opowiadniu jest tak świetny. Uwielbiam toooo. <3
A to powitanie było takie piękne. <3
Tak bardzo mi się podoba!
Weź mi napisz książkę, co? Taką Linkinowo-Wiedźminową, błagam. ;---; <3
Hahah. Dziękuję <3
UsuńNo nieżle.
OdpowiedzUsuńZe zwyklej historii przeradza się w opowiadanie fantasy.
Jejciu nie wiem co napisać.
Kurdę przepraszam kolejny komentarz będzie lepszy od tego.
http://klucze-krolestwa.blogspot.com/2015/07/rozdzia-16_3.html - nowy. Zapraszam
Mika Shinoda
Dziękuję za komentarz. :D
UsuńPamiętaj, że jeśli skrzywdzisz którąś z moich córek, najpierw odetnę ci ręce by wsadzić ci je w dupę, a następnie wydłubię oczy, by wsadzić tam twoje wyrwane jajca. Rozumiesz? – Geralt mocno marszcząc czoło, oznajmił drżącym ze złości głosem. Mike nerwowo zaczął kiwać głową.- Czytając to wobraziłam sobie tą całą scenę i strasznie mnie rozbawiła <3 Kocham twój humor <3
OdpowiedzUsuńCzyli Mike wiedźminem, tak? Podaba mi się :D Nie lubię fantasty, ale tą historię przeczytam od początku do końca, obiecuję.
Strasznie nie uporządkowany ten komentarz.
Życzę weny i pozdrawiam ^^
Haha. Dziękuję <3
UsuńMiło, że udało mi się kogoś rozbawić. :D
Świetny rozdział, dziękuję, że pojawiłaś się na moim blogu, bo inaczej pewnie bym cię nie znalazła. Miałam twojego bloga w zakładkach w telefonie, ale niestety straciłam ten telefon i zapomniałam twojej nazwy. Świetnie piszesz. Pozdrawiam i życzę weny dużo :D
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję. :D
UsuńNo i znów melduję, że jestem ;) Pewnie byłabym wcześniej, ale cóż, ostatnio nie witałam w internetach przez jakiś czas, więc to dlatego i dlatego mam drobne potknięcia w blogach (choć u Ciebie, słowo drobne... :D sama wiesz ;)). No ale nieważna ja :D Ważne opowiadanie. Kurcze, na początku wiedźmin mnie przeraził. Te jego groźby kierowane do Mike'a. Ale kiedy pokazałaś, jak bardzo potrafi być wrażliwy, to jakoś zmiękczył moje serce :D No i miał dlaczego, grozić Mike'owi :D Ma wspaniałą córkę, którą chce uchronić przed nim (choć chyba ma ich więcej...)
OdpowiedzUsuńHistoria rozbudowuje się w coś... Zaskakującego ;) Ślicznie wyszły ci opisy, rozdział znacznie dłuższy od poprzednich, co tylko chwalić ;)
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że wkrótce nadrobię te pare rozdziałów ;D
Zuza <3
Dziękuję, że chce Ci się nadrabiać moje rozdziały. <3 :D
Usuń