Kiedy zasnęła, jeszcze przez chwilę gładził jej krucze włosy. Uwielbiał to robić, gdyż w pewien sposób koiło to jego nerwy. Dotykając tych, miękkich jak puch, loków, zamykał się we własnym świecie i skupiał się tylko na jednej czynności. Opróżniał swój umysł z wszystkich myśli, bo teraz liczyła się tylko ona, zimna dosłownie jak i niedosłownie, Yennefer. Jednak w tej chwili czuł niepokój i w żaden sposób nie mógł się go pozbyć. Nawet Znak tak efektywny i przydatny jak Aksji, nie pomógł wyrzucić, z ciała Geralta, tego męczącego uczucia. Kiedy był już pewny, że Yennefer śpi, bezszelestnie wstał z łóżka i wolnym oraz cichym krokiem wyszedł z pokoju, zamykając ostrożnie za sobą drewniane drzwi. Schodząc po masywnych schodach, odczuwał chłód bijący od kamiennych, grubych ścian zamczyska. Zwykle takie zimno bywało w zimę, kiedy to śnieg i porywiste wiatry wraz z lodem pochłaniał ogromny budynek. Kiedy wszedł do ogromnego holu, słychać było jedynie palący się ogień w kominku i oddech siedzącego tam mężczyzny. Postać, która siedziała przed paleniskiem, bawiła się wiedzmińskim mieczem. Geralt uniósł jedną brew i skrzywił nieładnie usta z niezadowolenia. Nienawidził, gdy ktoś bez pozwolenia brał jego rzeczy, z wyjątkiem Pat i Ciri, co było oczywiste.
- Zostaw ten miecz, bo się jeszcze pokaleczysz - zaśmiał się wiedźmin, podchodząc do Shinody.
-Bardzo śmieszne- rzucił sucho muzyk, po czym spojrzał z pogardą na stojącego obok białowłosego, którego oczy stały się jeszcze bardziej pomarańczowe, od odbijających się w nich płomieni ognia. - Zresztą, kiedy zaczniemy coś robić? Bo za siedzenie ci nie płacę.
- Po pierwsze, ty mi w ogóle nie płacisz, tylko twój brat, a po drugie, nic nie poradzę, że wynikły po drodze małe problemy - Geralt odrzekł spokojnie, nawet nie spoglądając kątem oka, na wpatrującego się w niego ze złością, Mike'a. Zapadła cisza. Słychać było jedynie płonące drewno, które wyrzucało w powietrze, co chwilę to inne, mniejsze czy większe, iskry oraz uderzający o masywne mury zamku wiatr. - Jak tylko odnajdę Pat, zaczniemy twój trening. - przerwał i wziął głęboki oddech. - Nie wiesz czasem, gdzie Lambert?
- Zostaw ten miecz, bo się jeszcze pokaleczysz - zaśmiał się wiedźmin, podchodząc do Shinody.
-Bardzo śmieszne- rzucił sucho muzyk, po czym spojrzał z pogardą na stojącego obok białowłosego, którego oczy stały się jeszcze bardziej pomarańczowe, od odbijających się w nich płomieni ognia. - Zresztą, kiedy zaczniemy coś robić? Bo za siedzenie ci nie płacę.
- Po pierwsze, ty mi w ogóle nie płacisz, tylko twój brat, a po drugie, nic nie poradzę, że wynikły po drodze małe problemy - Geralt odrzekł spokojnie, nawet nie spoglądając kątem oka, na wpatrującego się w niego ze złością, Mike'a. Zapadła cisza. Słychać było jedynie płonące drewno, które wyrzucało w powietrze, co chwilę to inne, mniejsze czy większe, iskry oraz uderzający o masywne mury zamku wiatr. - Jak tylko odnajdę Pat, zaczniemy twój trening. - przerwał i wziął głęboki oddech. - Nie wiesz czasem, gdzie Lambert?
- Nie wiem, wtedy, gdy zaatakowały nas wilki. On po prostu zeskoczył i chyba zajął się nimi - Shinoda patrzył na wiedźmina, który przegryzał dolną wargę i marszczył czoło. - Jeden z nich był taki cholernie paskudny. Biały z czerwonymi świecącymi się oczami.
- Niedługo wrócę - zerwał się z miejsca i zaczął nerwowo nakładać na siebie zbroję. - Jakby Yen wstała, powiedz jej, aby o nic się nie martwiła - kiedy miał już wychodzić, nagle zatrzymał się. - Jak wróci Eskel, poproś go, aby pokazał ci, jak obchodzić się z mieczem - zniknął. Shinoda został sam nadal wpatrując się w dogasający ogień.
- Norman, w coś ty mnie wpakował...
***
Po dłuższej wędrówce dotarli na miejsce. Wilk najpierw
rozejrzał się dość uważnie, by upewnić się, że nie śledzą ich niezaproszeni
goście, po czym wypowiedział wiązankę dziwnych i trudnych do wypowiedzenia słów, które jak się później
okazało, były zaklęciem otwierającym tajemnicze wrota. Pat wchodząc za
zwierzęciem do ogromnego drzewa, cicho przełknęła ślinę na widok masywnych
schodów prowadzących w dół. Schodząc po nich, kobieta czuła delikatne wibracje
nie tylko, jeśli chodzi o medalion na jej szyi, ale o jej ciało. Dziwne
odczucie zniknęło dopiero wtedy, gdy znaleźli się na samym dole, w rozległym
pomieszczeniu. Pachniało tu najróżniejszymi rodzajami kwiatów, ćwierkały ptaki,
które wesoło machały skrzydełkami, a po
ścianach, wykonanej z kory, goniły się małe
wiewiórki, rude, czarne oraz szare i gryzły nawzajem swoje puchate ogonki. Pat
zauważyła, że zamiast drewna, ma pod nogami trawę, miękką i soczyście zieloną.
Przyglądała się temu wszystkiemu z podziwem i lekkim niedowierzaniem, bowiem
miejsca takie jak to, występowały tylko w bajkach, jakie opowiadał jej Vesemir
lub Geralt, gdy była jeszcze mała. Yennefer nigdy nie opowiadała jej historii
na dobranoc, czy w ogóle jakichkolwiek zmyślonych opowieści. Zawsze bazowała na realistycznym świecie i na tym, by
w tej powieści były zaklęcia i uroki, których Pat miałaby się uczyć w
późniejszym czasie.
- Usiądź – wilk wskazał nagle wzrokiem na szary kamień,
znajdujący się obok dębowego stołu. Kiedy usiadła ponownie wróciła do
wspomnień, szczególnie jeśli chodzi o dziadka, gdyż ten, ze wszystkich
wiedźminów w Kaer Morhen zdawał się najweselszy i zawsze uśmiechnięty.
Uwielbiała ciągnąc za te jego wąsiska i siedzieć mu na kolanach w zimowe wieczory,
kiedy to przekomażali się, który stwór jest groźniejszy. Zawsze spór dotyczył
dwóch potworów – Ghula i Utopca. Dla Pat był to dobry trening zarówno pamięci
jak i logicznego myślenia. Pokonać Vesemira w walce na argumenty to jak wygrać
wyścig konny pokonując wszystkich mistrzów jeździectwa i zwycięzców. Z miłych
przemyśleń wyrwało ją bijące za nią światło, którego źródłem był wilk. W ułamku
sekundy, zmienił się on w wysoką, ubraną w wilcze futro kobietę, jak się
później okazało, w Elfkę. – Wybacz, że
dopiero teraz widzisz moją prawdziwą postać. Pwerbleidd – uśmiechnęła się
szczerze, po czym zapadła cisza.
- Po co mnie tu przyprowadziłaś yyy… Nahme – powiedziała cicho przypominając
sobie imię brązowookiej. Ta natomiast milczała i wydawała się nieobecna.
Nieoczekiwanie do pokoju, dwa wilki przywlekły ciało Lamberta.
- Spokojnie – elfka wyprzedziła zamiary młodej wiedźminki,
która chciała już wstawać. – Nic mu nie będzie - dodała po chwili stojąc tyłem
do Pat. Po chwili wolnym krokiem podeszła do stołu i usiadła naprzeciwko zdezorientowanej białowłosej. –
Przyprowadziłam cię tu, gdyż chcę, abyś odnalazła swoje przeznaczenie.
- Słucham? – spytała wielce zdziwiona wiedźminka, która
miała już dość wysłuchiwania o swoim przeznaczeniu. ,,Musisz je odnaleźć’’,
,,Pewnie jesteś stworzona do wielkich rzeczy’’ – Sranie w banie – pomyślała
oburzona dziewczyna, wykrzywiając jednocześnie usta w niezgrabny grymas.
- Widzę, że nie traktujesz tego zbyt poważnie – westchnęła
wysoka elfka, wstała i zarzuciła na plecy wilczy ogon, który opadał niesfornie
na jej pierś.
- Póki pamiętam – zmieniła temat, by nie musieć przedstawiać
swoich argumentów dlaczego ma gdzieś, kiedy odnajdzie swoje przeznaczenie i
gdzie dokładnie je ma. – Czemu nazwałaś mnie ,,Pwerbleidd’’ – spytała odważnie.
- Nie wiesz? Nikt ci nie powiedział? Geralt ci nie
wytłumaczył? – Pat zrobiła większe oczy, a jej usta otworzyły się delikatnie. –
Tak, znam twojego ojca – elfka wygięła usta w ładny uśmiech, a po chwili
spojrzała na Lamberta, który zaczął z trudem oddychać i jednocześnie krztusić
zalegającą w jego buzi krwią. – Oczyścimy go i będzie mógł dołączyć do rozmowy
– kobieta oznajmiła, po czym wszeptała coś pod nosem i zrobiła prawie
niewidoczny ruch ręką, układając, w odpowiedni sposób, palce. Mężczyzna jak na
zawołanie wstał i z lekkimi trudnościami
wyszedł z pomieszczenia do, znajdującego się obok, mniejszego pokoju. –
Posłuchaj – Pat odwrócił wzrok od znikającego w przejściu wiedźmina i spojrzała
na czerwonowłosą. – Twoje imię w naszym języku oznacza ,,Błękitny Wilk’’, nie
bez powodu. – przerwała i wzięła głęboki wdech. Białowłosa obserwowała uważnie
każdy gest wysokiej elfki i uważała na każde jej słowo. – Od dawien dawna było
wiadome, że wiedźmini i większość czarodziejek nie mogą mieć potomstwa –
ponownie zamilkła. Sprawiała wrażenie, jakby szukała odpowiednich słów, by
udzielić odpowiedzi na pytanie Pat. – Jednak, pewnej parze, nietypowej parze,
znudziło się normalnie życie wśród ruin Kaer Morhen i postanowili złamać
istniejące prawa, za pomocą magii, a dokładniej jednego napoju, które, nie
oszukujmy się, tylko jedno przyjęło
bezboleśnie – kobieta spojrzała na dziewczynę. Jej blade dłonie zaczęły się
lekko trząść, a wzrok, pełen smutku i rozpaczy, powędrował w podłogę. – Dziecko
wielkiej czarodziejki, Yennefer i słynnego wiedźmina, Geralta z Rivii – elfka
nie chciała pozwolić młodej białowłosej na większe przemyślenia, więc ciągnęła
dalej. – Dziecko, które nie odnalazło jeszcze swojego przeznaczenia. Które nie
odkryło w sobie mocy, jaką posiada – jej wypowiedź przerwało donośne stąpanie
po drewnianych schodach. Po chwili, w mroku przy ostatnim stopniu, zaświeciły
się pomarańczowe oczy, zupełnie takie jak u żmii. – Proszę Geralt, nie zachowujmy
się jak dzieci, schowaj miecz – rozległ się nagle odgłos przecieranej pochwy
przez ostre, stalowe narzędzie do zabijania. W świetle pojawiły się szare włosy
i odbijająca światło, świecąc się niezwykle, masywna zbroja. – Jak zwykle
majestatyczny i groźny – uśmiechnęła się wysoka elfka. Jednak widząc twarz tak
zmęczoną i niezadowoloną, jej usta powróciły do pierwotnej miny.
- Czego od niej chcesz, Nahme? – wycedził nagle głosem
nieprzyjemnym, przechodzącym przez ciało, powodując nieprzyjemne doznania w
głowie i spojrzał wzrokiem jeszcze paskudniejszym. Kobieta jedynie odwróciła
się plecami, prezentując jednocześnie wilcze futro.
- Chcę jej tylko ułatwić odnalezienie czegoś, przed czym
chcesz ją uchronić, Geralt. Ktoś to w końcu musi zrobić, nie sądzisz? –
wiedźmin milczał, wpatrując się w pytającą wzrokiem Pat.
- Jest na to nieprzygotowana – rzekł wreszcie, odwracając
jednocześnie wzrok od córki i spojrzał na kobiece plecy.
- I właśnie oto chodzi, Geralt – syknęła pewnie i ostro
wysoka elfka, odwracając się wreszcie. Obdarowała wiedźmina niemiłym
spojrzeniem i usiadła naprzeciwko białowłosej, która milczała i wpatrywała się
cały czas w ojca. – Przecież nie chcesz jej stracić i wiem, że będziesz bronił
ją nawet wliczając w koszty twoją śmierć. Wiem to – Gwynbleidd zmarszczył
czoło, lecz nie ze złości. Czuł teraz cholerną bezradność i poczucie winy. Cały
czas oszukiwał sam siebie, a przecież wiadome było, że nie może cały czas
pilnować córki. – Geralt – z przemyśleń wyrwał go suchy głos kobiety. – Na
razie, nic jej nie grozi i długo nie będzie. Tego jestem pewna i możesz być
spokojny. Jednak musi ona zacząć panować nad swoją mocą, nad swoimi emocjami –
Pat spoglądała to na ojca, to na Nahme, oczami pełnymi zdezorientowania i
niepokoju – Pozwól mi jej pomóc, Geralt.
- Skoro chcesz jej pomóc, to dlaczego nie powiesz jej od
razu, czym jest jej przeznaczenie? – spytał przybierając kamienną twarz.
- Geralt, usiądź proszę – wiedźmin spojrzał na Nahme
badawczym wzrokiem, po czym nie spiesząc się, usiadł na kamieniu obok
białowłosej dziewczyny. – Posłuchaj. Co to za sztuka przyjść na gotowe? Ty
szukałeś swojego przeznaczenia, Ciri, Yennefer, on również będzie go szukał –
wskazała wzrokiem na zataczającego się powoli Lamberta, który mimo powrotu do
żywych, nadal nie mógł normalnie chodzić. Pat chciała wstać i podbiec do wiedźmina,
lecz brązowooka zganiła ją wzrokiem, po czym rzuciła urok. Dziewczyna
momentalnie zapomniała o Lambercie o wszystkim tym, co wprawiało ją w smutek. –
Wybaczcie, ale jej umysł nie może być przepełniony negatywnymi emocjami –
złapała młodą wiedźminkę za rękę. – A i proszę was. Nie ważne co się stanie,
nie możecie reagować, jasne? Chyba, że ja dam znak – Geralt i Lambert zgodzili
się delikatnym skinieniem głowy. Elfka
przymrużyła oczy i mocniej ścisnęła dłoń , lekko zdziwionej Pat, która przez
rzucony na nią urok, nie czuła czegoś takiego jak niepokój czy strach. – Gryrde
nont cremltle tontet, Pwerbleidd – zapadał cisza. Cisza, co budziła niepokój
nie tylko w, chowających się w swoich norkach, wiewiórkach czy ptakach, lecz
także w wiedźminach. Nieoczekiwanie Geralt poczuł jak jego medalion zaczyna
drgać, a spoglądając na Pat, zacisnął zęby i zaklął, widząc jej nieobecne oczy.
Nahme mamrotała pod nosem, jednocześnie przekrzywiając głowę lekko w prawo. Teraz
i medalion Lamberta, który siedział
dalej niż Gwybleidd, zaczął wpadać w coraz większe wibracje. Lewa dłoń
dziewczyny wędrowała powoli w stronę Geralta, a jej oddech wyraźnie
przyspieszył. W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej, tworząc złowrogi półmrok, w
którym pobłyskiwały pomarańczowe oczy wiedźminów i białka elfki. Wpadła ona w
trans wypowiadając to coraz mniej zrozumiałe słowa. Nieoczekiwanie białowłosa
uniosła twarz, kierując ją w do góry, a jej ciało zaczęło się delikatnie
trząść. – Geralt, złap ją za rękę – Nahme przemówiła niskim, nienaturalnym
głosem, niczym demon. Wiedźmin nie zawahał się ani chwili. Kiedy położył
szorstką, masywną dłoń, na jej delikatną rękę, zapadła ciemność. Zupełna
pustka, zarówno przed nim, jak i jego głowie. W pewnym momencie zobaczył przed
sobą światło i mimo niechęci jaką czuł, jego nogi same prowadziły go
oślepiający błysk. Zamknął oczy. Podnosząc powieki, zauważył, że znajduje
się w domu, w Kaer Morhen. Ucieszył się
i uśmiechnął pod nosem na widok rodzinnego miejsca, lecz cisza jaka tu
panowała, lekko zaniepokoiła wiedźmina. Worki treningowe, na których uczyli się
młodzi, nieznacznie kołysały się w lewo i prawo, a wiatraki, służące do
szkolenia refleksu leniwie obracały się w kierunku, w jakim wiał delikatny
wiatr. Momentalnie złowrogie kruki przeleciały Geraltowi nad głową, kracząc
przy tym bardzo głośno. Mężczyzna rozejrzał się dookoła. Yennefer. Patrzyła na
niego swoimi fiołkowymi oczami. Jednak były one pozbawione jakiegokolwiek
blasku i radości. Teraz wydawały się jakby nieobecne, jakby za mgłą, jednak
pełne smutku i rozpaczy. Milczała. Jedyne co słyszał, to jej chrapliwy oddech,
który przechodził przez jego ciało, tworząc nieprzyjemne odczucie. Nagle
zauważył wypływającą maź z jej brzucha i piersi. Krew. Kobieta uśmiechnęła się
lekko, po czym upadła na ziemię. Geralt złapał się za głowę i mocno zacisnął
zęby mówiąc do siebie, że to tylko sen, że tylko iluzja. Ponownie posłużył się
Znakiem Aksji i nie patrząc na ciało ukochanej, poszedł w stronę źródła płaczu,
który nagle usłyszał. Była nim Pat. Klęczała nad czyimś ciałem głaszcząc twarz
zamordowanego. Spuścił wzrok w ziemię, która przesiąknięta była krwią. Usłyszał
szmer. Stała przed nim zapłakana dziewczyna, wpatrując się w wiedźmina oczami
przepełnionymi kolorem jasnego nieba.
- Wiedziałeś, że tak będzie. Wiedziałeś, że wszyscy zginą –
przerwała i spuściła wzrok w ziemię. Krew. – Że ty zginiesz – to ciało, przy
którym klęczała, które gładziła po twarzy. To był on. Wszędzie krew. Na jej
twarzy. Krew. Nawet na jego dłoniach. Zapadła ciemność, a po niej jasność. Ponownie
jest tutaj, przy Pat, która nadal jest nieobecna. Ponownie widzi Lamberta,
gryzącego z nerwów własną rękę. Nahme zaczęła mamrotać już zupełnie
niezrozumiałe słowa, oczy młodej wiedźminki robią się jakby błękitne, a jej
usta rozchylają się, jakby miały coś z siebie wydusić. Milczały. W pokoju
stawało się coraz jaśniej, Nahme coraz głośniej wypowiadała słowa. Jaśniej.
Coraz jaśniej. Krzyk. Aż w końcu ciemność.
***
- Panie Bennington, ktoś do pana – usłyszał nagle znajomy
głos pielęgniarki, a także czyjeś kroki. Otworzył oczy i delikatnie uniósł do
góry głowę.
- Hej tato – dziewczyna niepewnie podeszła do szpitalnego
łóżka i usiadła na, obok znajdującym się, krześle. Chester był cały blady i jakby bez energii. Zupełnie jak
leżąca kukła.
- Alex – mężczyzna uśmiechnął się, a jego oczy, wyraźnie
poweselały.
- I jak tam?
- A jakoś się żyję, pomijając jedzenie, które wygląda jak
wymiociny kota, czy brak własnej toalety. No, ale jakoś się żyję – zaśmiał się,
wpatrując się w świecące oczka dziewczyny.
– A jak u ciebie, co? Dave jest dla ciebie miły?
- Nawet bardzo – uśmiechnęła się szczerze, po czym sięgnęła
po swoją torbę, w której zaczęła czegoś
szukać. – Przyniosłam ci parę owoców i domowych sałatek, które tak uwielbiasz –
postawiła wszystko na szafeczce, znajdującej się obok białego łóżka. – Będę codziennie
przynosiła ci jedzenie, abyś nie musiał jeść kocich wymiocin – zaśmiali się
oboje.
- Chcesz, abym jak stąd wyjdę, staczał się po schodach jak
jakaś kulka? Hop hop, Chester kurwa bęc – zaśmiał się głośno Bennington,
sprawiając, że kobieta prawie płakała ze śmiechu.
- Daj spokój. Przyda ci się trochę przytyć.
- Tylko nie za dużo – uśmiechnął się i chwycił po czerwone
jabłko. – Nadal nie opowiedziałaś jak tam u ciebie – nadgryzł owoc i spojrzał
na kobietę.
- No w sumie, siedzimy z Dave’em w domu. Od czasu do czasu
przychodzi Brad lub Joe. Czasem wychodzimy na miasto. Takie tam.
- Wujek Dave za słabo się stara. Pogoń go tam ode mnie –
zaśmiał się Bennington. Nadal nie mógł się napatrzeć na te uśmiechnięte oczka,
na te wygięte w uśmiech usta. Na tą piękną twarzyczkę. Tak bardzo za nią
tęsknił.
- A co z Robem i Shinodą? – muzyk wyraźnie spoważniał,
szczególnie wymieniając ostatnią osobę.
- Rob zajmuje się chorą mamą, a Mike znikł gdzieś –
przerwała i spojrzała na zdziwionego mężczyznę, który nadal zajadał jabłko. –
Ponoć spotyka się z jakąś dziewczyną -
Chester głośno przełknął kawałek jabłka.
- To ja tu cierpię, a on ma mnie w dupie i ugania się za
kobietami? – pomyślał i zmarszczył czoło, wpatrując się w ścianę.
***
- Źle do jasnej cholery, źle! – krzyknął zdenerwowany Eskel.
– Złap porządnie za ten miecz – dodał po
chwili spokojniejszym już głosem. Shinoda zmarszczył czoło, obiema rękoma
chwycił za metalową rękojeść miecza i z trudem podniósł ostrzę do góry,
wypuszczając je po chwili na ziemię. – Przecież ty się prędzej zabijesz, niż
zaczniesz władać mieczem – wiedźmin złapał się za głowę i westchnął głęboko.
- Nie moja wina, że ten miecz jest taki ciężki – syknął
zdyszany Mike i splunął na kamienną podłogę.
- Ciężki? Ciężko to ty zaraz będziesz miał w dupie, jak
wsadzę ci – wypowiedź przerwał mu Vesemir, uderzając go lekko w brązową
czuprynę.
- Eskel, bo obudzisz Yennefer – uśmiechnął się staruszek i
bez problemu uniósł miecz leżący obok muzyka.
Shinoda otworzył szeroko oczy i ze zdziwieniem patrzył na wiedźmina, na
którego twarzy, pod szarawym wąsem,
gościł szczery uśmiech.
- I dobrze. Niech dowie się, jakie drewno przywiózł nam
Geralt – założył ręce i zmarszczył czoło, prezentując ogromną bliznę na twarzy.
– Ja nie wiem jak my chcemy zrobić z niego maszynę do zabijania. Zwykła
trzęsąca się galareta z kupą czarnych kłaków na głowie.
- Oj przestań Eskel – uśmiech Vesemira, jak stwierdził
Shinoda, choć stary, wydawał się szczerszy i weselszy od uśmiechu wielu
młodziaków. Staruszek niestety nie znał prawdziwego powodu, przez który młody
wiedźmin stał się taki wredny i uszczypliwy. Eskel bacznie obserwował muzyka,
wtedy, gdy Pat leżała bezradna na stole. Te jego świecące się oczka, uśmieszek
typowego kochasia i palce, które gdyby tylko mogły, zabrałyby się za odpinanie
guzików, czarnej koszuli dziewczyny. – Daj mu szanse.
- Jeśli masz do niego cierpliwość, proszę bardzo, zajmij się
nim. Ja idę się przejść – wygiął usta w wymuszonym uśmiechu, po czym wyszedł z
pomieszczenia i udał się na dwór.
- Czemu on jest taki, no wiesz – Shinoda wiedział, że Vesemir
jest jedyną tutaj osobą, z którą może porozmawiać normalnie i na każdy temat,
nie poruszając tym żadnej burzliwej dyskusji i tak dalej.
- Sam nie wiem. Eskel zawsze był najweselszy z tej trójki
bezwzględnych wiedźminów – przerwał i uśmiechnął się pod nosem. – Najbardziej
musisz uważać na Lamberta. Typowy cyniczny skurwysyn, oczywiście kocham go jak
syna, no ale charakteru mu nie zmienię – zaśmiał się głośno staruszek i uderzył
Shinodę w ramię. – A Geralt, jak to Geralt. Z reguły cichy. Krzywdy bez powodu
ci nie zrobi.
- Wychowywałeś tę trójkę? – Vesemir jedynie skinął głową i
zapatrzył się w płonące drewno. – To skoro wychowywałeś każdego tam samo, to
dlaczego Lambert tak bardzo odstaje zachowaniem od reszty? – wiedźmin
spoważniał i zmarszczył czoło spoglądając groźnymi oczyma na Mike’a.
- Po pierwsze nie odstaje, a po drugie, różni się tylko, od tej
pozostałej dwójki, charakterem – przerwał i ponownie skierował swój wzrok na
ogień. – Widzisz, z Lambertem było inaczej. Geralta i Eskela porzucono, a Lambert, był ,, dzieckiem niespodzianką''. Jego ojciec, pijak, bił Lamberta i
jego matkę do krwi. Każdy o tym wiedział. I pewnego dnia ten chejtun, wszedł,
wyobraź sobie, prosto w gniazdo nekkerów. Pewnie zginąłby, gdyby nie pewien
wiedźmin, który uratował mu tyłek i zażyczył sobie standardowej nagrody: ,,
dasz mi to, co pierwsze w domu zastaniesz’’. Lambert za życie tego pijaka.
Dlatego stał się taki. No sam rozumiesz – jego głos zachwiał się, a dłonie
zaczęły nerwowo się trząść. Zapadła cisza. Oboje wpatrywali się w płonące
drewno w kominku.
- Ty byłeś tym wiedźminem, prawda? Tym co uratował ojca
Lamberta – Vesemir skinął głową i westchnął głęboko.
- Wiesz czemu kocham tego skurczybyka? – popatrzył się
wesołymi, pełnymi opieki, starymi oczyma na słuchającego Shinodę. – Że mimo
swojego charakteru, jeszcze nigdy nie powiedział mi, że to moja wina.
Witajcie Kochani!
Jestem z nowym rozdziałem i nowym wyglądem bloga! wowowowow!
Jak dla mnie szablon jest bardzo, bardzo niesamowity. <3
Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale i nowym wyglądzie. :3
Zaraz zabieram się za czytanie Waszych opowiadań.
Do zobaczenia wataho. <3
Bywajcie!
Nowy szablon jest wspaniały! Podoba mi się bardzo i pasuje do klimatu tego opowiadania doskonale!
OdpowiedzUsuńW sumie ten rozdział był tak długi, że aż nie wiem od czego zacząć i co tutaj skomentować. xD
Więc zacznę tak.
Geralt i Yeeen! <3
Geralt i Yeeeeeen! <3
Kocham Geralta i Yeeeeeeen! <3
Ok, koniec na temat Geralta i Yennefer. (Ale mogłabyś dać ich tu trochę więcej XD)
Ten długaśny akapit na temat Pat był bardzo ciekawy. Wyjaśniło się o co w ogóle chodzi. Zastanawia mnie w sumie, czy skoro ta Nahme to elfka, a zmieniała się w wilka, to czy inne wilki też są elfami albo ludźmi? Ten późniejszy fragment, czyli to co widział (widział? Nie wiem jakie inne słowo) Geralt było przerażające na tyle, że miałam ciarki. ;_; Robi się coraz bardziej tajemniczo znowu, chociaż dopiero się wyjaśniło.
"- Chcesz, abym jak stąd wyjdę, staczał się po schodach jak jakaś kulka? Hop hop, Chester kurwa bęc". Obie wiemy, że "hop hop" po schodach nie było komentarzem na temat Chestera, tylko kogoś innego i obie wiemy kogo. Także czytając to, uśmiałam się tak bardzo, że musiałam za chwilę wycierać łzy z policzków. XD Jak tak teraz myślę, to Chester jako kulka jest w sumie jeszcze zabawniejszy od tej osoby. XD
Jestem ciekawa czy to, co myśli Eskel o Mike'u to prawda? Bo nie wiem czy Mike aż tak się w tę Pat wpatrywał, żeby takie myśli mu po głowie chodziły. W każdym razie dziwny ten zazdrosny i taki nerwowy Eskel.
I powiedz mi jeszcze, jak to jest, że potrafisz tak pięknie zakończyć rozdział? ;_; Zawsze mi się to podoba, taki klimat się robi pod koniec. Vesemir to chyba moja ulubiona postać z Wiedźmina, zresztą sama wiesz. (Chociaż tak ciężko wybrać kogoś ulubionego, bo wszyscy są na swój sposób cudowni) Tak świetnie go tutaj opisujesz, tak właśnie, jak zawsze sobie go wyobrażam. No a ostatnie zdanie takie ushjancjkaasd (brakuje mi już synonimów, wybacz)
No i to koniec mojego jakże fascynującego komentarza na temat tego wspaniałego i długiego rozdziału.
Życzę Ci duuuużo weny i oby kolejne rozdziały były takiej samej długości! <3
O tak ''hop hop'' za zawszę w naszej pamięci. xD<3
UsuńSpokojnie, spokojnie. W późniejszych rozdziałach będzie więcej Geralta i Yen. :3
O tak. Vesemir. :3
Dziękuję za komentarz. <33
Ps Vesemir! :ccccccc
Wygląd jest świetny <3 Wreszcie przerywnik z Chesterem i Alex ^^ Pośmiałam się, nie ukrywam. Ta elfka Nahme jest ciekawa, nie powiem, że nie. A potyczki Mike'a z mieczem są świetne. Ogólnie to bardzo lubię te momenty gdy Shinoda musi się przyzwyczajać do tamtejszych, brutalnych warunków. Vesemir...to jest postać, którą chyba lubię najbardziej właśnie za tą pocieszność. Wszyscy tacy poważni, a on wesoły i uśmiechnięty :)
OdpowiedzUsuńJeszcze dodam, że rozdziału na rozdział co raz bardziej mi się podoba ta opowieść. Życzę weny i czekam na kolejną część! Trzymaj się :3
Dziękuję, dziękuję. <3
UsuńZaraza nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieczy, że coraz bardziej podoba Ci się moje opowiadanie. <33
Przeczytałam
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie.
Coraz bardziej się wszystko rozkręca :-)
Vesemir - lubię go, strasznie.
Moja prożka została wysłuchana - wreszcie pojawił się Mike.
Co do Chestera - ile on jeszcze będzie w tym szpitalu.
Alex też lubię.
Podoba mi się ten nowy wygląd.
Pozdrawiam i czekam na kolejny.
No i czekam na komentarz u mnie - pojawił się 18
Strasznie podoba mi się nowy wygląd bloga.
Mika
Bardzo dziękuję! :)
UsuńSuper wygląd bloga, świetny rozdział :3
OdpowiedzUsuńWiem, że się powtórzę, ale ta historia jest naprawdę wciągająca.
Czekałam na Chaza i Alex
Ja...stwierdziłam, że moja Bennoda jest zbędna.
Była bez sensu, usunęłam ją.
Kiedyś wrócę z czymś nowym i mam nadzieję, że ci się spodoba.
Pozdrawiam i życzę duużo weny :3
Dziękuję. :3
UsuńNo nie. Głupia jesteś. :cc
Szybko wracaj mi z czymś nowym lub tym co było<3
Jeny, ten szablon jest idealny. (Ulix powstrzymuje się przed zrobieniem klimatycznej sraczki w kolejnym komentarzu)
OdpowiedzUsuń"- Nie moja wina, że ten miecz jest taki ciężki – syknął zdyszany Mike i splunął na kamienną podłogę.
- Ciężki? Ciężko to ty zaraz będziesz miał w dupie, jak wsadzę ci..."
Jak ja uwielbiam jak oni tyrają Mike'a! To jest po prostu idealne, takie, jak szablon. xD
Nadal jestem cała przepełniona szacunkiem za to, że mimo, że już tak bardzo nie słuchasz Linkin Park, to nie porzuciłaś tego opowiadania. W sumie, mogłoby być takie od początku. Tylko bardziej po równo. Bo wiesz, pierwsze rozdziały były tylko o LP, a nowe to 75% wiedźmin. Także gdyby wszystkie były 50% LP, 50% wiedźmin, to opowiadanie byłoby wprost genialne! Znaczy, teraz też jest, ale wiesz, że lubię mieszać muzykę z fantastyką, także perspektywa takiego opowiadania mnie powala...
Ale nie będę Cię zmuszać, bo wiem, jak to jest, gdy mija wena na coś, bo mi też na coś (czyt. Twis) minęła.
W zasadzie to ten rozdział pod względem tego, ile jest wiedźminowe, a ile linkinowe, to jest idealny. Także pisz tak dalej. <3
Pozdrawiam i weny! :D
Haha, o tak. Ten szablon jest wspaniały ;-; <3
UsuńCo do ilości LP w rozdziałach - no właśnie, muszę jakoś panować nad tym, by nie wrzucać tylko wiedźmina (u mnie to bardzo możliwe) ;-;
Dziękuję za tak długi komentarz. <3
Bywaj!
Ps szykuj się na zjedzenie 3:) <3
Cześć, przepraszam, że dopiero tera, ale jestem strasznie zabiegana (pff, wakacje), a aktualnie jestem na wyjeździe. Tutaj internet działa jak nie powiem co, przy czym, szablon ładował mi się pół dnia. Ale było warto, bo jest prześliczny i oddaje klimat opowiadania.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, jak połączyłaś wiedźmina z LP. Na prawdę, bardzo ciekawe. Grałam ostatnio w tą grę i po troszku ją pokochałam.
" Hop hop, Chester kurwa bęc" - haha, kocham. Przypomniała mi się taka piosenka: "Kto ma dziecko, niech da dziecko, dziecko kurwa bęc i hyc o podłogę, dziecko kurwa bęc" nie pytaj, chłopaki puszczali to w pierwszej klasie gimnazjum. Taki sentyment.
Mike z mieczem. Uwielbiam to. Naprawdę.
Dobra, kończę, bo mnie na kolację wołają.
Pozdrawiam, weny, ściskam, whatever. xD
Cześć, przepraszam, że dopiero tera, ale jestem strasznie zabiegana (pff, wakacje), a aktualnie jestem na wyjeździe. Tutaj internet działa jak nie powiem co, przy czym, szablon ładował mi się pół dnia. Ale było warto, bo jest prześliczny i oddaje klimat opowiadania.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, jak połączyłaś wiedźmina z LP. Na prawdę, bardzo ciekawe. Grałam ostatnio w tą grę i po troszku ją pokochałam.
" Hop hop, Chester kurwa bęc" - haha, kocham. Przypomniała mi się taka piosenka: "Kto ma dziecko, niech da dziecko, dziecko kurwa bęc i hyc o podłogę, dziecko kurwa bęc" nie pytaj, chłopaki puszczali to w pierwszej klasie gimnazjum. Taki sentyment.
Mike z mieczem. Uwielbiam to. Naprawdę.
Dobra, kończę, bo mnie na kolację wołają.
Pozdrawiam, weny, ściskam, whatever. xD
Dziękuję. :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzysięgam, to najbardziej szalone opowiadanie EVER! Prześmieszny tekst (mało poważny w tym rozgardiaszu blogów o zagubionej dziewczynie i rucerzu na koniu, TO DOBRZE!) cudowna oprawa, no i... Wiedźmin :D
OdpowiedzUsuńBędę tu z pewnością wpadać :)
Meredith, mirkwood-story.blogspot.com
Dziękuję ślicznie. :D <3
UsuńRozdział mega. Powoli nadrabiam starsze rozdziały. Szablon również przecudny. Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam z niecierpliwością
PS: zapraszam na rozdział 17 u mnie na blogu
Dziękuję i na pewno wpadnę. :)
UsuńHej, myślałam,że dam radę jeszcze choć jeden rozdział przeczytać, ale oczy mnie strasznie pieką, więc wrócę tutaj jutro ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału ;) Kurczę, wszystko wydawało się takie... naturalne? Czy to dobre określenie czegoś,co istnieje w opowiadaniu? :D Chyba raczej chodzi mi o to, że normalnie czułam się, jakbym gdzieś tam sobie siedziała i patrzyła na to wszystko, jednocześnie czując, jakie emocje mają bohaterowie. Cudooo <3
Jedyna moja uwaga dotyczy tego, jak Lambert się obudził. Niby napisałaś, że otworzył oczy, potem zajęłaś się resztą bohaterów i nagle ni z tego ni z owego, oczywiście po tym, jak się zachwiał, bo nie mógł ustać, przytakiwał Nehme ;) Sama nie wiem, czego mi brakuje, może jakiegoś zdania, że zaczął słuchać tego, o czym mówiła. Również wydaje mi się, że Pat nie powinna się biernie temu wszystkiemu przypatrywać. Odkąd wkroczył Geralt nie odezwała się chyba, co wydawałoby się dziwne ;) Chyba że już wtedy działało na nią zaklęcie, choć wspominałaś, że Nehme rzuciła je później ;) No nie wiem, może masz ku temu powody, by tak było :D
Jeeejku tak dawno zabierałam się za przeczytanie Wiedźmina, że teraz, po Twoim opowiadaniu, muszę się normalnie ruszyć i wypożyczyć, bo to nie może być tak, że ja, zagorzała fanka fantastyki nie czytała Sapkowskiego :D Do tego ty wzbudziłaś we mnie taką ogromną (jeszcze większą niż mój kolega, który ma prawie wszystkie jego części) ciekawość tym, jak przedstawiasz swoją historię z wiedźminami ;) Strasznie mi się podoba to połączenie Linkin Park i fantastyki ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Zuza <3