piątek, 24 lipca 2015

XXI

Kiedy zasnęła, jeszcze przez chwilę gładził jej krucze włosy. Uwielbiał to robić, gdyż w pewien sposób koiło to jego nerwy. Dotykając tych, miękkich jak puch, loków, zamykał się we własnym świecie i skupiał się tylko na jednej czynności. Opróżniał swój umysł z wszystkich myśli, bo teraz liczyła się tylko ona, zimna dosłownie jak i niedosłownie, Yennefer. Jednak w tej chwili czuł niepokój i w żaden sposób nie mógł się go pozbyć. Nawet Znak tak efektywny i przydatny jak Aksji, nie pomógł wyrzucić, z ciała Geralta, tego męczącego uczucia. Kiedy był już pewny, że Yennefer śpi, bezszelestnie wstał z łóżka i wolnym oraz cichym krokiem wyszedł z pokoju, zamykając ostrożnie za sobą drewniane drzwi. Schodząc po masywnych schodach, odczuwał chłód bijący od kamiennych, grubych ścian zamczyska. Zwykle takie zimno bywało w zimę, kiedy to śnieg i porywiste wiatry wraz z lodem pochłaniał ogromny budynek. Kiedy wszedł do ogromnego holu, słychać było jedynie palący się ogień w kominku i oddech siedzącego tam mężczyzny. Postać, która siedziała przed paleniskiem, bawiła się wiedzmińskim mieczem. Geralt uniósł jedną brew i skrzywił nieładnie usta z niezadowolenia. Nienawidził, gdy ktoś bez  pozwolenia brał jego rzeczy, z wyjątkiem Pat i Ciri, co było oczywiste.
- Zostaw ten miecz, bo się jeszcze pokaleczysz - zaśmiał się wiedźmin, podchodząc do Shinody.
-Bardzo śmieszne- rzucił sucho muzyk, po czym spojrzał z pogardą na stojącego obok białowłosego, którego oczy stały się jeszcze bardziej pomarańczowe, od odbijających się w nich płomieni ognia. - Zresztą, kiedy zaczniemy coś robić? Bo za siedzenie ci nie płacę.
- Po pierwsze, ty mi w ogóle nie płacisz, tylko twój brat, a po drugie, nic nie poradzę, że wynikły po drodze małe problemy - Geralt odrzekł spokojnie,  nawet nie spoglądając kątem oka, na wpatrującego się w niego ze złością, Mike'a. Zapadła cisza. Słychać było jedynie płonące drewno, które wyrzucało w powietrze, co chwilę to inne, mniejsze czy większe, iskry oraz uderzający o masywne mury zamku wiatr. - Jak tylko odnajdę Pat, zaczniemy twój trening. - przerwał i wziął głęboki oddech. - Nie wiesz czasem, gdzie Lambert? 
- Nie wiem, wtedy, gdy zaatakowały nas wilki. On po prostu zeskoczył i chyba zajął się nimi - Shinoda patrzył na wiedźmina, który przegryzał dolną wargę i marszczył czoło. - Jeden z nich był taki cholernie paskudny. Biały z czerwonymi świecącymi się oczami. 
- Niedługo wrócę - zerwał się z miejsca i zaczął nerwowo nakładać na siebie zbroję. - Jakby Yen wstała, powiedz jej, aby o nic się nie martwiła - kiedy miał już wychodzić, nagle zatrzymał się. - Jak wróci Eskel, poproś go, aby pokazał ci, jak obchodzić się z mieczem - zniknął. Shinoda został sam nadal wpatrując się w dogasający ogień. 
- Norman, w coś ty mnie wpakował...

***

Po dłuższej wędrówce dotarli na miejsce. Wilk najpierw rozejrzał się dość uważnie, by upewnić się, że nie śledzą ich niezaproszeni goście, po czym wypowiedział wiązankę dziwnych i trudnych  do wypowiedzenia słów, które jak się później okazało, były zaklęciem otwierającym tajemnicze wrota. Pat wchodząc za zwierzęciem do ogromnego drzewa, cicho przełknęła ślinę na widok masywnych schodów prowadzących w dół. Schodząc po nich, kobieta czuła delikatne wibracje nie tylko, jeśli chodzi o medalion na jej szyi, ale o jej ciało. Dziwne odczucie zniknęło dopiero wtedy, gdy znaleźli się na samym dole, w rozległym pomieszczeniu. Pachniało tu najróżniejszymi rodzajami kwiatów, ćwierkały ptaki, które wesoło machały  skrzydełkami, a po ścianach, wykonanej z kory, goniły się  małe wiewiórki, rude, czarne oraz szare i gryzły nawzajem swoje puchate ogonki. Pat zauważyła, że zamiast drewna, ma pod nogami trawę, miękką i soczyście zieloną. Przyglądała się temu wszystkiemu z podziwem i lekkim niedowierzaniem, bowiem miejsca takie jak to, występowały tylko w bajkach, jakie opowiadał jej Vesemir lub Geralt, gdy była jeszcze mała. Yennefer nigdy nie opowiadała jej historii na dobranoc, czy w ogóle jakichkolwiek zmyślonych opowieści. Zawsze  bazowała na realistycznym świecie i na tym, by w tej powieści były zaklęcia i uroki, których Pat miałaby się uczyć w późniejszym czasie.
- Usiądź – wilk wskazał nagle wzrokiem na szary kamień, znajdujący się obok dębowego stołu. Kiedy usiadła ponownie wróciła do wspomnień, szczególnie jeśli chodzi o dziadka, gdyż ten, ze wszystkich wiedźminów w Kaer Morhen zdawał się najweselszy i zawsze uśmiechnięty. Uwielbiała ciągnąc za te jego wąsiska i siedzieć mu na kolanach w zimowe wieczory, kiedy to przekomażali się, który stwór jest groźniejszy. Zawsze spór dotyczył dwóch potworów – Ghula i Utopca. Dla Pat był to dobry trening zarówno pamięci jak i logicznego myślenia. Pokonać Vesemira w walce na argumenty to jak wygrać wyścig konny pokonując wszystkich mistrzów jeździectwa i zwycięzców. Z miłych przemyśleń wyrwało ją bijące za nią światło, którego źródłem był wilk. W ułamku sekundy, zmienił się on w wysoką, ubraną w wilcze futro kobietę, jak się później okazało, w Elfkę.  – Wybacz, że dopiero teraz widzisz moją prawdziwą postać. Pwerbleidd – uśmiechnęła się szczerze, po czym zapadła cisza.
- Po co mnie tu przyprowadziłaś  yyy… Nahme – powiedziała cicho przypominając sobie imię brązowookiej. Ta natomiast milczała i wydawała się nieobecna. Nieoczekiwanie do pokoju, dwa wilki przywlekły ciało Lamberta.
- Spokojnie – elfka wyprzedziła zamiary młodej wiedźminki, która chciała już wstawać. – Nic mu nie będzie - dodała po chwili stojąc tyłem do Pat. Po chwili wolnym krokiem podeszła do stołu i usiadła naprzeciwko  zdezorientowanej białowłosej. – Przyprowadziłam cię tu, gdyż chcę, abyś odnalazła swoje przeznaczenie.
- Słucham? – spytała wielce zdziwiona wiedźminka, która miała już dość wysłuchiwania o swoim przeznaczeniu. ,,Musisz je odnaleźć’’, ,,Pewnie jesteś stworzona do wielkich rzeczy’’ – Sranie w banie – pomyślała oburzona dziewczyna, wykrzywiając jednocześnie usta w niezgrabny grymas.
- Widzę, że nie traktujesz tego zbyt poważnie – westchnęła wysoka elfka, wstała i zarzuciła na plecy wilczy ogon, który opadał niesfornie na jej pierś.
- Póki pamiętam – zmieniła temat, by nie musieć przedstawiać swoich argumentów dlaczego ma gdzieś, kiedy odnajdzie swoje przeznaczenie i gdzie dokładnie je ma. – Czemu nazwałaś mnie ,,Pwerbleidd’’ – spytała odważnie.
- Nie wiesz? Nikt ci nie powiedział? Geralt ci nie wytłumaczył? – Pat zrobiła większe oczy, a jej usta otworzyły się delikatnie. – Tak, znam twojego ojca – elfka wygięła usta w ładny uśmiech, a po chwili spojrzała na Lamberta, który zaczął z trudem oddychać i jednocześnie krztusić zalegającą w jego buzi krwią. – Oczyścimy go i będzie mógł dołączyć do rozmowy – kobieta oznajmiła, po czym wszeptała coś pod nosem i zrobiła prawie niewidoczny ruch ręką, układając, w odpowiedni sposób, palce. Mężczyzna jak na zawołanie wstał i z lekkimi trudnościami  wyszedł z pomieszczenia do, znajdującego się obok, mniejszego pokoju. – Posłuchaj – Pat odwrócił wzrok od znikającego w przejściu wiedźmina i spojrzała na czerwonowłosą. – Twoje imię w naszym języku oznacza ,,Błękitny Wilk’’, nie bez powodu. – przerwała i wzięła głęboki wdech. Białowłosa obserwowała uważnie każdy gest wysokiej elfki i uważała na każde jej słowo. – Od dawien dawna było wiadome, że wiedźmini i większość czarodziejek nie mogą mieć potomstwa – ponownie zamilkła. Sprawiała wrażenie, jakby szukała odpowiednich słów, by udzielić odpowiedzi na pytanie Pat. – Jednak, pewnej parze, nietypowej parze, znudziło się normalnie życie wśród ruin Kaer Morhen i postanowili złamać istniejące prawa, za pomocą magii, a dokładniej jednego napoju, które, nie oszukujmy się,  tylko jedno przyjęło bezboleśnie – kobieta spojrzała na dziewczynę. Jej blade dłonie zaczęły się lekko trząść, a wzrok, pełen smutku i rozpaczy, powędrował w podłogę. – Dziecko wielkiej czarodziejki, Yennefer i słynnego wiedźmina, Geralta z Rivii – elfka nie chciała pozwolić młodej białowłosej na większe przemyślenia, więc ciągnęła dalej. – Dziecko, które nie odnalazło jeszcze swojego przeznaczenia. Które nie odkryło w sobie mocy, jaką posiada – jej wypowiedź przerwało donośne stąpanie po drewnianych schodach. Po chwili, w mroku przy ostatnim stopniu, zaświeciły się pomarańczowe oczy, zupełnie takie  jak u żmii. – Proszę Geralt, nie zachowujmy się jak dzieci, schowaj miecz – rozległ się nagle odgłos przecieranej pochwy przez ostre, stalowe narzędzie do zabijania. W świetle pojawiły się szare włosy i odbijająca światło, świecąc się niezwykle, masywna zbroja. – Jak zwykle majestatyczny i groźny – uśmiechnęła się wysoka elfka. Jednak widząc twarz tak zmęczoną i niezadowoloną, jej usta powróciły do pierwotnej miny.
- Czego od niej chcesz, Nahme? – wycedził nagle głosem nieprzyjemnym, przechodzącym przez ciało, powodując nieprzyjemne doznania w głowie i spojrzał wzrokiem jeszcze paskudniejszym. Kobieta jedynie odwróciła się plecami, prezentując jednocześnie wilcze futro.
- Chcę jej tylko ułatwić odnalezienie czegoś, przed czym chcesz ją uchronić, Geralt. Ktoś to w końcu musi zrobić, nie sądzisz? – wiedźmin milczał, wpatrując się w pytającą wzrokiem Pat.
- Jest na to nieprzygotowana – rzekł wreszcie, odwracając jednocześnie wzrok od córki i spojrzał na kobiece plecy.
- I właśnie oto chodzi, Geralt – syknęła pewnie i ostro wysoka elfka, odwracając się wreszcie. Obdarowała wiedźmina niemiłym spojrzeniem i usiadła naprzeciwko białowłosej, która milczała i wpatrywała się cały czas w ojca. – Przecież nie chcesz jej stracić i wiem, że będziesz bronił ją nawet wliczając w koszty twoją śmierć. Wiem to – Gwynbleidd zmarszczył czoło, lecz nie ze złości. Czuł teraz cholerną bezradność i poczucie winy. Cały czas oszukiwał sam siebie, a przecież wiadome było, że nie może cały czas pilnować córki. – Geralt – z przemyśleń wyrwał go suchy głos kobiety. – Na razie, nic jej nie grozi i długo nie będzie. Tego jestem pewna i możesz być spokojny. Jednak musi ona zacząć panować nad swoją mocą, nad swoimi emocjami – Pat spoglądała to na ojca, to na Nahme, oczami pełnymi zdezorientowania i niepokoju – Pozwól mi jej pomóc, Geralt.
- Skoro chcesz jej pomóc, to dlaczego nie powiesz jej od razu, czym jest jej przeznaczenie? – spytał przybierając kamienną twarz.
- Geralt, usiądź proszę – wiedźmin spojrzał na Nahme badawczym wzrokiem, po czym nie spiesząc się, usiadł na kamieniu obok białowłosej dziewczyny. – Posłuchaj. Co to za sztuka przyjść na gotowe? Ty szukałeś swojego przeznaczenia, Ciri, Yennefer, on również będzie go szukał – wskazała wzrokiem na zataczającego się powoli Lamberta, który mimo powrotu do żywych, nadal nie mógł normalnie chodzić. Pat chciała wstać i podbiec do wiedźmina, lecz brązowooka zganiła ją wzrokiem, po czym rzuciła urok. Dziewczyna momentalnie zapomniała o Lambercie o wszystkim tym, co wprawiało ją w smutek. – Wybaczcie, ale jej umysł nie może być przepełniony negatywnymi emocjami – złapała młodą wiedźminkę za rękę. – A i proszę was. Nie ważne co się stanie, nie możecie reagować, jasne? Chyba, że ja dam znak – Geralt i Lambert zgodzili się delikatnym skinieniem głowy.  Elfka przymrużyła oczy i mocniej ścisnęła dłoń , lekko zdziwionej Pat, która przez rzucony na nią urok, nie czuła czegoś takiego jak niepokój czy strach. – Gryrde nont cremltle tontet, Pwerbleidd – zapadał cisza. Cisza, co budziła niepokój nie tylko w, chowających się w swoich norkach, wiewiórkach czy ptakach, lecz także w wiedźminach. Nieoczekiwanie Geralt poczuł jak jego medalion zaczyna drgać, a spoglądając na Pat, zacisnął zęby i zaklął, widząc jej nieobecne oczy. Nahme mamrotała pod nosem, jednocześnie przekrzywiając głowę lekko w prawo. Teraz i medalion Lamberta, który  siedział dalej niż Gwybleidd, zaczął wpadać w coraz większe wibracje. Lewa dłoń dziewczyny wędrowała powoli w stronę Geralta, a jej oddech wyraźnie przyspieszył. W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej, tworząc złowrogi półmrok, w którym pobłyskiwały pomarańczowe oczy wiedźminów i białka elfki. Wpadła ona w trans wypowiadając to coraz mniej zrozumiałe słowa. Nieoczekiwanie białowłosa uniosła twarz, kierując ją w do góry, a jej ciało zaczęło się delikatnie trząść. – Geralt, złap ją za rękę – Nahme przemówiła niskim, nienaturalnym głosem, niczym demon. Wiedźmin nie zawahał się ani chwili. Kiedy położył szorstką, masywną dłoń, na jej delikatną rękę, zapadła ciemność. Zupełna pustka, zarówno przed nim, jak i jego głowie. W pewnym momencie zobaczył przed sobą światło i mimo niechęci jaką czuł, jego nogi same prowadziły go oślepiający błysk. Zamknął oczy. Podnosząc powieki, zauważył, że znajduje się  w domu, w Kaer Morhen. Ucieszył się i uśmiechnął pod nosem na widok rodzinnego miejsca, lecz cisza jaka tu panowała, lekko zaniepokoiła wiedźmina. Worki treningowe, na których uczyli się młodzi, nieznacznie kołysały się w lewo i prawo, a wiatraki, służące do szkolenia refleksu leniwie obracały się w kierunku, w jakim wiał delikatny wiatr. Momentalnie złowrogie kruki przeleciały Geraltowi nad głową, kracząc przy tym bardzo głośno. Mężczyzna rozejrzał się dookoła. Yennefer. Patrzyła na niego swoimi fiołkowymi oczami. Jednak były one pozbawione jakiegokolwiek blasku i radości. Teraz wydawały się jakby nieobecne, jakby za mgłą, jednak pełne smutku i rozpaczy. Milczała. Jedyne co słyszał, to jej chrapliwy oddech, który przechodził przez jego ciało, tworząc nieprzyjemne odczucie. Nagle zauważył wypływającą maź z jej brzucha i piersi. Krew. Kobieta uśmiechnęła się lekko, po czym upadła na ziemię. Geralt złapał się za głowę i mocno zacisnął zęby mówiąc do siebie, że to tylko sen, że tylko iluzja. Ponownie posłużył się Znakiem Aksji i nie patrząc na ciało ukochanej, poszedł w stronę źródła płaczu, który nagle usłyszał. Była nim Pat. Klęczała nad czyimś ciałem głaszcząc twarz zamordowanego. Spuścił wzrok w ziemię, która przesiąknięta była krwią. Usłyszał szmer. Stała przed nim zapłakana dziewczyna, wpatrując się w wiedźmina oczami przepełnionymi kolorem jasnego nieba.
- Wiedziałeś, że tak będzie. Wiedziałeś, że wszyscy zginą – przerwała i spuściła wzrok w ziemię. Krew. – Że ty zginiesz – to ciało, przy którym klęczała, które gładziła po twarzy. To był on. Wszędzie krew. Na jej twarzy. Krew. Nawet na jego dłoniach. Zapadła ciemność, a po niej jasność. Ponownie jest tutaj, przy Pat, która nadal jest nieobecna. Ponownie widzi Lamberta, gryzącego z nerwów własną rękę. Nahme zaczęła mamrotać już zupełnie niezrozumiałe słowa, oczy młodej wiedźminki robią się jakby błękitne, a jej usta rozchylają się, jakby miały coś z siebie wydusić. Milczały. W pokoju stawało się coraz jaśniej, Nahme coraz głośniej wypowiadała słowa. Jaśniej. Coraz jaśniej. Krzyk. Aż w końcu ciemność.

***

- Panie Bennington, ktoś do pana – usłyszał nagle znajomy głos pielęgniarki, a także czyjeś kroki. Otworzył oczy i delikatnie uniósł do góry głowę.
- Hej tato – dziewczyna niepewnie podeszła do szpitalnego łóżka i usiadła na, obok znajdującym się, krześle. Chester był  cały blady i jakby bez energii. Zupełnie jak leżąca kukła.
- Alex – mężczyzna uśmiechnął się, a jego oczy, wyraźnie poweselały.
- I jak tam?
- A jakoś się żyję, pomijając jedzenie, które wygląda jak wymiociny kota, czy brak własnej toalety. No, ale jakoś się żyję – zaśmiał się, wpatrując się w świecące oczka dziewczyny.  – A jak u ciebie, co? Dave jest dla ciebie miły?
- Nawet bardzo – uśmiechnęła się szczerze, po czym sięgnęła po swoją torbę, w  której zaczęła czegoś szukać. – Przyniosłam ci parę owoców i domowych sałatek, które tak uwielbiasz – postawiła wszystko na szafeczce, znajdującej się obok białego łóżka. – Będę codziennie przynosiła ci jedzenie, abyś nie musiał jeść kocich wymiocin – zaśmiali się oboje.
- Chcesz, abym jak stąd wyjdę, staczał się po schodach jak jakaś kulka? Hop hop, Chester kurwa bęc – zaśmiał się głośno Bennington, sprawiając, że kobieta prawie płakała ze śmiechu.
- Daj spokój. Przyda ci się trochę przytyć.
- Tylko nie za dużo – uśmiechnął się i chwycił po czerwone jabłko. – Nadal nie opowiedziałaś jak tam u ciebie – nadgryzł owoc i spojrzał na kobietę.
- No w sumie, siedzimy z Dave’em w domu. Od czasu do czasu przychodzi Brad lub Joe. Czasem wychodzimy na miasto. Takie tam.
- Wujek Dave za słabo się stara. Pogoń go tam ode mnie – zaśmiał się Bennington. Nadal nie mógł się napatrzeć na te uśmiechnięte oczka, na te wygięte w uśmiech usta. Na tą piękną twarzyczkę. Tak bardzo za nią tęsknił.
- A co z Robem i Shinodą? – muzyk wyraźnie spoważniał, szczególnie wymieniając ostatnią osobę.
- Rob zajmuje się chorą mamą, a Mike znikł gdzieś – przerwała i spojrzała na zdziwionego mężczyznę, który nadal zajadał jabłko. – Ponoć spotyka się z jakąś dziewczyną  - Chester głośno przełknął kawałek jabłka.
- To ja tu cierpię, a on ma mnie w dupie i ugania się za kobietami? – pomyślał i zmarszczył czoło, wpatrując się w ścianę.

***

- Źle do jasnej cholery, źle! – krzyknął zdenerwowany Eskel. – Złap porządnie za ten miecz – dodał  po chwili spokojniejszym już głosem. Shinoda zmarszczył czoło, obiema rękoma chwycił za metalową rękojeść miecza i z trudem podniósł ostrzę do góry, wypuszczając je po chwili na ziemię. – Przecież ty się prędzej zabijesz, niż zaczniesz władać mieczem – wiedźmin złapał się za głowę i westchnął głęboko.
- Nie moja wina, że ten miecz jest taki ciężki – syknął zdyszany Mike i splunął na kamienną podłogę.
- Ciężki? Ciężko to ty zaraz będziesz miał w dupie, jak wsadzę ci – wypowiedź przerwał mu Vesemir, uderzając go lekko w brązową czuprynę.
- Eskel, bo obudzisz Yennefer – uśmiechnął się staruszek i bez problemu uniósł miecz leżący obok muzyka.  Shinoda otworzył szeroko oczy i ze zdziwieniem patrzył na wiedźmina, na którego twarzy, pod  szarawym wąsem, gościł szczery uśmiech.
- I dobrze. Niech dowie się, jakie drewno przywiózł nam Geralt – założył ręce i zmarszczył czoło, prezentując ogromną bliznę na twarzy. – Ja nie wiem jak my chcemy zrobić z niego maszynę do zabijania. Zwykła trzęsąca się galareta z kupą czarnych kłaków na głowie.
- Oj przestań Eskel – uśmiech Vesemira, jak stwierdził Shinoda, choć stary, wydawał się szczerszy i weselszy od uśmiechu wielu młodziaków. Staruszek niestety nie znał prawdziwego powodu, przez który młody wiedźmin stał się taki wredny i uszczypliwy. Eskel bacznie obserwował muzyka, wtedy, gdy Pat leżała bezradna na stole. Te jego świecące się oczka, uśmieszek typowego kochasia i palce, które gdyby tylko mogły, zabrałyby się za odpinanie guzików, czarnej koszuli dziewczyny. – Daj mu szanse.
- Jeśli masz do niego cierpliwość, proszę bardzo, zajmij się nim. Ja idę się przejść – wygiął usta w wymuszonym uśmiechu, po czym wyszedł z pomieszczenia i udał się na dwór.
- Czemu on jest taki, no wiesz – Shinoda wiedział, że Vesemir jest jedyną tutaj osobą, z którą może porozmawiać normalnie i na każdy temat, nie poruszając tym żadnej burzliwej dyskusji i tak dalej.
- Sam nie wiem. Eskel zawsze był najweselszy z tej trójki bezwzględnych wiedźminów – przerwał i uśmiechnął się pod nosem. – Najbardziej musisz uważać na Lamberta. Typowy cyniczny skurwysyn, oczywiście kocham go jak syna, no ale charakteru mu nie zmienię – zaśmiał się głośno staruszek i uderzył Shinodę w ramię. – A Geralt, jak to Geralt. Z reguły cichy. Krzywdy bez powodu ci nie zrobi.
- Wychowywałeś tę trójkę? – Vesemir jedynie skinął głową i zapatrzył się w płonące drewno. – To skoro wychowywałeś każdego tam samo, to dlaczego Lambert tak bardzo odstaje zachowaniem od reszty? – wiedźmin spoważniał i zmarszczył czoło spoglądając groźnymi oczyma na Mike’a.
- Po pierwsze nie odstaje, a po drugie, różni się tylko, od tej pozostałej dwójki, charakterem – przerwał i ponownie skierował swój wzrok na ogień. – Widzisz, z Lambertem było inaczej. Geralta i Eskela porzucono, a Lambert, był ,, dzieckiem niespodzianką''. Jego ojciec, pijak, bił Lamberta i jego matkę do krwi. Każdy o tym wiedział. I pewnego dnia ten chejtun, wszedł, wyobraź sobie, prosto w gniazdo nekkerów. Pewnie zginąłby, gdyby nie pewien wiedźmin, który uratował mu tyłek i zażyczył sobie standardowej nagrody: ,, dasz mi to, co pierwsze w domu zastaniesz’’. Lambert za życie tego pijaka. Dlatego stał się taki. No sam rozumiesz – jego głos zachwiał się, a dłonie zaczęły nerwowo się trząść. Zapadła cisza. Oboje wpatrywali się w płonące drewno w kominku.
- Ty byłeś tym wiedźminem, prawda? Tym co uratował ojca Lamberta – Vesemir skinął głową i westchnął głęboko.
- Wiesz czemu kocham tego skurczybyka? – popatrzył się wesołymi, pełnymi opieki, starymi oczyma na słuchającego Shinodę. – Że mimo swojego charakteru, jeszcze nigdy nie powiedział mi, że to moja wina.


Witajcie Kochani! 
Jestem z nowym rozdziałem i nowym wyglądem bloga! wowowowow!
Jak dla mnie szablon jest bardzo, bardzo niesamowity. <3
Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale i nowym wyglądzie. :3
Zaraz zabieram się za czytanie Waszych opowiadań.
Do zobaczenia wataho. <3
Bywajcie!


19 komentarzy:

  1. Nowy szablon jest wspaniały! Podoba mi się bardzo i pasuje do klimatu tego opowiadania doskonale!
    W sumie ten rozdział był tak długi, że aż nie wiem od czego zacząć i co tutaj skomentować. xD
    Więc zacznę tak.
    Geralt i Yeeen! <3
    Geralt i Yeeeeeen! <3
    Kocham Geralta i Yeeeeeeen! <3
    Ok, koniec na temat Geralta i Yennefer. (Ale mogłabyś dać ich tu trochę więcej XD)
    Ten długaśny akapit na temat Pat był bardzo ciekawy. Wyjaśniło się o co w ogóle chodzi. Zastanawia mnie w sumie, czy skoro ta Nahme to elfka, a zmieniała się w wilka, to czy inne wilki też są elfami albo ludźmi? Ten późniejszy fragment, czyli to co widział (widział? Nie wiem jakie inne słowo) Geralt było przerażające na tyle, że miałam ciarki. ;_; Robi się coraz bardziej tajemniczo znowu, chociaż dopiero się wyjaśniło.
    "- Chcesz, abym jak stąd wyjdę, staczał się po schodach jak jakaś kulka? Hop hop, Chester kurwa bęc". Obie wiemy, że "hop hop" po schodach nie było komentarzem na temat Chestera, tylko kogoś innego i obie wiemy kogo. Także czytając to, uśmiałam się tak bardzo, że musiałam za chwilę wycierać łzy z policzków. XD Jak tak teraz myślę, to Chester jako kulka jest w sumie jeszcze zabawniejszy od tej osoby. XD
    Jestem ciekawa czy to, co myśli Eskel o Mike'u to prawda? Bo nie wiem czy Mike aż tak się w tę Pat wpatrywał, żeby takie myśli mu po głowie chodziły. W każdym razie dziwny ten zazdrosny i taki nerwowy Eskel.
    I powiedz mi jeszcze, jak to jest, że potrafisz tak pięknie zakończyć rozdział? ;_; Zawsze mi się to podoba, taki klimat się robi pod koniec. Vesemir to chyba moja ulubiona postać z Wiedźmina, zresztą sama wiesz. (Chociaż tak ciężko wybrać kogoś ulubionego, bo wszyscy są na swój sposób cudowni) Tak świetnie go tutaj opisujesz, tak właśnie, jak zawsze sobie go wyobrażam. No a ostatnie zdanie takie ushjancjkaasd (brakuje mi już synonimów, wybacz)
    No i to koniec mojego jakże fascynującego komentarza na temat tego wspaniałego i długiego rozdziału.
    Życzę Ci duuuużo weny i oby kolejne rozdziały były takiej samej długości! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak ''hop hop'' za zawszę w naszej pamięci. xD<3
      Spokojnie, spokojnie. W późniejszych rozdziałach będzie więcej Geralta i Yen. :3
      O tak. Vesemir. :3
      Dziękuję za komentarz. <33
      Ps Vesemir! :ccccccc

      Usuń
  2. Wygląd jest świetny <3 Wreszcie przerywnik z Chesterem i Alex ^^ Pośmiałam się, nie ukrywam. Ta elfka Nahme jest ciekawa, nie powiem, że nie. A potyczki Mike'a z mieczem są świetne. Ogólnie to bardzo lubię te momenty gdy Shinoda musi się przyzwyczajać do tamtejszych, brutalnych warunków. Vesemir...to jest postać, którą chyba lubię najbardziej właśnie za tą pocieszność. Wszyscy tacy poważni, a on wesoły i uśmiechnięty :)
    Jeszcze dodam, że rozdziału na rozdział co raz bardziej mi się podoba ta opowieść. Życzę weny i czekam na kolejną część! Trzymaj się :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję. <3
      Zaraza nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieczy, że coraz bardziej podoba Ci się moje opowiadanie. <33

      Usuń
  3. Przeczytałam
    Zapowiada się bardzo ciekawie.
    Coraz bardziej się wszystko rozkręca :-)
    Vesemir - lubię go, strasznie.
    Moja prożka została wysłuchana - wreszcie pojawił się Mike.
    Co do Chestera - ile on jeszcze będzie w tym szpitalu.
    Alex też lubię.
    Podoba mi się ten nowy wygląd.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny.
    No i czekam na komentarz u mnie - pojawił się 18
    Strasznie podoba mi się nowy wygląd bloga.

    Mika

    OdpowiedzUsuń
  4. Super wygląd bloga, świetny rozdział :3
    Wiem, że się powtórzę, ale ta historia jest naprawdę wciągająca.
    Czekałam na Chaza i Alex
    Ja...stwierdziłam, że moja Bennoda jest zbędna.
    Była bez sensu, usunęłam ją.
    Kiedyś wrócę z czymś nowym i mam nadzieję, że ci się spodoba.
    Pozdrawiam i życzę duużo weny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :3

      No nie. Głupia jesteś. :cc
      Szybko wracaj mi z czymś nowym lub tym co było<3

      Usuń
  5. Jeny, ten szablon jest idealny. (Ulix powstrzymuje się przed zrobieniem klimatycznej sraczki w kolejnym komentarzu)
    "- Nie moja wina, że ten miecz jest taki ciężki – syknął zdyszany Mike i splunął na kamienną podłogę.
    - Ciężki? Ciężko to ty zaraz będziesz miał w dupie, jak wsadzę ci..."
    Jak ja uwielbiam jak oni tyrają Mike'a! To jest po prostu idealne, takie, jak szablon. xD
    Nadal jestem cała przepełniona szacunkiem za to, że mimo, że już tak bardzo nie słuchasz Linkin Park, to nie porzuciłaś tego opowiadania. W sumie, mogłoby być takie od początku. Tylko bardziej po równo. Bo wiesz, pierwsze rozdziały były tylko o LP, a nowe to 75% wiedźmin. Także gdyby wszystkie były 50% LP, 50% wiedźmin, to opowiadanie byłoby wprost genialne! Znaczy, teraz też jest, ale wiesz, że lubię mieszać muzykę z fantastyką, także perspektywa takiego opowiadania mnie powala...
    Ale nie będę Cię zmuszać, bo wiem, jak to jest, gdy mija wena na coś, bo mi też na coś (czyt. Twis) minęła.
    W zasadzie to ten rozdział pod względem tego, ile jest wiedźminowe, a ile linkinowe, to jest idealny. Także pisz tak dalej. <3
    Pozdrawiam i weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, o tak. Ten szablon jest wspaniały ;-; <3
      Co do ilości LP w rozdziałach - no właśnie, muszę jakoś panować nad tym, by nie wrzucać tylko wiedźmina (u mnie to bardzo możliwe) ;-;
      Dziękuję za tak długi komentarz. <3
      Bywaj!
      Ps szykuj się na zjedzenie 3:) <3

      Usuń
  6. Cześć, przepraszam, że dopiero tera, ale jestem strasznie zabiegana (pff, wakacje), a aktualnie jestem na wyjeździe. Tutaj internet działa jak nie powiem co, przy czym, szablon ładował mi się pół dnia. Ale było warto, bo jest prześliczny i oddaje klimat opowiadania.
    Podoba mi się to, jak połączyłaś wiedźmina z LP. Na prawdę, bardzo ciekawe. Grałam ostatnio w tą grę i po troszku ją pokochałam.
    " Hop hop, Chester kurwa bęc" - haha, kocham. Przypomniała mi się taka piosenka: "Kto ma dziecko, niech da dziecko, dziecko kurwa bęc i hyc o podłogę, dziecko kurwa bęc" nie pytaj, chłopaki puszczali to w pierwszej klasie gimnazjum. Taki sentyment.
    Mike z mieczem. Uwielbiam to. Naprawdę.
    Dobra, kończę, bo mnie na kolację wołają.
    Pozdrawiam, weny, ściskam, whatever. xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć, przepraszam, że dopiero tera, ale jestem strasznie zabiegana (pff, wakacje), a aktualnie jestem na wyjeździe. Tutaj internet działa jak nie powiem co, przy czym, szablon ładował mi się pół dnia. Ale było warto, bo jest prześliczny i oddaje klimat opowiadania.
    Podoba mi się to, jak połączyłaś wiedźmina z LP. Na prawdę, bardzo ciekawe. Grałam ostatnio w tą grę i po troszku ją pokochałam.
    " Hop hop, Chester kurwa bęc" - haha, kocham. Przypomniała mi się taka piosenka: "Kto ma dziecko, niech da dziecko, dziecko kurwa bęc i hyc o podłogę, dziecko kurwa bęc" nie pytaj, chłopaki puszczali to w pierwszej klasie gimnazjum. Taki sentyment.
    Mike z mieczem. Uwielbiam to. Naprawdę.
    Dobra, kończę, bo mnie na kolację wołają.
    Pozdrawiam, weny, ściskam, whatever. xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przysięgam, to najbardziej szalone opowiadanie EVER! Prześmieszny tekst (mało poważny w tym rozgardiaszu blogów o zagubionej dziewczynie i rucerzu na koniu, TO DOBRZE!) cudowna oprawa, no i... Wiedźmin :D

    Będę tu z pewnością wpadać :)
    Meredith, mirkwood-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział mega. Powoli nadrabiam starsze rozdziały. Szablon również przecudny. Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością
    PS: zapraszam na rozdział 17 u mnie na blogu

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, myślałam,że dam radę jeszcze choć jeden rozdział przeczytać, ale oczy mnie strasznie pieką, więc wrócę tutaj jutro ;)
    Co do rozdziału ;) Kurczę, wszystko wydawało się takie... naturalne? Czy to dobre określenie czegoś,co istnieje w opowiadaniu? :D Chyba raczej chodzi mi o to, że normalnie czułam się, jakbym gdzieś tam sobie siedziała i patrzyła na to wszystko, jednocześnie czując, jakie emocje mają bohaterowie. Cudooo <3
    Jedyna moja uwaga dotyczy tego, jak Lambert się obudził. Niby napisałaś, że otworzył oczy, potem zajęłaś się resztą bohaterów i nagle ni z tego ni z owego, oczywiście po tym, jak się zachwiał, bo nie mógł ustać, przytakiwał Nehme ;) Sama nie wiem, czego mi brakuje, może jakiegoś zdania, że zaczął słuchać tego, o czym mówiła. Również wydaje mi się, że Pat nie powinna się biernie temu wszystkiemu przypatrywać. Odkąd wkroczył Geralt nie odezwała się chyba, co wydawałoby się dziwne ;) Chyba że już wtedy działało na nią zaklęcie, choć wspominałaś, że Nehme rzuciła je później ;) No nie wiem, może masz ku temu powody, by tak było :D
    Jeeejku tak dawno zabierałam się za przeczytanie Wiedźmina, że teraz, po Twoim opowiadaniu, muszę się normalnie ruszyć i wypożyczyć, bo to nie może być tak, że ja, zagorzała fanka fantastyki nie czytała Sapkowskiego :D Do tego ty wzbudziłaś we mnie taką ogromną (jeszcze większą niż mój kolega, który ma prawie wszystkie jego części) ciekawość tym, jak przedstawiasz swoją historię z wiedźminami ;) Strasznie mi się podoba to połączenie Linkin Park i fantastyki ;)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi