Na szlak moich blizn
poprowadź palec,
By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.
Otwórz te rany, a potem zalecz,
Aż w zawiły losu ułożą się wzór.
By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.
Otwórz te rany, a potem zalecz,
Aż w zawiły losu ułożą się wzór.
W chłodnym pokoju panowała niezwykła cisza. Białowłosa
kobieta o kocich oczach stała spokojnie przy oknie i wpatrywała się w okoliczne
łąki. W głowie miała młodzieńcze lata, gdy razem z Geraltem chodziła po
pagórkach, jaskiniach i uczyła się rozpoznawać dobro od zła. Większość
wiedźminów zapomniało o zasadach, które utrzymywałyby porządek świata. Prawie
każdy z nich zabiłby niewinnego człowieka za dwie korony. Pat wydawało się to
okrutne i niezrozumiałe. Przez to niehonorowe zachowanie, wszystkich wiedźminów
traktowano z góry tak samo, jako bezuczuciowe, łase na byle pieniądz, mutanty.
Na samą myśl dostała gęsiej skórki. Czasem czuła się obco, jak potwór. Jakby
każdy , kto ją widzi, chciałby jej napluć na twarz. Twarz pokrytą okropną
blizną, której wykonawcą był widłogon. Tamtejszej nocy, gdyby nie Geralt,
pewnie teraz nie stałaby tu i nie rozmyślała nad tym wszystkim. Jej ojciec był
dla niej autorytetem, idolem , wszystkim. I teraz kiedy nareszcie udało jej się
go odnaleźć, ten musi zająć się jakimś brunetem. Jednak dziewczyna widziała w
tym mężczyźnie coś ciekawego. Jej rozmyślania przerwało ciche skrzypnięcie drzwi.
Nie odwróciła się. Jej oczy nadal wędrowały ze skaczącymi zającami i
biegającymi sarnami. Nieoczekiwanie poczuła jak ktoś delikatnie obejmuje ją w
pasie, a po szyi przebiegło ciepłe powietrze. Nadal patrząc przed siebie,
chwyciła masywną dłoń, która ubrana była w porządną, skórzaną rękawicę. Zamknęła
powieki i cicho westchnęła. Czuła jak przez jej ciało przechodzi dreszcz z
każdym pocałunkiem.
- Co się stało? – wyszeptał cicho Lambert, ściskając mocniej
bladą i zimną dłoń dziewczyny.
- Nie, tak po prostu sobie rozmyślam – kobieta uśmiechnęła
się, otwierając jednocześnie oczy.
Zapadła cisza. Mężczyzna podszedł do dziewczyny od przodu. Był wyższy od
niej o głowę i o wiele cięższy. Odgarnął delikatnie białe włosy opadające na
twarz Pat, a następnie uniósł ją lekko do góry. Zawahał się, sam nie wiedział
czy dobrze robi. Jednakże czuł, że kocha ją z całego serca. Chociaż w jego życiu nie było czegoś takiego jak
,,emocje’’, on to po prostu czuł. Trochę niepewnie zbliżył twarz do wiedźminki
i delikatnie ją pocałował. Po jego ciele przeszedł ogromny dreszcz, zresztą
podobnie stało się u Pat. Ta chwyciła mężczyznę za czarne włosy i teraz to ona
połączyła swoje czerwone usta z zimnymi, prawie fioletowymi wargami Lamberta.
Ich oddechy zaczęły przyspieszać, a pocałunek stawał się coraz bardziej
namiętny. Nagle obie skórzane rękawice upadły na kamienną podłogę, a masywne dłonie zaczęły schodzić w dół.
Zatrzymały się dopiero na pośladkach kobiety. Pat nadal zajmując się ustami
Lamberta, zabrała się również za rozpinanie jego białej koszuli. Każdy kolejny
guzik rozpalał kobietę jeszcze bardziej. Wiedźmin widząc lekkie zawahanie u
dziewczyny, postanowił jej pomóc i sam zdjął rozpięte już ubranie. Przed
dziewczyną ukazała się umięśniona klatka piersiowa, która pokryta była różnymi
bliznami. Niektóre szerokie, inne prawie niewidoczne. Kobieta widząc to
przerwała na moment wszystkie czynności i spojrzała ze smutkiem na poranione
ciało. Po chwili położyła dłoń na jego ciele i delikatnie przesunęła palcem po
największej z blizn.
- Nie przejmuj się – uśmiechnął się Lambert, po czym
pocałował dziewczynę w czoło. Ta uniosła głowę i odwzajemniła uśmiech. Potem jedynie pokiwała niepewnie głową.
Wiedźmin ponownie zabrał się za usta
kobiety. Nagle, jednym ruchem, nie rozpinając nawet guzików, zdjął z niej
czarną koszulę, odsłaniając jędrne piersi okryte czarnym stanikiem. Dziewczyna
nie spostrzegła kiedy znalazła się u góry. Trzymała z niezwykłym uczuciem twarz Lamberta w swoich delikatnych dłoniach.
Ten, po chwili położył kobietę na puszystych kołdrach i powoli przykrył jej
ciało swoim. Nie chciał za mocno naciskać, bo wiedział, że do najlżejszych nie
należy. Jego usta przeniosły się na szyję i zaczęły schodzić coraz niżej. Przez
chwilę zatrzymał się przy piersiach, lecz nie odkrył ich spod czarnego stanika. Po
chwili ponownie zaczął swoją wędrówkę w dół. Nieoczekiwanie ktoś zapukał do
drzwi. – Cholera – syknął Lambert zeskakując z łóżka i położył się obok niego
na zimnej, kamiennej podłodze. W tym samym czasie Pat szybko wskoczyła pod
kołdrę. Do pokoju wszedł Geralt. Spojrzał z lekkim zdziwieniem na córkę, a
następnie usiadł na meblu obok leżącej dziewczyny.
- Spać się zachciało? – uśmiechnął się delikatnie Biały Wilk.
Kobieta pokiwała głową na tak. – Chyba za gorąco tu, bo jesteś cała czerwona –
zaśmiał się szczerze. Dziewczyna lekko
spoważniała. – Lambert, wyłaź – dodał po chwili uśmiechnięty wiedźmin. Nagle
zza drewnianego rogu wyłonił się mężczyzna ze zmieszaną miną. Gwynbleidd spoglądając
na klatkę piersiową kolegi, uniósł delikatnie jedną brew do góry i westchnął. –
Spokojnie, pamiętaj, że ci ufam – powiedział miłym i spokojnym głosem, a
następnie wyszczerzył białe zęby.
***
- Cholera, kto podał mu taką ilość?! – Bennington słyszał
dźwięki jakby przez taflę wody. Lekko niewyraźne, lecz słyszalne. Nie widział
nic, czuł jednak jak ktoś dotyka jego ciała. Nie było żadnego znajomego głosu.
Wszystko takie obce, nieznajome. Nagle w jego głowie zapanowała zupełna pustka.
Jednak nadal miał wrażenie jakby ktoś grzebał mu w żyłach. Nagle ostry ból w
rękach. Ból w sercu. Nie może się ruszyć, by sobie pomóc. Nie może krzyczeć,
mówić, czegokolwiek wyszeptać.
***
- Czy ty nie widzisz, że rozpada nam się zespół?! – krzyknął
Brad do Farrella, który siedział spokojnie na fotelu.
- Zamknij się łaskawie, bo obudzisz Alex – syknął szybko. – Widzę
do jasnej cholery, widzę – wstał nerwowo i zaczął chodzić po pokoju. Zaciskał
mocno zęby i myślał co powiedzieć.
- Chester zaćpany trafił do tego ośrodka. Nie łudźmy się,
szybko nie wyjdzie – Delson przerwał spoglądając w podłogę. – A Mike? O Mike’u
już zupełnie nic nie wiemy… - dodał patrząc z lekkim smutkiem w oczach na Dave’a.
Ten stał cicho ze zrezygnowaną miną. Dobrze wiedział, co za zawód wykonuje
Shinoda i jakie mogą być tego konsekwencje. Ale cholera, obiecał mu, że będzie
siedział cicho.
- No dobra, a co z Joe i Robem? – basista zmienił delikatnie
temat. Czuł, że jeszcze trochę i powiedziałby całą prawdę o przyjacielu. W
głowie kipiało mu od natłoku myśli i problemów. Brad tylko wzruszył
ramionami ze zrezygnowaniem. Oboje przegryzali
wargi i myśleli nad zaistniałą sytuacją. – No nic, teraz trzeba zrobić konkurs
na remix jakiejś piosenki, aby nie wyszło, że zaniedbujemy fanów – zarzucił nagle
i usiadł z powrotem na wygodny fotel. Czasem miał ochotę wyrzucić to wszystko w
błoto, całą tą sławę i bogactwo. Niekiedy było za dużo kłopotów z tym
związanych. Zamknął oczy i zaczął nerwowo stukać palcami o mebel.
- Przestań – Delson zmarszczył czoło, a następnie krążąc w
kółko po pokoju, złapał się za kręcone włosy. – Ty wiesz co było powodem
zniknięcia Mike’a, co nie? – Dave tylko zwiesił głowę, jednocześnie przełykając
cicho ślinę. – Cholera, Dave. Czemu nic nie mówiłeś? – gitarzysta spojrzał na
basistę z ogromnym zdziwieniem.
- Bo nie mogłem.
- Do kurwy nędzy, może coś mu jest, a ty nic nie powiesz, bo
,,nie mogłem’’?! – wykrzyczał zdenerwowany Delson. Po chwili obiema rękoma
chwycił się za głowę i zaczął nią kręcić w lewo i w prawo. – No powiedz coś –
wyszeptał. Farrell ponownie przełknął ślinę. Obiecał Shinodzie, że będzie
siedział cicho, że nic nie powie. Jednak myśl, że coś mogło mu się faktycznie
stać doprowadzała go do obłędu. W jego głowie trwała wojna myśli. Wiedział, że
niezależnie jaką da odpowiedź, skończy się to negatywnie. – Kurwa mów! – Brad wybuchł
nagle chwiejącym się głosem , waląc jednocześnie pięścią o stół.
- Bo widzisz, Mike – przerwał na chwilę i wziął głęboki
oddech. Patrzył na Deslona smutnymi oczami, które wydawały się być mokre od
łez. Nie chciał tego mówić. Tak bardzo bał się konsekwencji.
No nic. Ten rozdział jest krótszy od poprzednika, ale mam nadzieję, że się Wam spodobał. Powiedzcie mi co sądzicie o wprowadzeniu wiedźmińskich klimatów? Chyba dobrze się przyjęło. Dobra, czekam na opinie w komentarzach i do następnego Kochani. <3
Fragment z Pat i Lambertem jest piękny. Po prostu piękny. Jestem nim totalnie zachwycona. Przeczytałam go już kilka razy, ale chyba na tym się nie zakończy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wróciłaś na moment do sytuacji zespołu, a nie zostajesz tylko w tym wiedźmińskim klimacie, bo być może niektórzy wolą właśnie to.
Dziękuję Ci, że piszesz takie piękne rozdziały. Uwielbiam je.
Dziękuję Ci <3
UsuńRozdział super!
OdpowiedzUsuńFajnie, że dodałaś Wiedźmina (ten tekst z poprzednika do Mike'a trochę mi się skojarzył z ty z jakiegoś filmu:
"-Kim ty jesteś?
-Osobą, która odetnie co fiuta i przyklei do czoła, żebyś wyglądał jak niedorobiony jednorożec" [właściwie coś podobnego :P])
Mam nadzieję, że zespół się nie rozpadnie.
W następnym rozdziale daj Joe+jedzenie =D (no i co dalej z Shinodą, Czesiem itd).
Pozdro!
Haha. Miło mi to czytać. :D
UsuńDziękuję. <3
Szalejesz! 3 rozdziały w ciągu 4 dni jestem pełna podziwu. Bardzo polubiłam Pat. Szczególnie podoba mi się jej wygląd. Cieszę się, że był przerywnik z zespołem i Chesterem. Nie mogę się doczekać dalszej części.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam ^^
Muszę nadrobić te zaniedbania. :D
UsuńNo nic. Dziękuję za komentarz. <3
Początek byl interesującu.
OdpowiedzUsuńChazz o co chodzi?
O nie nie LP ma się nie rozwalić.
Dave nic nie mów!
Czekam na kolejny
Dziękuję za komentarz. :p
Usuń