niedziela, 5 lipca 2015

XVI




Na szlak moich blizn poprowadź palec,
By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.
Otwórz te rany, a potem zalecz,
Aż w zawiły losu ułożą się wzór.


W chłodnym pokoju panowała niezwykła cisza. Białowłosa kobieta o kocich oczach stała spokojnie przy oknie i wpatrywała się w okoliczne łąki. W głowie miała młodzieńcze lata, gdy razem z Geraltem chodziła po pagórkach, jaskiniach i uczyła się rozpoznawać dobro od zła. Większość wiedźminów zapomniało o zasadach, które utrzymywałyby porządek świata. Prawie każdy z nich zabiłby niewinnego człowieka za dwie korony. Pat wydawało się to okrutne i niezrozumiałe. Przez to niehonorowe zachowanie, wszystkich wiedźminów traktowano z góry tak samo, jako bezuczuciowe, łase na byle pieniądz, mutanty. Na samą myśl dostała gęsiej skórki. Czasem czuła się obco, jak potwór. Jakby każdy , kto ją widzi, chciałby jej napluć na twarz. Twarz pokrytą okropną blizną, której wykonawcą był widłogon. Tamtejszej nocy, gdyby nie Geralt, pewnie teraz nie stałaby tu i nie rozmyślała nad tym wszystkim. Jej ojciec był dla niej autorytetem, idolem , wszystkim. I teraz kiedy nareszcie udało jej się go odnaleźć, ten musi zająć się jakimś brunetem. Jednak dziewczyna widziała w tym mężczyźnie coś ciekawego. Jej rozmyślania przerwało ciche skrzypnięcie drzwi. Nie odwróciła się. Jej oczy nadal wędrowały ze skaczącymi zającami i biegającymi sarnami. Nieoczekiwanie poczuła jak ktoś delikatnie obejmuje ją w pasie, a po szyi przebiegło ciepłe powietrze. Nadal patrząc przed siebie, chwyciła masywną dłoń, która ubrana była w porządną, skórzaną rękawicę. Zamknęła powieki i cicho westchnęła. Czuła jak przez jej ciało przechodzi dreszcz z każdym pocałunkiem.
- Co się stało? – wyszeptał cicho Lambert, ściskając mocniej bladą i zimną dłoń dziewczyny.
- Nie, tak po prostu sobie rozmyślam – kobieta uśmiechnęła się, otwierając jednocześnie oczy.  Zapadła cisza. Mężczyzna podszedł do dziewczyny od przodu. Był wyższy od niej o głowę i o wiele cięższy. Odgarnął delikatnie białe włosy opadające na twarz Pat, a następnie uniósł ją lekko do góry. Zawahał się, sam nie wiedział czy dobrze robi. Jednakże czuł, że kocha ją z całego serca. Chociaż  w jego życiu nie było czegoś takiego jak ,,emocje’’, on to po prostu czuł. Trochę niepewnie zbliżył twarz do wiedźminki i delikatnie ją pocałował. Po jego ciele przeszedł ogromny dreszcz, zresztą podobnie stało się u Pat. Ta chwyciła mężczyznę za czarne włosy i teraz to ona połączyła swoje czerwone usta z zimnymi, prawie fioletowymi wargami Lamberta. Ich oddechy zaczęły przyspieszać, a pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Nagle obie skórzane rękawice upadły na kamienną podłogę, a  masywne dłonie zaczęły schodzić w dół. Zatrzymały się dopiero na pośladkach kobiety. Pat nadal zajmując się ustami Lamberta, zabrała się również za rozpinanie jego białej koszuli. Każdy kolejny guzik rozpalał kobietę jeszcze bardziej. Wiedźmin widząc lekkie zawahanie u dziewczyny, postanowił jej pomóc i sam zdjął rozpięte już ubranie. Przed dziewczyną ukazała się umięśniona klatka piersiowa, która pokryta była różnymi bliznami. Niektóre szerokie, inne prawie niewidoczne. Kobieta widząc to przerwała na moment wszystkie czynności i spojrzała ze smutkiem na poranione ciało. Po chwili położyła dłoń na jego ciele i delikatnie przesunęła palcem po największej z blizn.
- Nie przejmuj się – uśmiechnął się Lambert, po czym pocałował dziewczynę w czoło. Ta uniosła głowę i odwzajemniła uśmiech.  Potem jedynie pokiwała niepewnie głową. Wiedźmin ponownie zabrał się za  usta kobiety. Nagle, jednym ruchem, nie rozpinając nawet guzików, zdjął z niej czarną koszulę, odsłaniając jędrne piersi okryte czarnym stanikiem. Dziewczyna nie spostrzegła kiedy znalazła się u góry. Trzymała z niezwykłym uczuciem  twarz Lamberta w swoich delikatnych dłoniach. Ten, po chwili położył kobietę na puszystych kołdrach i powoli przykrył jej ciało swoim. Nie chciał za mocno naciskać, bo wiedział, że do najlżejszych nie należy. Jego usta przeniosły się na szyję i zaczęły schodzić coraz niżej. Przez chwilę zatrzymał się przy piersiach, lecz  nie odkrył ich spod czarnego stanika. Po chwili ponownie zaczął swoją wędrówkę w dół. Nieoczekiwanie ktoś zapukał do drzwi. – Cholera – syknął Lambert zeskakując z łóżka i położył się obok niego na zimnej, kamiennej podłodze. W tym samym czasie Pat szybko wskoczyła pod kołdrę. Do pokoju wszedł Geralt. Spojrzał z lekkim zdziwieniem na córkę, a następnie usiadł na meblu obok leżącej dziewczyny.
- Spać się zachciało? – uśmiechnął się delikatnie Biały Wilk. Kobieta pokiwała głową na tak. – Chyba za gorąco tu, bo jesteś cała czerwona – zaśmiał się szczerze.  Dziewczyna lekko spoważniała. – Lambert, wyłaź – dodał po chwili uśmiechnięty wiedźmin. Nagle zza drewnianego rogu wyłonił się mężczyzna ze zmieszaną miną. Gwynbleidd spoglądając na klatkę piersiową kolegi, uniósł delikatnie jedną brew do góry i westchnął. – Spokojnie, pamiętaj, że ci ufam – powiedział miłym i spokojnym głosem, a następnie  wyszczerzył białe zęby.


***

- Cholera, kto podał mu taką ilość?! – Bennington słyszał dźwięki jakby przez taflę wody. Lekko niewyraźne, lecz słyszalne. Nie widział nic, czuł jednak jak ktoś dotyka jego ciała. Nie było żadnego znajomego głosu. Wszystko takie obce, nieznajome. Nagle w jego głowie zapanowała zupełna pustka. Jednak nadal miał wrażenie jakby ktoś grzebał mu w żyłach. Nagle ostry ból w rękach. Ból w sercu. Nie może się ruszyć, by sobie pomóc. Nie może krzyczeć, mówić, czegokolwiek wyszeptać.

***

- Czy ty nie widzisz, że rozpada nam się zespół?! – krzyknął Brad do Farrella, który siedział spokojnie na fotelu.
- Zamknij się łaskawie, bo obudzisz Alex – syknął szybko. – Widzę do jasnej cholery, widzę – wstał nerwowo i zaczął chodzić po pokoju. Zaciskał mocno zęby i myślał co powiedzieć.
- Chester zaćpany trafił do tego ośrodka. Nie łudźmy się, szybko nie wyjdzie – Delson przerwał spoglądając w podłogę. – A Mike? O Mike’u już zupełnie nic nie wiemy… - dodał patrząc z lekkim smutkiem w oczach na Dave’a. Ten stał cicho ze zrezygnowaną miną. Dobrze wiedział, co za zawód wykonuje Shinoda i jakie mogą być tego konsekwencje. Ale cholera, obiecał mu, że będzie siedział cicho.
- No dobra, a co z Joe i Robem? – basista zmienił delikatnie temat. Czuł, że jeszcze trochę i powiedziałby całą prawdę o przyjacielu. W głowie kipiało mu od natłoku myśli i problemów. Brad tylko wzruszył ramionami  ze zrezygnowaniem. Oboje przegryzali wargi i myśleli nad zaistniałą sytuacją. – No nic, teraz trzeba zrobić konkurs na remix jakiejś piosenki, aby nie wyszło, że zaniedbujemy fanów – zarzucił nagle i usiadł z powrotem na wygodny fotel. Czasem miał ochotę wyrzucić to wszystko w błoto, całą tą sławę i bogactwo. Niekiedy było za dużo kłopotów z tym związanych. Zamknął oczy i zaczął nerwowo stukać palcami o mebel.
- Przestań – Delson zmarszczył czoło, a następnie krążąc w kółko po pokoju, złapał się za kręcone włosy. – Ty wiesz co było powodem zniknięcia Mike’a, co nie? – Dave tylko zwiesił głowę, jednocześnie przełykając cicho ślinę. – Cholera, Dave. Czemu nic nie mówiłeś? – gitarzysta spojrzał na basistę z ogromnym zdziwieniem.
- Bo nie mogłem.
- Do kurwy nędzy, może coś mu jest, a ty nic nie powiesz, bo ,,nie mogłem’’?! – wykrzyczał zdenerwowany Delson. Po chwili obiema rękoma chwycił się za głowę i zaczął nią kręcić w lewo i w prawo. – No powiedz coś – wyszeptał. Farrell ponownie przełknął ślinę. Obiecał Shinodzie, że będzie siedział cicho, że nic nie powie. Jednak myśl, że coś mogło mu się faktycznie stać doprowadzała go do obłędu. W jego głowie trwała wojna myśli. Wiedział, że niezależnie jaką da odpowiedź, skończy się to negatywnie. – Kurwa mów! – Brad wybuchł nagle chwiejącym się głosem , waląc jednocześnie pięścią o stół.
- Bo widzisz, Mike – przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech. Patrzył na Deslona smutnymi oczami, które wydawały się być mokre od łez. Nie chciał tego mówić. Tak bardzo bał się konsekwencji. 




No nic. Ten rozdział jest krótszy od poprzednika, ale mam nadzieję, że się Wam spodobał. Powiedzcie mi co sądzicie o wprowadzeniu wiedźmińskich klimatów? Chyba dobrze się przyjęło. Dobra, czekam na opinie w komentarzach i do następnego Kochani.  <3

8 komentarzy:

  1. Fragment z Pat i Lambertem jest piękny. Po prostu piękny. Jestem nim totalnie zachwycona. Przeczytałam go już kilka razy, ale chyba na tym się nie zakończy.
    Dobrze, że wróciłaś na moment do sytuacji zespołu, a nie zostajesz tylko w tym wiedźmińskim klimacie, bo być może niektórzy wolą właśnie to.
    Dziękuję Ci, że piszesz takie piękne rozdziały. Uwielbiam je.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super!
    Fajnie, że dodałaś Wiedźmina (ten tekst z poprzednika do Mike'a trochę mi się skojarzył z ty z jakiegoś filmu:
    "-Kim ty jesteś?
    -Osobą, która odetnie co fiuta i przyklei do czoła, żebyś wyglądał jak niedorobiony jednorożec" [właściwie coś podobnego :P])
    Mam nadzieję, że zespół się nie rozpadnie.
    W następnym rozdziale daj Joe+jedzenie =D (no i co dalej z Shinodą, Czesiem itd).
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szalejesz! 3 rozdziały w ciągu 4 dni jestem pełna podziwu. Bardzo polubiłam Pat. Szczególnie podoba mi się jej wygląd. Cieszę się, że był przerywnik z zespołem i Chesterem. Nie mogę się doczekać dalszej części.
    Życzę weny i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę nadrobić te zaniedbania. :D
      No nic. Dziękuję za komentarz. <3

      Usuń
  4. Początek byl interesującu.
    Chazz o co chodzi?
    O nie nie LP ma się nie rozwalić.
    Dave nic nie mów!
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi