Białowłosa otworzyła oczy i poczuła jak coś ostrego wbija
jej się w plecy. Dopiero po chwili zauważyła, że leży na ziemi, a nad nią
wesoło kołyszą się zielone korony drzew oraz przelatują czarne, jak smoła,
kruki. Zaczęła wstawać powoli, gdyż delikatnie kręciło jej się w głowie, a nogi
jakby obumarły. Nie wiedziała co robi w głębi ciemnego lasu, lecz postanowiła
iść przed siebie. Jej stopy wlokły się po piasku, zahaczając ,co chwila, o
wystające kamienie, a kosmyki długich, śnieżnych włosów, opadały na twarz,
ograniczając widoczność. Mimo to, dziewczyna brnęła przed siebie, ponieważ
odczuwała silną potrzebę odkrycia, co znajduje się przed nią. Nie umiała
wyjaśnić skąd wzięło się to pragnienie, lecz traktowała to jako przymus. Tak
chciało podpowiadające ,,coś’’ w jej głowie, z którym nie potrafiła walczyć. Jakby tajemniczy głos, co rozkazuje jej ciału,
jakby ktoś, kto chwyta za sznurki i steruje bezradną marionetką. Tak właśnie
czuła się Pat, która nadal szła przed siebie. Nagle usłyszała dziwny dźwięk.
Zupełnie jak uderzanie kopyt o glebę. Dziewczyna próbowała odnaleźć źródło
owego hałasu za pomocą swoich zmysłów, lecz bezskutecznie. Nieoczekiwanie obok
niej przebiegł wysoki koń, na którym jechał brunet w białej koszuli, a przed
nim, leżała przypięta sznurem, jakaś dziewczyna. Dopiero po chwili skojarzyła,
że widziała samą siebie i Mike’a, pędzącego na Grer’u.
- Więc to sen – pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem.
Jednak po chwili wpadła w stan zamyślenia. Odgarnęła opadające, białe włosy, za
ucho i przyłożyła dłoń do ust. Zupełnie, jakby chciała z nerwów się w nią wgryźć. –
Skoro Mike i ja jechaliśmy na Grer’u – przerwała na chwilę, po czym otworzyła
szeroko oczy. – Lambert – wyszeptała zachwianym głosem, po czym szybkim krokiem
ruszyła w przeciwnym kierunku, niż pobiegł wierzchowiec wiedźmina. Nadal czuła
mrowienie w nogach i szepty w głowie, lecz próbowała je ignorować. Nie szło jej
to najlepiej, gdyż co chwilę potykała się o wystające korzenie i kamienie. Ręce Pat po jakimś czasie stały się czerwone
od lepiącej się mazi, a spodnie, przetarte na kolanach. A ona wciąż nie mogła
dostrzec nigdzie Lamberta. Po chwili dotarła do miejsca, które przesiąknięte
były krwią, a smród jaki się tu unosił, był nie do wytrzymania. Pat od razu
przyłożyła bladą rękę do nosa, by choć trochę ograniczyć to paskudztwo. Kiedy
obróciła się lekko w lewo, zobaczyła leżące ciało. W jej głowie zrobiła się
zupełna pusta, a serce zaczęło bić jak szalone. Gdy chciała tam pobiec, nagle
wokół niej zapanowała ciemność.
***
Geralt spokojnie wędrował po wsi Dajno, które kojarzone było
najlepszymi kowalami i jedzeniem. Co
prawda Gwynbleidd’owi bardziej nazwa
kojarzyła się ze słowem ,,Łajno’’, ale wolał nie mówić o tym mieszkańcom. I tak
miał już na głowie ich bezsensowne teksty o wiedźminach i ich braku manier. Wielki
mężczyzna kroczył dumnie do swojego przyjaciela, który miał wykonać dla niego
małe cudeńko. W głowie powtarzał sobie właśnie schemat, jak wyglądać ma idealny
naszyjnik dla Pat. Z jakich kamieni ma być i jakie inne surowce wykorzystać. –
Złoto, srebro, może żelazo… Nie, nie żelazo jest zbyt słabe i biedne – w jego
umyśle ciągle trwała walka myśli, które podpowiadały co chwilę to nowe pomysły
na biżuterię.
- Panie wieśmin !– z przemyśleń wyrwało go niepewne wołanie,
lecz kontynuował wędrówkę. – Panie wieśmin! – znowu ten sam głos. Geralt
zatrzymał się i wziął głęboki oddech. Sam nie wiedział co bardziej go drażni w tej chwili. To, że ktoś zabiera jego cenny
czas, czy to, że ta osoba nie potrafi dobrze wypowiedzieć słowa ,, wiedźmin’’.
Biały Wilk westchnął głęboko, po czym obrócił się na pięcie. W jego kierunku
szedł starzec. Około siedemdziesiątki, jak określił białowłosy.
- Witaj, panie wieśmin – staruszek podszedł do Geralta i
przywitał się z uśmiechem, prezentując jednocześnie niepełne uzębienie. Gwynbleidd
lekko kiwnął głową. – Jest pan wieśminem, tak?
- Nie – odpowiedział sucho mężczyzna w masywnej zbroi. –
Jestem WIEDŹMINEM - dodał po chwili,
mocno naciskając na ostatni wyraz.
- No, no – staruszek ponownie uniósł kąciki ust, a po chwili
wziął głęboki oddech. – To tego… panie wieśmin
- Geralt przewrócił pomarańczowymi oczami. – Jest sprawa, no nie? Bo
widzita panie wieśmin. Na cmentarzu, tutaj obok – wskazał na polną dróżkę,
która zapewne prowadziła do miejsca, o jakim mówił bezzębny pan. – jakieś stworzyska
grasują. Mówię wam, panie wieśmin, takiego gówna to jeszcze nigdy nie
widziałem. Wszędzie muchów i innych robaków. A krew? Panie… cały cmentarz krwią
uwalony. Trupów to jak pryszczy u mojej żony na plecach - przerwał i spojrzał na mającego kamienną twarz
szarowłosego. Geralt nienawidził rozmawiać z wieśniakami, bo ich mowa,
wprawiała go o wylew w uszach. Jednak czasem chciało mu się wybuchnąć śmiechem
z ich porównań.
- Co z tego będę miał? – zarzucił sucho, po czym skierował
wzrok lekko w prawo. Zależało mu, aby sprawić wrażenie znudzonego i
niezainteresowanego zadaniem.
- 100 koron panie.
- No dobrze – Gwynbleidd powiedział z lekkim uśmiechem. –
Jest ktoś, kto wie coś więcej o tych waszych potworach?
- Każdy kto widział potworzyska z bliska, leży tam teraz z
innymi trupami – odrzekł jakby ze smutkiem w głosie.
- Dobrze. Zobaczę co da się zrobić – Geralt ponownie
zarzucił sucho, po czym odwrócił się i wznowił wędrówkę do przyjaciela.
Ponownie musiał przypomnieć sobie cały pomysł i dylematy, które mu
towarzyszyły. – Złoto czy srebro? – wciął zadawał sobie to samo pytanie przez
całą drogę. Kiedy znalazł się przed chatą znajomego, zapukał głośno, a po chwili
zza rogu wyłonił się krasnolud z rudawą brodą. Te niskie stworzenia były
najlepsze jeśli chodzi o wyroby metalu, srebra i tak dalej.
- Witaj Geralt, jak miło cię widzieć.
- Ciebie również, Mahmal – odrzekł wiedźmin, po czym
uścisnął masywną dłoń małego człowieka. Krasnolud od stóp do głów ubrudzony był
sadzą, a na jego głowie znajdowała się śnieżnobiała chusta. Dawała taki
kontrast, że Geralt nie mógł na nią patrzeć, gdyż bolały go oczy. – Słuchaj,
mam dla ciebie zlecenie – sięgnął do kieszeni, a następnie wyciągnął z niej
parę drogocennych kamieni oraz większy kawałek srebra. – Zrób mi z tego
naszyjnik z w kształcie wilka.
- Dla Pat zapewne? – uśmiechnął się Mahmal. Wiedźmin pokiwał
jedynie głową, że tak. – Nie za dużo ma tych wilków na sobie? – zaśmiał się
marszcząc jednocześnie swój wielki nos, który przypominał ziemniaka.
- Czuję, że tak ma być – odrzekł sucho. – Nie pytaj –
machnął dłonią po czym spojrzał na zdziwionego krasnoluda. - Tutaj masz
pieniądze – wiedźmin rzucił woreczek, wypełniony hałasującymi monetami,
woreczek, na drewniany stolik, obok Mahmal’a.
- Dziękuję – rudobrody odrzekł po chwili zamyślenia – Bywaj Geralt!
– zawołał wesoło do wychodzącego mężczyzny. Przyzwyczaił się już, że wiedźmin
nie jest zbyt rozmowny. Zawsze mówi krótko i na temat.
- Bywaj.
***
- Mike spotyka się z taką jedną, Anną – wyjaśnił Norman, po
czym spojrzał na reakcję reszty. – Musiał wyjechać z nią, do jej rodziców –
dodał po chwili z uśmieszkiem na twarzy. Joe i Brad spojrzeli na siebie ze
zdziwieniem na twarzy i szeroko otworzonymi oczami.
- I tego nam się bałeś powiedzieć Dave? – Delson zaśmiał
się, a po chwili podszedł do basisty i uderzył go w ramię. Farrell wymusił
uśmiech na swojej, bladej ze stresu ,twarzy. Czuł się okropnie z faktem, że
musi okłamywać zespół. Jednak dobrze wiedział, że nie miał innego wyjścia, bo
albo Mike zrobiły mu krzywdę lub Reedus. Basista przełknął cicho ślinę, po czym
spojrzał na rozbawionych kolegów.
- Dobra, to ja lecę, bo mam coś do załatwienia – Norman oznajmił
tylko i wszedł bez żadnego większego pożegnania. Pozostali rozsiedli się
wygodnie w fotelach i zaczęli pić herbatę, przygotowaną przed Dave’a. Po chwili
rudzielec poczuł delikatne wibracje. Wyciągnął telefon z kieszeni, a po chwili
odczytał sms’a, którego przed chwilą dostał.
,, Jeśli piśniesz choć słówko, to ujebie ci nogi przy samej
dupie <3 ‘’
- Chociaż postarał się z tym serduszkiem – Farrell pomyślał
i ponownie przełknął ślinę. Jak tak dalej pójdzie, to zaślini się na śmierć.
Żeby nie przyciągać niepotrzebnej uwagi chłopaków, odłożył Iphona na stół i
rozpoczął zupełnie inny temat. – To kiedy zabieramy się za teksty? – rzekł popijając
herbatą.
- Słuchaj, ja nie mam zamiaru rozpoczynać niczego bez
Chestera i Mike’a. Zresztą, nie oszukujmy się. Nikt z nas nie umie napisać nic
lepszego nić ,, świeci słońce nam polem’’ – zaśmiał się Brad.
- Skąd wziąłeś ten tekst? – Joe wybuchł śmiechem i zaczął
wycierać się koszulą, gdyż cały się opluł. Dave zrobił się cały czerwony widząc
męczącego się Hahna.
- Ten tekst niczym ,, Stała krowa na polu i meczy’’ – dodał po
chwili Farrell.
- Ale przecież krowy muczą… - Brad podrapał się po głowie.
- Cicho, to była moja spuścizna artystyczna.
- Zrobiło się niesmacznie Dave - Joe zrobił obrzydzoną minę, po czym wybuchł śmiechem.
Witajcie Kochani <3
Dzisiaj dodałam krótki rozdział, za co bardzo Was przepraszam. ;-;
Dzisiejszy post był pisany bez weny, więc proszę o wyrozumiałość.
No nic. Czekam na komentarze i do zobaczenia wataho. <3
Ten motyw ze snami jest świetny. Na początku trochę nie ogarnęłam o co chodzi, ale jak już wyjaśniłaś, że to sen to zakochałam się w tym pomyśle. Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze jakieś inne fragmenty z tymi snami związane.
OdpowiedzUsuńWieśmin. xDD
Uśmiałam się tak strasznie, jejku. Twój humor jest cudowny.
"Panie… cały cmentarz krwią uwalony. Trupów to jak pryszczy u mojej żony na plecach" - to jest w ogóle mistrzostwo. XD
Wiedziałam, że Norman nie powie im prawdy. To by było zbyt łatwe przecież. Biedny Dave, będzie miał teraz niezłe problemy przez to. ;_;
Mój komentarz to dzisiaj jakieś masło maślane chyba, wybacz, jakoś mi dzisiaj nie wyszedł. ;_;
A tak w ogóle to dodałaś taki uroczy gif na końcu, że aż żal się nie uśmiechnąć. :3
Czekam na kolejne rozdziały. <3 <3 <3
Hahah. Dziękuję. <3
UsuńWitam! <3
OdpowiedzUsuńOstrzegam, że mój komentarz będzie krótki, ponieważ jestem na telefonie.
A więc...
Szkoda, że tak mało Mika i Chestera w rozdziale. Bardzo podobał mi się ten wątek z Pat. Nadal nie jest mi szkoda Lamberta... Serio :/ . Przechodząc dalej... Biedny Dave. Szkoda go. A tak w ogóle kiedy Mike wróci do Los Angeles? Oczywiście bardzo podoba mi się wiedźminowski (?) świat! Ym... Ten SMS do Phoenixa, taaaak, śmieje się do tej pory.
Ale nie byłabym sobą, gdybym się nie przyczepiła (wybacz)... Przez cały rozdział powtarzałaś "gdyż". I to by było chyba na tyle.
Cudowna treść, cudowny styl, cudowne wątki, ogółem wszystko cudowne! Czekam na dalsze losy!
Pozdrawiam i życzę weny!
Ps. Informuję, że jeżeli wstawisz rozdział w weekend, to nie skomentuję go zbyt szybko, z powodu koncertu w sobotę, a niedzielę i poniedziałek pewnie będę mieć wycięte z życiorysu.
Więc bywaj! <3
Dziękuję <3
UsuńBędę próbowała bardziej patrzeć na moje powtórzenia. :3
Co do Mike'a i jego powrotu- spokojnie, spokojnie. Musi sie nam chłopak trochę rozwinąć. :D
No nic. Bywaj <3
Najbardziej podobał mi się początek.
OdpowiedzUsuńNo i końcówka.
Rozmowa Brada Davida i Joe'ego.
Dave mógł nie poznać sekretu Shinody to teraz nie musiał by okłamywać zespołu. Mógł żyć w błogiej nieświadomości i to było najlepsze rozwiązanie.
Super rozdział.
Czekam na kolejny
MS
Dziękuję. :3
UsuńBardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńCiekawy, aż chce się coraz więcej i więcej.
Tak strasznie krótki nie jest.
Pozdrawiam i dużo weny życzę :)
Dziękuję. :)
UsuńZapraszam do mnie na trzeci rozdział :)
Usuńhttp://icantfeelyouthere.blogspot.com/2015/07/rozdzia-trzeci.html
Zapraszam do mnie na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://wielorybispiew.blogspot.com/
Życzę miłego czytania i dużo weny ;)
Wieśmin. xD Skisłam.
OdpowiedzUsuńW ogóle, to jakoś na początku strasznie się zdziwiłam tym wiedźminem, tym wszystkim. Domyślam się, że przeczytałaś książkę, zafascynowałaś się i postanowiłaś napisać opowiadanie. Wielki szacunek za to, że nie porzuciłaś tego opowiadania. Zazwyczaj, gdy ludzie mają nową "pasję", to tworzą nowe opowiadanie, piszą, że do poprzedniego wrócą, i nie wracają. Także podoba mi się Twój... Twój czyn. O.
Chyba wiesz, że kocham fantastykę, także taka modyfikacja bloga jak najbardziej mi się podoba. <3 Jakbyś tak jeszcze dodała z pięć stron o smokach, byłoby idealnie. xD
Także ja już nie przynudzam o moich miłościach i pozdrawiam i życzę weny. :D
Ooo jesteś. :D <3
UsuńMiło, miło. O smokach może coś będzie, ale to ciii. xD <3
No nic. Dziękuję za komentarz. <3
http://klucze-krolestwa.blogspot.com/2015/07/rozdzia-17_14.html - nowy Zapraszam
OdpowiedzUsuńJejku te rozdziały z wiedźminami są cudowne! <3 tyle się w nich dzieje, że o jejciu :D Chociaż wcześniej też się działo, nie powiem, że nie, bo Mike zabił kilkoro ;D
OdpowiedzUsuńRozmowa wiedźmina z wieśniakiem wyszła Ci genialnie ;D Te jego słówka, cudownie :D Haha już nie mogę się doczekać tego, jaka to będzie biżuteria ;) W końcu to krasnolud, na pewno wyjdzie ładna <3
No i oczywiście trzeba dodać, że sen również fantastyczny ;) Czy kiedyś wspominałam, że podobają mi się wszystkie imiona? :D Nie wiem, czy są Twoje, czy z książki, ale mimo wszystko, cudowne :D
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Zuza <3